W czwartek 13 czerwca, po przebudzeniu sięgnąłem po telefon i wyskoczył mi SMS od poseł PiS Iwony Arent, który podniósł mi ciśnienie. Poseł zarzuciła mi kłamstwo i nazwała „szmaciarzem” i „dziennikarzyną”. Twierdziła, że podałem jej nieprawdziwy wynik w wyborach do Parlamentu Europejskiego.
Oto SMS Iwony Arent:
„Dlaczego Pan kłamie w swoim artykule mówiąc o wyniku jaki osiągnęłam w eurowyborach. Proszę być rzetelnym dziennikarzem a nie szmaciarzem. Niech Pan sprawdzi wyniki na PKW a potem pisze swoje wypociny.
A poza tym jak Pan myśli, ile wydałam pieniędzy na kampanię i promocję? Jak pan jest tak dociekliwym dziennikarzem, to proszę sprawdzić, kto ile wydał na promocję siebie i przeliczy głosy na pieniądze.
Dziennikarzyna".
W pierwszej chwili byłem przekonany, że mogłem popełnić błąd, bo po pracy w komisji wyborczej, następnego dnia rano jeszcze byłem półprzytomny i wpisując dużo wyników ze strony Państwowej Komisji Wyborczej mogłem, w którymś miejscu się pomylić. Odpaliłem więc komputer, otworzyłem stronę PKW z wynikami i swój tekst. Trzykrotnie sprawdziłem. Wszystko się zgadzało. Poniżej fragment mojego tekstu z wynikami Iwony Arent i skan wyników ze strony PKW:
W wyścigu do EuroRaju KO wygrywa z PiS o włos. Europosłowie to: Protas i Wąsik
"Wyniki listy PiS na Warmii i Mazurach (bez Podlasia). Startujący z "jedynki" Maciej Wąsik uzyskał mandat zdobywając 44.730 głosów na WiM miażdżąc europosła trzech kadencji prof. Karola Karskiego, który miał "dwójkę", mimo ogromnego poparcia ze strony prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Na WiM dostał 18.415 głosów. Zaskakuje znakomity trzeci wynik na WiM podlasiaka, wszechpolaka i endeka Adama Andruszkiewicza - 17.893 głosy, (Na Podlasiu omal nie wygrał z Wąsikiem). Iwona Arent dopiero czwarta (na Warmii i Mazurach, bez Podlasia) z dużo słabszym wynikiem 9.438, a Robert Gontarz startując z 9 miejsca miał niewiele mniejszy od niej wynik - 9.016".
"W samym Olsztynie Wąsik dostał 5.936 głosów, Karski - 2.525, Arent - 2.328 i Andruszkiewicz - 1.205, w Elblągu lepszy od Arent - 412 gł, był Andruszkiewicz - 1.447.
Faktycznie, był jeden błąd, ale nie dotyczył on Iwony Arent a wyniku Karola Karskiego w Olsztynie, wpisałem „2.52”, zabrakło ostatniej cyfry: powinno być „2.525”.
Odpisałem poseł:
"Proszę opanować emocje, przestać mnie obrażać i podać, w którym miejscu podałem nieprawidłowy wynik. Proszę podać jaki wynik wpisałem?"
Odpowiedż Iwony Arent:
"Proszę sobie sprawdzić, jaki wynik osiągnęłam a jaki pan napisał w swoim artykule. Emocje to niech pan trzyma na wodzy pisząc swoje wypociny".
Odpowiedziałem: „Sprawdziłem, wszystko się zgadza. Proszę o screen z z błędnym wynikiem. Czekam do 15.00”.
Iwona Arent odpowiedziała: „Teraz to Pan dopisał, jak zwykle”.
Nic nie zmieniałem w wynikach Iwony Arent, poza poprawieniem błędu w wyniku Karola Karskiego. Na portalu każdą zmianę system zapisuje. Jestem gotów spotkać się z Panią, zalogować się przy Pani na portal od strony administratora, żeby Pani mogła osobiście sprawdzić.
Jak poseł Arent poluje na dziennikarzy "Debaty"
Mam długie i duże doświadczenie w reakcjach posłanki na moje publikacje. Natychmiast robi screeny z moich tekstów, jeśli sądzi, że złapała mnie na jakimś błędzie czy kłamstwie.
Polowanie na mnie spowodowały moje artykuły na temat Helpera i w tym kontekście o poseł Arent. Posłanka pozwała mnie za 2 artykuły o naruszenie dóbr osobistych
Wojna o przywództwo w olsztyńskim PiS-ie
Poseł Arent atakuje olsztyńskich prokuratorów za Helpera
Sąd oddalił pozew jako bezzasadny. Natomiast kazał mi przeprosić za to, że zamieściłem skan jej pozwu na portalu „Deb@ty” nie zasłaniając jej adresu. Faktycznie zrobiłem taki błąd przez pośpiech, bo musiałem jechać do pracy. Nie zauważyłem, że poseł – odmiennie niż wszyscy inni parlamentarzyści, którzy wysyłają swoje pisma do mediów i podają adresy swoich biur poselskich – podała swój adres prywatny w nagłówku.
Poseł miała do mnie telefon i do wydawcy, jednak nie interweniowała, nie zadzwoniła ani nie wysłała SMSa. Odczekała po to, żeby następnego dnia pójść na policję i złożyć zawiadomienie. Twierdziła, że w nocy przeżyła horror, bo hordy dzwoniły do jej drzwi. Policjant zadzwonił do mnie i natychmiast usunąłem skan z portalu.
Napisała też do mojego ówczesnego pracodawcy, prezesa Radia Olsztyn żądanie zwolnienia mnie z pracy.
Wniosła też do Zarządu Głównego SDP o wszczęcie przeciwko mnie postępowania dyscyplinarnego z tego powodu. W piśmie tym poseł twierdzi, iż ujawniłem jej dane „umyślnie i celowo” oraz, że „odmówiłem zanonimizowania jej danych osobowych”. Dwa kłamstwa.
Prokuratura wszczęła śledztwo. Policja przesłuchała wszystkie osoby, które miały jakikolwiek i kiedykolwiek związek z portalem „Deb@ta”. Postępowanie zakończyło się ugodą i zapłaceniem przez mnie kilku tysięcy złotych.
Kolejne wezwanie na policję, do Wydziału ds. Walki z Przestępczością Gospodarczą KMP w Olsztynie, otrzymałem wraz z wydawcą Bogdanem Bachmurą. „Przestępstwo gospodarcze” polegało na użyciu zdjęcia, jako ilustracji do artykułu „Poseł Arent atakuje olsztyńskich prokuratorów za Helpera”, na którym prezes Helpera Katarzyna Kaczmarek pozuje wraz z poseł Iwoną Arent. Zdjęcie zostało wykonane podczas spotkania Wielkanocnego w ośrodku Helpera w Olsztynie z udziałem olsztyńskich VIP-ów, w tym poseł Iwony Arent. Policja umorzyła postępowanie.
Kolejne wezwanie przedsądowe z żądaniem przeprosin i wpłaty 50 tys zł dotyczył wydawcy Bogdana Bachmury za tekst pt. „Wszyscy umoczeni” oraz redaktor naczelny „Debaty” Jan Rosłan za jego publikację.
Bachmura napisał:
Śledztwem w sprawie Helpera objętych jest 40 osób. Nie wiem czy wśród nich jest poseł Iwona Arent. Wiem za to na pewno, że, obok głównych oskarżonych, to właśnie ona ma najwięcej do wyjaśnienia. Nie tylko prokuraturze, ale przede wszystkim wyborcom i ludziom, którzy składają się na jej poselskie uposażenie i partyjne fundusze. Z nami pani poseł nie chce rozmawiać. W ogóle jakby zapadła się pod ziemię. Ale mandat posła to nie piaskownica, skąd w każdej chwili zabiera się zabawki. Z każdego kroku trzeba się rozliczyć, zwłaszcza jeśli zrobiło się ich o kilka za dużo.
Pełnomocnik prawna poseł Arent twierdził, że tekst „zawiera twierdzenia uwłaczające godności i czci Pani Iwony Arent”. Jej zdaniem w tekście padły „nieprawdziwe i uwłaczające sformułowania i oceny”.
W nawiązaniu do tego pozwu Poseł Iwona Arent w rozmowie na żywo w Radio Olsztyn 15 kwietnia 2020 roku nazwała „Debatę” „szmaciarską gazetą”:
Poseł Iwona Arent: - Czekam aż „Debata” przeprosi mnie. Bo zdarzyło się, że musiała mnie przepraszać. Tak. Bo „Debata” przegrała sprawę i musiała mnie przepraszać. O to chodzi, że pisze kłamstwa na mój temat. Do tej pory nie zwracałam uwagi, bo uważałam, że jest to szmaciarska gazeta, która nie sprawdza faktów. Artykuły są pisane przez ludzi, a szczególnie przez jednego człowieka, który wymyśla sobie w głowie jakieś bzdury, potem to przelewa na papier, które nie mają w ogóle w faktach żadnego potwierdzenia.
Marek Lewiński: - Tak czy inaczej sprawa skończy się w sądzie?
Poseł Iwona Arent: - Oczywiście, jeżeli nie zostanę przeproszona. Jeśli nie zaprzestanie pan Socha, bo tu chodzi o pana red. Sochę, który pisze artykuły na mój temat, bzdury totalne, niezgodne z faktami, niezgodne z prawdą a ostatnio dołączył do tego także pan Bachmura, który jest wydawcą tej gazety, więc czas najwyższy skończyć z tymi kłamstwami, bzdurami, które sobie wymyślił chory człowiek, chory z nienawiści do mnie i mam nadzieję, że wreszcie sąd to rozstrzygnie, bo ja już straciłam cierpliwość
Marek Lewiński: - Czyli dyskusja z lokalnymi dziennikarzami przeniesie się na salę sądową?
Do dzisiaj poseł Iwona Arent tego pozwu nie złożyła, ale polowanie trwa...
Adam Socha
PS. Poseł Iwona Arent, po lekturze tekstu powyżej, rano w piątek 14 czerwca wysłała mi SMS: "Dziękuję za reklamę. Proszę o więcej".
Skomentuj
Komentuj jako gość