O książce „Liderzy podziemia Solidarności” i o tym, że jej autorem jest Marek Żejmo dowiedziałem się dzięki telefonom trzech działaczek olsztyńskiego podziemia, skazanych ka karę więzienia w stanie wojennym. Panie Annę Niszczak i Danutę Gulko zawiadomiła aktorka i działaczka pierwszej "Solidaności" oraz działaczka PO, radna wojewódzka PO Irena Telesz i poinformowała, że na promocji w Olsztynie będzie marszałek Bogdan Borusewicz. Podała numer komórki do red. Tomasza Śrutkowskiego. Trzeba do niego zadzwonić, żeby uzyskać zaproszenie.
Panie, tak jak i ja, przyjęły z niedowierzaniem, iż autorem książki jest ten sam Marek Żejmo, który jako radny Rady Miasta Olsztyna z listy aparatczyka PZPR i dyrektora cenzury Czesława Jerzego Małkowskiego, okazał się „kłamcą lustracyjnym”. W Olsztynie jego nazwisko kojarzone jest głównie z budową hotelu „Żejmo” i aferami związanymi z tą inwestycją. Zarówno dla pań, jak i dla mnie to, że „kłamca lustracyjny” stał się historykiem „Solidarności”, było czymś absurdalnym i zakrawało na jakąś mistyfikację. Dwie panie stanowczo oświadczyły, że nie skorzystają z zaproszenia, także z powodu osób, które stały za tym wydarzeniem: Ireny Telesz, jako działaczki Platformy i KODu, red. Tomasza Śrutkowskiego, jako byłego redaktora naczelnego „Gazety Olsztyńskiej”, który organ KW PZPR przekształcił w organ służący postkomunistom, a także wicemarszałka Senatu RP Bogdana Borusewicza. „To jakaś impreza polityczna totalnej opozycji – podejrzewały panie. - Nie będziemy jej uwiarygadniać”. Natomiast ja postanowiłem rozwiązać zagadkę pt. „Kim jest Marek Żejmo”?
Czy to ta sama osoba?
Zacząłem od telefonu do Ireny Telesz, która potwierdziła, że autorem książki jest ten Marek Żejmo od hotelu i dała mi telefon do red. Śrutkowskiego. Redaktor wziął ode mnie domowy adres i powiedział, że zaproszenie otrzymam pocztą. Faktycznie po 2 dniach dostałem eleganckie 4-stronicowe zaproszenie, z którego dowiedziałem się, że książka liczy 791 stron niepublikowanych wcześniej wywiadów z B. Borusewiczem, śp. Aliną Pienkowską, stoczniowcami, którzy wywołali strajk: Jerzym Borowczakiem, Bogdanem Felskim i Ludwikiem Prądzyńskim, Aleksandrem Hallem, Bogdanem Lisem, Henrykiem Majewskim, Krzysztofem i Ryszardem Puszami, śp. Arkadiuszem Aramem Rybickim i jego bratem Mirosławem, Jackiem Taylorem, śp. Anną Walentynowicz i Lechem Wałęsą. Książka będzie na spotkaniu w promocyjnej cenie.
Patronat honorowy nad promocja objął marszałek województwa Gustaw Marek Brzezin, zapraszają CEiK i Wydawnictwo Naukowe FNCE z Poznania, spotkanie odbędzie w niedawno wybudowanej w b. KW PZPR Auli Marszałkowskiej im. Anny Wasilewskiej.
Jednak największe moje zaskoczenie wywołała notka o autorze:
„Marek Żejmo (1951), absolwent Uniwersytetu Gdańskiego, doktor nauk humanistycznych w zakresie nauk o polityce. Od 2017r. Profesor wizytujący w Państwowym Uniwersytecie Technicznym w Kaliningradzie, a także w Sankt Petersburskim Federalnym Państwowym Uniwersytecie (filia w Kaliningradzie). Zainteresowania badawcze autora koncentrują wokół przemian kulturowo-cywilizacyjnych w Europie, relacji między Polską i Szwajcarią oraz Polonii. Autor kilkudziesięciu artykułów naukowych i monografii: Polacy w Szwajcarii, Możliwości i bariery osadnictwa (2009), Od homo faber do homo religiosus (2014), Stosunki polsko-szwajcarskie. Przeszłość i teraźniejszość (2016, wyd. poprawione i uzupełnione w 2021), Quellen zur Geschichte von Albertine und Immanuel Kant. Probleme der forschung (2021)”.
Miałem wrażenie, że albo chodzi o jakiegoś innego Marka Żejmo, nie biznesmena z Olsztyna z opinią aferzysty, który startował do Rady Miasta Olsztyna z listy komunistycznego aparatczyka, dyrektora cenzury Czesława Małkowskiego, dostał się, ale stracił mandat na skutek złożenia nieprawdziwego oświadczenia lustracyjnego, albo to jakaś jedna wielka mistyfikacja?!
Podzwoniłam po przyjaciołach, weteranach pierwszej Solidarności i olsztyniakach. Też byli zaskoczeni. Pamiętali Żejmo jeszcze z czasów, gdy był uczniem Technikum Budowlanego i później, po 1970 roku. Ich opinie były negatywne. Sypali przykładami historii z jego życia z lat 70. i 80. XX wieku z Olsztyna i później, od 1980 roku w Niemczech, które nie nadają się do powtórzenia, z powodów procesowych.
Ogromny hotel na terenie byłego rezerwatu przyrody
W Internecie na hasło „Żejmo” wyskakiwały mi artykuły dotyczące afery związanej z budową hotelu „Żejmo” nad jez. Żbik (właściwie Tyrsko) w podolsztyńskim Gutkowie. Było ich sporo i to w największych mediach ogólnopolskich. Media te informowały, że budowa hotelu rozpoczęła się w 1998 r. przez spółkę powołaną przez Żejmo - "Warimex". W ciągu trzynastu miesięcy miał powstać ekskluzywny kompleks z 175 pokojami, kręgielnią, salami konferencyjnymi, kortami tenisowymi, basenami, a nawet torem łyżwiarskim. Na dach zużyto 120 tys. snopków trzciny z mazurskich jezior.
Inwestycja miała kosztować 10 mln niemieckich marek + 2 mln DEM uzyskanych w leasingu. Był to kredyt udzielony przez konsorcjum banków: Bank Amerykański (AmerBank) i PKO BP w Olsztynie. (AmerBank, to pierwszy zagraniczny bank, który w 1989 roku uzyskał w Polsce licencję NBP. Jego założycielami byli kontrabasista Jan Byrczek oraz pisarz Jerzy Kosiński (pieniądze wyłożyła jego żona, Amerykanka i milionerka). W 1987 roku założyli Polish American Resources Corporation. Prezesem AmerBanku został Marek Gadomski, zastępca Grzegorza Żemka w FOZZie.
Lokalne media olsztyńskie były zaskoczone lokalizacją inwestycji na terenie, który do niedawna był ścisłym rezerwatem przyrody, z najczystszym jeziorem w Olsztynie, z rzadką i cenną rośliną rosiczką. Jednak w 1994 roku Rada Miejska na początku swojej kadencji przeprowadziła zmiany w planie zagospodarowania przestrzennego tego terenu.
W artykule „Był rezerwat, jest budowa. Wszystko zgodnie z planem” (Gazeta Olsztyńska z 1998 roku, nr 162, str. 5.) czytamy, że „ O budowie jakichkolwiek budynków nad brzegiem jeziora do niedawna nie było nawet mowy. Okoliczni rolnicy próbujący „przestawić” swoją działalność na agroturystykę odchodzili z Urzędu Miasta z kwitkiem. „Chciałem zbudować nad jeziorem dwa drewniane domki dla turystów. Nie uzyskałem pozwolenia. W końcu sprzedałem teren Markowi Żejmo. On nie miał problemu z uzyskaniem pozwolenia na budowę potężnego kompleksu budynków” – mówi olsztynianin.
Rezerwat przyrody został zlikwidowany w 1988 roku. Nadal jednak obowiązywały zaostrzone przepisy ograniczające inwestycję nad jeziorem. Pozwolenie na budowę nie można było otrzymać bliżej niż 100 metrów od brzegu jeziora” – informuje „Gazeta Olsztyńska”.
„Olsztyńscy naukowcy biją na alarm
„Żbik bez ochrony. Bicie na alarm” (Gazeta Olsztyńska z 1998 roku, nr 163, str. 24). „Olsztyńscy naukowcy biją na alarm: Przyszłość jeziora Żbik jest zagrożona. Władze miasta zamiast chronić jezioro, godzą się na jego degradację. Prof. Konstanty Lossow, kierownik Katedry Chemii i Technologii Wodów i Ścieków ART w Olsztynie, autorytet w dziedzinie ochrony jezior, który rekultywował martwe jezioro Długie, powiedział „Gazecie”: „To wielki błąd, że w pobliżu jeziora Żbik powstaje hotel, że obok będzie ulica. Jezioro stanie się kąpieliskiem, a wtedy jego wody w szybkim tempie ulegną degradacji i unikatowa roślinność na skutek zmiany warunków wyginie. To jezioro, podobnie jak jezioro Redykajny, należy chronić wszelkimi sposobami. Pamiętam, że kiedy Rada Miejska przygotowywała zmianę planu zagospodarowania tego terenu w 1994 roku, o hotelu nie było mowy. Jako ówczesny radny pilnowałem, aby obszar zabudowy nie zbliżył się zanadto do tych dwu jezior (…). O tym, że tu, gdzie się teraz buduje hotel, ma być jakaś zabudowa nawet nie było mowy (…) Jestem absolutnie przeciwny zagospodarowywaniu tego terenu. Do rekreacji mamy Jezioro Krzywe”.
W tym samym duchu wypowiedzieli się się dr hab. Czesław Mientki, kierownik Zakładu Limnologii Fizycznej i dr hab. Helena Gawrońska, adiunkt Zakładu Limnologii Fizycznej w Katedrze Chemii i Technologii Wodów i Ścieków ART w Olsztynie.
Prasę lokalną zaintrygowało też ogromne zaangażowanie władz miasta w budowę hotelu.
„Prezydenci promują hotel. Dzielnica dla lepszych” (Dziennik Pojezierza z 1998 roku, nr 159, str. 9). Dziennikarka informuje, że plac budowy hotelu odwiedził prezydent Olsztyna Andrzej Ryński w towarzystwie swojego zastępcy Marka Lipskiego. Zaproszono też dziennikarzy na konferencję prasową. Prezydenci rozpływali się w zachwytach nad inwestycją. Twierdzili, że stanie się „wizytówką Olsztyna”. „Niekiedy bardziej przypominali speców od marketingu firmy Marka Żejmo niż gospodarzy miasta” – oceniła dziennikarka Elżbieta Mierzyńska.
O tym, jakie negatywne opinie krążyły już w tamtym czasie na temat inwestora Marka Żejmo świadczył wywiad z nim, który przeprowadził red. Lech Kryszałowicz, a który ukazał się w „Gazecie Olsztyńskiej” pt. „Nie truję!” (GO z 1998 roku nr 166 str. 5). Inwestor zapewnił w nim, że hotel nie zatruje środowiska. Pod koniec rozmowy dziennikarz zapytał:
„Różne opowieści krążą nie tylko na temat hotelu, ale również na temat pana osoby. Kim pan jest panie Żejmo”?
„Urodziłem się i wychowałem w Olsztynie. Tutaj skończyłem Technikum Budowlane, potem handel zagraniczny w Wyższej Szkole Międzynarodowych Stosunków Gospodarczych i Zagranicznych w Gdyni. Pracowałem w różnych olsztyńskich firmach m.in. w PBRolu, prowadziłem też swoją kwiaciarnię. W 1981 roku wyjechałem do Niemiec. Pracowałem tam w firmach budowlanych od robotnika do dyrektora. Potem z pewnym Niemcem założyłem spółkę zajmującą się handlem maszynami chłodniczymi i mrożonkami. Z kolei z Holendrem założyłem spółkę zajmującą się tylko handlem mrożonkami” – odpowiedział Żejmo.
„Czy buduje pan za pieniądze mafii? Mówi się, że hotel ma być pralnią brudnych pieniędzy” - zapytał następnie red. Kryszałowicz.
„To bzdura – odparł Marek Żejmo. - Pożyczyłem pieniądze od dwóch banków. O kredyty starałem się 2 lata”.
„Jest pan znajomym prezydenta Olsztyna?” - dociekał dalej red. Kryszałowicz.
„ Nie. Spotkałem go kilka razy. Nigdzie razem nie bywamy” – odparł Marek Żejmo.
„Czy należy pan do jakiejś partii?” - zapytał na koniec dziennikarz.
„Nigdy do żadnej nie należałem” – odpowiedział Marek Żejmo.
Banki wypowiadają kredyt, sąd ogłasza upadłość Warimexu
Kredytujące inwestycję konsorcjum banków wypowiedziało 17 maja 1999 roku umowę kredytową spółce Warimex z dnia 1 sierpnia 1997 roku i wezwało do zapłaty w terminie 7 dni kwoty 10.286.389,26 DEM. Jak wyjaśnił AmerBank w piśmie do Zarządu Spółki Warimex:
„Prowadzona przez zarząd WARIMEX Sp z o.o. realizacja inwestycji w sferze budowlanej, odbiegająca w znaczący sposób od zaakceptowanych założeń, spowodowała całkowite jej zniekształcenie a w sferze finansowej doprowadziła do załamania budżetu projektu. W związku z powyższym, z uwagi na niedotrzymanie warunków umowy kredytowej, Banki kredytujące podjęły decyzję o wypowiedzeniu kredytu i wszczęte zostało postępowanie egzekucyjne (…). Stwierdzamy ze znacznym wysiłkiem przez nowo powołane organy Spółki stan jej kondycji finansowej, stan dokumentacyjny i rzeczywisty prowadzonej inwestycji, jest zdaniem naszego banku katastrofalny, a kwota niezbędna do dokończenia inwestycji szacowana jest na ok. 20 mln PLN (przekroczenie pierwotnego budżetu o ok. 80%)".
Sąd Rejonowy w Olsztynie Wydział V Gospodarczy w dniu 9 czerwca 2000 roku postanowił ogłosić upadłość spółki Warimex na wniosek wierzycieli, którymspołka była winna w sumie prawie 14 mln zł. W uzasadnieniu postanowienia czytamy:
„Zebrany w sprawie materiał dowodowy w postaci spisu wierzycieli oraz wykazu wierzytelności potwierdza fakt istnienia wysokiego zadłużenia spółki na sumę 13 730 945 zł. W ocenie sądu kwota ta nie odzwierciedla jeszcze faktycznego zadłużenia bowiem w dokumentach tych nie ujęto wierzytelności Skarbu Państwa i ZUS, Urząd Skarbowy w Olsztynie, a przede wszystkim banków. Z treści obu wniosków wynika (o ogłoszenie upadłości i otwarcie postępowania układowego) wynika, iż spółka nie dysponuje żadnymi środkami, które umożliwiłyby kontynuację budowy hotelu jak i spłatę długów. Sądowi z urzędu znany jest także fakt, iż spółka już od ubiegłego roku nie reguluje swych długów”.
Sąd odrzucił wniosek Marka Żejmo o otwarcie postępowania układowego.
„W uzasadnieniu wniosku Sąd nie dopatrzył się żadnych okoliczności, które by w rozumieniu powołanego wyżej przepisu uzasadniały otwarcie postępowania układowego. W przypadku tej spółki nie mamy do czynienia ze zdarzeniami wyjątkowymi, niezależnymi od dłużnika. Tak wysokiego zadłużenia spółki upatrywać należy w błędnej strategii finansowej prowadzonej inwestycji, a to już jest okoliczność zależna od samej spółki”.
(Szerzej na temat tej inwestycji Żejmo czytaj w cz. 4)
Radny Marek Żejmo traci mandat
W Internecie na hasło „Żejmo” wyskakują też teksty dotyczące jego startu w 2010 roku do Rady Miasta Olsztyna z listy Czesława Jerzego Małkowskiego. „W okręgu nr 1 listę otwiera Marek Żejmo, przedsiębiorca i wykładowca Wyższej Szkoły Humanistycznej w Gdańsku, od niedawna prezesujący założonemu przez siebie Stowarzyszeniu Na Rzecz Osób Poszkodowanych Przez Organy Państwa” – czytam w lokalnej prasie. Natomiast z Gazety Prawnej dowiaduję się, że Stowarzyszenie powstało w 2010 roku i powołali je posłowie Stronnictwa Demokratycznego, prof. Jan Widacki, prof. Marian Filar i Bogdan Lis oraz b. prokurator krajowy i b. minister spraw wewnętrznych i administracji Janusz Kaczmarek z Gdańska.
Żejmo zdobył mandat radnego, ale wówczas prokuratura IPN stwierdziła, że złożył fałszywe oświadczenie lustracyjne i skierowała sprawę do sądu. Żejmo stracił mandat. Sprawa toczyła się 5 lat i w 2015 roku Sąd Okręgowy w Olsztynie wydał prawomocny wyrok, w którym uznał, że Żejmo „złożył niezgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne”.
Wystąpiłem do sądu o akta tej sprawy, a ten odesłał mnie do IPN. Akta dotarły do mnie dużo po promocji. Po ich lekturze stwierdziłem, że życiorys Marka Żejmo to materiał na powieść sensacyjną. Ale i ta wiedza, którą zdobyłem z Internetu i od ludzi go znających sprawiła, że byłem bardzo ciekaw spotkania.
Wspomnienia i anegdoty
Jeszcze przed promocją książki poszukiwałem bezskutecznie informacji na jej temat w lokalnych mediach. Zdziwiło mnie to, zwłaszcza w przypadku Wyborczej, która zawsze anonsowała spotkania w Olsztynie z ważnymi politykami opozycji, a takim i to najwyższej rangi był marszałek Borusewicz, który na dodatek pierwszy raz w życiu miał wystąpić w Olsztynie publicznie.
Kolejne zaskoczenia czekały mnie na spotkaniu promocyjnym. Na scenie pięknej Auli Widowiskowo-Konferencyjnej im. Anny Wasilewskiej siedział autor książki, faktycznie ten sam Marek Żejmo od hotelu (na zdjeciu pierwszy po prawej), wraz z gośćmi, legendami „Solidarności” gdańskiej: Bogdanem Borusewiczem, Bogdanem Lisem i Krzysztofem Puszem. Spotkanie prowadził Robert Lesiński z Radia Olsztyn.
Zdziwiłem się, że na spotkanie przybyło tylko około 50 osób: w pierwszym rzędzie na środku siedzieli marszałek Gustaw Marek Brzezin z b. wojewodą i senatorem SLD Januszem Lorenzem. Wyżej Czesław Jerzy Małkowski z garstką działaczy KODu oraz dyrektor biura Sejmiku Wiktor Marek Leyk, ze znanych polityków PO był poseł Janusz Cichoń i Jarosław Słoma, z weteranów Solidarności był Andrzej Gierczak, mec. Józef Lubieniecki, Tadeusz Poźniak i Teresa Stefanowicz, z dziennikarzy oprócz mnie, był Andrzej Dramiński, oraz emeryci Marek Barański i Tomasz Śrutkowski, ale jako słuchacze.
Irena Telesz nie mogła przyjść, gdyż wyjechała na festiwal teatralny, ale wyświetlono nam filmik, w którym Irena pozdrawia gości i słuchaczy, pozując pod trzema historycznymi dla „S” obiektami Olsztyna, pod Spomaszem (obecnie Milfor), gdzie zawiązał się Międzyzakładowy Komitet Założycielski, pod zajezdnią MPK, gdzie pokój MKZ-owi użyczył dyrektor Stefan Ruchlewicz i pod siedzibą Zarządu Regionu „S” w wieżowcu przy Dąbrowszczaków.
Zaproszeni goście bawili słuchaczy różnymi anegdotami związanymi z ich działalnością. Bogdan Borusewicz, nasz krajan, bo urodzony w 1949 roku w Lidzbarku Warmińskim, z którego jako dziecko pamięta morze ruin wspomniał o tym, jak do Olsztyna z Gdańska została porwana Alina Pienkowska. A było to tak.
W OZOS-ie SB ubiegła powstanie „Solidarności”. Ich człowiek Marek Piątek wywołał strajk i powołał związek autonomiczny, który błyskawicznie uzyskał rejestrację. Jednak robotnicy szybko się zorientowali co jest grane i delegacja pojechała do Gdańska, do Borusewicza, prosząc by z nimi pojechał i pomógł im założyć „S”. Borusewicz nie miał czasu, od rana do nocy przyjmował ludzi z zakładów całego kraju i tłumaczył, jak założyć związek. Odesłał ich do Aliny. Okłamali ją, że jadą tylko za Gdańsk. Jednak gdy minęli Pruszcz Gdański, Tczew i jechali dalej przeraziła się, że została porwana. Wówczas przyznali się do fortelu. Pojechała z nimi do OZOSu, wróciła o północy, a w fabryce powstała „S”.
W Olsztynie też był w tamtym czasie Bogdan Lis, który miał szereg spotkań w zakładach pracy. Pamięta I sekretarza KW PZPR, który powiedział, że „prędzej mi kaktus na ręku wyrośnie, jak w Olsztynie powstanie „S”.
Krzysztof Pusz opowiedział anegdotę z czasu, gdy został ministrem u prezydenta Lecha Wałęsy. Na ulicy w Warszawie spotkał milionera amerykańskiego, polskiego pochodzenia Jana Piszka. Pochwalił mu się, że dał Wachowskiemu 50 tys. dolarów, bo ten powiedział mu, że Lechu Wałęsa potrzebuje. „Zaskoczony opowiedziałem o tym Jarkowi Kaczyńskiemu – mówi Pusz. - A ten poszedł do Wałęsy i mówi mu: „Lechu, jak potrzebujesz pieniędzy to powiedz, załatwimy to, ale nie w taki sposób”. Wałęsa wezwał mnie, był naburmuszony. „To ja bronię Twojej dupy!” – wypaliłem mu. Wałęsa powiedział, że nie miał z tym nic wspólnego, kazał Wachowskiemu oddać Piszkowi pieniądze. Po tym ktoś musiał z kancelarii prezydenta odejść. Wałęsa zostawił Wachowskiego, więc ja odszedłem.
Skąd ta wojna polsko-polska?
Po wspomnieniach przyszła pora na zadawanie pytań. Andrzej Dramiński zapytał: „Skąd ta wojna polsko-polska? Dlaczego po takiej pięknej, wspólnej walce, tak strasznie się kłócimy, tak się obrażamy? Czy chodzi o animozje osobiste, czy o coś innego?
Bogdan Lis: Jak Wałęsa przestał być przewodniczącym Solidarności to każdy następca chciał mieć takie znaczenie jak on. Tymczasem sytuacja się diametralnie zmieniła. Nastała demokracja i Solidarność była jedną z wielu organizacji, które reprezentowały różne potrzeby, interesy społeczne. W Solidarności byli wszyscy i mieli jeden wspólny cel, znieść system. Po 1989 roku każdy poszedł do swojej organizacji. Dlatego „S” nie mogła już pełnić tej samej roli, stała się jednym ze związków zawodowych, a raczej powinna stać się związkiem, ale zaangażowała się we wspieranie jednej partii politycznej, PiSu i jest częścią tej partii, chociaż się do tego nie przyznaje.
Minister Gliński, w związku z tym, że nie podoba mu się Europejskie Centrum Solidarności, bo nie ma na nie wpływu, powołał do życia Instytut Dziedzictwa Solidarności jako konkurencję dla ECS. Mimo tego, że próbuje się deprecjonować rolę Wałęsy, odsądzić go od czci i wiary, to w sali BHP, szef Instytutu pan Solana siedzi przy biurku, do którego jest przytwierdzona metalowa tablica z napisem: „Pierwsze biurko prezydenta Lecha Wałęsy” (brawa sali), więc z jednej strony opowiadają o Wałęsie różne brednie, a z drugiej strony kultywują korzenie Solidarności.
Bogdan Borusewicz: Proszę zobaczyć, ile małżeństw się rozpada po 40 latach?! Bowiem po latach ludzie się zmieniają, zmieniają się preferencje, odchodzi miłość albo przychodzi miłość!Zmienia się z czasem wszystko. To samo dzieje się ze społeczeństwem. Ruch, który zmienił Ukrainę, też po kilku latach się rozpadł, wyłoniły się z niego różne partie, W Czechosłowacji, po aksamitnej rewolucji Vaclava Havla rozpadło się państwo i społeczeństwo się podzieliło. Taka jest kolej rzeczy, kiedy wchodzi demokracja. Pojawiają się różne interesy w społeczeństwie, jedni mają potrzeby socjalne, inni liberalne, i to jest normalne. Ja z tego powodu nie płaczę. To co mnie denerwuje, to to, że dzisiejsze poglądy przenosi się w przeszłość.
- Mój były kolega Krzysiu Wyszkowski z Olsztyna, dzisiaj jest największym krytykiem Wałęsy. Mówi, że Wałęsa od początku był agentem. Tymczasem Krzysiu w 80. i 81. roku pisał do Wałęsy czołobitne listy i donosił na mnie. Napuszczał na mnie Wałęsę mówiąc: „Borusewicz i Kuroń chcą cię usunąć”. Krzysztof swoją wiedzę czerpał od znajomego z Warszawy, który okazał się być agentem bezpieki i manipulował Krzysztofem. Przecież Lech Kaczyński też współpracował z Wałęsą. Wałęsa wziął go do Magdalenki i do Okrągłego Stołu. Mnie Lechu nie wziął, bo ja byłem niezależny i mówiłem mu, co myślę. I akurat wtedy Wyszkowski przeciwko Wałęsie nie występował. Mówię to nie dlatego, żeby dyskredytować Wyszkowskiego, tylko żeby pokazać jak się ludziom po 40 latach zmieniają poglądy. Układy, sympatie i antypatie też mają wpływ, są ważne w polityce, Staram się podchodzić z sympatią do ludzi, którzy razem z nami działali, coś zrobili, tak jak rodzina Puszów. Przecież im się w PRLu znakomicie powodziło, mieli boksy w Hali Targowej w Gdańsku, do której ludzie przyjeżdżali na zakupy ludzie z całej Polski. Mimo to cała rodzina się zaangażowała, matka i czterech jej synów, w rezultacie stracili od strony materialnej. Zupełnie inaczej niż my, bo ja np. mogłem stracić tylko wolność.
Pytanie o „Bolka”
Wywołany Krzysztof Pusz wspomniał, jak siedział w więzieniu w Barczewie z Adamem Michnikiem i stale upominali się o Mszę. W końcu komendant się ugiął. „Wprowadzili nas do obskurnej celi z kiblem, między nami stanęli klawisze. Msza trwała 3 godziny, bo śpiewaliśmy wszystkie pieśni z książeczki, od deski do deski, a cappella, Adam strasznie fałszował i się jąkał, ksiądz był wkurzony”.
Dobry nastrój gości zmącił swoim pytaniem o „Bolka” Tadeusz Poźniak, działacz „S” ART, skazany na więzienie za współorganizację protestu przeciwko stanowi wojennemu: Krąży tyle plotek na temat zdrady, współpracy Wałęsy z SB. Mówi się, że Wałęsa zgłosił się do pana i miał się przed panem obnażyć jeszcze przed strajkiem sierpniowym w Stoczni. Czy może pan to potwierdzić?
B. Borusewicz poprosił o zapalenie światła na sali, żeby widzieć słuchaczy: Nie byłem świadkiem obnażenia się Wałęsy. Wałęsa miał niedobry okres, ale nie wtedy, kiedy przyszedł do mnie, do Wolnych Związków Zawodowych, wtedy był uczciwy. Szliśmy razem na rozdawanie ulotek, rozdawaliśmy je wspólnie. Gdy powstała „S” byłem z nim w bardzo ostrym konflikcie, tak jak i Andrzej Gwiazda. Najpierw był to konflikt personalny o Annę Walentynowicz. Poszło o jej udział w wyjeździe do papieża. Wałęsa powiedział „Nie!” no i zaczęła się awantura. Ten konflikt został spowodowany tym, że Wałęsa wprowadził dyktaturę. On nie uznawał dochodzenia do wspólnego stanowiska po dyskusji, „Co to za demokracja, jak każdy gada co chce” – mówił. Były sytuacje, że wybiegał z prezydium związku, bo myślał, że go pobiję, tak się kłóciliśmy. Ten konflikt zakończył się odejściem całego tzw „Gwiazdozbioru”, odchodziliśmy po kolei. Wałęsa mówił później władzom „chcieliście, żebym Borusewicza uciszył i innych, zrobiłem to”.To był bardzo niedobry okres Wałęsy. Natomiast w stanie wojennym Wałęsa zachował się bardzo dobrze.
Po tej odpowiedzi arch. Sławomir Hryniewicz, który towarzyszył Poźniakowi, zapytał Marka Żejmo, czy był TW”. Po tym pytaniu Borusewicz zaskoczony, odsunął się od Żejmo.
Marek Żejmo wymijająco odpowiedział, że bezpodstawnie czepiały się go różne osoby. Ale Hryniewicz nie ustępował: „Ale jest przecież wyrok sądu lustracyjnego”. Zwrócił się też do Borusewicza i Lisa: czy Was, legendy Solidarności, nie dziwi przekrój tej sali, 80 procent to stara komuna.
Zapadła cisza.
Adam Socha (Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.)
Tekst ukazał się pierwotnie w styczniowym wydaniu miesięcznika "Debata". Cz. 2 w lutowym numerze "Debaty", który ukaże się 17 lutego.
Skomentuj
Komentuj jako gość