Mój poprzedni wpis ilustrował ogrom napięcia, jakie powstał w Brukseli i w paru stolicach poważnych krajów europejskich, po nagłym ruchu Macrona wysuwającym jako pretendenta do głównego stolca w UE Mario Draghiego. Skala niepokoju jest wielka i to nie tylko w szeregach EPP, które zostało tym ruchem całkowicie zaszachowane. EPP jest teraz jak bokser, który wiózł przez trzynaście rund przewagę i czekał na końcowy gong w piętnastej, ale pod koniec 13-ej dostał potężnego sierpa, po którym ledwo utrzymał równowagę. Ale o tym za chwilę.
Podobne wrażenie wywołało wyrzucenie z ID niemieckiej AfD i otwarta już propozycja M. LePen skierowana do G. Meloni, zawierająca propozycję ścisłej współpracy ECR z ID. Zmora powstania bloku porównywalnego swoją siłą z EPP i z S&D, wywołała prawdziwy popłoch w środowiskach lewicowych.
Wszyscy z niecierpliwieniem czekają na owoce wizyty Macrona w Berlinie, który właśnie w tych dniach ma próbować przekonać Schulza do swojej układanki. Ale już nawet lewicowo-liberalne POLITICO opisuje to spotkanie, jako uzgodnienia "ofiar losu", albo jak kto woli "kuternog" (ang. lame duck). Co ciekawe, to właśnie stamtąd płynie potężny cios pokazujący, że dzisiaj Niemcy i Francja kierowane przez tych liderów, są bardziej ciężarem niż szansą dla Unii. Tak to się porobiło.
Na to wszystko ciężko trafione EPP już próbuje znaleźć jakieś zapasowe warianty. Co również ciekawe, nawet oni już nie próbują podrzucać do rozważenia D. Tuska, a w grze pojawiają się premier Grecji i premier Chorwacji.
Pewno jeszcze się wiele wydarzy w nadchodzących dniach, tym bardziej warto wrócić do kwestii, którą zasygnalizowałem w poprzednim wpisie. Co może ugrać w tej rozgrywce PiS i szerzej ECR?
Może ugrać bardzo dużo, ale trzeba uwolnić się od kilku zagadnień, które niewątpliwie mogą ciążyć w maksymalnym wykorzystaniu tej sytuacji.
1. Kwestia podstawowa to przyjęcie, że obecna gra toczy się w tym samym stopniu o przyszłość Polski jak i Europy. I że fundamentalnym problemem jest w tym wypadku kwestia realizacji "zielonego szaleństwa" zabijającego ekonomię krajów Europy oraz dostatnie życie europejczyków. W tym samym stopniu dotyczy to szaleństwa obyczajowego, które niszczy podstawy europejskiej cywilizacji.
I zarówno te wybory, jak i tocząca się rozgrywka, ogniskują się wokół tych, najbardziej żywotnych dla Polski kwestii. Zatrzymania tych kwestii. One będą się rozstrzygać w znacznym stopniu i albo uzyskamy wpływ na te rozstrzygnięcia, albo będziemy - jak zwykle - stękać patrząc z boku na to, co robią inni.
2. Największym ograniczeniem które PiS sobie narzucił, jest warunkowanie swoich ruchów w Brukseli, swoistym pomiarem antyrosyjskości swoich partnerów i potencjalnych partnerów.
To najgorsza pułapka, w którą próbują PiS wpędzać rzeczywiście prorosyjscy politycy - zwłaszcza z szeregów EPP czy S&D. Nie ma większych sojuszników Rosji w Europie niż ludzie z EPP i S&D - to są prawdziwi szkodnicy, którzy wyhodowali Putina i dopuścili do jego aktualnej agresywności. Porównywanie skali szkód które oni wyrządzili i wyrządzają każdego dnia, z uwarunkowanymi historycznie i społecznie sympatiami Francuzów, Włochów czy Hiszpanów, nie wytrzymuje krytyki. I nikt kto trzyma się racjonalności, nie powinien ulegać tej presji, której jedynym celem jest odwrócenie uwagi od swojej rzeczywistej agenturalności względem Moskwy zwłaszcza przez macherów z EPP.
3. W tym kontekście niezwykle ważne jest również, aby w żadnym wypadku kwestia ukraińska nie przesłaniała nam punktu 1. Dzisiaj najgorszą rzeczą jako może zrobić PiS, jest poświęcenie interesów polskich na ołtarzu interesów ukraińskich. Po pierwsze jest tak dlatego, że sprawa Ukrainy i jej zdolności do obrony, nie zależy już w najmniejszym stopniu od Polski, tak jak i nie zależy w porównywalnym stopniu od Brukseli. Ta sprawa zależy wyłącznie od Waszyngtonu i niezależnie co tam sobie wymyślą kuternogi z Berlina i Paryża, Bruksela się w tej grze nie liczy. Po drugie, Zełenski i jego towarzysze pokazali Polsce i swoim w niej prawdziwym sojusznikom środkowy palec, stawiając wyłącznie na Berlin. Zwłaszcza PiS może się czuć dziś całkowicie zwolniony z jakiejkolwiek troski o dwulicowego sąsiada.
Jeśli PiS wyjdzie z tych pułapek, ma szansę na rzeczywiście wielką grę. Przyjrzyjmy się najpierw arytmetyce. W nowym parlamencie, w efekcie wyborów poszczególne główne grupy mogą uzyskać mniej więcej następujące wyniki:
EPP - 165
S&D - 135
ECR - 90
RE - 75
ID - 60
W Radzie Europejskiej potencjalne porozumienie RE/ECR i ID z S&D dysponuje 11 głosami, podobnie jak EPP. Ale..
Wśród premierów porozumienia mamy Hiszpanię, Niemcy, Francję i Włochy, ale też Holandię czy Belgię.
Wśród premierów EPP najważniejsi są uwikłani w szerokie koalicje (Szwecja, Finlandia, Rumunia, Polska), a reszta to takie potęgi jak Litwa, Luksemburg czy Chorwacja.
Spośród pięciu członków spoza obu układów, raczej przeważają zwolennicy porozumienia a nie EPP.
A więc siła oddziaływania "grubej czwórki" może być tu decydująca.
Jak mogą wyglądać w takim scenariuszu hipotetyczne rozdania?
Założenie 1.
Przewodniczącym KE zostaje M. Draghi (ITA - RE, bo ma większość w parlamencie i zdobywa większość w Radzie dzięki presji czterech.
Założenie 2.
W ramach neutralizacji EPP, które mając największy klub w PE musi coś dostać - otrzymuje przewodniczącego Parlamentu. Tu - by utrzymać parytety unijne, idealnie pasuje przedłużenie kadencji Metsoli, bo to kobieta z małego kraju (MAL - EPP)
Założenie 3.
ECR/ID zgłasza na Przewodniczącego Rady UE kandydaturę Mateusza Morawieckiego. Duży kraj z nowej Unii, to pierwszy atut. Były premier to drugi atut. Trzeci - ECR i ID nie mają nikogo innego z taką pozycją, aby zaprezentować kandydaturę alternatywną. W końcu, to Morawiecki może być jedynym strawialnym dla establishmentu unijnego kandydatem tego środowiska.
Założenie 4.
Minister spraw zagranicznych Unii - tradycyjnie kandydat S&D - zapewne kobieta ze średniego kraju.
Można - w przypadku apetytów S&D na większy uzysk, rozważać w wariancie 3 i 4 rotacyjne kadencje - po dwa i pół roku z wymianą swoich pozycji. W takiej sytuacji, PiS ma również do wykorzystania jako ministra spraw zagranicznych Unii również Jacka Saryusz-Wolskiego.
Nie trzeba dodawać, że realizacja takiego scenariusza - zwłaszcza w wariancie z MM jak przewodniczącym Rady - daje gigantyczne możliwości. Historyczne możliwości.
Morawiecki - zamiast użerać się z głupkowatymi szaleńcami z koalicji 13 grudnia nad Wisłą albo walczyć beznadziejnie o prezydenturę - uzyskałby potężny mandat. Również dla Meloni i LePen, jest to praktycznie jedyna realna opcja na stole. Skoro obie zaangażowały się w grę na powstrzymanie Niemiec przy pomocy Draghiego, to trzeba powalczyć o to, by plan ten uzyskał jeszcze silniejsze zabezpieczenie. Co ważne, sukces Meloni z Draghim i Morawieckim, to praktycznie pewne zwycięstwo w kolejnych wyborach. Podobnie LePen dzięki takiej konfiguracji, otwiera sobie prostą drogę do prezydentury w 2025 roku. Mają obie o co walczyć.
Jest wszakże jeden warunek - trzeba się wznieść ponad uprzedzenia i mieć świadomość, że Historia sama pcha nam w ręce gigantycznie silne karty. Trzeba wykorzystać ten czas.
Grzegorz Górski
Skomentuj
Komentuj jako gość