Historia została wypłukana z elementów tożsamości narodowej – to owe 20 proc. usunięte z podstawy. Pozostawiono fakty bez kontekstu, usunięto postaci, które dotychczas budowały dumę narodową – mówi Hanna DOBROWOLSKA
Hanna DOBROWOLSKA to autorka podręczników szkolnych do języka polskiego dla klas IV–VI oraz do nauczania początkowego, a także pomocy metodycznych; była konsultantka MEN, współzałożycielka Ruchu Ochrony Szkoły.
Monika ODROBIŃSKA: – Które zmiany podstaw programowych określiłaby Pani jako najbardziej szkodliwe?
Hanna DOBROWOLSKA: – Zacznę od dziedziny nauk ścisłych i przyrodniczych. Na etapie konsultacji biolodzy, geografowie i chemicy alarmowali w związku z ograniczaniem doświadczeń, działań terenowych i kształcenia innych praktycznych umiejętności, jak choćby weryfikowania źródeł z internetu. Podstawa – wbrew temu, co zapowiedziano – stawia na wiedzę encyklopedyczną, a ogranicza dociekliwość i ciekawość świata ucznia.
Poszukiwaniu prawdy obiektywnej nie sprzyjają też zalecenia dotyczące transformacji cyfrowej w oświacie. Współpraca ze sztuczną inteligencją stawiana jest ponad doświadczenie własne młodych ludzi. Z wynikłymi z tego problemami zderzymy się za kilka lat, gdy zabraknie osób skłonnych kwestionować opinie przekazywane przez narzędzia cyfrowe.
Także w matematyce dokonano niebezpiecznych uszczupleń, np. ograniczając ćwiczenie rachunku pamięciowego na rzecz korzystania z kalkulatorów i komputerów.
A co z historią i językiem polskim?
Hanna DOBROWOLSKA: – Historia została wypłukana z elementów tożsamości narodowej – to owe 20 proc. usunięte z podstawy. Pozostawiono fakty bez kontekstu, usunięto postaci, które dotychczas budowały dumę narodową. W dalszej perspektywie pozwoli to najpierw zrelatywizować historię, a potem usuniętych bohaterów zastąpić innymi, „słusznymi” ideologicznie. O zniknięciu z podwalin polskiej państwowości chrztu Polski lub roli Jana Pawła II i kard. Stefana Wyszyńskiego w odzyskaniu niepodległości po 1989 r. mówił m.in. prof. Andrzej Nowak podczas debaty w IPN. Zaproszenia do debaty nie przyjęło MEN, które nie uwzględniło ani opinii IPN, ani 33-stronicowej ekspertyzy Koalicji na rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły (KROPS) i większości z 50 tys. nadesłanych do MEN uwag. Tak wyglądały „konsultacje” w praktyce.
Co do języka polskiego, jednym z poważnych zagrożeń jest fragmentaryzacja opracowywanych lektur. Uczeń zapozna się zaledwie z połową epopei narodowej „Pan Tadeusz”. Jeśli chodzi o „Chłopów”, „Potop” czy „Quo vadis”, podstawa nie wskazuje konkretnych wymaganych fragmentów, co grozi zerwaniem kodu kulturowego nie tylko między poprzednimi a przyszłymi pokoleniami, ale także na poziomie jednego pokolenia uczniów.
Z kolei część lektur z klas IV–VI (specjalnie oznaczona przypisem w rozporządzeniu) nie może być wymagana podczas egzaminu ósmoklasisty. Wśród nich znalazły się, o zgrozo: hymn Polski, bajki Krasickiego, mity greckie, przypowieści ewangeliczne. Uczniowie zostają tym samym pozbawieni motywacji do czytania tych tekstów i przywoływania ich w kolejnych latach. W efekcie mogą nie docenić ich istotnej roli kulturotwórczej! Nauczyciele zaś nie są obligowani do odwoływania się do nich w kontekście później prezentowanych lektur. Wpłynie to bez wątpienia na zubożenie narzędzi kształtujących świat wartości uczniów. Liczę na roztropność nauczycieli i świadomą obronę tych filarów naszej tożsamości.
Zniknie HiT. Czy mająca go zastąpić edukacja obywatelska wypełni tę lukę?
Hanna DOBROWOLSKA: – Nie, bo to różny rodzaj wiedzy.
Podległe aparatowi unijnemu władze pozbyły się HiT jako narzędzia wychowującego Polaka świadomego faktów historycznych z ostatnich 30 lat. Lewicowym władzom resortu chodzi o wychowanie mobilnego obywatela Europy, skłonnego opuścić ojczyznę i przygotowanego do życia w zuniwersalizowanym świecie. Unijne dyrektywy mówią o 50 proc. uczniów, którzy mieliby kształcić się i osiąść poza krajem.
Obowiązkowa ma się stać nauka w polskich szkołach dzieci ukraińskich. Czy będzie je komu uczyć, skoro odpływ nauczycieli z zawodu jest masowy?
Hanna DOBROWOLSKA: – Brakuje ok. 30 tys. nauczycieli, a szkoły mają przyjąć od września 80 tys. ukraińskich dzieci. Przypomnijmy: obecnie jest ich w systemie ponad 120 tys. W związku z tym podniesiono limity klas – do 29 osób. Obawy rodzi nowo utworzony przez MEN etat asystenta międzykulturowego. Pod znakiem zapytania stoi obiecywane dofinansowanie etatów przez Unię.
Równie poważne obawy budzi to, że asystentem może zostać osoba spełniająca wyłącznie kryterium pełnoletniości, znajomości języka polskiego w stopniu komunikatywnym (certyfikat nie jest konieczny), wykształcenia średniego i niekaralności. Może to więc być np. ukraiński abiturient. Poza tym, że włączenie do klas ogólnodostępnych uczniów ukraińskich jeszcze silniej zaburzy jedność kulturową placówek, napłynięcie do szkół kolejnej fali pracowników niepedagogicznych upodobni placówki oświatowe do opiekuńczych. Powstaną międzykulturowe świetlice, które będą udawać szkoły. To ten sam mechanizm, który forsowany jest w związku z wdrażaniem edukacji włączającej.
Edukacja włączająca to bolączka szkół ogólnodostępnych. Jakie rozwiązania mogłyby ją zastąpić?
Hanna DOBROWOLSKA: – Sprawdzonym modelem są szkoły specjalne. Niestety, w Polsce zamknięto właśnie cztery kolejne placówki. Włączanie dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi do grona dzieci w normie często powoduje konflikty, notuje się brak postępu, a nawet regres u tych pierwszych. Po latach forsowania inkluzji odchodzi się od niej po cichu w USA, Australii, Szwajcarii, w której kilka miesięcy temu nauczyciele protestowali, gdyż w klasach ogólnodostępnych nie nadążali zmieniać pieluch uczniom niepełnosprawnym intelektualnie. Oczywiste, że taka sytuacja uniemożliwia pozostałym uczniom skuteczną realizację programu.
Dobrym rozwiązaniem są klasy wsparcia, czyli tworzenie w placówkach ogólnodostępnych oddziałów tylko dla dzieci z określonymi potrzebami. Ale do tego potrzeba diagnozy, co dla niektórych ideologów inkluzji trąci segregacją. W imię unijnej fiksacji na „edukacji dostępnej dla wszystkich” wolą oni mówić o dzieciach „neuroróżnorodnych”.
KROPS przypomina, że zgodnie z prawem oświatowym możliwe jest utworzenie w szkołach masowych kilkuosobowych oddziałów specjalnych dla uczniów z określonymi dysfunkcjami [np. uczniów z zespołem Aspergera]. Apelujemy do samorządowców: warto korzystać z tego prawa.
Zanim w 2025 r. wejdzie planowana „edukacja zdrowotna”, dzieci mają się uczyć udzielania pierwszej pomocy. Wychowawcy są do tego przygotowani?
Hanna DOBROWOLSKA: – Są oburzeni! Jako nauczyciele przedmiotowi mają nagle stać się specjalistami od ratowania życia, wyszkolonymi przez Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy, proponowaną do tego zadania przez minister Barbarę Nowacką. Pokazowe zajęcia z fantomami (wszystko oczywiście „za darmo”) przeprowadzą z uczniami bezpośrednio wolontariusze WOŚP, czyli zewnętrzny podmiot. Kto zweryfikuje program zajęć (nadal jest enigmatyczny!) i kilkadziesiąt tysięcy osób kadry choćby pod kątem niekaralności? To może się wymknąć spod kontroli.
Wspomniana „edukacja zdrowotna” – faktycznie antyzdrowotna – planowana jest na kolejny rok szkolny; trwają prace nad podstawą programową. Likwidacja WDŻ i wprowadzenie nowego przedmiotu grozi wprowadzeniem permisywnej edukacji seksualnej, oderwanej od kontekstu małżeństwa i rodziny. Na razie minister Nowacka przygląda się reakcjom opinii publicznej na temat zastąpienia nieobowiązkowego WDŻ obowiązkową „edukacją zdrowotną”. KROPS złoży wkrótce do MEN formalną petycję apelującą o pozostawienie WDŻ, niewprowadzanie edukacji seksualnej ograniczonej do aspektów zdrowotnych i poszanowanie konstytucyjnego prawa rodziców do wychowywania dzieci zgodnie z własnymi wartościami, którego pogwałceniem byłaby obowiązkowość przedmiotu godzącego w te wartości.
A propos wartości. Religia ma być nauczana w grupach międzyoddziałowych i międzyklasowych, od przyszłego roku na pierwszej lub ostatniej lekcji, a już teraz oceny z niej nie będzie na świadectwie. Jak to wpłynie na jakość nauczania tego przedmiotu?
Hanna DOBROWOLSKA: – To pomysł antydydaktyczny i antypedagogiczny. Jak na jednej lekcji – z jakiegokolwiek przedmiotu – można łączyć uczące się czytać i pisać pierwszaki z przygotowującymi się do nauki przedmiotowej trzecioklasistami? Różnice dotyczą także kolejnych roczników, dlatego kiedyś wymyślono oddziały rówieśnicze. Kolejno sondowane i wdrażane zmiany dotyczące religii zmierzają wprost do wyrugowania jej ze szkół.
Katecheci uświadamiają, że marginalizacja religii w szkole to pozbawianie wychowania i norm moralnych. Pokolenie nienauczone podejmowania refleksji nad własną duchowością i potrzebami wyższymi, zwłaszcza w kontekście trwającej transformacji cyfrowej w oświacie, może stać się pokoleniem cyber humanum. Zwłaszcza jeśli dodamy do tego edukację pozbawioną komponentów tożsamościowych i niezachęcającą do samodzielnego myślenia.
W tej sytuacji jednoznaczna reakcja rodziców i środowisk nauczycielskich na perfidne zmiany w oświacie jest absolutnie konieczna!
Rozmawiała Monika Odrobińska
(Tekst z tygodnika Idziemy)
Minister Barbara Nowacka o polskiej szkole
Minister edukacji Barbara Nowacka udzieliła wywiadu portalowi „Perspektywy”. „Oceny są metodą weryfikacji wiedzy, ale nie można popaść w presję jak najlepszych wyników czy porównywania się z innymi” – stwierdziła.
Barbara Nowacka buduje szkołę przyszłości. Czyli jaką?
„Naszym celem jest stworzenie szkoły, w której uczeń/uczennica jest wspierany/wspierana w rozwijaniu jego/jej mocnych stron, a osoby, które mają specjalne potrzeby również mogą się znakomicie rozwijać i mogą liczyć na fachowe wsparcie” – stwierdziła minister Barbara Nowacka. Podkreśliła, że jednym z jej głównych celów jest to, „by ze szkoły wychodzili ludzie wyposażeni w przydatną wiedzę, wiedzę, która pozwoli im świetnie funkcjonować w świecie przyszłości, a nie ludzie zestresowani i sfrustrowani. Dlatego budujemy szkołę przyszłości”.
Zdaniem Barbary Nowackiej tym celom mają służyć reformy zaproponowane przez ministerstwo, takie jak uszczuplenie podstawy programowej, zastąpienie części dotychczasowych przedmiotów innymi, położenie nacisku na naukę tego, co „przygotuje [uczniów] do dorosłości, do zmieniającego się rynku pracy w Polsce i na świecie”. „W szkole nie chodzi o to, by zdać maturę, ale o to przede wszystkim, by zyskać wiedzę, by się naprawdę czegoś nauczyć o Polsce, o świecie, o nas samych” – przekonuje minister edukacji. Kluczowe umiejętności, które powinni nabyć uczniowie to „umiejętność współpracy, znajomość języków obcych i umiejętności z dziedzin ścisłych”.
Uszczuplona podstawa programowa
„Uszczuplenie podstawy programowej w oczywisty sposób wpłynie na to, jak będą wyglądać egzaminy ósmoklasisty i maturalne” – mówi minister edukacji.
W jej wizji edukacji egzaminy końcowe powinny być dostosowane do tego, czego uczniowie uczą się w szkole. Temu celowi ma służyć uszczuplenie podstawy programowej. Minister edukacji przekonuje, że nie wpłynie to na obniżenie jakości nauczania. Ministerstwu zależy na tym, by poziom nauczania był jak najwyższy, a jednocześnie aby edukacja jak najbardziej efektywna.„W szkole musi być czas na realizację wszystkich treści, na dogłębną pracę ucznia z nauczycielami, na analizę, dyskusję, musi być też przestrzeń na pracę tak z uczniami ze specjalnymi potrzebami, jak i z uczniami zdolnymi” – argumentuje.
MInister edukacji przekazała również, że w przypadku egzaminu maturalnego na poziomie rozszerzonym nie będzie już obowiązywał próg zdawalności. Dotychczas stanowił on 30 proc. Po zmianach wprowadzonych przez ministerstwo próg będzie obowiązywał wyłącznie na poziomie podstawowym.
Równamy do najlepszych czy najsłabszych?
„Trwają badania zlecone przez Ministerstwo Edukacji Narodowej, które będą narzędziem w definiowaniu tzw. sylwetki absolwenta”. Zdaniem minister dzięki takim działaniom ministerstwo będzie w stanie ustalić, czego powinna uczyć polska szkoła i w jak należy ją transformować. „Te badania będą stanowić podstawę przygotowywanej przez nas reformy planowanej na 2026 rok”.
Jednym ze skutków wspomnianej reformy ma być zmiana sposobów sprawdzania wiedzy. „Naszym celem jest to, by na egzaminie sprawdzać wiedzę i umiejętności, a niekoniecznie jak najlepszą pamięć. Zasada z poprzedniej epoki: »zakuj, zdaj, zapomnij« musi odejść na zawsze do lamusa” – przekonuje minister Nowacka.
Zmiana dotyczy także kwestii oceniania uczniów: „oceny są metodą weryfikacji wiedzy, ale nie można popaść w presję jak najlepszych wyników czy porównywania się z innymi”. „Każdy ma swoje mocne i słabsze strony i szkoła powinna być także uwrażliwiona ze względu na potrzeby jednostki” – twierdzi Barbara Nowacka.
Aktywizm w miejsce historii i teraźniejszości?
W rozmowie poruszono również kwestię nowych przedmiotów, z którymi uczniowie zetkną się w nadchodzącym roku szkolnym. Minister Barbara Nowacka poinformowała, że zmiany mają na celu dopasowanie liczby godzin lekcyjnych do możliwości wiekowych uczniów, a nowe przedmioty zastąpią te, które – zdaniem ministerstwa – nie sprawdziły się.
„W 2025 roku edukacja zdrowotna w szkołach podstawowych i ponadpodstawowych zastąpi wychowanie do życia w rodzinie i będzie przedmiotem, w którym wieloaspektowo uczniowie poznają zagadnienia związane z ich zdrowiem i rozwojem”.
W szkole pojawi się również edukacja obywatelska, która zastąpi historię i teraźniejszość (HiT). „Wprowadzenie treści obywatelskich jest konieczne, ponieważ młode pokolenie chce partycypować w życiu społecznym, dlatego powinno dostać narzędzia, które pozwolą na lepsze, bardziej świadome uczestnictwo we wspólnocie, na zbudowanie prawdziwie patriotycznych, obywatelskich, aktywnych postaw” – twierdzi Barbara Nowacka.
Perspektywy/GazetaNaNiedzielę/sn
Skomentuj
Komentuj jako gość