Konflikty dyplomatyczne między Ukrainą i jej sojusznikami należą do rzadkości, z wyjątkiem kiedy chodzi o jednego z ukraińskich bohaterów współczesnej historii, Stefana Banderę - napisał hiszpański dziennik „El Pais” w wydaniu z 8 stycznia. Dziennik wskazał, że „idealizowanie w ciągu ostatnich lat faszysty i lidera ukraińskiego nacjonalizmu z lat 30. I 40. XX w. jest powodem międzynarodowych zadrażnień”.
Przypomniał, że ostatni przykład takiego stanu rzeczy miał miejsce 2 stycznia, kiedy parlament Ukrainy (Rada) udostępnił na swoich portalach społecznościowych patriotyczny cytat i zdjęcie naczelnego dowódcy sil zbrojnych Ukrainy, Wałerija Załużnego, pozującego obok portretu Bandery.
„Po protestach polskiego rządu ukraińska Rada usunęła wiadomość i zdjęcie. Polska jest największym przyjacielem Ukrainy w UE podczas wojny i tego sojusznika Kijów nie może stracić” - ocenił „El Pais”.
Przedtem, w listopadzie ub. roku rząd polski skrytykował powołanie na ukraińskiego wiceministra spraw zagranicznych Andrija Melnyka, który został w lipcu odwołany ze stanowiska ambasadora w Niemczech po polemice, jaką wywołał udzielony przez niego wywiad, w którym bronił Banderę. Argumenty, jakich użył, były takie same, jakie zwykle przedstawiają ukraińscy politycy: że Polska także wymordowała tysiące Ukraińców, a Ukraińska Powstańcza Armia (UPA) była oddziałem obronnym, i że nie brała bezpośredniego udziału w rozstrzeliwaniu Żydów. „To rosyjska narracja”- powiedział wtedy Melnyk.
Dziennik podkreślił, że co roku w styczniu dochodzi do protestów dyplomatycznych Polski i Izraela, kiedy instytucje ukraińskie upamiętniają rocznicę urodzin Bandery (19.09). Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) pod dowództwem Bandery oraz jej ramię zbrojne UPA przeprowadzili w latach 1943 - 1944 razem z okupacyjnymi siłami nazistowskimi czystki etniczne w Galicji i na Wołyniu. Od 50 do 100 tys. Polaków zostało zamordowanych przez UPA. Oprócz tego blisko 5 tys. członków UPA kolaborowało jako funkcjonariusze policji podczas Holokaustu na Ukrainie, gdzie zamordowano ok. 1,5 mln Żydów - według wyliczeń niemieckiego dziennikarza Lutza Klevemana w książce „Lemberg: Die vergessene Mitte Europas”.
Zgodnie z „El Pais”, naukowcy na świecie także uważają Banderę i jego współpracowników za ultranacjonalistów i antysemitów. „Bandera nienawidziłby demokratycznej i liberalnej Ukrainy - powiedział na Twitterze profesor amerykańskiego Uniwersytetu John Hopkins Eugene Finkel. - On pierwszy zamordowałby jej żydowskiego prezydenta”. „Wychwalanie Bandery to prezent dla Rosji”- dodał. Podobnie wypowiedział się polski minister obrony Mariusz Błaszczak po powołaniu Melnyka na wiceministra spraw zagranicznych : „Z pewnością ktoś jest zadowolony z tej decyzji, to lokator Kremla”.
Dziennik zwrócił uwagę, że „kamieniem węgielnym” rosyjskiej dezinformacji jest to, że Ukraina rządzą naziści i zwolennicy Bandery. Przypomniał, że geneza tego zjawiska sięga 2014 r. „Podczas rewolucji na Majdanie, która obaliła prorosyjskiego prezydenta Wiktora Janukowycza, szczególnie aktywna w protestach była mniejszość skrajnej ultranacjonalistycznej prawicy, która odwoływała się do symboli UPA i OUN oraz czerwono - czarnej flagi organizacji kierowanej przez Banderę. Powszechne dziś wśród Ukraińców patriotyczne pozdrowienie: „Chwała Ukrainie, chwała Bohaterom” spopularyzowała w latach 30. XX w OUN”- napisał dziennik.
Jednak według prof. Oksany Myshlowskiej z Uniwersytetu w Bernie określenie zwolenników Bandery „nazistami” jest „sowieckim wynalazkiem”. Profesor odwołała się do istniejącej debaty akademickiej, czy ukraiński ruch nacjonalistyczny był faszystowski czy też ekstremistyczny, „ale na pewno nie nazistowski”. „Radykalnie nacjonalistyczny - tak, ale nie nazistowski” - twierdzi. „Gdy nacjonaliści zobaczyli w 1943 r., że nazistowskie Niemcy przegrają wojnę, zadeklarowali równość wszystkich obywateli, w tym prawa dla mniejszości” - argumentuje.
Ekspert ds. społeczeństw postsowieckich Anna Colin Lebedev w wydanej we Francji w 2022 r. książce „Jamais Frerers” opisała normalizację symboli, które nie zachowują swojego pierwotnego znaczenia. „Ukraińcy z czasem zaakceptowali Banderę jako symbol ruchu oporu, a nie przywódcy ruchu ekstremistycznego - napisała.
Dziennik podkreślił, że skrajna prawica nie ma przedstawicieli w parlamencie Ukrainy, a tylko jest obecna w szeregach kilku batalionów wojskowych - jak Azow i Prawy Sektor. Dodatkowo do czasu wybuchu wojny Zelenski był pogardzany przez ukraiński nacjonalizm, który uważał go za zbyt pojednawczego z Rosją” - wskazał.
Jednak wywodząca się z zachodniej Ukrainy Myshlowska twierdzi, że te symbole będą nadal dzielić, a zwłaszcza ludność na wschodzie kraju, bliższej Rosji.
Historyk Serhii Plokhy z Uniwersytetu w Harvardzie zwrócił uwagę, że politycy i historycy ukraińscy często podnoszą różne argumenty na rzecz Bandery, np. że w 1941 r. był on zatrzymajmy przez Niemców i internowany w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen za opowiadanie się za niepodległą Ukrainą, a dwóch jego braci zginęło w Oświęcimiu. „Bandera nigdy już nie powrócił na Ukrainę, pozostał w Niemczech, gdzie został zabity przez KGB w 1959 r. Od czasu aresztowania nie kontrolował tzw. sił banderowskich - napisał Plokhy w eseju „Bramy Europy”. - Stał się symbolicznym liderem, przysłowiowym ojcem narodu”.
Jednak konflikt historyczny nie jest spowodowany tylko przez Banderę, któremu na Ukrainie stawia się pomniki, a jego imię noszą ulice i place - stwierdził „El Pais”. - Bohaterami zostają uznani także współpracownicy Bandery, jak Roman Szuchewycz - dowódca batalionu Wehrmacht Nachtigal, który kierował akcją masakry Polaków na Wołyniu. Imieniem Szuchewycza został nazwany stadion piłkarski w Tarnopolu.
Plokhy podkreślił, że tylko kilka tysięcy Ukraińców walczyło u boku nazistów, a po 1942 r. setki zostało zabitych za dążenia niepodległościowe. Według Colin Lebedev, 200 tys. Ukraińców walczyło w szeregach niemieckich w czasie II wojny światowej, a 4 mln w Armii Czerwonej.
Stalinizm był jeszcze gorszy dla ukraińskiego nacjonalizmu, a potem dwa totalitaryzmy stały się wrogie - podkreślił Plokhy. Według Myshlowskiej, podczas sowieckiej represji od końca II wojny światowej do lat 50. zabito 155 tys. zwolenników i członków ukraińskich ruchów partyzanckich, a 200 tys. deportowano.
Narracja walczących zmierzała do rehabilitowania OUN jako politycznej siły wyzwolenia narodowego - powiedziała Colin Lebiediew. - Działania UPA wpisano we współczesnej historii jako walkę ze stalinizmem i nazizmem. W tej narracji przemilcza się jednak taktyczny sojusz z silami niemieckimi i udział nacjonalistów w Holokauście i w pogromach.
„Rozliczenie się Ukrainy ze swoją przeszłością pozostaje złożonym problemem”- powiedział ekspert ds. praw człowieka Philippe Sands, syn lwowskich Żydów. - Nie było uczciwego narodowego uznania przeszłości ani poniesienia za nią odpowiedzialności”.
Według Sands, jednym z powodów takiego stanu rzeczy jest to, że Ukraina jest państwem młodym, które uzyskało niepodległość zaledwie 30 lat temu, i obarczonym sowiecką spuścizną uciszającą zbrodnie z przeszłości.
„Ukrainie, podobnie jak Rosji, trudno jest pozbyć się sowieckiej spuścizny, która wyrzuciła Shoah z przestrzeni publicznej” - napisała Colin Lebedev. - Teraz kraj pod przywództwem Zelenskiego stoi przed dylematem: jak pogodzić to, co jest nie do pogodzenia - odpowiedzialność w Holokauście tych, którzy jednocześnie są bohaterami w ukraińskiej walce narodowej”.
Tłum. dla "Debaty" z hiszpańskiego GO
Skomentuj
Komentuj jako gość