O książce „Liderzy podziemia Solidarności” i o tym, że jej autorem jest Marek Żejmo dowiedziałem się dzięki telefonom trzech działaczek olsztyńskiego podziemia. Panie zawiadomiła aktorka i działaczka Irena Telesz i poinformowała, że na promocji w Olsztynie będzie marszałek Bogdan Borusewicz. Podała numer komórki do red. Tomasza Śrutkowskiego. Trzeba do niego zadzwonić, żeby uzyskać zaproszenie.
Panie, tak jak i ja, przyjęły z niedowierzaniem, iż autorem książki jest ten sam Marek Żejmo, który jako radny Rady Miasta Olsztyna z listy aparatczyka PZPR i dyrektora cenzury Czesława Jerzego Małkowskiego, okazał się „kłamcą lustracyjnym”. W Olsztynie jego nazwisko kojarzone jest głównie z budową hotelu „Żejmo” i aferami związanymi z tą inwestycją. Zarówno dla pań, jak i dla mnie to, że „kłamca lustracyjny” stał się historykiem „Solidarności”, było czymś absurdalnym i zakrawało na jakąś mistyfikację. Dwie panie stanowczo oświadczyły, że nie skorzystają z zaproszenia, także z powodu osób, które stały za tym wydarzeniem: Ireny Telesz, jako działaczki Platformy i KODu, red. Tomasza Śrutkowskiego, jako byłego redaktora naczelnego „Gazety Olsztyńskiej”, który organ KW PZPR przekształcił w organ służący postkomunistom, a także wicemarszałka Senatu RP Bogdana Borusewicza. „To jakaś impreza polityczna totalnej opozycji – podejrzewały panie. - Nie będziemy jej uwiarygadniać”. Natomiast ja postanowiłem rozwiązać zagadkę pt. „Kim jest Marek Żejmo”?
Czy to ta sama osoba?
Zacząłem od telefonu do Ireny Telesz, która potwierdziła, że autorem książki jest ten Marek Żejmo od hotelu i dała mi telefon do red. Śrutkowskiego. Redaktor wziął ode mnie domowy adres i powiedział, że zaproszenie otrzymam pocztą. Faktycznie po 2 dniach dostałem eleganckie 4-stronicowe zaproszenie, z którego dowiedziałem się, że książka liczy 791 stron niepublikowanych wcześniej wywiadów z B. Borusewiczem, śp. Aliną Pienkowską, stoczniowcami, którzy wywołali strajk: Jerzym Borowczakiem, Bogdanem Felskim i Ludwikiem Prądzyńskim, Aleksandrem Hallem, Bogdanem Lisem, Henrykiem Majewskim, Krzysztofem i Ryszardem Puszami, śp. Arkadiuszem Aramem Rybickim i jego bratem Mirosławem, Jackiem Taylorem, śp. Anną Walentynowicz i Lechem Wałęsą. Książka będzie na spotkaniu w promocyjnej cenie.
Patronat honorowy nad promocja objął marszałek województwa Gustaw Marek Brzezin, zapraszają CEiK i Wydawnictwo Naukowe FNCE z Poznania, spotkanie odbędzie w niedawno wybudowanej w b. KW PZPR Auli Marszałkowskiej im. Anny Wasilewskiej.
Jednak największe moje zaskoczenie wywołała notka o autorze:
„Marek Żejmo (1951), absolwent Uniwersytetu Gdańskiego, doktor nauk humanistycznych w zakresie nauk o polityce. Od 2017r. Profesor wizytujący w Państwowym Uniwersytecie Technicznym w Kaliningradzie, a także w Sankt Petersburskim Federalnym Państwowym Uniwersytecie (filia w Kaliningradzie). Zainteresowania badawcze autora koncentrują wokół przemian kulturowo-cywilizacyjnych w Europie, relacji między Polską i Szwajcarią oraz Polonii. Autor kilkudziesięciu artykułów naukowych i monografii: Polacy w Szwajcarii, Możliwości i bariery osadnictwa (2009), Od homo faber do homo religiosus (2014), Stosunki polsko-szwajcarskie. Przeszłość i teraźniejszość (2016, wyd. poprawione i uzupełnione w 2021), Quellen zur Geschichte von Albertine und Immanuel Kant. Probleme der forschung (2021)”.
Miałem wrażenie, że albo chodzi o jakiegoś innego Marka Żejmo, nie biznesmena z Olsztyna, który startował do Rady Miasta Olsztyna z listy komunistycznego aparatczyka, dyrektora cenzury Czesława Małkowskiego, dostał się, ale stracił mandat na skutek złożenia nieprawdziwego oświadczenia lustracyjnego, albo to jakaś jedna wielka mistyfikacja?!
Podzwoniłam po przyjaciołach, weteranach pierwszej Solidarności i olsztyniakach. Też byli zaskoczeni. Pamiętali Żejmo jeszcze z czasów, gdy był uczniem Technikum Budowlanego i później, po 1970 roku. Ich opinie były negatywne. Sypali przykładami historii z jego życia z lat 70. i 80. XX wieku z Olsztyna i później, od 1980 roku w Niemczech, które nie nadają się do powtórzenia, z powodów procesowych.
Kto był ofiarą, banki czy Żejmo?
Zrobiłem też kwerendę w Internecie. Na hasło „Żejmo” wyskakiwały mi artykuły dotyczące afery związanej z budową hotelu „Żejmo” nad jez. Żbik (właściwie Tyrsko) w podolsztyńskim Gutkowie. Było ich sporo i to w największych mediach ogólnopolskich. Media te informowały, że budowa hotelu rozpoczęła się w 1999 r. W ciągu trzynastu miesięcy miał powstać ekskluzywny kompleks z 175 pokojami, kręgielnią, salami konferencyjnymi, kortami tenisowymi, basenami, a nawet torem łyżwiarskim. Na dach zużyto 120 tys. snopków trzciny z mazurskich jezior. Inwestycja miała kosztować 15 mln niemieckich marek. Był to kredyt udzielony przez Bank Amerykański (Amerbank), pierwszy zagraniczny bank, który w 1989 roku uzyskał w Polsce licencję NBP. Jego założycielami byli kontrabasista Jan Byrczek oraz pisarz Jerzy Kosiński, którzy w 1987 roku założyli Polish American Resources Corporation. Prezesem został Marek Gadomski, zastępca Grzegorza Żemka w FOZZie.
W momencie, gdy inwestycja była w 95% ukończona, bank z dnia na dzień zawiesił kredytowanie i zażądał natychmiastowego zwrotu kredytu. Spółka zbankrutowała. Wielu podwykonawców, dostawców sprzętu i wyposażenia nie otrzymało zapłaty. Majątkiem Warimexu był hotel i ponad 7-hektarowa działka rolna. Dług sięgający 11 mln zł miał spłacić wierzycielom syndyk. W 2005 roku hotel kupił od syndyka olsztyński biznesmen Wiesław Pokrzywnicki, za kwotę jedynie 2,8 mln złotych. Syndyka ścigał za to później prokurator, ale ostatecznie został on przez sąd uniewinniony.
Za Markiem Żejmo ujęła się poseł PO Lidia Staroń, która w 2009 roku wystąpiła do ministra sprawiedliwości z prośbą o zapoznanie się z okolicznościami, w jakich doszło do ogłoszenia upadłości spółki Warimex. Poseł powołała się na opinię prawną renomowanych warszawskich kancelarii, z których wynikało, że to Żejmo jest ofiarą banku, a wypowiedzenie umowy kredytowej było bezzasadne i bezprawne i Spółce przysługuje roszczenie odszkodowawcze przeciwko bankom.
Dwa lata później, w 2011 roku, interpelację do premiera w obronie Żejmo złożył poseł PiS z Gdyni Zbigniew Kozak, który też uważał, że biznesmen z Olsztyna padł ofiarą „bezprawnego wypowiedzenia kredytu, celem doprowadzenia do jego upadłości finansowej i w konsekwencji przejęcia za bezcen bardzo atrakcyjnej powierzchniowo oraz o znacznej wartości nieruchomości hotelowej.
Marek Żejmo w tej sprawie skierował doniesienie do prokuratury – czytam w interpelacji posła. - Ta wraz z Centralnym Biurem Śledczym Komendy Głównej Policji ustaliła, że pan Ż. jest... współwinny. Prokuratura i CBŚ ujawniły m.in., że budżet kredytowanego hotelu został przekroczony o ponad 80%, a budowa była prowadzona niezgodnie z projektem. Okazało się też, że byłe władze Amerbanku, m.in. prezes M. Gadomski, wiedziały o wszystkim, ale nie próbowały przeciwdziałać. Prokuratura aresztowała M. Gadomskiego i byłego dyrektora departamentu kredytów S. L., którzy zostali oskarżeni o narażenie banku na stratę 20 mln zł. Podobne oskarżenie postawiono też Markowi Żejmo, którego aresztowano na 3 miesiące”.
Żejmo ostatecznie został oczyszczony z zarzutów. Po wyjściu z aresztu pozwał bank o odszkodowanie oraz za zszarganie jego opinii jako biznesmena. Sprawy toczą się do dzisiaj.
Radny Marek Żejmo traci mandat
W Internecie na hasło „Żejmo” wyskakują też teksty dotyczące jego startu w 2010 roku do Rady Miasta Olsztyna z listy Czesława Jerzego Małkowskiego. „W okręgu nr 1 listę otwiera Marek Żejmo, przedsiębiorca i wykładowca Wyższej Szkoły Humanistycznej w Gdańsku, od niedawna prezesujący założonemu przez siebie Stowarzyszeniu Na Rzecz Osób Poszkodowanych Przez Organy Państwa” – czytam w lokalnej prasie. Natomiast z Gazety Prawnej dowiaduję się, że Stowarzyszenie powstało w 2010 roku i powołali je posłowie Stronnictwa Demokratycznego, prof. Jan Widacki, prof. Marian Filar i Bogdan Lis oraz b. prokurator krajowy i b. minister spraw wewnętrznych i administracji Janusz Kaczmarek z Gdańska.
Żejmo zdobył mandat radnego, ale wówczas prokuratura IPN stwierdziła, że złożył fałszywe oświadczenie lustracyjne i skierowała sprawę do sądu. Żejmo stracił mandat. Sprawa toczyła się 5 lat i w 2015 roku Sąd Okręgowy w Olsztynie wydał prawomocny wyrok, w którym uznał, że Żejmo „złożył niezgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne”.
Wystąpiłem do sądu o akta tej sprawy, a ten odesłał mnie do IPN. Akta dotarły do mnie dużo po promocji. Po ich lekturze stwierdziłem, że życiorys Marka Żejmo to materiał na powieść sensacyjną. Ale i ta wiedza, którą zdobyłem z Internetu i od ludzi go znających sprawiła, że byłem bardzo ciekaw spotkania.
Wspomnienia i anegdoty
Jeszcze przed promocją książki poszukiwałem bezskutecznie informacji na jej temat w lokalnych mediach. Zdziwiło mnie to, zwłaszcza w przypadku Wyborczej, która zawsze anonsowała spotkania w Olsztynie z ważnymi politykami opozycji, a takim i to najwyższej rangi był marszałek Borusewicz, który na dodatek pierwszy raz w życiu miał wystąpić w Olsztynie publicznie.
Kolejne zaskoczenia czekały mnie na spotkaniu promocyjnym. Na scenie pięknej Auli Widowiskowo-Konferencyjnej im. Anny Wasilewskiej siedział autor książki, faktycznie ten sam Marek Żejmo od hotelu (na zdjeciu pierwszy po prawej), wraz z gośćmi, legendami „Solidarności” gdańskiej: Bogdanem Borusewiczem, Bogdanem Lisem i Krzysztofem Puszem. Spotkanie prowadził Robert Lesiński z Radia Olsztyn.
Zdziwiłem się, że na spotkanie przybyło tylko około 50 osób: w pierwszym rzędzie na środku siedzieli marszałek Gustaw Marek Brzezin z b. wojewodą i senatorem SLD Januszem Lorenzem. Wyżej Czesław Jerzy Małkowski z garstką działaczy KODu oraz dyrektor biura Sejmiku Wiktor Marek Leyk, ze znanych polityków PO był poseł Janusz Cichoń i Jarosław Słoma, z weteranów Solidarności był Andrzej Gierczak, mec. Józef Lubieniecki, Tadeusz Poźniak i Teresa Stefanowicz, z dziennikarzy oprócz mnie, był Andrzej Dramiński, oraz emeryci Marek Barański i Tomasz Śrutkowski, ale jako słuchacze.
Irena Telesz nie mogła przyjść, gdyż wyjechała na festiwal teatralny, ale wyświetlono nam filmik, w którym Irena pozdrawia gości i słuchaczy, pozując pod trzema historycznymi dla „S” obiektami Olsztyna, pod Spomaszem (obecnie Milfor), gdzie zawiązał się Międzyzakładowy Komitet Założycielski, pod zajezdnią MPK, gdzie pokój MKZ-owi użyczył dyrektor Stefan Ruchlewicz i pod siedzibą Zarządu Regionu „S” w wieżowcu przy Dąbrowszczaków.
Zaproszeni goście bawili słuchaczy różnymi anegdotami związanymi z ich działalnością. Bogdan Borusewicz, nasz krajan, bo urodzony w 1949 roku w Lidzbarku Warmińskim, z którego jako dziecko pamięta morze ruin wspomniał o tym, jak do Olsztyna z Gdańska została porwana Alina Pienkowska. A było to tak.
W OZOS-ie SB ubiegła powstanie „Solidarności”. Ich człowiek Marek Piątek wywołał strajk i powołał związek autonomiczny, który błyskawicznie uzyskał rejestrację. Jednak robotnicy szybko się zorientowali co jest grane i delegacja pojechała do Gdańska, do Borusewicza, prosząc by z nimi pojechał i pomógł im założyć „S”. Borusewicz nie miał czasu, od rana do nocy przyjmował ludzi z zakładów całego kraju i tłumaczył, jak założyć związek. Odesłał ich do Aliny. Okłamali ją, że jadą tylko za Gdańsk. Jednak gdy minęli Pruszcz Gdański, Tczew i jechali dalej przeraziła się, że została porwana. Wówczas przyznali się do fortelu. Pojechała z nimi do OZOSu, wróciła o północy, a w fabryce powstała „S”.
W Olsztynie też był w tamtym czasie Bogdan Lis, który miał szereg spotkań w zakładach pracy. Pamięta I sekretarza KW PZPR, który powiedział, że „prędzej mi kaktus na ręku wyrośnie, jak w Olsztynie powstanie „S”.
Krzysztof Pusz opowiedział anegdotę z czasu, gdy został ministrem u prezydenta Lecha Wałęsy. Na ulicy w Warszawie spotkał milionera amerykańskiego, polskiego pochodzenia Jana Piszka. Pochwalił mu się, że dał Wachowskiemu 50 tys. dolarów, bo ten powiedział mu, że Lechu Wałęsa potrzebuje. „Zaskoczony opowiedziałem o tym Jarkowi Kaczyńskiemu – mówi Pusz. - A ten poszedł do Wałęsy i mówi mu: „Lechu, jak potrzebujesz pieniędzy to powiedz, załatwimy to, ale nie w taki sposób”. Wałęsa wezwał mnie, był naburmuszony. „To ja bronię Twojej dupy!” – wypaliłem mu. Wałęsa powiedział, że nie miał z tym nic wspólnego, kazał Wachowskiemu oddać Piszkowi pieniądze. Po tym ktoś musiał z kancelarii prezydenta odejść. Wałęsa zostawił Wachowskiego, więc ja odszedłem.
Skąd ta wojna polsko-polska?
Po wspomnieniach przyszła pora na zadawanie pytań. Andrzej Dramiński zapytał: „Skąd ta wojna polsko-polska? Dlaczego po takiej pięknej, wspólnej walce, tak strasznie się kłócimy, tak się obrażamy? Czy chodzi o animozje osobiste, czy o coś innego?
Bogdan Lis: Jak Wałęsa przestał być przewodniczącym Solidarności to każdy następca chciał mieć takie znaczenie jak on. Tymczasem sytuacja się diametralnie zmieniła. Nastała demokracja i Solidarność była jedną z wielu organizacji, które reprezentowały różne potrzeby, interesy społeczne. W Solidarności byli wszyscy i mieli jeden wspólny cel, znieść system. Po 1989 roku każdy poszedł do swojej organizacji. Dlatego „S” nie mogła już pełnić tej samej roli, stała się jednym ze związków zawodowych, a raczej powinna stać się związkiem, ale zaangażowała się we wspieranie jednej partii politycznej, PiSu i jest częścią tej partii, chociaż się do tego nie przyznaje.
Minister Gliński, w związku z tym, że nie podoba mu się Europejskie Centrum Solidarności, bo nie ma na nie wpływu, powołał do życia Instytut Dziedzictwa Solidarności jako konkurencję dla ECS. Mimo tego, że próbuje się deprecjonować rolę Wałęsy, odsądzić go od czci i wiary, to w sali BHP, szef Instytutu pan Solana siedzi przy biurku, do którego jest przytwierdzona metalowa tablica z napisem: „Pierwsze biurko prezydenta Lecha Wałęsy” (brawa sali), więc z jednej strony opowiadają o Wałęsie różne brednie, a z drugiej strony kultywują korzenie Solidarności.
Bogdan Borusewicz: Proszę zobaczyć, ile małżeństw się rozpada po 40 latach?! Bowiem po latach ludzie się zmieniają, zmieniają się preferencje, odchodzi miłość albo przychodzi miłość!Zmienia się z czasem wszystko. To samo dzieje się ze społeczeństwem. Ruch, który zmienił Ukrainę, też po kilku latach się rozpadł, wyłoniły się z niego różne partie, W Czechosłowacji, po aksamitnej rewolucji Vaclava Havla rozpadło się państwo i społeczeństwo się podzieliło. Taka jest kolej rzeczy, kiedy wchodzi demokracja. Pojawiają się różne interesy w społeczeństwie, jedni mają potrzeby socjalne, inni liberalne, i to jest normalne. Ja z tego powodu nie płaczę. To co mnie denerwuje, to to, że dzisiejsze poglądy przenosi się w przeszłość.
- Mój były kolega Krzysiu Wyszkowski z Olsztyna, dzisiaj jest największym krytykiem Wałęsy. Mówi, że Wałęsa od początku był agentem. Tymczasem Krzysiu w 80. i 81. roku pisał do Wałęsy czołobitne listy i donosił na mnie. Napuszczał na mnie Wałęsę mówiąc: „Borusewicz i Kuroń chcą cię usunąć”. Krzysztof swoją wiedzę czerpał od znajomego z Warszawy, który okazał się być agentem bezpieki i manipulował Krzysztofem. Przecież Lech Kaczyński też współpracował z Wałęsą. Wałęsa wziął go do Magdalenki i do Okrągłego Stołu. Mnie Lechu nie wziął, bo ja byłem niezależny i mówiłem mu, co myślę. I akurat wtedy Wyszkowski przeciwko Wałęsie nie występował. Mówię to nie dlatego, żeby dyskredytować Wyszkowskiego, tylko żeby pokazać jak się ludziom po 40 latach zmieniają poglądy. Układy, sympatie i antypatie też mają wpływ, są ważne w polityce, Staram się podchodzić z sympatią do ludzi, którzy razem z nami działali, coś zrobili, tak jak rodzina Puszów. Przecież im się w PRLu znakomicie powodziło, mieli boksy w Hali Targowej w Gdańsku, do której ludzie przyjeżdżali na zakupy ludzie z całej Polski. Mimo to cała rodzina się zaangażowała, matka i czterech jej synów, w rezultacie stracili od strony materialnej. Zupełnie inaczej niż my, bo ja np. mogłem stracić tylko wolność.
Pytanie o „Bolka”
Wywołany Krzysztof Pusz wspomniał, jak siedział w więzieniu w Barczewie z Adamem Michnikiem i stale upominali się o Mszę. W końcu komendant się ugiął. „Wprowadzili nas do obskurnej celi z kiblem, między nami stanęli klawisze. Msza trwała 3 godziny, bo śpiewaliśmy wszystkie pieśni z książeczki, od deski do deski, a cappella, Adam strasznie fałszował i się jąkał, ksiądz był wkurzony”.
Dobry nastrój gości zmącił swoim pytaniem o „Bolka” Tadeusz Poźniak, działacz „S” ART, skazany na więzienie za współorganizację protestu przeciwko stanowi wojennemu: Krąży tyle plotek na temat zdrady, współpracy Wałęsy z SB. Mówi się, że Wałęsa zgłosił się do pana i miał się przed panem obnażyć jeszcze przed strajkiem sierpniowym w Stoczni. Czy może pan to potwierdzić?
B. Borusewicz poprosił o zapalenie światła na sali, żeby widzieć słuchaczy: Nie byłem świadkiem obnażenia się Wałęsy. Wałęsa miał niedobry okres, ale nie wtedy, kiedy przyszedł do mnie, do Wolnych Związków Zawodowych, wtedy był uczciwy. Szliśmy razem na rozdawanie ulotek, rozdawaliśmy je wspólnie. Gdy powstała „S” byłem z nim w bardzo ostrym konflikcie, tak jak i Andrzej Gwiazda. Najpierw był to konflikt personalny o Annę Walentynowicz. Poszło o jej udział w wyjeździe do papieża. Wałęsa powiedział „Nie!” no i zaczęła się awantura. Ten konflikt został spowodowany tym, że Wałęsa wprowadził dyktaturę. On nie uznawał dochodzenia do wspólnego stanowiska po dyskusji, „Co to za demokracja, jak każdy gada co chce” – mówił. Były sytuacje, że wybiegał z prezydium związku, bo myślał, że go pobiję, tak się kłóciliśmy. Ten konflikt zakończył się odejściem całego tzw „Gwiazdozbioru”, odchodziliśmy po kolei. Wałęsa mówił później władzom „chcieliście, żebym Borusewicza uciszył i innych, zrobiłem to”.To był bardzo niedobry okres Wałęsy. Natomiast w stanie wojennym Wałęsa zachował się bardzo dobrze.
Po tej odpowiedzi arch. Sławomir Hryniewicz, który towarzyszył Poźniakowi, zapytał Marka Żejmo, czy był TW”. Po tym pytaniu Borusewicz zaskoczony, odsunął się od Żejmo.
Marek Żejmo wymijająco odpowiedział, że bezpodstawnie czepiały się go różne osoby. Ale Hryniewicz nie ustępował: „Ale jest przecież wyrok sądu lustracyjnego”. Zwrócił się też do Borusewicza i Lisa: czy Was, legendy Solidarności, nie dziwi przekrój tej sali, 80 procent to stara komuna.
Zapadła cisza.
Adam Socha (Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.)
Tekst ukazał się pierwotnie w styczniowym wydaniu miesięcznika "Debata". Cz. 2 w lutowym numerze "Debaty", który ukaże się 17 lutego.
Skomentuj
Komentuj jako gość