Tragedia na Dolnym Śląsku, która wydarzyła się pomimo tego, że o nadchodzącym kataklizmie wiedzieliśmy z wyprzedzeniem, prowadzi nas nieuchronnie do pytania: kto jest winien? Rząd? Samorząd? A może jednak przyroda? Sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana, a na odpowiedzi na powyższe pytania prawdopodobnie będziemy musieli czekać bardzo długo.
Marcin Kędzierski pokazuje, z jak skomplikowaną sytuacją mamy obecnie do czynienia. Tekst pierwotnie został opublikowany w formie nitki na portalu X i przedrukowany na klubjagiellonski.pl
Zbieram od tygodnia różne doniesienia, przesłuchy i fakty w sprawie powodzi na Dolnym Śląsku. Na podsumowania przyjdzie nam sporo poczekać, fale jeszcze schodzą, ale chciałbym pokazać, dlaczego – w mojej ocenie – sprawa jest bardziej złożona, aniżeli mogłyby na to wskazywać rozgorączkowane komentarze najbardziej zaangażowanego politycznie komentariatu.
Zacznijmy od tego, że przedstawiam spostrzeżenia ogólne – będę niuansować, ale każdy z tych niuansów wymaga jeszcze dalszego niuansowania. To wszystko jest niezbędne, żeby zarysować ogólniejszą mapę problemu. Niektóre z przedstawionych przeze mnie myśli mogą wydać się pozornie sprzecznymi. Co doskonale obrazuje skomplikowanie tematu.
Po pierwsze – opad był ekstremalny. Niektóre prognozy, rzeczywiście zapowiadały, że spadnie nawet >500mm, ale nikt nie brał tego na serio. To był scenariusz skrajny i – jak się wydawało – mało prawdopodobny. Średnia prognozowa przewidywała opady rzędu 350-400mm co i tek było ekstremalne. Niestety finalnie miejscami spadło ok. 500mm.
Zatem pierwszy wniosek, który się wobec tego nasuwa jest taki: wiele górskich miejscowości przy takim opadzie po prostu nie dało się uratować. Wobec takiej skali opadu żadna hydrotechnika by nie pomogła. Ale – i tu dochodzimy do pierwszego ad vocem – w Kotlinie Kłodzkiej mogły powstać – za czasów PiSu – zbiorniki. Ale ich budowę niestety wstrzymano.
Co więcej, rżnięcie lasów w masywie Śnieżnika, gdzie mieliśmy do czynienia z najintensywniejszymi opadami, z pewnością nie pomogło. Mniej drzew – mniejsza retencja lokalna. Jednak od razu trzeba w tym miejscu dodać – wycinka i „zakilowanie” bioróżnorodności to nie tylko nasza zasługa, ale dziedzictwo trzebienia lasów przez Niemców.
Można zatem szukać winnych, ale określenie, który czynnik był decydujący będzie bardzo trudne. I pewnie post factum usłyszymy całą masę konkurujących ze sobą opowieści – ekolodzy będą podkreślać rolę wycinek, a przeciwnicy PiS-u wstrzymanie przez poprzednią władzę budowy zbiorników oraz ekstremalność opadów.
Po drugie – tak, opad był rzeczywiście ekstremalny. Może to pop-fizyka, co zaraz powiem – proszę o wybaczenie Tomasza Rożka, który słusznie zasługuje na ten tytuł i to nie jako inwektywa – ale zmiany klimatyczne robią swoje. Wyższa temperatura to więcej energii, a co za tym idzie – intensywniejsze zjawiska pogodowe. To swoisty słoń w pokoju dzisiejszej debaty – w 1997 przeszły po sobie aż 2 niże genueńskie, a opad był i tak mniejszy niż w 2024 z tylko jednego niżu!
Drugi wniosek – takie powodzie będą częstsze i w jakiejś mierze będziemy wobec nich bezbronni. Ale – jak wskazywał Maciej Bukowski – katastrofalne powodzie historycznie się zdarzały. Nie mamy super pomiarów, ale są miejsca, gdzie znaczono poziom wody, i w XVIII czy XIX ów poziom bywał wyższy aniżeli teraz.
Trzeba jednak od razu dodać – wtedy nie było takiego poziomu urbanizacji i obecności wałów przeciwpowodziowych, więc woda miała się gdzie rozlewać, a i tak poziomy rzek były nieraz wyższe niż teraz. Zatem opowieść o wyjątkowości przeszłych powodzi trzeba nieco zniuansować. Skala strat dzisiaj jest dużo większa, bo urbanizacja i gęstość zaludnienia również są nieporównywalnie większe!
Jednak – w kontrze do powyższego- przecież teraz mamy rozwiniętą hydrotechnikę, która pozwala skutecznie zarządzać powodziami. O ile skala opadów nie jest zbyt duża. Znowu – czy da się z tego wszystkiego wykazać jednego winnego? Klimat? Urbanizacja? No nie, odpowiedź będzie cząstkowa i warunkowa.
Po trzecie – kontekst historyczny. Mamy odświeżoną serialem Wielka woda społeczną pamięć o powodzi z 1997. Stąd naturalny w powszechnej świadomości lęk przede wszystkim przed zalaniem Wrocławia. W efekcie wielką wagę przykładaliśmy do Odry pomijając mniejsze rzeki. A to właśnie one dokonały największego spustoszenia.
Wniosek – Tusk miał przed kataklizmem racje, że czekają nas „jedynie” będą lokalne powodzie, bo zalanie Wrocławia (prawdopodobnie!) nam nie grozi. A właśnie Wrocław ma się głównie na myśli, kiedy się mówi o powodzi na Dolnym Śląsku. Jednak wypowiedź premiera z piątku to polityczny strzał w kolano.
Po czwarte, i to związane z trzecim. Tak jak nie dało się uratować Głuchołaz czy Kłodzka, to czeka nas dyskusja nad tym czy dało się uratować Nysę. Mieszkańcy Nysy są rozżaleni, bo żyli przekonaniem, że są chronieni 4 zbiornikami. Nie planowano ewakuacji nyskiego szpitala, bo zagrożenia miało nie być. Jednak jak wiemy Nysa została kompletnie zalana. Coś poszło nie tak.
Czy to efekt skali opadu? A może strategii zarządzających, żeby spuścić więcej wody ze zbiornika w Nysie w krytycznym momencie, aby zdesynchronizować falę na Nysie Kłodzkiej i Odrze, i uratować Wrocław? Wiemy, że takie modele leżały na stole, także po lekcjach z 1997.
Czy tak było? Nie wiem. Tu są pytania, na które nie znamy publicznie odpowiedzi. Ale znów – nawet jeśli problemem była skala opadu, mieszkańcy Nysy i tak w to nie uwierzą, bo byli utwierdzani w przekonaniu, że ich miasto jest bezpieczne.
Ale i odwrotnie – jeśli faktycznie spuszczono ze zbiornika nyskiego więcej wody, żeby zdesynchronizować fale, i „poświęcić” Nysę za Wrocław, to nikt z odpowiedzialnych tego nie powie. Bo to jest politycznie niekomunikowalne.
Po piąte – wchodzi wątek międzynarodowy, o którym pisałem w tekście dla Gościa Niedzielnego. Czy Czesi mogli zrobić więcej/lepiej? Widzimy, że poziom zarządzania tą powodzią u naszych południowych sąsiadów jest słaby, o czym z pewnością więcej może powiedzieć Bartosz Bartosik.
W tym punkcie będziemy mieć do czynienia z przerzucaniem się odpowiedzialnością – nikt po czeskiej stronie nie przyzna się do popełnionych błędów. A nasze raporty będą średnio wiarygodne – zwolennikom rządu łatwiej będzie mówić, że problem był po czeskiej stronie, a my wszystko zrobiliśmy super. Przeciwnicy – odwrotnie.
Zresztą taka narracja jest już obecna – przeciwnicy rządu wskazują, że Czesi od dawna nas informowali, że będzie źle. Jaka była prawda? Cóż, prawda w debacie publicznej stanie się ofiarą narracji, i to nie tylko teraz, ale nawet już po opadnięciu wód.
Podsumowując – niby nie powinno się robić podsumowania w trakcie powodzi, ale staram się Wam pokazać, że nawet jak wody opadną i pojawią się oficjalne podsumowania, będziemy mieć szereg konkurencyjnych ze sobą wersji „prawdy”. I w każdej z nich znajdziemy jej elementy.
Aby złapać clue rzeczywistości, trzeba będzie to wszystko o czym napisałem brać pod uwagę (także wpływ społeczno-kulturowych kodów). Tyle, że taka opowieść jest medialnie niesprzedawalna, bo mi do jej ledwie zarysowania potrzeba było 21 wpisów. Tyle. Na teraz – oby nikt więcej nie zginął.
Oby straty były jak najmniejsze i udało się uratować te miasta, które jeszcze nie są zalane. I oby ruszyła fala solidarności z ofiarami powodzi, niezależnie od tego, kogo uznamy za winnego.
Marcin Kędzierski
Współzałożyciel i ekspert Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego. Stały autor portalu opinii Klubu Jagiellońskiego oraz stały współpracownik czasopisma idei „Pressje”. Doktor nauk ekonomicznych, adiunkt w Katedrze Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. Członek Polskiej Sieci Ekonomii. Były prezes Klubu Jagielońskiego oraz były dyrektor Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego. Prywatnie mąż i ojciec szóstki dzieci, radny sołecki i działacz wiejski.
Jakie błędy zostały popelnione? Czy skala zniszczeń mogła być mniejsza?
W wyniku uderzenia żywiołu całkowicie zalane zostały Stronie Śląskie, Lądek-Zdrój, Kłodzko czy Głuchołazy. Skutki powodzi odczuła też mocno Nysa. Przed zalaniem – m.in. dzięki oddanemu do użycia w 2020 roku zbiornikowi Racibórz Dolny – udało się natomiast uchronić Wrocław i Opole.
O tym, że będzie powódż władze Polski otrzymały informację z Komisji Europejskiej już 10 września:
Komisarz UE ds. zarządzania kryzysowego Janez Lenarczicz poinformował, że Komisja Europejska ostrzegała państwa członkowskie UE przed powodziami. Dane na ten temat pozyskiwano z systemu satelitarnego Copernicus.
- Dzięki systemowi satelitarnemu Copernicus zapewniliśmy wczesne ostrzeganie zagrożonym obszarom już od 10 września. Do 13 września wysłaliśmy ponad 100 ostrzeżeń do władz w regionie. Na wniosek pięciu państw członkowskich uruchomiliśmy usługi szybkiego reagowania na obszarach objętych powodzią” - dodał.
Tymczasem Donald Tusk 13 września stwierdził, że "prognozy nie są przesadnie alarmujące", co miało zdemobilizować przygotowania do obrony przed powodzią.
Rząd jest również krytykowany za nie spuszczenie wody ze zbiorników retencyjnych, by mogły przyjąć falę powodziową. Przy tej okazji PiS z Koalicją Obywatelską zaczęli się przerzucać odpowiedzialnością za brak budowy zbiorników retencyjnych na terenach Ziemi Kłodzkiej. W rzeczywistości, wybudowanych tam miało zostać dziewięć zbiorników, a powstały cztery. Rządzący politycy z Koalicji Obywatelskiej zrzucają winę na byłego ministra Marka Gróbarczyka z obozu Zjednoczonej Prawicy. To prawda, to była jego decyzja, uległ - jak cały rząd Zjednoczonej Prawicy populistycznej histerii rozpetanej wówczas przez Koalicję Obywatelską i Urszulę Zielińską (Zieloni, KO). dzisiaj wiceminister klimatu:
„Inwestowanie w zbiorniki zaporowe niszczy przyrodę”, argumentowała "zielona" Zielińska. Twierdziła, że są one nieekologiczne i niszczą przyrodę. Krytykowała planowana budowę zbiornika retencyjnego Wielowieś Klasztorna uważając, że planowane zbiorniki na rzece Prośnie nie odpowiadają współczesnym standardom przyrodniczym i społecznym, a inwestowanie w tego typu infrastrukturę w dobie zmiany klimatu jest złym rozwiązaniem.
Monika Wielichowska, obecna wicemarszałek Sejmu z KO popierała organizacje ekologiczne protestujące przeciwko budowie zbiorników retencyjnych w Kotlinie Kłodzkiej.
Marek Gróbarczyk, były minister gospodarki morski i żeglugi śródlądowej, poseł PiS, w programie „Gość Wiadomości wPolsce24” mówił o zaniedbaniach rządu Donalda Tuska w kontekście powodzi.
Dlaczego na czas nie opróżniono zbiorników retencyjnych?
Teraz to już wiemy na pewno, ze to był chyba najbardziej fatalny błąd, z którym spotkaliśmy się podczas tej powodzi. Zbiorniki newralgiczne, a ten główny w Nysie, wszystko wskazuje na to, że Nysę można było obronić
— podkreślił Marek Gróbarczyk.
Wystarczyło w piątek zrzucić 200 tys. m3 na sekundę, o taką wielkość powiększyć ten zrzut i ta rezerwa prawdopodobnie wystarczyłaby na to, by przyjąć falę uderzeniową, która poszła na Nysę. Wszyscy na to wskazują, że to był bezwzględnie błąd wynikający z jednego powodu – tam niestety nie ma ludzi kompetentnych w tym zakresie. (…) Myślę, że to jest sprawa dla prokuratury, bo przez tak nieodpowiedzialne działania wyrzucono po prostu wszystkie osoby, które były merytoryczne w zakresie ochrony przeciwpowodziowej. To po prostu zemsta, która w Donaldzie Tusku się narodziła, żeby wyrzucać wszystkich nazywając ich pisowcami, a to byli ludzie, którzy od lat pracowali przed nami
— mówił poseł PiS.
Nastąpiła ogromna czystka w Wodach Polskich. Dzisiaj jest próba budowy narracji, jakie to złe są Wody Polskie, ale to wszystko zmierza do tego, że decyzje, które zostały parę miesięcy temu podjęte, dzisiaj skutkują ogromna tragedią i pokazują przede wszystkim na przyszłość, że takich rzeczy nigdy w życiu nie wolno robić w kontekście dorzecza Odry
— dodał.
Donald Tusk jeszcze w piątek zapewniał, że prognozy w sprawie powodzi „nie są przesadnie alarmujące”.
To jest ogromne nadużycie, które popełnił Donald Tusk, bo on w zasadzie uśpił wszystkich i wszystko, co mogło pomóc przede wszystkim w bezpieczeństwie ludzi, ale i w ratowaniu ich dobytku. To też jest bezwzględnie ignorancja. (…) To wszystko pokazuje potworny brak odpowiedzialności, skandaliczny
— mówił Gróbarczyk. Podkreślił, ze dochodzą do niego słuchy, że ludzie będą składać do sądów pozwy za niedociągnięcia obecnych władz ws. powodzi.
Wielka powódź. Tusk, Owsiak, kartonowe państwo i dusza Polaków | Kultura poświęcona Klubu Jagiellońskiego
Co takiego o polskim społeczeństwie, polskim państwie i naszej polskiej, narodowej duszy mówią nam reakcje na wielką powódź na Śląsku? W dzisiejszym odcinku „Kultury poświęconej” pojawi się Donald Tusk, Jurek Owsiak oraz Rafał Brzózka i jego InPost. A także serial „Wielka woda” jako popkulturowa diagnoza słabości naszego państwa. Na końcu zaś stawiamy trudne teologiczne pytanie, o to czy tego rodzaju kataklizmy można czytać w kluczu Bożej kary i wezwania do nawrócenia.
Fact Check redakcji debata.olsztyn.pl
Piotr Kaszczyszyn i Konstanty Pilawa we fragmencie dyskusji poniżej omawiają pijarowe sztuczki premiera Donalda Tuska na zalanym Dolnym Śląsku, gdzie występuje w roli Super Hero, Batmana, Szeryfa. W siecipojawiła się w tym kontekście zdjęcie jak Tusk niesie na rękach uratowanego psa z powodzi. Otóż to zdęcie z 2 stycznia br. z ustawki w "Super Expressie", a Tusk niesie psa swojej córki Kasi - Portosa.
Skomentuj
Komentuj jako gość