Nie dowiedzieliśmy się od premiera Donalda Tuska ani od 13 ministrów i jednego wiceministra, podczas debaty w Sejmie w środę 25 września nt. powodzi i jej skutków, dlaczego państwo polskie nie było przygotowane na falę powodziową, co zawiodło i kto za to odpowiada? W zamian obywatele otrzymali 5-godzinny spektakl w wykonaniu rządu koalicyjnego, żeby jak najpóźniej posłowie opozycji mogli zadawać pytania.
Sam marszałek Szymon Hołownia zauważył po wystąpieniu premiera, że cala debata skończy się ok. 2 w nocy. W ten sposób w głównych telewizyjnych programach informacyjnych i wieczorem w sieci dominować będzie przesłanie rządu, a przede wszystkim premiera Tuska.
Premier w Sejmie: Niezależnie od partyjnych barw jednoczymy się z poszkodowanymi
Swoje wystąpienie o godz. 18.00 premier Donald Tusk zbudował na przesłaniu o konieczności zjednoczenia w obliczu katastrofy.
– Moja propozycja do was wszystkich, żebyście szukali dzisiaj tutaj wspólnego działania, a nie pola do takiej właśnie politycznej bijatyki – powiedział premier. Później podkreślił, że „polski naród zdał egzamin, jak w wielu takich dramatycznych przypadkach".
- Wydaje mi się to absolutnie kluczowe, bo przecież w historii, w naszej polskiej historii zawsze sprawdzaliśmy się jakoś i zdawaliśmy egzamin wtedy, kiedy w takich dramatycznych momentach pokazywaliśmy, że jesteśmy z tymi ludźmi i że staramy się cały nasz czas poświęcić pomocy dla nich, a nie rozgrywaniu jakichś gier czy uprawianiu polityki na nieszczęściu innych ludzi. Wydaje się, że także dzisiaj mamy wszyscy bez wyjątku szansę, żeby ludzie uwierzyli, że naprawdę tak jest, że to, co mamy dzisiaj i w głowach, i w sercach, to jest przede wszystkim potrzeba ratowania, pomocy i zbudowania wspólnie razem lepszej przyszłości dla ludzi tak dramatycznie poszkodowanych - apelował premier Tusk.
Tusk kreował się podczas swojego wystąpienia na męża stanu, który dba o jedność Polski w obliczu zagrożenia, stoi ponad partyjną bijatyką, którą zajęta jest opozycja.
Dużo miejsca poświęcił premier opisom poświęcenia i heroizmu służb i mieszkańców w walce z powodzią oraz informacji na temat uruchomionej pomocy finansowej dla ofiar powodzi. W sumie na pomoc i odbudowę terenów zniszczonych powodzią rząd przeznaczy 23 mld zł – „dobrze, że ich istotną część stanowią środki europejskie, szczególnie te, których z różnych powodów i tak nie moglibyśmy wykorzystać, gdyby nie ta decyzja – z całą pewnością nie wystarczą, jeśli myślimy o procesie odbudowy, a także budowy nowej infrastruktury przeciwpowodziowej w perspektywie kilku lat” – dodał premier.
Premier Tusk wyjaśniał, dlaczego sztaby są i były transmitowane publicznie (po raz pierwszy w Polsce w sytuacji kryzysowej).
- Mówię o tej części informacyjnej, w przypadku której podjąłem decyzję, żeby była transparentna, żeby media pokazywały ludziom to, co do powiedzenia ma nie polityk, premier czy jakiś minister, tylko co do powiedzenia ma strażak, żołnierz, policjant, miejscowy wójt czy burmistrz. Chodziło także o to, żeby budować elementarne zaufanie między ludźmi w tak trudnym czasie jak akcja w czasie powodzi. I to był jedyny powód, dla którego o tym zdecydowaliśmy. Było to trudne.
Kolejny kluczowy wątek przemówienia premiera Tuska dotyczył walki z dezinformacją,
- Ta informacja była także niezbędna, ponieważ równocześnie pojawiała się naprawdę wielka fala dezinformacji. Nieprzypadkowo jedną z instytucji, z którą współpracowałem w tych dniach we Wrocławiu, była miejscowa delegatura Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. (…) W sieci przede wszystkim pojawiły się bardzo niebezpieczne z punktu widzenia strażaków i żołnierzy fejki, kłamstwa o tym, że gdzieś jakaś miejscowa władza wysadza w powietrze wały, żeby zalać jakąś miejscowość.
Część tej dezinformacji pochodziła z farm rosyjskich trolli. - Był wzrost o 300% aktywności kont, o których wiemy, bo mamy to, tak jak już powiedziałem, udokumentowane, że są to konta organizowane przez Rosję. One były bardzo aktywne w COVID-zie. Prawa część sali pamięta tę dywersję w sieci - mówił premier Tusk.
Na koniec premier poruszył sprawę zarzutów o zbyt późne uruchomienie służb do przygotowania się na falę powodzi. Przypomnijmy, że informacje o tym, jaka będzie skala powodzi rząd posiadał już od 10 września od Komisji Europejskiej, rządu Czech oraz naszego Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej. Mimo to 13 września premier uspokajał: „prognozy nie są przesadnie alarmujące”.
- Mówicie o tym, że akcja pomocy przyszła za późno. (Gwar na sali) Będziemy robili bardzo dokładny audyt, gdzie, co zawiodło.
(Poseł Marek Suski: Ooo…)
Chcę wam przypomnieć, że wy jesteście ostatnimi, którzy mogą mówić, że ktoś się spóźnił z akcją pomocy dotyczącą powodzi, bo wtedy, kiedy ludzie tam na miejscu pomagali…
(Poseł Barbara Bartuś: Nie z akcją pomocy, tylko z akcją ostrzegania.)
I mówię nie o mnie, bo to jest moja robota i ja tu nie mam nic do rzeczy. Ale ci ludzie, którzy tam na miejscu pomagali powodzianom w sobotę, w telewizji oglądali was na wiecu politycznym. (Oklaski)
(Głos z sali: Ale w piątek pan powiedział, że nie ma co się obawiać.)
Ja nie powiedziałem i możecie to państwo sprawdzić. Miałem osobiście dużo powodów, żeby to komentować, bo byłem głównym bohaterem tego politycznego wydarzenia w Warszawie. Nie powiedziałem na ten temat ani jednego słowa. (Gwar na sali, dzwonek)
(Poseł Barbara Bartuś: Jest pan premierem rządu.)
Ale wydaje mi się, że wy też nie powinniście wypowiadać się na temat tego, kto za późno tam pojechał, kto w ogóle tam pojechał i kto zajął się powodzią wtedy, w tę sobotę, kiedy woda naprawdę przyszła do miast, kiedy w Głuchołazach…
(Głos z sali: Kto zatrzymał pomoc, o tym mówimy.)
Ja w tym czasie byłem w Głuchołazach, w niedzielę rano w Kłodzku, we Wrocławiu.
(Głos z sali: Dlaczego zbagatelizował pan ostrzeżenia?)
(Głos z sali: Prognozy nie są przesadnie alarmujące.)
Więc proszę was, nie róbcie też tego typu atmosfery, bo ona niczemu nie służy.
(Głos z sali: To nie my.)
Prognozy były jednoznaczne, prognozy były jednoznaczne, nieprzypadkowo…
(Głos z sali: Niealarmujące.)
Przez chwilę jakbyście wysłuchali, to może też w tej sprawie nabralibyście jakiejś racjonalności.
(Gwar na sali, dzwonek)
Premier polskiego rządu organizuje tam, na miejscu sztab kryzysowy, w piątek o godz. 8 rano pierwsze posiedzenie tego sztabu odbywa się we Wrocławiu. Kiedy w trakcie i tuż po tym pierwszym posie dzeniu, mimo że prognozy przez te dni były zmienne, akurat w piątek…
(Głos z sali: Nie było.)
I proszę ze mną nie dyskutować, bo mamy raporty Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej.
(Poseł Janusz Kowalski: My też.)
Były bardzo alarmujące wtedy, kiedy podejmowaliśmy decyzje w środę, kiedy poleciłem ministrowi spraw wewnętrznych i administracji szybką organizację sztabów tam na miejscu w środę.
(Poseł Janusz Kowalski: Mamy raporty.)
(Głos z sali: Sprawdzimy.)
13 w piątek, pechowego 13 w piątek prognoza poranna brzmiała: opad nie będzie tak duży, jak prognozowaliśmy dzień wcześniej. Ludzie we Wrocławiu pytali: Panie premierze, czy tu będzie taka powódź jak w 1997 r.? Piątkowa prognoza nie wskazywała na to, że Wrocław będzie zalany.
(Poseł Iwona Ewa Arent: A w nocy już zalało.)
Nie, Wrocław nie był zalany, proszę nie opowiadać bajek.
(Poseł Iwona Ewa Arent: Ja nie mówię o Wro cławiu.)
(Głos z sali: A Kłodzko?)
(Głos z sali: A Bystrzyca?)
W piątek wieczorem prognozy znowu się pogorszyły. Przestańcie manipulować, bo to też bardzo szkodzi tym wszystkim, którzy są zaangażowani w akcję powodziową. (Oklaski) W piątek rano – i wszyscy to widzieli, i wszyscy to słyszeli – powiedziałem słowa kluczowe tego pierwszego dnia: niezależnie od tego, jaka jest o godz. 8 czy 7 rano prognoza, nie lekceważymy tego niebezpieczeństwa.
(Głos z sali: Zlekceważyłeś.)
Wszędzie wysyłamy służby. Od pierwszego dnia wzywaliśmy wszystkich mieszkańców i powtarzaliśmy to każdego dnia wielokrotnie: nie lekceważcie rekomendacji straży i Policji o potrzebie ewakuacji. Od pierwszych godzin straż pożarna, Policja i wojsko docierały do miejscowości wówczas jeszcze nie zalanych, tylko zagrożonych.
(Głos z sali: Czyli gdzie?)
Jeśli ktoś ma obawy co do tego, czy cała akcja antypowodziowa, ratownicza zostanie rozliczona, to są to obawy niepotrzebne. Każda decyzja, czy to jest decyzja Wód Polskich, władz samorządowych, premiera, rządu, zostanie przedstawiona, kalendarium będzie bardzo dokładne.
(Wypowiedź poza mikrofonem)
Tylko od audytu na temat tego, jak mają pracować zbiorniki albo gdzie ma straż pożarna pojechać, kogo ewakuować, nie jesteście wy…
(Poseł Janusz Kowalski: My.)
…bo wy nie macie, nie gniewajcie się, o tym zielonego pojęcia. (Poruszenie na sali, oklaski) Od tego są ludzie, którzy tam ciężko pracowali każdego dnia i podejmowali decyzje zgodnie z najlepszą wiedzą. Chyba widzieliście też to, co oni czuli, kiedy słyszą, że tu domorosły ekspert…
(Głos z sali: Jeszcze będzie pan dalej nas obrażał?)
…domorosły ekspert z ław sejmowych albo z jakiejś redakcji wygłasza tyrady, co oni mieli robić tam przy zbiorniku czy na cieku wodnym.
(Poseł Barbara Bartuś: Panie premierze, prawie
40 minut już pan gada. Co pan Sejmowi polskiemu chce przekazać?)
Wszystko zostanie sprawdzone, każdy sygnał, np. sygnał dotyczący Jeleniej Góry. Pamiętacie, pojawił się sygnał, że ktoś rozkopał wał, ponieważ chronił własną inwestycję. Tam natychmiast pojawiła się Policja i natychmiast sprawą zajęła się prokuratura. Nie musimy w tej chwili jedni na drugich szczuć.
(Poseł Barbara Bartuś: To po co pan to robi.)
(Poseł Anna Krupka: Właśnie pan to robi.)
My dzisiaj musimy solidarnie koncentrować się na akcji pomocy.
(Głos z sali: Zacznij od siebie.)
Od pierwszych godzin do dzisiaj włącznie nie wypowiedziałem ani jednego słowa na temat zachowania niektórych polityków, którzy od pierwszych godzin za jedyną swoją misję uznali konfliktowanie i szczucie na tych, którzy tam się angażowali, żeby pomagać.
(Głos z sali: I znowu kłamiesz.)
Więc wzywam jeszcze raz, nie róbcie tego więcej, bo przed nami jeszcze bardzo dużo pracy. (Oklaski) Polski naród zdał egzamin, tak jak w wielu takich dramatycznych przypadkach. Możemy wyjść zjednoczeni z tej katastrofy. Wielkie narody zdają egzamin wtedy, kiedy trzeba się jednoczyć wokół pomocy. Jest jeszcze czas na to, żebyśmy wszyscy niezależnie od tego, co do siebie czujemy i co o sobie myślimy, w sprawie pomocy, w sprawie akcji przeciwpowodziowej się zjednoczyli. (...) Bardzo na was wszystkich liczę, bo przed nami jeszcze bardzo dużo roboty. Zjednoczmy się w tej pracy. Dziękuję. (Część posłów wstaje, długotrwałe oklaski)
Następnie wystąpił minister spraw wewnętrznych Tomasz Siemoniak i wicepremier, minister ON Władysław Kosiniak-Kamysz, dopiero wtedy do głosu został dopuszczony pierwszy przedstawiciel opozycji Marcin Ociepa z PiS. Wcześniej z sali wyszedł premier Donald Tusk.
Wystąpienie posła PiS Marcina Ociepy:
„Pan premier z pewnością chciałby zostać zapamiętany jako lider, który w koszulce z krótkim rękawem ręcznie zarządza kryzysem. Tymczasem już na zawsze symbolem zarządzania kryzysowego Donalda Tuska będą krótkie spodenki. To pokazowe sztaby, oferta pożyczek dla powodzian, dofinansowanie kas fiskalnych dla przedsiębiorców, którzy stracili cały swój dobytek i uśmiechnięte zdjęcia nad ciepłą zupą. No i bobry, nie zapominajmy o bobrach” - punktował w Sejmie, w trakcie dyskusji po informacji rządu nt. powodzi, poseł PiS Marcin Ociepa.
Minuta ciszy. Ociepa uratował honor Sejmu
Dzisiaj usłyszeliśmy od pana premiera, że zginęło siedem osób, jedna osoba jest zaginiona. Ja nie mogę pogodzić się z tym, że nie uczciliśmy pamięci tych ofiar, chociażby minutą ciszy
— powiedział poseł PiS Marcin Ociepa, prezentując stanowisko tego klubu podczas debaty nad informacją rządu ws. sytuacji powodziowej.
Po tym jak Ociepa poprosił o uczczenie pamięci ofiar, obecni na sali posłowie wstali ze swoich miejsc. Część z nich odmówiła modlitwę za zmarłych.
To mówili samorządowcy z PO i PSL!
Sytuacja skrajne mają to do siebie, że pokazują prawdziwą naturę człowieka. To właśnie kryzys, klęska żywiołowa czy wojna są momentem wielkiego testu. I nie raz weryfikowały one ludzi w taki sposób, że ci dużo mówiący i prężący muskuły przed kamerami okazywali się tchórzami, a ci skromni i cisi nagle odkrywali w sobie gen bohatera
— mówił Ociepa, wyrażając w imieniu PiS oraz swoim - jako posła ziemi opolskiej - uznanie dla służb, które z poświęceniem ratowały życie i dobytek ludzi dotkniętych powodzią, a także dla Polaków, którzy nadal przesyłają swoje wsparcie.
Tak, polskie społeczeństwo obywatelskie zdało egzamin. Ale czy zdał go także rząd?
Oddajmy głos samorządowcom z zalanych terenów.
„Mam wielkie obawy o to, jak nasze państwo będzie funkcjonować. Największym problemem tak naprawdę dla mnie jest to, że przepływ informacji jest nieprawdziwy, zakłamany, trafiający z dużym opóźnieniem. W tym momencie, kiedy była największa potrzeba, największy dramat rozgrywał się w Lewinie Brzeskim, sztab kryzysowy, który powinien funkcjonować właśnie najbliżej ludzi, on kompletnie nie funkcjonował” - Jacek Mąkiewicz, starosta brzeski z Platformy Obywatelskiej.
Przenieśmy się do rzeczonego Lewina Brzeskiego. „Ja też nie byłem informowany, że idzie wielka woda” - Artur Kotara, burmistrz z PSL. Kłodzko.
„Informacja o tym, że zbiornik w Stroniu Śląskim pękł, dostałem od dziennikarzy. Nie było żadnych oficjalnych komunikatów. Nie mieliśmy szans się przygotować” - Michał Piszko, burmistrz Kłodzka z PO.
Starosta kłodzka o tym samym zbiorniku: „Do końca mieliśmy - mamy zresztą na piśmie - informacje, że wał w Stroniu Śląskim jest bezpieczny” - Małgorzata Jędrzejewska-Skrzypczyk z Koalicji Obywatelskiej
— cytował poseł PiS.
To wypowiedzi waszych samorządowców. Jeszcze Lądek-Zdrój, burmistrz Tomasz Nowicki: „robiliśmy sami do niedzieli worki z piaskiem. Sami koordynowaliśmy działania. W niedzielę przyszła powódź, a WOT przyjechał dopiero w środę”
— dodał Ociepa.
„Premier mógł się poczuć jak bohater Big Brothera”
Takich wypowiedzi jest oczywiście więcej. Pytanie zatem, gdzie był ten rząd, który jest taki dumny i się pręży tutaj ze swoich osiągnięć? Od pewnego momentu mieliśmy oczywiście z transmitowanymi posiedzeniami zespołu zarządzania kryzysowego pod przewodnictwem premiera. To jednak nie było zarządzanie kryzysem powodziowym, lecz wizerunkiem szefa rządu. Taka jest prawda o tych posiedzeniach. Bo jak inaczej nazwać - miejscami żałosne - spektakle będące formą teatralizacji polityki, w których premier odpytywał publicznie swoich ministrów, wojewodów i komendantów służb, pozując na dobrego cara, który ruga złych bojarów, najlepiej oczywiście tych okropnych koalicjantów?
— pytał.
Przecież każdy kto zajmował się zarządzaniem kryzysowym wie, że takie spotkania nie znoszą kamer, wymagają swobody wypowiedzi także od niebędących politykami oficerów wojska, straży pożarnej, czy policji, nieprzywykłych do brylowania, lecz do chłodnego wykonywania swojego rzemiosła. Zatem owe spektakle, w których premier mógł się poczuć jak bohater Big Brothera, były kompletnie dysfunkcjonalne. A już się premier przyznał, były jeszcze równoległe inne, już nie pod publiczkę, czyli premier dublował te odprawy, marnując czas podległych sobie służb
— wypunktował Ociepa.
Winne bobry
Jak podkreślił były wiceszef MON, „to chorobliwe, niemal instynktowne odsuwanie od siebie winy, czasem sprowadza się do groteski”.
Mowa bowiem o głośnych już bobrach.
Ostatnio w rolę złych bojarów obok koalicjantów obsadzono bobry, które premier uczynił współwinnymi powodzi. Nie wiem tylko, czy te bobry mają być winne niżu genueńskiego, czy braku informacji ze strony wojewodów do lokalnych samorządów. Bo to jest prawda o waszym zarządzaniu kryzysowym
— mówił.
Cała prawda o alarmowaniu!
Tymczasem fakty są następujące. IMGW wydał pierwsze ostrzeżenie o zbliżające się powodzi 10 września o godz. 15:00. Ponawiał je jeszcze czterokrotnie, podnosząc alarm najwyższego możliwego stopnia. Podobne ostrzeżenia wysłała w tych dniach Komisja Europejska. Mimo to premier 13 września o godz. 9:14 wypowiedział słynne słowa: „prognozy nie były przesadnie alarmujące”. Na dodatek dzisiaj premier wprowadził wysoką izbę w błąd, bo nasi posłowie byli z kontrolą w IMGW, z której wyszło nam czarno na białym, że w piątek - co premier dzisiaj mówi, że miały być mniejsze te opady deszczu, nieprawda. O 6 rano tego dnia (…) IMGW, 3 godziny przed premierem, ostrzegało premiera, że te prognozy są cały czas bardzo złe. Premier dzisiaj powiedział, że nie (…). Co więcej, dziś na podkomisji obrony narodowej ds. społecznych w wojsku, której jestem przewodniczącym, usłyszeliśmy że także wojskowe służby meteorologiczne informowały szefa MON o zagrożeniu już 11 września. Czyli dwa dni przed tymi pamiętnymi słowami premiera
— punktował dalej Ociepa.
Mamy ostrzeżenia IMGW, wojska, KE, a mimo to premier swymi nieodpowiedzialnymi słowami uśpił czujność samorządowców, ale także swoich wojewodów. Bo np. wojewoda dolnośląski wystąpił o wsparcie WOT dopiero 14 września o godz. 15:15, ledwie na paręnaście godzin przed wodą, która uderzyła we wspomniany Lądek-Zdrój
— dodał.
Czy pan premier nie wie, że podstawą zarządzania kryzysowego jest nastawianie się na najczarniejsze scenariusze? Dlaczego premier Czech potrafił zaalarmować swoich obywateli, a pan w troskę o swój wizerunek posłańca tylko dobrych nowin, ich uspokajał? Dlaczego ludzie musieli wysyłać na zalane tereny dla powodzian wodę mineralną chociażby, choć dysponująca kilkudziesięcioma cysternami z wodą pitną straż pożarna skierowała w tych kluczowych dniach jedyne trzy cysterny? Dlaczego w tych pierwszych kluczowych dniach użyto jedynie 9 proc. jednostek ujętych w krajowym systemie ratowniczo-gaśniczym? Czy naprawdę nie przekazano panu listy miejscowości odciętych od świata, albo wymagających pomocy naszych strażaków?
— kontynuował poseł PiS.
Krótkie spodenki Donalda Tuska
Pośród licznych pańskich błędów, najważniejsze to: zignorowanie ostrzeżeń i prognoz, złe zarządzanie upustem wody ze zbiorników retencyjnych, opóźnienia w przekazywaniu ostrzeżeń, niewystarczające wykorzystanie służb i chaos komunikacyjny. I jeszcze te haniebne szczucie na opozycję w trakcie klęski żywiołowej (…). Pan premier mówi o dezinformacji? Cytując klasyka: „No daj pan spokój!”. Gdyby nie Zjednoczona Prawica, to nie byłoby w ogóle WOT, prawda panie ministrze obrony narodowej? Jak żeście głosowali przy utworzeniu WOT-u? Gdyby nie nasze rządy, to nie byłoby także tak ogromnego wyposażenia państwowych i ochotniczych straży pożarnych, prawda panie ministrze spraw wewnętrznych i administracji?
— podsumowywał Marcin Ociepa. Przypomniał, że PiS złożyło pakiet ustaw, by jak najszybciej wesprzeć powodzian.
Pan premier z pewnością chciałby zostać zapamiętany jako lider, który w koszulce z krótkim rękawem ręcznie zarządza kryzysem. Tak chciałby zostać zapamiętany Donald Tusk. Tymczasem już na zawsze symbolem zarządzania kryzysowego Donalda Tuska będą krótkie spodenki. To pokazowe sztaby, oferta pożyczek dla powodzian, dofinansowanie kas fiskalnych dla przedsiębiorców, którzy stracili cały swój dobytek i uśmiechnięte zdjęcie nad ciepłą zupą. No i bobry, nie zapominajmy o bobrach
— wypunktował poseł PiS.
„Tak, to jest właśnie putiniada”
Rządzący oblali ten egzamin i to w całej rozciągłości, ponieważ nie potrafili stanąć na wysokości zadania i zrobić wszystko, żeby ochronić ludzkie życie, ludzkie zdrowie
— powiedział również Mateusz Morawiecki, odnosząc się do informacji rządu na temat walki z powodzią.
Były premier podkreślał, że podczas działań przeciwpowodziowych najbardziej zawinił premier Donald Tusk.
Już od 10 września Republika Czeska, Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej w Polsce i Komisja Europejska przestrzegały Polaków, przestrzegały rząd Polski przed ogromnymi opadami deszczu, które grożą kataklizmem. Rząd nic z tym nie zrobił. Minął wtorek, minęła środa, minął czwartek. W piątek premier Tusk wypowiedział te haniebne słowa, że prognozy nie są przesadnie alarmujące
— mówił poseł PiS.
Te słowa to nie jest zwykły błąd. Te słowa, to słowa, które kosztowały ludzi być może życie, być może kosztowały ich zdrowie, a na pewno kosztowały utratę dobytku i spowodowały, że służby, że samorządy, że ludzie po prostu się zdemobilizowali
— dodał Morawiecki.
Były premier wskazał też, że przeprowadzanie m.in. powodziowych sztabów kryzysowych przed kamerami, podczas których Tusk „rugał” i „beształ” urzędników to „putiniada”.
Uwaga, to nie są moje słowa. To słowa Jacka Żakowskiego, czyli dziennikarza, który was wspiera dzień po dniu. Tak, to jest właśnie putiniada
— dodał Morawiecki, wskazując, że przypomina to sytuację z historii Rosji, w której car krytykował swoich bojarów.
To spowodowało kolejne błędy, to doprowadziło do tego, że na Dolnym Śląsku i na Opolszczyźnie rozpętało się piekło.
(oprac sa)
Skomentuj
Komentuj jako gość