25-letni Emil Czeczko, żołnierz, który w czwartek 16 grudnia zdezertował, przeszedł na stronę białoruską i poprosił o azyl, był skazany nieprawomocnie za znęcanie się nad matką i jeździł samochodem po pijanemu – ustaliła Wyborcza Olsztyn.
25-letni Emil Czeczko to mieszkaniec Bartoszyc. Jako szeregowiec służył w tamtejszej jednostce, jednak potem został przeniesiony 11. Mazurskiego Pułku Artylerii 16. Pomorskiej Dywizji Zmechanizowanej im. Króla Kazimierza w Węgorzewie, a następnie wraz z innymi oddziałami wyznaczono go do służby na polsko-białoruskiej granicy.
- Żołnierz we wrześniu br. był skazany przez Sąd Rejonowy w Bartoszycach wyrokiem nieprawomocnym za znęcanie się nad bliską osobą, a 12 grudnia br. został zatrzymany przez policję za jazdę w stanie nietrzeźwości – potwierdził Wyborczej ppłk Artur Karpienko, rzecznik prasowy Komendanta Głównego Żandarmerii Wojskowej.
Mówi się, że żołnierz miał mieć też problemy z używkami: narkotykami oraz alkoholem.
To, że z szeregowym były problemy potwierdza pośrednio szef MON-u Mariusz Błaszczak: "Żołnierz, który wczoraj zaginął miał poważne kłopoty z prawem i złożył wypowiedzenie z wojska. Nigdy nie powinien zostać skierowany do służby na granicę. " - napisał na Twitterze Mariusz Błaszczak.
Odpowiedzialnych za dopuszczenie żołnierza do służby na granicy szef MON odwołał ze stanowisk: dowódcę baterii, dowódcę plutonu i dowódcę 2 dywizjonu w Węgorzewie" - głosi komunikat resortu zamieszczony w mediach społecznościowych.
Gen. Piotrowski: mamy do czynienia z aktem dezercji
- Może doszedł do wniosku, że jego podwójna gra się kończy, bo przełożeni zaczęli przeglądać te jego niecne zamiary i tutaj w Polsce nie uniknie kary, więc postanowił wybrać niższe standardy - powiedział dziennikarzom Dowódca Operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych gen. Tomasz Piotrowski
- Jak dodał „młody człowiek, który od 2018 roku był żołnierzem Sił Zbrojnych, miał trudną sytuację rodzinną i to nas nie zaskakiwało, dlatego, że bardzo sprytnie tą swoją sytuacją rodzinną grał pokazując, że chce służyć ojczyźnie, że chce sobie w jakiś sposób przy pomocy innych poradzić z tą sytuacją. Przełożeni wykazywali naprawdę duże zrozumienie — dodał gen. Piotrowski.
- W pewnym momencie, nie wiemy jeszcze kiedy, na pewno będziemy to bardzo dokładnie badać, bo służby bardzo intensywnie zajmują się tym przypadkiem, nie wiadomo, co dokładnie się stało, żołnierz postanowił zrobić coś takiego, czego dokonał w zasadzie wczorajszego popołudnia pod pretekstem oddalenia się z posterunku przekroczył granicę z Białorusią — powiedział gen. Piotrowski i zapewnił, że dezerter nie uniknie odpowiedzialności.
Dezerter oskarża SG o strzelanie do polskich wolontariuszy
Dezerter natychmiast stał się bohaterem białoruskich mediów. Oskarża polską Straż Graniczną… o strzelanie do polskich aktywistów!
Podjechał gdzieś jakiś wolontariusz i się zaczął pytać, gdzie wy ich [migrantów - red.] prowadzicie. I po prostu gościu ze Straży Granicznej strzelił mu prosto w łeb — słyszymy. - Widziałem co najmniej… widziałem dwie takie sytuacje — dodaje, przytakując na pytania dziennikarki, mające „potwierdzić” te oskarżenia.
Uwaga, mocne. Emil opowiada o tym jak "polska straż graniczna zastrzeliła co najmniej dwóch polskich wolontariuszy, którzy próbowali pomóc migrantom". Problem białoruskiej propagandy polega właśnie na tym, że w przeciwieństwie do rosyjskiej nie ma umiaru. pic.twitter.com/v4jbvMXm8L
— Tadeusz Giczan (@TadeuszGiczan) December 17, 2021
Polska flaga "do kibla"
Na Twitterze niezależnego białoruskiego kanału Nexta pojawił się kolejny fragment wywiadu żołnierza. Mężczyzna postanowił zdjąć polską flagę z munduru i wypowiedział skandaliczne słowa.
- Nie, nie będę się oklejał tymi flagami, bo wcześniej przeczytałem to, co mówiła o mnie Polska, i nie przykleję tych flag
— powiedział.
- Teraz to mogę tylko pójść i spuścić w kiblu. Mogę pójść do toalety?
— zapytał.
Emil Czeczko: "No, I will not wear this flag because I read what #Poland said about me. No, I won't stick this flag, now I can only flush it down to the toilet. Can I go to the toilet?" pic.twitter.com/416v4CRAR8
— NEXTA (@nexta_tv) December 17, 2021
Białoruskiej propagandzie wtóruje europoseł Koalicji Obywatelskiej Dariusz Rosati: "Kryzys na granicy polsko-białoruskiej. Polski żołnierz poprosił o azyl na Białorusi Białoruś bastionem wolności w porównaniu z Polską PiS?"
Kryzys na granicy polsko-białoruskiej. Polski żołnierz poprosił o azyl na Białorusi
— Dariusz Rosati (@DariuszRosati) December 17, 2021
Białoruś bastionem wolności w porównaniu z Polską PiS? https://t.co/0N26kIDWCn
Słowa byłego działacza PZPR natychmiast zacytowała białoruska propaganda!
W białoruskich reżimowych kanałach informacyjnych materiał o polskim żołnierzu na Białorusi połączony jest w jedną całość z wypowiedzią posła @KO_Obywatelska @DariuszRosati o tym, że "Białoruś (jest) bastionem wolności w porównaniu z Polską PiS". pic.twitter.com/4afBiI5HOK
— Artur Ceyrowski (@fideista) December 17, 2021
Żołnierz jest dezerterem, przeszedł na stronę wroga w czasie wojny, więc grozi mu tylko jeden wyrok - kara śmierci. I tu nie ma nawet dyskusji” - mówi portalowi wPolityce.pl były dowódca Wojsk Lądowych, gen. Waldemar Skrzypczak
Gen. Waldemar Skrzypczak mówi portalowi wPolityce.pl, iż mimo wielu lat spędzonych w wojsku i długiej praktyki dowódczej z taką sprawą, jak dezercja Emila Czeczko, spotyka się po raz pierwszy. Dotychczasowe bowiem incydenty, które się zdarzały kiedy żołnierze wchodzili w kolizję z prawem, były to tzw. samowolne oddalenia.
Natomiast przypadek tego żołnierza jest dla mnie nie do końca zrozumiały, dlatego że te informacje, które pojawiają się w mediach są niejednoznaczne w przekazie. Od początku. Dla mnie od początku sprawa jest ewidentna, że jest to dezerter, który przeszedł na stronę wroga i tak to trzeba interpretować. Tu nie może być innej - moim zdaniem, jako żołnierza - interpretacji jak dezercja żołnierza w czasie wojny. Jeżeli wszyscy politycy mówią, że jest wojna hybrydowa przeciwko Polsce, to bądźmy konsekwentni. Żołnierz zdradził Polskę w czasie wojny przechodząc na stronę naszego wroga i to jest bezsporne
— mówi gen. Skrzypczak.
„Wszystko się mogło zdarzyć”
Były dowódca Wojsk Lądowych zastanawia się, jak to się stało, że - jak podają media - żołnierz ten po pobiciu swojej własnej matki nie został w trybie natychmiastowym wydalony z wojska, tylko przeniesiony do innej jednostki.
Prawdopodobnie za ten czyn został przeniesiony z jednostki Bartoszyc do Węgorzewa. Nie rozumiem takiej decyzji. Dla mnie żołnierz, nawet jeśli byłby najlepszy, który dokonuje pobicia swojej matki, powinien być natychmiast wyrzucony z wojska na zbity pysk. Natychmiast
— stwierdza gen. Skrzypczak.
W jego ocenie winnym w tej sytuacji „nie jest dowódca plutonu czy dowódca baterii, tylko winny jest ten, kto wydał rozkaz o przeniesieniu żołnierza, który już był przestępcą w moim mniemaniu bijąc swoją matkę czyli łamiąc prawo. Jako żołnierz to już w ogóle niedopuszczalne”.
Trzeci aspekt tej sprawy to, że żołnierz, który miał kolizję z prawem, dalej funkcjonował jako żołnierz, czyli dalej stawiał się do jednostki wojskowej, wchodził w posiadanie broni, więc po takim zdesperowanym żołnierzu można się było spodziewać wszystkiego. W armii były takie przypadki, że zdesperowany żołnierz, nad którym wisiał miecz Damoklesa, brał broń i zabijał kolegów w emocji. Wszystko się mogło zdarzyć
— zauważa były dowódca Wojsk Lądowych.
„Kula w łeb i po zawodach”
Ten żołnierz dokonał rzeczy najstraszniejszej ze wszystkich strasznych w czasie wojny przechodząc na stronę wroga czyli dokonał dezercji. Jeżeli czytam dzisiaj w mediach, że prokuratura wszczęła postępowanie i grozi mu do 10 lat więzienia, to się zastanawiam, o co w tym wszystkim chodzi. W czasie wojny przechodzi na stronę wroga i grozi mu 10 lat więzienia? Ja tego nie pojmuję
— podkreśla wskazując, iż „przekaz medialny jest niejednoznaczny, jest w nim chaos - i ze strony wojska, i ze strony mediów, które moim zdaniem trochę robią z tego tanią sensację”.
Sprawa jest ewidentna. Żołnierz jest dezerterem, przeszedł na stronę wroga w czasie wojny, więc grozi mu tylko jeden wyrok - kara śmierci. I tu nie ma nawet dyskusji
— stwierdza.
Odnosząc się do przypuszczeń, że Emil Czeczko mógł pracować dla Białorusinów, gen. Waldemar Skrzypczak ocenia:
Moim zdaniem nie był szpiegiem. On wszedł w kolizję z prawem i miał tego świadomość, że grożą mu za to kary. Przez to, że miał przez swoją rodzinę dobre relacje z Białorusinami, z Białorusią, prawdopodobnie to go skłoniło do przejścia na stronę wroga.
Co za szpieg z szeregowego? Co ten szeregowy może wiedzieć? Uważam, że jeżeli byłby szpieg w armii, to by się nie ujawniał. Dalej by robił to, co robił do tej pory, sprzedawał informacje Białorusinom i dalej byłby ukryty
— analizuje.
To ujawnienie, czyli to przejście na stronę wroga moim zdaniem nie jest aktem wynikającym z tego, że on był szpiegiem. Po prostu on stał już pod ścianą, bo groziło mu wydalenie z armii i inne reperkusje. W związku z tym to był czyn wynikający z emocji chwili. Przeszedł na stronę wroga, nie zdając sobie sprawy z tego, co robi, i z konsekwencji, jakie za to poniesie. Tak mi się wydaje
— dodaje.
Przestępca, ewidentnie dezerter. Kula w łeb i po zawodach. Przepraszam, że tak mówię, ale nie może być inaczej
— konstatuje nie bez emocji były dowódca Wojsk Lądowych.
Skomentuj
Komentuj jako gość