Politycy na razie ugięli się przed protestami rodziców i lewicowy, antyrodzinny projekt rządowy nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie wraca do komisji. " Proponowana ustawa jest wielkim krokiem w stronę podporządkowania rodziny samowoli władzy i ku kolejnemu osłabieniu rodziny. Prawdziwy charakter tej ustawy został chytrze zamaskowany szyldem troski o dzieci, które padają ofiarą przemocy. Spotykamy tu bezczelny szantaż moralny"- czytaj komentarz prof. Michała Wojciechowskiego. Specjalnie dla portalu Debata.
Przypomnijmy, że projekt ustawy promowany przez „liberałów” z PO i lewicy zakładał m.in: że ofiarom przemocy ma być udzielana szybka pomoc, w tym poprzez uniemożliwienie osobom stosującym przemoc wspólnego mieszkania z ofiarami oraz kontaktowania się z osobą pokrzywdzoną. Jednak rząd proponuje również rozwiązania, które stanowią daleko posuniętą – na wzór niemiecki – nieuzasadnioną ingerencję w życie polskich rodzin. W myśl nowych przepisów pracownik socjalny miałby prawo do zabrania dziecka z rodziny biologicznej bez wcześniejszej decyzji sądu. Według projektu nowelizacji przemoc w rodzinie to powtarzające się lub jednorazowe "umyślne działanie lub zaniechanie naruszające prawa lub dobra osobiste innej osoby, w szczególności narażenie na niebezpieczeństwo utraty życia, zdrowia, niezaspokojenie podstawowych potrzeb ekonomicznych, naruszające ich godność, nietykalność cielesną, wolność – w tym seksualną, powodujące szkody na ich zdrowiu fizycznym lub psychicznym, a także wywołujące cierpienia i krzywdy moralne u osób dotkniętych przemocą" . Nadzorowaniem rodzin pod tym kątem ma zająć się nowy aparat administracyjny.
Czytaj komentarz prof. Michała Wojciechowskiego.
Bezczelny szantaż moralny
W Sowietach, gdy aresztowano sąsiada, inni myśleli sobie, że oni są przecież lojalnymi obywatelami, wierzą w partię, a więc są bezpieczni. A potem sie dziwili, że i na nich przyszła kolej, Dlaczego ja?!
Takim sąsiadem będą wkrótce rodzice kilkuletnich niegrzecznych dzieci, którym trzeba dać klapsa. Wedle ustawy sejmowej, przepychanej właśnie przez PO i SLD, pracownik socjalny z policją będzie miał prawo zabrać siłą takie dziecko. Niech płacze nocami w domu dziecka i je tam byle co, niech będzie bite i okradane przez łobuzów w izbie, nie mówiąc już o gorszych rzeczach. Grunt to zabezpieczenie go przed "przemocą w rodzinie".
A ci lojalni obywatele to wszyscy otumanieni propagandą, ktorzy popierają pomysł, by władza mówiła rodzicom, jak wychowywać dzieci- niech swoje wychowują po swojemu, a nie wtrącają się do moich. Albo ci, co się pocieszają, że dzieci nie mają, względnie już dorosłe. Ale i na nich eurototalitaryzm coś wymyśli...
Projekt pierwotny ustawy został mocno skrytykowany. Komisja sejmowa wysłuchała mnóstwa krytycznych głosów przedstawicieli organizacji spolecznych. I co? Jeszcze został przez komisję sejmową zaostrzony. Poczytajmy, co znaczy zacytowany ustęp. Łatwo będzie funkcjonariuszom władzy stwierdzić, że klaps narusza godność i nietykalność cielesną, skromne zarobki - potrzeby ekonomiczne dzieci, krytykowanie swobody seksualnej - wolność; nagany, stawianie do kąta i wszelkie kary wywołują cierpienia. A jeśli ich nie zastosujemy, narazimy dzieci przez zaniechanie i też naruszymy ustawę.
Proponowana ustawa jest wielkim krokiem w stronę podporządkowania rodziny samowoli władzy i ku kolejnemu osłabieniu rodziny. Prawdziwy charakter tej ustawy został chytrze zamaskowany szyldem troski o dzieci, które padają ofiarą przemocy. Spotykamy tu bezczelny szantaż moralny. Zdaniem rzeczników ustawy, kto jest przeciwko niej, popiera bicie dzieci. Propagandowy charakter ma formuła „przeciwdziałanie przemocy w rodzinie”, jakby to rodzina była miejscem podejrzanym (a nie szkoła czy ulica). Rodzina jest przecież koniecznym dla dziecka środowiskiem wychowawczym i oparciem dla wszystkich jej członków. A jak wiadomo, przemoc towarzyszy przede wszystkim konkubinatom.
Oficjalnie chodzi o powstrzymanie przemocy, która występuje w wielu rodzinach, i to nie tylko z marginesu. Projekt chce zakazać stosowania kar cielesnych. Co to znaczy? Normalnie po polsku kojarzą one z każdym uderzeniem dziecka. Warto zatrzymać się przy tym demagogicznym zakazie.
Dotychczasowe prawo karne wymieniało konkretne przestępstwa, jak pobicie. Wystarczało w zupełności do ścigania wszystkich znanych z mediów groźnych przykładów znęcania się nad dziećmi. W projekcie chodzi natomiast o ogromne poszerzenie zakazu. Nic nie stanie na przeszkodzie, by urzędnicy i sądy uznawały klapsa i każde użycie siły wobec niesfornego dziecka za przemoc, stosując dotkliwe sankcje. Fałszywe autorytety pedagogiczne lamentują więc nad szkodliwością klapsów. Jest to kompletny nonsens, nieznany notabene żadnej cywilizacji w dziejach, poza dzisiejszą europejską (podobno u Indian nie ma klapsów, ale tam niegrzecznym dzieciom przystawia się do pupy mrówki). Lekki ból stanowi bowiem czasami naturalny i potrzebny sygnał dla dziecka, że robi coś złego moralnie czy szkodliwego — tak samo, jak ostrzega je przed gorącem itp. Nadużycie tej metody jest oczywiście niedobre, ale tu wystarczy istniejące prawo karne, jeśli tylko będzie stosowane, z czym bywa różnie.
Skoro znaczna większość Polaków, a nawet parlamentarzystów, podaje się za katolików, trzeba przypomnieć, że Pismo Święte, podstawowe źródło wiary chrześcijańskiej, wyraźnie dopuszcza karanie dzieci fizycznie. Wychowanie obejmuje karcenie i napominanie. „Kto kocha swego syna, często ćwiczy go rózgą” (Syrach 30, 1. 8-9; por. 22, 6; także Księga Przysłów 13, 24; 22, 5; 23, 13-14). Miłość i wychowanie nie polegają na pobłażaniu. Bez karania wychowa się ludzi nieodpowiedzialnych, nie kojarzących złych czynów z przykrymi skutkami.
Jakkolwiek by tłumaczyć powyższe zdania (tkwi w nich element obrazowej przesady), jasne jest, że rodzice mają prawo do wyboru metod wychowawczych, a w razie konieczności kary cielesnej. Nowa ustawa stanowi, że to prawo przejść ma w ręce organów państwa! Dlatego jest z ducha totalitarne i moralnie błędne. Jest też sprzeczne z tym, co konstytucja RP i ustawy mówią o prawach człowieka i rodziny, w tym o wychowywaniu dzieci zgodnie z przekonaniami.
Ekspertom pedagogicznym radziłbym zajęcie się szkodami, jakie dzieciom wyrządza państwo. Na przykład nakazując by sześciolatki szły do pierwszej klasy, do szkól nie przystosowanych do ich potrzeb. Dzieciom, które w szkole tracą czas na skutek jej niskiego poziomu, bywają szykanowane przez złych nauczycieli i często muszą przymusowo przebywać w towarzystwie chodzących do tej samej klasy dewiantów czy elementu kryminalnego. Metoda szkolna sprzyja wychowaniu ludzi biernie przyswajających wiedzę testową, a w życiu nastawionych roszczeniowo, choć wierzących w ważną i zbawienną rolę władz państwowych... Może by tak ustawa o ochronie rodziny przez biurokracją i ideologią postępową?
Trzeba też przypomnieć, że ewentualna szkoda, jaką wyrządzi dziecku parę klapsów, jest bez porównania mniejsza niż urazy wynikłe z uprowadzenia go przez urzędników i policjantów. Skutkiem będzie rozpacz z powodu oddzielenia od rodziców, przebywanie z dziećmi trudnymi w złej atmosferze izb i domów dziecka, pod nadzorem osób obcych, nie zawsze kompetentnych i troskliwych. A jeśli działanie władz wyniknie z pomyłki czy fałszywego donosu? Pod szyldem troski o dzieci doczekamy się państwowego kidnappingu, na wzór Szwecji. Z twórców ustawy należy zedrzeć maskę troski o dziecko!
Z wykorzystaniem moich artykułów w dzienniku "Rzeczpospolita" - MW.
Michał Wojciechowski, teolog, profesor biblistyki na wydziale Teologii UWM, publicysta. Ekspert Centrum im. Adama Smitha, autor m.in książki "Moralna wyższość wolnej gospodarki", za którą otrzymał WYRÓŻNIENIE W NAGRODZIE IM. J. MACKIEWICZA
Skomentuj
Komentuj jako gość