Opinię publiczną zajmuje kolejna odsłona debaty wokół Centralnego Portu Komunikacyjnego. Tymczasem zapowiedzi zmian w składce zdrowotnej, zwiększenia kwoty wolnej od podatku czy wakacji od ZUS-u, choć szeroko komentowane w chwili ich ogłaszania, zdają się przygasać i tracić zainteresowanie społeczeństwa. Nie powinniśmy na to pozwolić – kierunek zmian pokazuje, że rząd ma pewną strategię. Niestety zwiastuje ona zwiększenie poziomu nierówności w Polsce oraz brak środków na niezbędne inwestycje polskiego państwa.
To nie czas na państwo minimum
Jeśli do już wymienionych zmian prawnych dołożyć niedawne obniżenie podatku VAT dla sektora beauty czy propozycję obniżki podatku Belki, to wyłania się dość jasny kierunek działań rządu w polityce fiskalnej. Patrząc na dotychczasowe zapowiedzi, jest nim tworzenie ulg i udogodnień dla pewnych grup czy obszarów kosztem wpływów do budżetu.
Największy problem to nieuzasadniony dobór uprzywilejowanych osób. „Tak chcemy żyć” – mogliby, powtarzając wyborcze hasło Konfederacji, zakrzyknąć przedsiębiorcy oraz najbogatsi Polacy.
Może i nie należałoby aż tak rozdzierać szat nad tymi zmianami, gdyby nie rekordowy w 2024 r.. deficyt budżetowy i deklaracje w sprawie transferów socjalnych. Wszak „nic, co było dane, nie zostanie zabrane” – powiedział w Sejmie Donald Tusk.
Ograniczanie wpływów podatkowych musi skutkować mniejszymi wydatkami państwa. Dr hab. Jacek Tomkiewicz, ekonomista, prof. Akademii Leona Koźmińskiego, nie ma wątpliwości: ucierpią inwestycje. Budowa CPK czy realna transformacja energetyczna mogą stać się pierwszymi ofiarami ekstrawaganckiego podejścia obecnie rządzących.
Przed Polską stoi wiele wyzwań: widmo wojny z Rosją i związane z tym zbrojenia, kryzys demograficzny oraz niewydolny system emerytalny. Polacy głośno domagają się wielkich inwestycji, które długofalowo pozwoliłyby wykonać krok w stronę dalszego rozwoju.
To naprawdę nie jest czas na próby tworzenia państwa minimum. Nie ten czas, nie to miejsce na mapie i nie ta mentalność obywateli. A już szczególnie nie, jeśli skorzystać mają na tym najbardziej zamożni.
Tani populizm osłabiania budżetu
Nie sposób dogłębnie przeanalizować w jednym artykule wszystkich z przedstawionych wyżej zapowiedzi. Warto natomiast wymienić je wraz z najważniejszymi skutkami dla funkcjonowania państwa i społeczeństwa.
Po pierwsze Ministerstwo Zdrowia wraz z Ministerstwem Finansów ogłosiły nowe zasady obliczania składki na NFZ dla przedsiębiorców. Przepisy mają wejść w przyszłym roku.
Ma to być odpowiedź na wielokrotne apele o przywrócenie stanu rzeczy sprzed Polskiego Ładu, który wyraźnie podniósł wysokość składki, przyczyniając się do zwiększenia budżetu polskiego systemu opieki zdrowotnej, który jeszcze w 2021 r.. był relatywnie najniższy spośród państw UE.
Chociaż nowy rząd nie planuje w całości powrócić do sytuacji sprzed 2021 r., to na rozwiązaniu ma zyskać 93% osób prowadzących działalność gospodarczą. Z pierwszych wyliczeń wyraźnie wynika, że na zmianie szczególnie skorzystają najbogatsi. Ucierpi za to stan finansów NFZ, w którym powstanie dziura rzędu 5 mld złotych.
Drugim projektem, na którym skorzystają przedsiębiorcy, jest wprowadzenie tzw. wakacji od ZUS-u. Mechanizm polega na zwolnieniu z obowiązku odprowadzania składki za jeden wybrany miesiąc w ciągu roku. Już w bieżącym roku spowoduje to straty z wpływów wynoszące prawie 2 mld złotych. Można się spodziewać, że w kolejnych latach z rozwiązania będzie chciało skorzystać jeszcze więcej osób.
Następna zmiana, która pogorszy stan finansów publicznych i dodatkowo skomplikuje dotychczasowy sposób rozliczania, to wprowadzenie kwoty wolnej w tzw. podatku Belki (od zysków kapitałowych). Dalej mamy już obowiązującą obniżkę VAT-u dla branży beauty. Pochłonie ona z budżetu ponad 2 mld zł i jest prawdopodobnie najbardziej horrendalną z realizowanych zapowiedzi.
Branży beauty, nawet przy najlepszych chęciach, nie da się nazwać strategiczną. Trudno doszukać się innego argumentu za wprowadzeniem tak dużych udogodnień niż spełnienie interesu konkretnego lobby. Stwarza to niebezpieczny precedens i mechanizm nieetycznego działania, który może być powielany z przyszłości.
Na koniec wspomnieć można o podnoszonym co jakiś czas postulacie podwyższenia kwoty wolnej od podatku do 60 tys. zł rocznie. Ten radykalny krok już zupełnie zdewastowałby budżet państwa, pozbawiając go niemal 50 mld zł rocznie. Dodatkowo byłby to wielki cios w samorządy, dla których wpływy z PIT-u często są podstawowym źródłem dochodu. Wydaje się, że spełnienie tej obietnicy jest najmniej realistyczne, chociaż samo podnoszenie tego tematu przez stronę rządzącą wskazuje na pewną tendencję.
Szanse rozwojowe lądują w koszu
W zasadzie wszystkie omówione propozycje przyczynią się do zmniejszenia wpływów do budżetu państwa. Jednak są co najmniej trzy inne negatywne skutki wynikające z planowanych zmian.
„W rządzie Tuska najbardziej mnie denerwują wszelkie pomysły obniżania dochodów budżetowych, szczególnie obniżki podatków dla bogatych, bo to najgorszy czas na taki populizm” – nie przebiera w słowach prof. Marcin Piątkowski.
Ekonomista wskazuje, jak szkodliwe jest jednoczesne podważanie wydania kilku miliardów na rozpoczęcie budowy CPK wobec ponoszonej w tym samym czasie straty na uldze dla sektora beauty. W swojej książce „Złoty wiek” Piątkowski udowadnia, że Polska musi wskoczyć na kolejny stopień rozwoju. By to osiągnąć, potrzebuje strategicznych inwestycji. Czas wreszcie skończyć z rządowym „niedasizmem”. To ostatnie z pewnością nie będzie możliwe, jeśli tendencja do osłabiania budżetu i państwa zostanie utrzymana.
Piątkowskiemu wtóruje dr Jakub Sawulski, który we wdrażaniu populistycznych obietnic wyborczych również widzi ogromne zagrożenie dla wielkich inwestycji. W tym samym wywiadzie mówi o nadchodzącym obniżeniu wydatków państwa z powodu restrykcyjnej metodologii prognozowania długu publicznego przez instytucje unijne. Wobec cięć budżetowych i nieprzemyślanego przyznawania ulg rząd zaniecha realizacji prorozwojowych projektów.
Niepokojące nierówności będą rosły
Innym niepokojącym zjawiskiem są nierówności w Polsce, które należą do najwyższych w UE. Wedle danych przedstawionych w raporcie dr. Pawła Bukowskiego, udział w dochodzie 10% najbogatszych sięga już niemal 40%. Obniżanie podatków dla najbogatszych jeszcze pogłębi ten problem.
Prof. Piątkowski w swej książce udowadnia negatywny wpływ znacznych dysproporcji w społeczeństwie na kondycję i rozwój państwa. Przyczyniają się one bowiem do tworzenia „instytucji oligarchicznych” i długofalowo do modelu, w którym to najbardziej zamożni kontrolują resztę obywateli.
Z kolei rekapitulując argumentację dr. Sawulskiego, należy zwrócić uwagę na kilka punktów. Na każdej z zapowiadanych przez rząd zmian (podatek Belki, składka zdrowotna, wakacje od ZUS-u, kwota wolna) skorzystają przede wszystkim osoby o wysokich dochodach, zwiększając tym samym nierówności w naszym kraju. Tymczasem, jak wynika z raportu Ministerstwa Finansów z 2019 r., to najzamożniejsi płacą w Polsce relatywnie najniższe podatki i składki.
Przy deficycie w finansach publicznych na poziomie 5% PKB nie można myśleć o redukowaniu danin publicznych. Groźba braku podniesienia renty socjalnej oraz przypuszczalne niewprowadzenie „babciowego” czy „wdowiego” tłumaczone są koniecznymi wydatkami na zbrojenia. Jednocześnie rządzący znajdują przestrzeń do uderzających w budżet obniżek dla najbogatszych.
Jakimś wyjaśnieniem takiego stanu rzeczy może być aspekt, na który zwraca uwagę dr Michał Możdżeń. W Polsce do grupy przedsiębiorców są bowiem zaliczani zarówno źle wynagradzani ratownicy medyczni, jak i właściciele wielkich firm. Ci pierwsi to de facto osoby na etacie pozbawione praw pracowniczych przez pracę na B2B.
Wrzucanie wszystkich do jednego worka skutkuje tym, że większość obniżek obciążeń w tej grupie jest realnie regresywna, co powiększa tylko istniejące nierówności. Rządzący mogą natomiast grać argumentacją o pomocy ubogiej fryzjerce, przyczyniając się swoimi decyzjami do pogrubienia portfela bogatego rentiera.
W raporcie „Polskie nierówności w XXI wieku” dr Paweł Bukowski podnosi inne dające do myślenia fakty. Najpierw powtarza za innymi ekspertami, że dysproporcje są wysokie i wciąż rosną. Idąc dalej, pokazuje, że z dynamicznego wzrostu gospodarczego po 2000 r. zdecydowanie najbardziej skorzystali najlepiej sytuowani.
Co więcej, górny 1% najbogatszych ma niższą efektywną stawkę podatkową niż klasa średnia. Dzieje się tak, ponieważ ci pierwsi stosują, wraz ze swoimi prawnikami, skuteczne optymalizacje podatkowe.
Fikcja samozatrudnienia
Czasami można usłyszeć od polityków narzekania na bardzo wysoki procent Polaków będących na samozatrudnieniu. Tymczasem system podatkowy jest tak skonstruowany, że kto tylko ma możliwość, ucieka w ten korzystniejszy dla siebie sposób rozliczania zobowiązań podatkowych.
W Polsce najwięcej nie zarabiają wysoko postawieni menedżerowie czy specjaliści branży IT, a właśnie rodzimi przedsiębiorcy. Fakt ich zdecydowanej nadreprezentacji w grupie najbogatszych Polaków nie wynika wcale z tego, że jesteśmy narodem wybitnie utalentowanym pod kątem prowadzenia firm.
Spowodowane jest to korzyściami płynącymi z różnic w opodatkowaniu względem pracy na etacie. To dlatego prezes korporacji jest firmą, która zatrudniając programistów, współpracuje z setkami jednoosobowych działalności – tłumaczy prof. Jacek Tomkiewicz.
Negatywne konsekwencje rynku pracy opartego na samozatrudnieniu to między innymi brak praw pracowniczych obecnych w umowie o pracę oraz pozbycie się przez pracodawcę odpowiedzialności za osoby, które „podnajmuje”, a de facto zatrudnia.
Z tak zarysowanej sytuacji jasno wynika, że zapowiadane przez rząd zmiany tym bardziej uatrakcyjnią przechodzenie na samozatrudnienie. Zwiększając dysproporcje pomiędzy opodatkowaniem pracownika a przedsiębiorcy, przyczynią się do przepływu osób z pierwszej grupy do drugiej.
Z danych Eurostatu z 2018 r. wynika, że już przodujemy pod tym względem w regionie. W UE wyprzedzały nas tylko Grecja i Włochy. Teraz może dojść do pogłębienia tego stanu rzeczy.
Negatywne skutki działań rządu mogą więc być wielopoziomowe. Ich nieodpowiedzialność z pewnością nadszarpnie budżet, ale zapewne zwiększy też nierówności w społeczeństwie i zmotywuje ludzi do fikcyjnego zakładania firm.
Niebagatelną konsekwencją będzie również brak realizacji kluczowych dla państwa inwestycji. Zalicza się do nich nie tylko CPK, bo skąd znaleźć pieniądze na budowę elektrowni jądrowej czy fabryk amunicji, jeśli zmniejsza się budżet?
Pozostaje powtórzyć za Pawłem Musiałkiem: oby jak najwięcej z tych obietnic nie zostało zrealizowanych. Oraz zapytać polityków partii rządzących, którzy tak zarzucali populizm poprzedniej ekipie, jak nazwaliby swoje obecne działania.
Stanisław Okoński
Tekst z portalu klubjagiellonski.pl
Skomentuj
Komentuj jako gość