Przypadkowo przeczytałem felieton autorstwa Jerzego Szmita w pliku „Debatując z DEBATĄ” (cz.1) pt. ”Mędrców dwóch”, w którym odniósł się do tekstów B. Bachmury („Solidarność? Proszę się dowiadywać”) i A. Sochy („Na kogo zagłosuję w 2023r.?”), zamieszczonych w m-ku Debata o nr 8(155)2020.
Od razu wyjaśniam, że jestem bezstronnym i sporadycznym czytelnikiem obu rywalizujących portali olsztyńskich. Osobiście za najważniejsze uważam dobro ojczyzny i rodaków oraz przestrzeganie prawa, szczególnie Konstytucji RP przez władzę, a także jej wiarygodność i odpowiedzialność.
Po zapoznaniu się z treścią, zarówno artykułów w „Debacie”, jak i tekstu „Mędrców dwóch”, nie zgadzam się w zupełności z diagnozą postawioną przez J. Szmita. Uważam natomiast, że oba teksty B. Bachmury i A. Sochy są merytoryczne i bardzo dobre. Odnosząc się do diagnozy J. Szmita, sądzę, że to jego artykuł jest faktycznie intelektualnym gniotem, w którym próżno szukać spójności, logiki, a co gorsza powiązania z rzeczywistością. Tym bardziej, że jest tak doświadczonym samorządowcem i politykiem.
Żeby moją opinię uzasadnić, musiałbym się ustosunkować do czterech tematów wymienionych w tekście J. Szmita „Mędrców dwóch” (Nowa konstytucja…, partyjno-plemienny konflikt, inwazja ideologii LGBT i diagnoza gospodarcza A. Rakowskiego…), ale na to potrzeba czasu i parę stron pisania.
Więc krótko i na temat. Były senator i poseł oraz minister i nie tylko, jest osobą publiczną. Dlatego wypadałoby mu wypowiadać się i debatować w sposób, chciałoby się rzec, profesjonalny i wiarygodny. Pseudo dziennikarze i publicyści, mogą sobie opowiadać i pisać, cokolwiek im podpowiada bujna wyobraźnia.
Konstruktywna krytyka osoby publicznej, jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziła, zwłaszcza amatorom, bo co kilka głów, to nie jedna. Ale w polskiej polityce jest regułą, że takie osoby się obrażają i inne stanowiska oraz poglądy, traktują jako krytykanctwo. W cywilizowanej polityce nie ma wrogów, są tylko konkurenci, szczególnie gdy chodzi o strategiczne i fundamentalne sprawy dla ojczyzny.
Jeśli polityk jest nieskuteczny, bo nie ma znaczących zasług, sukcesów i osiągnięć oraz nic ciekawego i mądrego do powiedzenia, bo tylko czyny się liczą, to pozostaje mu tylko grać na emocjach swoich rodaków i adwersarzy. Dlatego niezłomnie i z determinacją walczy z opinią politycznego pechowca. Bo dzięki polityce był nieraz na szczycie, ale niemal za każdym razem przychodziło mu twarde lądowanie. Może to go uśpiło, że osiągnął takie sukcesy oraz tak szybko i łatwo to się wszystko potoczyło.
Może w końcu wypadałoby mu spojrzeć na siebie, jakoby w krzywym zwierciadle i dojrzeć wszystkie swoje mankamenty i porażki, a może i sukcesy. Uczciwa refleksja jest lepsza od słów i porad. Przecież nie można w nieskończoność lansować siebie w różnych uroczystościach i otwarciach zakończonych inwestycji i myśleć tylko o tym, jak być na piedestale, jak przetrwać i osiągnąć korzystny wynik dla siebie.
Jego karierę można porównać do takich tuzów, a jednocześnie pechowców i frustratów w polityce jak: R. Sikorski, J. Gowin, R. Giertych, Z. Ziobro, J. Kurski i I. Leszczyna itp. To nie jest moje czarnowidztwo, tylko Polski po 30 latach patologii w różnych dziedzinach, nie stać już na działaczy i polityków amatorów.
Były szef olsztyńskiego PiS, mimo, że krok po kroku, przeszedł polityczne i administracyjne oraz zawodowe szczeble kariery, to jego działalność, nigdy nie była kreatywna i skuteczna, ani wiarygodna. Swoją działalność w życiu społecznym, gospodarczym i politycznym rozpoczął w 1980r., jako student AR-T, zakładając NZS i był internowany w stanie wojennym z tego tytułu. Sprawował i pełnił ponad 14 różnych stanowisk i funkcji w ciągu ponad 30 lat (średnio więc co 2 lata była ich zmiana), jako radny i wiceprezydent Olsztyna, radny sejmiku i marszałek Województwa W-M, wiceminister oraz senator i poseł.
Był w siedmiu partiach, w tym zaczynał karierę w PC oraz KL-D D. Tuska finansowanym przez niemieckich sponsorów i Unii Demokratycznej, a od 2001r. w PiS. Startował czterokrotnie nieskutecznie w wyborach na prezydenta Olsztyna. W jednych z nich poparł obecnego prezydenta P. Grzymowicza, byłego działacza PZPR oraz stowarzyszenia „Ordynacka” i w dowód wdzięczności został jego zastępcą, a obecnie jest jego największym wrogiem i adwersarzem.
Działalność J. Szmita, głównie polegała na osiągnięciu korzyści i sukcesów osobistych, poprzez różne rozgrywki z przeciwnikami, w tym wewnątrz swojej partii. O jego polityce kadrowej w województwie nie wspominając, bo chyba takie decyzje zapadały w Warszawie na ul. Nowogrodzkiej. Dlatego mamy wśród posłów i senatorów oraz wojewodów i nie tylko, takich fachowców, jak nauczyciele, katecheta i były żołnierz LWP oraz politolog i sympatyczka Koła Przyjaciół Związku Narodowego Polskiego w USA. Niektórzy posłowie są niezniszczalni, bo pełnią te funkcje już przez pięć kadencji (20 lat), dlatego lepiej byłoby, aby zostali pracownikami Sejmu. Tym bardziej, że po wygraniu wyborów parlamentarnych przez PiS w 2015r., J. Szmit mówił, że PiS jest partią, która wyciąga wnioski i potrafi zmienić obecną rzeczywistość.
Podkreślał też, oczywiście bezinteresownie, że prezes J. Kaczyński, dzięki strategicznym i taktycznym umiejętnościom, jest mężem stanu oraz jednym z najwybitniejszych polskich polityków, który służy ojczyźnie. Nie dodał jednak, że pozostając w cieniu rządu, nie bierze odpowiedzialności za swoje decyzje, które szkodzą krajowi i rodakom.
Rzeczywistość jednak była taka, że po wygraniu wyborów parlamentarnych przez PiS, premier B. Szydło i jej ministrowie przez ponad 10 godzin prezentowali sprawozdania w Sejmie z fatalnej działalności rządów koalicji PO i PSL, w wyniku czego Polska straciła ponad 340 mld zł. Jednak oficjalnego raportu w tej sprawie nie złożyli w parlamencie, który mógłby być podstawą do wszczęcia stosownego postępowania przez organy ścigania.
Później jak zwykle, w pierwszej kolejności zaczęli obsadzać swoimi ludźmi najważniejsze stanowiska w państwie i spółkach SP i nie tylko, a najważniejszych i fundamentalnych reform w państwie, jak nie było, tak nie ma. Większość działań obecnego obozu rządzącego polegało i polega na „gaszeniu pożarów”, w celu wzrostu notowań partii.
Miała być „Dobra zmiana”, jednak czas pokazał, że wyszło jak zawsze, czyli dobrze dla partii, a szczególnie jej członków. Zbliża się już koniec drugiej kadencji rządów PiS, a w Polsce obecnie m. in.:
a) mamy wzrost państwowego długu publicznego do 1 bln 296 mld zł na 30.06 2022r. (w 2007r. i 2015r. odpowiednio ponad 500 i 900 mld zł), a fundusze celowe i agencji rządowych są poza kontrolą Sejmu,
b) nie otrzymaliśmy mld euro dotacji i pożyczek z UE w ramach KPO, przez fatalną politykę rządu,
c) mamy inflację w m. IX powyżej 17%, a na koniec roku przekroczy 20%, mimo, że prezes NBP obiecywał że najwyższa będzie w wakacje, tylko nie powiedział w którym roku, a za 1$ trzeba płacić ponad 5 zł,
d) wskaźnik wolności gospodarczej plasuje nas na 46 miejscu w świecie w 2020r.,
e) 80% seniorów nie wykupuje przepisanych im leków, bo ich na nie, nie stać, a ich dług wynosi 10 mld zł,
f) mamy gigantomanię w zatrudnieniu administracji rządowej i samorządowej oraz w spółkach SP, nie mówiąc o aberracji w ustawodawstwie, itd. i itp.
Tymczasem były pełnomocnik okręgu olsztyńskiego PiS, po ponad 20 latach swojej niebanalnej działalności w administracji publicznej i polityce, jakby gdyby nigdy nic, mówi, że mamy prawo do wielkiej dumy i satysfakcji. Mało tego, to nieprawdopodobne, obecnie nawet chce z Olsztyna zrobić Metropolię, bo dwa wielkie programy rządowe, tj. Krajowy Plan Odbudowy i „Polski Ład”, będą stanowiły gigantyczne narzędzie rozwojowe, które pozwolą na realizację wielkich planów.
Jak wszyscy wiemy, oba te programy, to wielka kompromitacja obecnego rządu.
Oby pomysł z Metropolią Olsztyna nie był plagiatem pomysłu słynnego wicepremiera J. Sasina, który najpierw chciał zrobić Metropolię z Warszawy, stając się pośmiewiskiem sąsiednich samorządów stolicy, a później zasłynął również, z przygotowania wyborów korespondencyjnych (kopertowych) na prezydenta RP, na które zmarnowano 72 mln zł podatników.
Czas ucieka, Warmia i Mazury coraz bardziej odstają od reszty Polski, a Olsztyn od stolic regionów. Od wielu lat jest tu najwyższe bezrobocie, szczególnie na wsi i wśród wykształconej młodzieży, dlatego Olsztyn się wyludnia, bo nie ma perspektyw. Lokalni przedsiębiorcy muszą szukać rynku pracy i zbytu daleko stąd, a zewnętrzni inwestorzy omijają ten region i Olsztyn z daleka, wolą np. gminę Stawiguda.
Zaznaczył również , że jeżeli chcemy konkurować z Rzeszowem, Toruniem i Kielcami, to musimy sami z siebie wykrzesać pomysły, wolę działania i determinację, aby krok po kroku budować Metropolię Olsztyn. Zapomniał tylko dodać, albo nie był w tych miastach i nie widział, jak one się rozwinęły przez ostatnie 20 lat, w porównaniu do Olsztyna i obecnie są poza naszym zasięgiem.
W polskiej polityce mamy dość krótką ławkę rezerwowych. Część osób może się czuć zmęczona i wypalona, może więc usiąść na ławce i zwolnić miejsca młodym, a część ze względu na podeszły wiek powinna dawno być na emeryturze i zająć się wnukami z różańcem w ręku.
To oczywiście budzi określone emocje, ale do polityki z reguły garną się osoby bardzo ambitne, ale niekoniecznie kompetentne, doświadczone i kreatywne, które chcą być sprawcze, chcą zajmować jakieś stanowiska, chcą być znani i popularni, no i żeby kasa się zgadzała. To sprawia, że zdarzają się takie momenty jak teraz, kiedy te spory przekraczają pewną miarę. Ale musimy postarać się zapanować nad tymi emocjami.
Czy Polacy muszą osiągnąć dno, żeby się obudzić. Ja mam przeczucie, że taki bunt w końcu nadejdzie, ale wtedy będzie za późno, bo rządzić będzie D. Tusk. Spełni się wtedy marzenie U. von der Leyen, która przywita swojego przyjaciela na salonach UE, jako premiera RP. I to by było na tyle.
Zbigniew Lis
emerytowany samorządowiec spod Olsztyna, bezpartyjny
3 października 2022r.
Skomentuj
Komentuj jako gość