Donald Trump został 47. prezydentem Stanów Zjednoczonych. Zdobył do tej pory 279 głosów elektorskich. CNN, NBC i AP powołując się na kolejną ważną amerykańską sondażownię ogłosiły zwycięstwo Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich. Wcześniej jego wygraną ogłosiła stacja Fox News, powołując się na exit poll innej sondażowni.
Przypomnijmy - aby wygrać w wyborach prezydenckich w USA, trzeba zdobyć co najmniej 270 głosów z 538 Kolegium Elektorów.
Zakończyło się głosowanie we wszystkich stanach w USA. Zliczanie będzie trwało jeszcze kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt godzin. Na oficjalne wyniki trzeba więc będzie jeszcze poczekać.
Według Edison Research po przeliczeniu 87 proc. głosów Donald Trump otrzymał 70,7 mln głosów, a Kamala Harris 65,7 mln.
Teraz rozpoczniemy złotą erę Ameryki.
Donald Trump podkreślił, że zwycięstwo jest wydarzeniem na skalę historyczną.
- Naprawimy wszystko w naszym kraju, uzdrowimy go - mówił szczęśliwy Donald Trump podczas wiecu na Florydzie. Wśród aplauzów dziękował swoim wyborcom. Stwierdził, że republikanie dostali potężny mandat, bo wygrali też w Senacie i prawdopodobnie w Izbie Reprezentantów.
- To największe polityczne zwycięstwo, jakiego nikt wcześniej nie widział. Musimy podziękować Amerykanom, za ten zaszczyt, że zostanę Waszym 47. prezydentem. Będziemy walczyć o każdego obywatela, każdą rodzinę, każdego dnia, do ostatniego tchu, żebyśmy naszym dzieciom zostawili Amerykę dobrobytu. Teraz rozpoczniemy złotą erę Ameryki. To wielkie zwycięstwo, uczynimy Amerykę znów wielką - powiedział Trump.
- Ameryka dała nam potężny mandat. Odzyskaliśmy kontrolę nad Senatem. W Montanie, Newadzie, w Teksasie, Ohio, Michigan, Wisconsin, Pensylwania - wszędzie wygraliśmy dzięki ruchowi Make America Great Again. I wygląda na to, że będziemy także kontrolować Izbę Reprezentantów - oznajmił.
- Mamy wspaniałe uczucie tego, że jesteśmy połączeni ze wspaniałymi ludźmi, którzy stoją obok mnie. Sprawię, że będziecie bardzo dumni i zobaczycie, że to był jeden z bardzo ważnych momentów. Ameryka dała nam bezprecedensowy i potężny mandat do tego, by odbić Senat - dodał.
Szczególne podziękowania dla Muska
- Szczególne podziękowania kierował m.in. do Elona Muska. - Kocham Cię, Elon - mówił Trump.
- Mamy nową gwiazdę. Jest niesamowitym gościem. Siedzieliśmy dzisiaj razem. On spędził dwa tygodnie w Filadelfii w różnych częściach Pensylwanii, prowadząc kampanię. Wystrzelił tę rakietę dwa tygodnie temu. Widziałem te rakietę spadającą. Piękną, świecącą na biało - mówił Trump. Opowiadał, że miała wysokość 42 pięter. - Tylko Elon mógł coś takiego zrobić - dodał.
Ze świata spływają gratulacje. Jako jeden z pierwszych przywódców zwycięstwa w wyborach pogratulował mu premier Węgier Viktor Orban.
Premier Węgier Orban pogratulował Donaldowi Trumpowi wygranej w wyborach w USA, nazywając je "bardzo potrzebnym zwycięstwem dla świata".
Wcześniej w mediach społecznościowych, kiedy spływały pierwsze wyniki napisał "w drodze do pięknego zwycięstwa".
Viktor Orban otwarcie popierał republikanina w wyścigu o Biały Dom.
Olaf Scholz: Gratuluję Donaldowi Trumpowi
"Gratuluję Donald Trump wyboru na prezydenta USA. Od dawna Niemcy i USA współpracują ze sobą, skutecznie promując dobrobyt i wolność po obu stronach Atlantyku. Będziemy to kontynuować dla dobra naszych obywateli" - napisał kanclerz Niemiec Donald Trump.
Emmanuel Macron: Jesteśmy gotowi do wspólnej pracy
"Jesteśmy gotowi do wspólnej pracy, tak jak to potrafiliśmy robić przez cztery lata. Z twoimi przekonaniami i z moimi. Z szacunkiem i ambicją. O więcej pokoju i dobrobytu" - napisał prezydent Emmanuel Macron.
Giorgia Meloni: Dobra robota Panie Prezydencie
"Najszczersze gratulacje składam prezydentowi-elektowi Stanów Zjednoczonych Donaldowi Trumpowi. Włochy i Stany Zjednoczone to narody 'siostrzane', które łączy niewzruszony sojusz, wspólne wartości i historyczna przyjaźń. To strategiczna więź, którą jestem pewien, że teraz jeszcze bardziej wzmocnimy. Dobra robota, Panie Prezydencie" - napisała.
Binjamin Netanjahu: Historyczny powrót do Białego Domu
Gratulacje prezydentowi-elektowi złożył również premier Izraela Binjamin Netanjahu.
"Drodzy Donaldzie i Melanio Trump, Gratulacje z okazji największego powrotu w historii! Pański historyczny powrót do Białego Domu oznacza nowy początek dla Ameryki i mocne potwierdzenie wielkiego sojuszu Izraela i Ameryki. To wielkie zwycięstwo! W prawdziwej przyjaźni, twój, Benjamin i Sara Netanjahu" - napisał.
Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen:
"Serdecznie gratuluję Donaldowi J. Trumpowi. UE i USA są czymś więcej niż tylko sojusznikami. Łączy nas prawdziwe partnerstwo między naszymi narodami, jednoczące 800 milionów obywateli" - skomentowała wynik Ursula von der Leyen w mediach społecznościowych.
Wołodymyr Zełenski zwycięstwo Donalda Trumpa nazwał "imponującym".
Z niecierpliwością czekamy na erę silnych Stanów Zjednoczonych Ameryki pod zdecydowanym przywództwem prezydenta Trumpa - napisał prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. #WyboryUSA
"Doceniam zaangażowanie prezydenta Trumpa w podejście 'pokój przez siłę' w sprawach globalnych. To jest właśnie zasada, która może praktycznie przybliżyć sprawiedliwy pokój w Ukrainie. Mam nadzieję, że wcielimy ją w życie razem" - stwierdził ukraiński lider.
Kreml zabrał głos po wyborach w USA.
W opinii rzecznika władz w Moskwie Stany Zjednoczone niezależnie od zmiany w Białym Domu wciąż pozostają państwem wrogim wobec Rosji.
Dmitrij Pieskow podkreślił jednak, że Kreml jest "otwarty na dialog" w sprawie "resetu" w relacjach z Waszyngtonem po zwycięstwie Donalda Trumpa.
Według przedstawiciela Władimira Putina rosyjskie służby nie miały żadnych związków z wpływaniem na ostateczny rezultat głosowania za Oceanem.
Komentarze polskich polityków
Andrzej Duda pogratulował Donaldowi Trumpowi. "Zrobiłeś to!"
Congratulations, Mr. President @realDonaldTrump! You made it happen! 👏👏👏🇵🇱🤝🇺🇸
— Andrzej Duda (@AndrzejDuda) November 6, 2024
Congratulations, Mr. President @realDonaldTrump! You made it happen! 👏👏👏🇵🇱🤝🇺🇸
— Andrzej Duda (@AndrzejDuda) November 6, 2024
Wpis premiera Donalda Tuska na X:
Gratulacje dla @realDonaldTrump o wygraniu wyborów. Liczę na naszą współpracę dla dobra narodu amerykańskiego i polskiego
Pod wpisem premiera natychmiast pojawiły się złośliwe komentarze, jak Zygfryda Czabana:
Oświadczenie ministra spraw zagranicznych RP Radosława Sikorskiego:
- Potwierdziła się słuszność polskiej polityki zagranicznej, polegająca na utrzymywaniu kontaktów zarówno z demokratami, jak i republikanami. Jestem w bieżącym kontakcie z najwyższymi przedstawicielami do spraw bezpieczeństwa Donalda Trumpa. Europa musi pilnie wziąć większą odpowiedzialność za swoje bezpieczeństwo. Wydatkami na obronność i decyzjami w sprawie polityki migracyjnej Polska robi to, co sojusznicy dopiero zaczną robić. Z odzyskaną wiarygodnością w UE i dobrymi stosunkami z USA Polska będzie liderem procesu zwiększania odporności Unii Europejskiej. Wiatr historii wieje coraz mocniej, przywództwo Polski stanie na wysokości zadania - powiedział minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski.
Wicepremier, minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz:
Amerykanie zdecydowali. Stany Zjednoczone są i wciąż będą dla nas kluczowym sojusznikiem, który odgrywa bardzo ważną rolę w kwestii naszego bezpieczeństwa. W obliczu takiego rozstrzygnięcia w USA rola PSL jako partii centroprawicowej staje się jeszcze istotniejsza. Dziś, przed naszym wielkim narodowym świętem podziękowałem amerykańskim sojusznikom za ich codzienną służbę w naszym kraju.
Prezes J. Kaczyński: "Cieszę się ze zwycięstwa Trumpa".
O amerykańskie wybory pytany był w Sejmie prezes PiS Jarosław Kaczyński. – Cieszę się ze zwycięstwa Donalda Trumpa. Stany Zjednoczone są oczywiście ciągle najważniejszym państwem świata, na pewno najważniejszym państwem Zachodu, ale jednak nasze sprawy są oddzielne – powiedział.
Na pytanie jednego z dziennikarzy o receptę J.D. Vance'a (republikański kandydat na wiceprezydenta USA – red.) na zakończenie wojny na Ukrainie, która miałaby polegać m.in. na oddaniu Rosji okupowanych terytoriów ukraińskich, Kaczyński odpowiedział: – Wiem, że J.D. Vance ma poglądy o tej części Europy, z którymi nie sposób się zgodzić, ale to Donald Trump będzie prezydentem.
Dopytywany, co prezydentura Trumpa oznacza dla Polski, prezes PiS stwierdził, że "my mamy własne reguły gry, inne niż Stany Zjednoczone".
Poseł PiS Marcin Przydacz:
Wygrana Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w USA oznacza wzrost znaczenia roli Polski w Europie oraz dodaje animuszu polskiej prawicy - ocenił w Studiu PAP poseł PiS Marcin Przydacz
Lech Wałęsa oburzony:
- Jak można wybierać pierwszego obywatela z takim życiorysem i z takim działaniem, to jest fatalny przykład dla całego świata. To hańba dla świata - powiedział PAP były przewodniczący NSZZ "Solidarność" i b. prezydent Lech Wałęsa
Aleksander Kwaśniewski bije na trwogę:
Jeśli spełniłby swoje słowa z kampanii, to trzeba bić na trwogę - powiedział Aleksander Kwaśniewski o wygranej Donalda Trumpa. #WyboryUSA
- Z punktu widzenia wyborcy, zdefiniował problemy amerykańskie lepiej niż Kamala Harris. To znaczy inflacja, sytuacja gospodarcza, ale nie Ameryki w całości, tylko rodzin i migracja. Myślę, że to zagrało większą rolę, niż kwestia aborcji, czy przywiązanie Kamali Harris do demokratycznych zasad - powiedział Kwaśniewski.
Krzysztof Stanowski @K_Stanowski kpił na X
O której będą doliczać głosy elektorskie Jennifer Lopez, LeBrona Jamesa, Cardi B i Harrisona Forda?
I w następnym wpisie dodał:
To teraz chyba profesjonalnie będzie trzeba powiedzieć, Bogdanowi Klichowi, że "te relacje są dzisiaj szczególnie ważne" i jednak nie może być ambasadorem, skoro nazywał Trumpa niezrównoważonym?
Roman Giertych @GiertychRoman gratuluje... Radkowi Sikorskiemu:
Obudziliśmy się w nowej rzeczywistości geopolitycznej. Nowym prezydentem USA zostanie najprawdopodobniej D. Trump. Brawo dla @sikorskiradek który pokazał pełen profesjonalizm spotykając się z przedstawicielami obu partii w USA. Te relacje są dzisiaj szczególnie ważne.
Tomasz Lis: "Dajmy już spokój z tą Ameryką"
Jak na przywódcę upadłego byłego imperium, Putin dość znacznie zwiększył w ostatnich godzinach stan posiadania. A to raczej nie koniec.
Dajmy już spokój z tą Ameryką. Mamy swoje sprawy i swoje problemy, które musimy rozwiązać jak nie chcemy tu mieć za jakiś czas swojego Trumpland czy duckland.
Fareed Zakaria: USA przestają być demokracją liberalną. Nie tylko z winy trumpistów [LE FIGARO]
W przeddzień wyborów w USA w Wyborczej.pl ukazał się przedruk wywiadu z Fareedem Zakarią, jeden z najbardziej rozpoznawalnych publicystów Ameryki, znany m.in. z CNN i łamów „Washington Post", jako pierwszy użył terminu „nieliberalna demokracja", zapowiadając jej nadejście w książce „The Future of Freedom" (2003). Jego najnowsza, tegoroczna książka nosi tytuł "Age of Revolutions: Progress and Backlash from 1600 to the Present".
Przytaczam końcowy fragment tego wywiadu:
Jest pan autorem, który ukuł termin „nieliberalna demokracja". Kto odpowiada za to, że USA przestają być demokracją liberalną?
- Niestety, obie strony politycznego spektrum.
Bo czym jest liberalna demokracja? To system, który jest bardziej zainteresowany przestrzeganiem procedur i zasad niż samymi wynikami wyborów. W tym systemie wolimy wierzyć w wolność słowa, niż wskazywać: „to jest jedyna prawda". Wolimy wierzyć w instytucję wyborów, niż mówić: „wiemy, kogo należy wybrać". Tak długo, jak instytucje i procedury są uczciwe, akceptujemy, że wyniki są takie, jakie są.
To, co groźnego dzieje się zarówno na prawicy, jak i na lewicy, polega na tym, że ludzie tracą cierpliwość i rośnie ich gotowość do przeskoczenia, pominięcia ważnych punktów procesu politycznego. Prawica chce „ulepszyć" instytucje, a jeśli trzeba, nawet je zastraszać, byle osiągnąć od ręki pożądany rezultat. Jeśli Trumpowi nie spodoba się to, co robi Rezerwa Federalna, powie: „Zwolnijmy tych ludzi i wsadźmy tam kogoś, kto po prostu obniży stopy procentowe". Jeśli nie spodoba mu się decyzje sądów, mianuje takich sędziów, którzy zrobią to, czego oczekuje.
Demokraci zaczynają się kierować podobną logiką. Np. widząc, że w Ameryce nie ma wystarczającej równości rasowej czy równouprawnienia płci, chcą obejść system oparty na pewnych ustalonych zasadach, aby przeforsować tę równość. Na przykład narzucając parytety na niektórych stanowiskach.
Ja się tego obawiam, ponieważ jest to zasadniczo nieliberalne. Pokusa, aby chodzić na skróty, oznacza odmowę poddania się przejrzystemu procesowi w celu uzyskania pożądanego rezultatu. Nie tylko podważa to liberalizm i liberalną demokrację, ale przede wszystkim wywołuje coraz ostrzejszą reakcję zwrotną.
Tymczasem wyzwaniem stawianym nam przez liberalną demokrację jest właśnie zaakceptowanie faktu, że nawet jeśli szanujemy procesy i instytucje, nie zawsze uzyskamy pożądany rezultat. I trzeba być przygotowanym na to, by z tym żyć.
Czy widzi pan jakieś remedium na rosnącą polaryzację w Ameryce ?
- Nie ma prostych rozwiązań. Przede wszystkim większość społeczeństwa musi umieć dostrzegać, że w ciągu ostatnich 50 lat dokonała się nie jedna, ale wiele rewolucji. Biorąc pod uwagę skalę tych zmian, musimy uważać, aby nie posuwać się za daleko zbyt szybko - i zrozumieć, że to społeczeństwo jako całość musi przetrawić te zmiany. Do tego potrzeba czasu. Jeśli ludzie sprzeciwiają się nielegalnej imigracji, to nie dlatego, że wszyscy są rasistami, tylko dlatego, że czują się wyobcowani i nie nadążają za tym, co dzieje się z krajem, w którym dorastali.
Po drugie, musimy unikać strategii nieliberalnych, które rosną również na lewicy. Równości nie można narzucić ani zadekretować. Trzeba do niej przekonać.
Na lewicy, zarówno w Ameryce, jak i w Europie, zawsze istniały tendencje jakobińskie. To niedobrze, po pierwsze dlatego, że instytucje zawsze muszą być szanowane, a po drugie dlatego, że wyrządza to lewicy niedźwiedzią przysługę.
Wystarczy spojrzeć na to, jak bezproduktywne okazały się pozwy przeciwko Trumpowi. Po przegranych wyborach w 2020 r. Trump mógł się już nie podnieść, Republikanie stracili większość w Senacie, wybory w połowie kadencji poszły źle dla Partii Republikańskiej, a w szczególności dla frakcji Trumpa. Popularność Trumpa stale spadała - dopóki Demokraci nie zaczęli wytaczać mu procesów, często na wątpliwych podstawach prawnych. Atakując go, w końcu przekonali jego bazę, że jest prześladowany i że oni sami, pośrednio, są prześladowani przez tych wielkomiejskich, zarozumiałych liberałów, którzy rządzą krajem. W ten sposób Demokraci poniekąd stracili swój potężny argument – przestali być wiarygodni w twierdzeniu, że Trump jest nieliberalny, ponieważ sami użyli niekonwencjonalnych środków, aby go zaatakować.
Liberalizm to delikatny system, musimy być bardzo ostrożni, aby go nie nadkruszać. Najwyższy czas, by zabrać się za jego ocalanie, zaczynając od naszych własnych głów.
FRAGMENT KOMENTARZa w Wyborczej Macieja Czarneckiego, który w USA obserwował kampanię wyborczą:
Natomiast nie mogę się oprzeć wrażeniu, że za zwycięstwami Trumpa – tym w 2016 r. i obecnym – stoją bardziej długofalowe trendy, chroniczne problemy, z którymi Ameryka nie może sobie poradzić. Ten kraj naprawdę ma wiele powodów do frustracji. Czułem je w rozmowach z ludźmi na szlaku kampanii. Od lat 80. dochody 90 proc. Amerykanów nie nadążały za wzrostem PKB. Kryzys opioidowy, bezdomność, przestępczość z użyciem broni palnej, coraz dotkliwsze skutki zmian klimatycznych, koncerny farmaceutyczne łupiące pacjentów, brak podstawowego zabezpieczenia społecznego milionów osób...
Czy Donald Trump to wszystko rozwiąże? Oczywiście, że nie; recepty, które proponuje, najprawdopodobniej wręcz zaostrzą chorobę. Ale demokracja polega na tym, że dostajesz to, co wybierasz.
Z komentarza Bogusława Chraboty z "Rz": Trump nie przekroczy żadnej „czerwonej linii”
Trump zrealizuje swoje obietnice uszczelnienia granicy, utrudnienia życia imigrantom, podniesienia ceł czy transakcyjności w polityce zagranicznej, ale nie przekroczy żadnej „czerwonej linii”; mimo swego narcyzmu i megalomanii jest przecież nieodrodnym dzieckiem „uporządkowanej” konstytucyjnie Ameryki, której rozchwianie będzie oznaczało koniec amerykańskiego republikanizmu i amerykańskiej demokracji. Czy naprawdę chce być grabarzem Stanów Zjednoczonych? Tego mu nie zarzucają nawet najszczersi wrogowie.
Jerzy Haszczyński z "Rz" pociesza nas:
Za pocieszające można też uznać, że w ostatnich miesiącach stanowiska w instytucjach zajmujących się bezpieczeństwem objęli politycy, którzy umieli rozmawiać z Trumpem w pierwszej kadencji – jak nowy szef NATO, a przedtem wieloletni premier Holandii Mark Rutte. Albo wywodzą się z państw, które szczególnie wyznają zasadę, że blisko współpracować trzeba z każdym prezydentem USA – tak jest z Kają Kallas, byłą premier Estonii, która kieruje dyplomacją unijną.
Z Putinem tylko z pozycji siły?
Pocieszenia można też szukać w wypowiedziach dawnych współpracowników Trumpa. Na przykład w wywiadzie z Kurtem Volkerem, jego specjalny wysłannikiem na Ukrainę z czasów pierwszej kadencji, który przeprowadził dla „Rzeczpospolitej” Jędrzej Bielecki. Volker nie spodziewa się, aby Trump miał ulegać Putinowi w sprawie Ukrainy, bo „idea podjęcia z Kremlem negocjacji z pozycji siły jest mu droga”. Volker mówił nawet o członkostwie Ukrainy w NATO jako „części pakietu” negocjacji pokojowych. I zapewniał, że Trump naprawdę chce sprawiedliwego pokoju, a nie po prostu pokoju.
(oprac. as)
Skomentuj
Komentuj jako gość