W Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym UWM w Olsztynie wybuchła wojna. Doszło do niej w wyniku konfliktu pomiędzy kierownikiem Kliniki Neurochirurgii dr hab. Moniką Barczewską, prof. UWM a lekarzem tej kliniki, zarazem dyrektorem ds medycznych Łukaszem Grabarczykiem. Oboje zawdzięczają swoje kariery prof. Wojciechowi Maksymowiczowi. (Na zdjęciu, od prawej: prof. Barczewska, prof. Maksymowicz i dr Grabarczyk)
„Trup” ściele się gęsto.
Z pracy wyleciała prof. Barczewska, a dyrektorzy USK Radosław Borysiuk i Łukasz Grabarczyk ze stanowisk. Obie strony konfliktu złożyły na przeciwnika zawiadomienie do prokuratury oraz pozwy do sądów.
STWORZYLI W OLSZTYNIE SZPITAL I MEDYCYNĘ
Żeby zrozumieć o co chodzi w tej wojnie, musimy cofnąć się do 2007 roku, gdy do Olsztyna wraca z Warszawy prof. Wojciech Maksymowicz (ur. 1955). Olsztyn to jego miasto rodzinne. Jego matka Alicja (zmarła w 2016) była kilkanaście lat dyrektorką liceum pielęgniarskiego, później dziekanem Wydziału Pedagogiki WSP, członkiem KW PZPR. Ojciec Stefan – jak podaje Wikipedia – był żołnierzem AK.
Wojciech Maksymowicz ukończył studia na Akademii Medycznej w Warszawie i na tej uczelni w 2006 otrzymał tytuł profesora. W latach 1992-95 pracował szpitalu wojewódzkim w Olsztynie. Działał w lekarskiej „Solidarności”, jako członek AWS był w latach 1997-99 ministrem zdrowia w rządzie Jerzego Buzka. W 2006 wstąpił do Platformy Obywatelskiej. Do 2007 pracował w Centralnym Szpitalu Klinicznym Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji w Warszawie, jako kierownik kliniki neurochirurgii, jego zastępcą była dr Monika Barczewska. Dlaczego opuścili tak prestiżowy szpital? Prof. Barczewska mówi mi, że pociągnęła ich, tak jak prof. Religę, wizja budowania czegoś od zera. Dostali propozycję od rektora UWM, prof. Ryszarda Góreckiego, powołania Wydziału Nauk Medycznych i szpitala uniwersyteckiego.
Inne światło na tę decyzję rzucają artykuły w mediach z tego okresu. W Onet.pl napisano, że pacjenci mogą szybko dostać się do kliniki MSWiA, jeśli najpierw zgłoszą się do prywatnego gabinetu MBS (Maksymowicz, Barczewska, Sobieraj). Prof. Barczewska w rozmowie ze mną twierdzi, że to był stek bzdur, tak jak i w artykule na 1 stronie Super Expressu pt. „Lekarz mafii pruszkowskiej”, bo mieszka w Pruszkowie i operowała zięcia „Pershinga”. Twierdzi też, że prokuratura warszawska umorzyła wszystkie oskarżenia ze strony pacjentów, którzy twierdzili, że to na skutek jej błędów stali się kalekami.
W Olsztynie odnoszą sukces. Prof. Maksymowiczowi udało się ściągnąć kadrę z tytułami naukowymi i w 2007 roku obejmuje obowiązki dziekana Wydziału Nauk Medycznych UWM. Jak opowiadają mi byli i obecni pracownicy Wydziału początki były obiecujące, panował dobry duch i sprawy toczyły się uczciwie, bo przecież etyki lekarskiej uczył sam twórca Wydziału, prof. Maksymowicz. W marcu 2016 wybrany został na prorektora tej uczelni ds. Collegium Medicum. Z funkcji tej zrezygnował w czerwcu 2019, po konflikcie z rektorem Ryszardem Góreckim.
EKSPERYMENTY PROF. MAKSYMOWICZA
W 2010 roku naukowcy w USA i na Zachodzie wiedzą, po wieloletnich badaniach, że komórki mezenchymalne nie dają żadnych efektów leczniczych. Mimo to prof. Maksymowicz w 2012 roku rusza ze swoim eksperymentem opartym na stosowaniu takich samych komórek. Mimo, że też nie odkrył „cudownego leku na wszystko”, jego zespół rozpoczyna w 2016 roku sprzedaż komórek chorym na straszną, nieuleczalną chorobę, stwardnienie zanikowe boczne (SLA), w prywatnej spółce ITK powstałej na terenie szpitala uniwersyteckiego, w której UWM obejmuje 10% udziałów. Jedno podanie „komórek” kosztuje 18 tys. złotych. Rodziny chorych płacą nawet po 100 tys. złotych, po czym ich bliscy umierają.
Dyrektorką medyczną ITK została jego prawa ręka, zastępczyni w Klinice Neurochirurgii USK dr Monika Barczewska, a pracownikami lekarze z tej kliniki: Tomasz Siwek i Mariusz Sowa, a także syn prof. Maksymowicza, socjolog Stanisław Maksymowicz.
Prof. Maksymowicz chce rozszerzyć swój eksperyment. Tym razem chce pobrać komórki z mózgów i rdzenia kręgowego, jak zapewnia, „z martwych, poronionych płodów ludzkich” i wszczepić je chorym na śpiączkę oraz na SLA. Bowiem ogłoszone przed kamerami w 2016 roku, jako wielki sukces, wszczepienie 16 osobom w śpiączce stymulatorów pod kierunkiem japońskiego neurochirurga, nie przyniosło przełomu.
Na jego projekty poszły miliony złotych. Konsumentem środków na badania dla całego Wydziału Lekarskiego był głównie prof. Maksymowicz, hamując w ten sposób rozwój naukowy innych dziedzin medycyny. Jednak wielu lekarzy było zadowolonych, bo porobili przy prof. Maksymowiczu doktoraty i habilitacje.
Z tego grona wyłamała się prof. Joanna Wojtkiewicz, która, gdy tylko zdała sobie sprawę, że eksperymenty kliniczne prof. Maksymowicza nie dają efektów leczniczych, odmówiła w nich udziału. Wydała w tej sprawie oświadczenie, protestując przeciwko „sprzedawaniu złudnej nadziei ludziom często nieuleczalnie chorym”.
Prof. Maksymowicz w odwecie pozbawił prof. Wojtkiewicz stanowiska kierownika laboratorium, katedry i zablokował profesurę. Władze uczelni rozpoczęły wobec niej kilkuletnie postępowanie dyscyplinarne, które niczego nie dowiodło. Mimo to rektor Jerzy Przyborowski odczytał profesor upomnienie, a Komisja do Oceny Pracowników Wydziału Lekarskiego podrzuciła na jej biurko ocenę negatywną. Władze UWM chcą za wszelką cenę pozbyć się „czarnej owcy”, natomiast kariera prof. Maksymowicza kwitnie.
O EKSPERYMENTACH PISAŁEM TUTAJ
Jej los, a także los dyrektora USK Andrzeja Włodarczyka i prof. Jarosława Andrychowskiego, stał się przestrogą dla innych lekarzy, żeby z prof. Maksymowiczem nie zadzierać. Prof. Andrychowski odmówił oddania autorstwa swojej pracy naukowej dr Barczewskiej, pozbawiony możliwości operowania odszedł z kliniki neurochirurgii i długo nie mógł znaleźć pracy, bo prof. Maksymowicz ostrzegał przed nim szefów innych placówek leczniczych. (List prof. Andrychowskiego TUTAJ).
ZARZUTY DYREKTORA WŁODARCZYKA i NFZ (2018 rok)
Dyr. Włodarczyk napisał w zawiadomieniu do rektora:
„1. W USK wykonano wszczepienia 9 pacjentom w śpiączce w klinice Budzik stymulatorów, których nie finansował NFZ, przy braku zgody dyrektora oraz Komisji Bioetycznej. Szpital stracił 175 tys zł.
2. W klinice neurochirurgii przeprowadzono ok. 100 eksperymentów podania „komórek macierzystych”, za część pacjentów zapłacił NFZ, co jest niezgodne z prawem. W szpitalu brakuje dokumentacji z tych eksperymentów.
3. Bez zgody dyrektora szpitala lekarze przeprowadzali operacje prywatnych pacjentów. W trakcie jednej operacji doszło do powikłań, dr W.P. przeciął nerw przeponowy. Szpital pokrył koszt operacji 30 tys zł.
4. W USK są prowadzone badania kliniczne. Nie odnaleziono właściwych umów. Nie można ich rozliczyć. Naraża to szpital na koszty rzędu 300 tys zł.
5. Wpisy dotyczące składu zespołów operacyjnych rodzą podejrzenie fałszowania dokumentacji medycznej.
6. Nielegalne wynajęto prywatnej firmie gabinet w przychodni szpitalnej”.
Dyr. Włodarczyk podsumował: „Nadzór i kontrolę wyżej wymienionych elementów w USK sprawuje dr n med. Łukasz Grabarczyk, który pełnił funkcję dyrektora ds medycznych”. Dyrektor Włodarczyk wyciągnął wnioski z wyników kontroli i zwolnił dr Grabarczyka ze stanowiska dyrektora ds medycznych USK. Wywołał tym wściekłość prorektora dr Collegium Medicum prof. Wojciecha Maksymowicza. Na jego żądanie rektor Ryszard Górecki wezwał dyrektora Włodarczyka i „poprosił” go, by odszedł ze szpitala. Prorektor Maksymowicza natychmiast przywrócił Grabarczyka.
Jak powiedziała mi wdowa, pani Ewa, to jak potraktowali go Maksymowicz i Górecki wywołało tak silny stres, że odnowił się mu szpiczak. Dobiło go też umorzenie postępowania przez prokuraturę. W 2018 roku dr Włodarczyk zmarł. Prorektor Maksymowicz
Tymczasem wiele z uwag dyr. Włodarczyka potwierdził w tym samym roku raport pokontrolny NFZ. Kontrolę spowodowała dr Lidia Ukarma, córka zmarłej - po zabiegu w klinice - Marii Ukarmy.
NFZ również stwierdził, że na podstawie dokumentów nie sposób stwierdzić, kto tak naprawdę brał udział w operacjach? Brak podpisów w dokumentacji operacyjnej dyrektor Grabarczyk tłumaczył udziałem personelu w kilku operacjach pod rząd oraz jego zmęczeniem. To tłumaczenie uznał Fundusz za nie do przyjęcia.
„Wątpliwości budzi organizacja pracy w klinice, skoro mimo tak wielkiego zmęczenia ze strony personelu i brak możliwości złożenia podpisu, po odbytym zabiegu, pozwala się ponownie na udział tych osób w kolejnych zabiegach operacyjnych” – czytamy w wystąpieniu pokontrolnym.
NFZ negatywnie ocenił też sposób rozliczenia świadczeń w Klinice Neurochirurgii. Kontroli poddano dokumentację medyczną 30 pacjentów hospitalizowanych w okresie 2012-17, w 20 przypadkach udzielone świadczenia zakwalifikowano nieprawidłowo. W konsekwencji NFZ nakazał zwrot ponad 265 tys zł.
Z uwagi na liczbę i wagę nieprawidłowości z zakresu świadczeń w zakresie neurochirurgia-hospitalizacja NFZ nałożył też karę w wysokości 43.567 zł.
NFZ podkreślił, że lekarzem kierującym Kliniką Neurochirurgii, w której świadczeń udzielali lekarze bez wymaganych uprawnień, jest od 1 stycznia 2012 roku prof. Wojciech Maksymowicz i jako taki odpowiadał za organizację i jakość świadczeń udzielanych w tej klinice.
Ani Grabarczykowi, ani Maksymowiczowi z tego powodu nie spadł włos z głowy. To musiało utrwalić ich przekonanie o bezkarności.
WYBIJA GODZINA PRAWDY
Sielankę zburzył dopiero obowiązek wprowadzony ustawą Gowina pomiaru poziomu naukowego wydziałów na wyższych uczelni. Od uzyskanej kategorii zależało, czy dany wydział otrzyma środki ministerialne, czy też będzie musiała go utrzymywać uczelnia ze swojego budżetu. Okazało się, Wydziałowi Nauk Medycznych grozi to drugie, bowiem uzyskał najniższą kategorię.
O poziomie dydaktyki świadczą z kolei wyniki Lekarskiego Egzaminu Końcowego zdających po raz pierwszy. Pierwsze roczniki zdobywały czołowe miejsce, od kilku ostatnich lat lądują w dole tabeli (w 2021 roku rocznik zajął 9 miejsce).
„Niestety, zatrudnieni fachowcy nie mieli ambicji pisania prac naukowych – tłumaczył mi w czerwcu 2019 roku prof. Maksymowicz. - Nie można było ich zwolnić więc jedynym wyjściem było stworzenie nowej jednostki. Utworzyliśmy Wydział Lekarski i przenieśliśmy część kadry na Wydział Nauk o Zdrowiu”.
Ale rektor Górecki ani myślał utrzymywać WNoZ, bo inne wydziały, by go zjadły i tak wściekłe, że muszą dokładać miliony do szpitala, więc zdegradował wydział do poziomu Szkoły Zdrowia Publicznego. Prof. Maksymowicz przecenił swoje wpływy i zagroził dymisją, jeśli rektor nie cofnie decyzji, a rektor chętnie dymisję przyjął.
W piątek 7 czerwca 2019 roku przed szpitalem uniwersyteckim w obecności pracowników i mediów, roztrzęsionym głosem, ze łzami w oczach prof. Maksymowicz ogłosił swoje odejście. Stwierdził, że nowym prorektorem zostanie prof. Andrzej Rynkiewicz, dziekan Wydziału Lekarskiego, w nagrodę za udział w spisku przeciwko niemu.
Od lewej: prof. Monika Barczewska, dyrektor Radosław Borysiuk
„– Moim następcą na pewno zostanie przyjaciel Ryszarda Góreckiego prof. Andrzej Rynkiewicz, któremu też kiedyś zaufałem – mówił Maksymowicz. - Niestety, dopiero niedawno naukowcy z Gdańska przekazali mi informację, że zawsze interes osobisty, prywatny przekładał nad dobro publiczne”.
UMARŁ KRÓL, NIECH ŻYJE KRÓL
Niektórzy myśleli, że kariera Wielkiego Profesora na UWM dobiegła końca. Tak zapewne pomyślał dr Łukasz Grabarczyk, który po skończonych studiach medycznych zgłosił się do pracy do prof. Maksymowicza i stał się jego pupilem. Dzięki Maksymowiczowi zrobił w młodym wieku błyskawiczna karierę. Maksymowicz zrobił go dyrektorem Kliniki dla dorosłych „Budzik”, dyrektorem USK ds medycznych i kierownikiem Pracowni Rezonansu Magnetycznego. Maksymowicz z Barczewską byli też promotorami jego pracy doktorskiej.
Grabarczyk był bardzo pilnym i pojętnym uczniem. Jak mówią moi rozmówcy, w pewnym momencie uczeń przerósł mistrza w makiawelizmie i chciał przejąć po nim „koronę”. Jak powiedziała mi prof. Barczewska, Grabarczyk zaczął ją jawnie lekceważyć, puszczać mimo uszu jej uwagi, pracować „na papierze”. Sytuacja była patologiczna. W klinice neurochirurgii to prof. Barczewska była jego szefem, ale jednocześnie była jego podwładną, jako dyrektora ds medycznych. Ale ten patologiczny układ stworzył ich protektor.
Jednak, jak tyle razy w życiu, Maksymowicz znów „spadł na cztery łapy”. Jarosław Gowin na gwałt potrzebował w swojej mikroskopijnej partii rozpoznawalnych nazwisk, a Maksymowicz na gwałt potrzebował politycznego immunitetu. Gowin załatwił Maksymowiczowi jedynkę na liście PiS do Sejmu w Olsztynie. W wyborach do Senatu RP, które miały miejsce cztery lata wcześniej, Maksymowicz startował z poparciem PSL lecz poniósł sromotną porażkę. Tym razem dostał mandat poselski „w cuglach”, po czym wylądował na stołku wiceministra w resorcie nauki u wicepremiera Gowina. Ponownie mógł rozdawać karty na Wydziale Lekarskim i USK.
Stanowisko odwołanego prorektora ds. Collegium Medicum do końca kadencji rektora Góreckiego nie było obsadzone. Funkcje dziekana do końca kadencji, do 2019 roku, pełnił prof. Rynkiewicz, który – jak twierdził Maksymowicz - „uczestniczył w spisku” przeciwko Maksymowiczowi. Gdy rektorem został Jerzy Przyborowski, dostał władzę, na mocy nowej ustawy o szkolnictwie wyższym, obsadzania stanowisk dziekanów i mimo, że szczerze nie cierpiał Maksymowicza (o czym ten publicznie mówił), powołał jego człowieka Leszka Gromadzińskiego na stanowisko dziekana i mimo, że wielu profesorów tłumaczyło rektorowi, że Gromadziński ze względów etycznych nie może być dziekanem (na 1 rok stracił prawo uprawiania zawodu lekarskiego za spowodowanie śmierci pacjentki, prawomocny wyrok Sądu Najwyższego z 2016 roku).
Na prorektora ds Collegium Medicum Maksymowicz wskazał rektorowi prof. Sergiusza Nawrockiego, któremu nie wyszło w Katowicach i chciał wrócić do Olsztyna (pod Olsztynem wybudował dom). Wcześniej był w składzie Komisji Bioetycznej i zatwierdzał eksperymenty Maksymowicza. Obecnie jest członkiem Rady Społecznej USK. (Przewodniczącym jest prorektor, dr hab. Mirosław Gornowicz, prof. UWM).
MAKSYMOWICZ OPUSZCZA RZĄD i WRACA DO PACJENTÓW
Sytuacja się zmieniła, gdy z rządu odszedł Gowin - protektor Maksymowicza. W ślad za nim w listopadzie 2020 roku musiał odejść z ministerstwa nauki Maksymowicz.
„Złożyłem rezygnację. Przede wszystkim jestem lekarzem, a potem politykiem – mówił z ogniem w oczach na konferencji prasowej. - Ojczyzna jest w potrzebie. Wracam do chorych”.
Ogłosił, że zajmie się chorymi na oddziale covidowym w szpitalu uniwersyteckim, będzie ponownie operował nowotwory mózgu, zajmie się też pracą w klinice Budzik i zaapelował do lekarzy oraz pielęgniarek, które pracowały w biurach, żeby wzięli z niego przykład i wracali do szpitali.
Jeśli wcześniej lekarze brali zwolnienia, by nie mieć nic do czynienia z chorymi na Covid, to sytuacja diametralnie się zmieniła, gdy rząd sypnął na te oddziały ogromne pieniądze. Na oddziale covidowym w USK, powołanym decyzją wojewody warmińsko-mazurskiego 3 września 2020 roku, jako pierwsi wpisali się na listę obok prof. Maksymowicza, dyrektor ds medycznych Grabarczyk, dyrektor USK Radosław Borysiuk i dziekan Leszek Gromadziński
Jednak prof. Maksymowicz musiał często odrywać się od chorych pacjentów, gdyż ogólnopolskie media związane z opozycją niemal non stop zapraszały go na wywiady, w których walił w rząd PiS. Ale i Grabarczyk znalazł sposób, by wylansować się w mediach.
7 grudnia 2020 roku program TVN Uwaga wyemitował materiał-laurkę pt. „Jak wygląda walka o życie chorych w czerwonej strefie szpitala?” Głównym bohaterem jest Grabarczyk, pokazano też Borysiuka i Gromadzińskiego. Pominięto Maksymowicza. Wszyscy w szpitalu wiedzą, że ten lans załatwił sobie Grabarczyk, bo chwalił się głośno, iż jego partnerką jest dziennikarka TVN.
Od prawej: dyr. ds medycznych Łukasz Grabarczyk, dyr. Radosław Borysiuk, pielęgniarka, dziekan Leszek Gromadziński
Ten materiał wyprowadził z równowagi przede wszystkim rezydentów i pielęgniarki, którzy w rzeczywistości odwalali czarną robotę na oddziale covidowym, ale zdenerwował także Maksymowicza, który dotąd miał monopol na lans.. Nie dość, że nie dostali dodatku covidowego (15 tys zł miesięcznie), to jeszcze wypłaty były spóźnione, a śmietankę spijała grupa trzymająca władzę w szpitalu. Powołali więc związek zawodowy i wystosowali skargę do rektora (TUTAJ).
Dr GRABARCZYK, TYTAN PRACY
W lutym 2021 roku został wysłany anonim do PIP, NIK i redakcji Polityki, Newsweeka i Onetu. Mowa w nim jest o dr Łukaszu Grabarczyku, „prawej ręce prof. W. Maksymowicza”, który jest „tytanem pracy”. Jest zatrudniony jako dyrektor ds medycznych, pracuje codzienne od 7 do 15.00 (160 godzin miesięcznie), w Klinice Neurochirurgii przepracował 350 godzin miesięcznie, jako pełnoetatowy pracownik dydaktyczny na UWM - 156 godzin, jest też kierownikiem kliniki „Budzik” i prowadzi prywatną praktykę na mieście. Pielęgniarki zapomniały podać jeszcze, iż jest też kierownikiem Pracowni Rezonansu Magnetycznego.
Dotarłem do planów pracy kwartetu. Wynika z nich, że w niektórych miesiącach Grabarczyk miał wpisanych nawet 600 godzin miesięcznie, a z pracą na Wydziale Lekarskim daje to 750 godzin czyli 24 godziny pracy na dobę! Na mojego maila o potwierdzenie, Grabarczyk nie odpisał, a dyr. Borysiuk, który jest takim samym rekordzistą, stwierdził, że to nie jest informacja publiczna oraz powołał się na RODO.
Teraz czekam na informację od p.o. dyr. Kamińskiego, jakie stawki godzinowe mają lekarze? Nieoficjalnie – profesor zwyczajny 300 zł, dr n med – 200 zł. Grabarczyk miał się przed pielęgniarkami „użalać”, że tyle zarabia, że już nie wie, co z tym „hajsem” robić?
„Jako pracownicy Szpitala mamy prawo zapytać, jak to się ma do pieniędzy brakujących USK na wynagrodzenia dla pielęgniarek, które doglądają obłożnie chorych, własnymi rękami myjąc zanieczyszczenia pacjentów, wylewając ich wydzieliny (mocz i kał) – czytamy w zakończeniu anonimu. - Czy godnie zarobić w USK w Olsztynie można tylko będąc prawą ręką byłego wiceministra, posła RP Wojciecha Maksymowicza? Polskie szpitale mają dość pieniędzy, tylko są one rozkradane. (…) O procederze były informowane władze UWM i organy założycielskie szpitala USK. Bez rezultatu. Czy ktoś ujmie się za pielęgniarkami z Olsztyna, czy aby żyć godnie musimy protestować na ulicach? Personel USK w Olsztynie”.
Władze UWM nie zareagowały na ten anonim. Rektor Przyborowski odpowiedział mi, że go nie otrzymał.
OSTATECZNE STARCIE
Maksymowicz wpadł w tarapaty, ale z innego powodu. Jego niedawni kumple z partii Gowina, który odeszli z Adamem Bielanem, odpalili w kwietniu 2021 roku w mediach „bombę”. Informację, iż prokuratura prowadzi postępowanie w sprawie eksperymentów medycznych prof. Maksymowicza. „Jest to bardzo delikatna materia, bo dotyczy płodów - powiedział wówczas na konferencji prasowej rzecznik Ministra Zdrowia Wojciech Andrusiewicz. - Niestety, powzięliśmy informacje, które zostały do nas skierowane o możliwym bardzo nieetycznym – to jest delikatnie rzecz ujmując – postępowaniu na uniwersytecie, stąd nasza pilna reakcja”. Ministerstwo wszczęło kontrolę na UWM.
W odpowiedzi Maksymowicz zwołał konferencję prasową i ze łzami w oczach kreował się na ofiarę nagonki politycznej. Zaprzeczył, żeby tego rodzaju eksperymenty miały miejsce na jego uczelni i żeby on, chrześcijanin, mógł się do czegoś takiego posunąć. Na znak protestu odszedł z klubu poselskiego PiS.
Grabarczyk uznał, że już po Maksymowiczu. Robi co chce i ma gdzieś prof. Barczewską. Profesor powie mi, że w pewnym momencie miała dość i trzasnęła pięścią w stół, każąc wybierać prof. Maksymowiczowi: albo ona odchodzi, albo Grabarczyk. Miało do tego dojść po dwóch operacjach, jednej w lipcu, drugiej w sierpniu 2021 roku, których przeprowadzenia Grabarczyk miał odmówić, bo uznał, że nic tu się już nie da zrobić. Operacje miała wykonać prof. Barczewska, ratując pacjentom życie. Jak dalej twierdzi prof. Barczewska, po tych zdarzeniach kilkakrotnie z prof. Maksymowiczem prosili Grabarczyka, by odszedł ze szpitala, bez skutku. Twierdzi, że wówczas złożyła zawiadomienie na Grabarczyka do rektora, Okręgowego Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej w Olsztynie (potwierdził mi) i do prokuratury (Rzecznik i Prokuratura potwierdzili mi, że takie zawiadomienia wpłynęły).
We wtorek 5 października prof. Maksymowicz zebrał podpisy kierowników i koordynatorów klinik USK pod wotum nieufności wobec dyrektorów Grabarczyka i Borysiuka. Sygnatariusze postawili ultimatum:, albo rektor odwoła dyrektorów, albo oni odejdą z pracy w szpitalu. Podpisują prawie wszyscy, obok Maksymowicza i Barczewskiej, były dyrektor USK Leszek Dudziński, jego córka koordynatorka chirurgii szczękowo-twarzowej dr n. med. Anna Dudzińska-Filkiewicz, dziekan Leszek Gromadziński, dr hab. Hanna Zajączkiewicz koordynator kliniki otolaryngologii, dr hab. Anna Żurada - Kierownik Katedry Radiologii, dr Lidia Glinka – Kierownik OIOM, dr n. med. Marek Kowalczyk z Kliniki Chirurgii, prof. Marcin Mycko – Koordynator Kliniki Neurologii USK.
Następnego dnia pismo to trafia na biurko rektora Przyborowskiego. Zarzuty w nim postawione są bardzo ogólnikowe, w porównaniu z tymi, które zgłosił w 2018 roku dyr. Andrzej Włodarczyk. W wystąpieniu czytamy, że jest zła atmosfera, wzajemny brak zaufania, brak regularnych spotkań z dyrekcją, brak wiedzy na temat bilansów kosztów i przychodów klinik, wykorzystywanie tylko 2 z 5 sal operacyjnych, Legionella w wodzie, opóźnienie wypłat, „stosowanie niedozwolonych metod w postaci podważania realizacji zadań zakontraktowanych w ramach umów cywilno-prawnych”, „niedopuszczalnych prawnie formach oddziaływania stosowanych wobec lekarzy rezydentów”.
Z sygnatariuszami pisma rozmawiał (anonimowo) redaktor ukiel.info. Powiedzieli „Te sprawy zaszły za daleko. Te rzeczy działy się od lat. Pan rektor spotkał się z nami. Mówił, że “od dawna miał duże problemy z dyrektorem”. Chodziło m.in. o finanse szpitala. Z tego, co wiem, ta kwestia była też wielokrotnie poruszana na posiedzeniach Senatu UWM. Planowano powołać specjalną komisję i miał powstać plan naprawczy, który miałby pomóc utrzymać płynność szpitala. Usłyszeliśmy nawet zdanie, że zaangażowanie dyrektora Borysiuka w prace tej komisji było mniej niż satysfakcjonujące”.
Stwierdzili: „Ten szpital powinien być wizytówką Olsztyna, regionu i dawać przykład, jak podchodzić do pacjenta. To szpital uniwersytecki, więc chcemy kształcić młode pokolenie lekarzy i pokazywać, jak to robić dobrze”, a Borysiuk i Grabarczyk zamieniali szpital uniwersytecki w „prywatny folwark”.
Też zadzwoniłem do sygnatariuszy pisma, odmówili rozmowy, a dr Glinka rzuciła „ze szmatławcem nie rozmawiam”. Wysłałem więc im pytania, zapytałam m.in., kto pierwszy zbudował prywatny folwark w szpitalu uniwersyteckim, prof. Maksymowicz, czy jego nominowani na stanowiska dyrektorskie Borysiuk i Grabarczyk? Dlaczego nie protestowali, gdy za o wiele poważniejsze zarzuty wyleciał dyr. Andrzej Włodarczyk, gdy łamano karierę prof. Joannie Wojtkiewicz i prof. Andrychowskiemu? Nie odpowiedzieli.
MAKSYMOWICZ: JESTEM NIEWINNY!
Rektor odesłał zarzuty kierowników klinik do dyr. Borysiuka, by na nie odpowiedział. Dyr. Borysiuk odpowiedział rektorowi na wszystkie zarzuty (TUTAJ). Odpowiedzi były rzeczowe i potwierdzające ich bezpodstawność. Jednocześnie dyrektor Borysiuk 11 października wypowiedział prof. Barczewskiej umowę o pracę ze skutkiem natychmiastowym i 3 dni później złożył zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu podawania nieprawdy w zakresie harmonogramu czasu pracy przez prof. Barczewską, w wyniku czego usiłowano wyłudzić nienależne wynagrodzenie za dwa miesiące 2021 roku w kwocie kilkunastu tysięcy złotych.
Prof. Barczewska złożyła rektorowi UWM przedsądowe wezwanie do zapłaty 133 tys złotych odszkodowania za niezgodne z prawem wypowiedzenie umowy kontraktu i zażądała przeprosin od Borysiuka za bezpodstawne oskarżenie ją w zawiadomieniu do prokuratury.
W piątek 15 października, na prośbę rektora obaj dyrektorzy USK podali się do dymisji. „Powodem rezygnacji była utrata zdolności zarządczych wobec faktu wypowiedzenia lojalności przez koordynatorów oddziałowych" - poinformowała media rzecznik prasowa UWM Wioletta Ustyjańczuk.
P.o. dyrektora został dotychczasowy dyrektor ds administracyjno-finansowych Maciej Kamiński, człowiek Maksymowicza.
We wtorek 19 października na wp.pl ukazuje się artykuł „W Sejmie zamiast na dyżurze”. Dziennikarze zarzucają prof. Maksymowiczowi, że 22 razy zamiast na dyżurze w szpitalu, albo był w sejmie, albo na konferencjach prasowych lub udzielał wywiadów na żywo.
Natychmiast reaguje minister zdrowia i wysyła kontrolerów z NFZ Olsztyn. „Weryfikowany będzie między innymi sposób zabezpieczenia obsady lekarskiej w wybranych oddziałach szpitala” - odpowiedziała mi Magdalena Mil, rzeczniczka NFZ w Olsztynie. Również wojewoda Artur Chojecki wysyła na kontrolę konsultanta wojewódzkiego ds neurochirurgii dr hab. Waldemara Ocha. Gdy ten ostatni odmówił, wojewoda poprosił o kontrole konsultanta krajowego prof. Tomasza Trojanowskiego. Czekamy na wyniki.
Natomiast prorektor ds Collegium Medicum Sergiusz Nawrocki zawiesił wykonywanie zabiegów planowych w Klinice Neurochirurgii, do czasu ustalenia przez kontrolerów, czy klinika jest w stanie przyjmować pacjentów?
W czwartek 28 października wp.pl odpala kolejny artykuł o Maksymowiczu pt. „Profesor wyszedł. Pacjent zmarł”. To wstrząsająca historia pacjentki Marii Ukarmy, która zmarła po zabiegu w Klinice Neurochirurgii. Autorzy zarzucili, że lek. Mariusz S. był dopiero w trakcie specjalizacji i przy operacji powinien asystować mu prof. Maksymowicz, ale ten wyszedł z sali operacyjnej. Autorzy praktycznie powtórzyli mój tekst z majowej „Debaty” pt. „Mama zmarła przez błędy lekarzy szpitala uniwersyteckiego”.
Po moim artykule prof. Maksymowicz nie zareagował, ale artykułu w jednym z największych portali ogólnopolskich nie mógł zignorować. Zwołał 3 listopada konferencję prasową w swoim biurze poselskim w Olsztynie, zaprosił wszystkie redakcje lokalne (oprócz „Debaty”) i największe ogólnopolskie.
Znów załamał mu się głos i pociekły łzy. Przedstawił się jako ofiara nagonki. Stwierdził, że kontrola z Ministerstwa Zdrowia oddaliła od niego zarzuty o nieetycznych badaniach na żywych płodach. – Uważano, że jestem winny i były już orzekane wyroki. Teraz mogę powiedzieć, że ja, Maksymowicz, jestem niewinny – z mocą oświadczył profesor, ale raportu z kontroli nie wręczył dziennikarzom. (Zwróciłem się o niego w trybie dostępu do informacji publicznej, czekam też na odpowiedź w sprawie śledztwa w tej sprawie Prokuratury Regionalnej w Łodzi). Maksymowicz dodał, że jest przekonany, że takim samym wynikiem zakończy się obecna kontrola czasu jego pracy w szpitalu, bowiem wszystko co napisała w tej sprawie wp.pl jest manipulacją. Zaznaczył, że nieobecności, o których pisali dziennikarze, nie były dyżurami, a pracą kontraktową lekarza, w wymiarze ok. 100 godzin miesięcznie, z której się wywiązuje, w tym roku tylko raz był na dyżurze.
– Jakiś niezbyt rozgarnięty urzędnik wrzucił do systemu określenie “dyżur” na każdą formę pracy, nie patrząc na definicję – tłumaczył Maksymowicz. - To pokazuje, jak można oczernić człowieka, który budował olsztyńską medycynę akademicką. Śledziliście państwo kilkanaście ostatnich lat mojego życia i wiecie, ile przeznaczyłem na to, aby można było zbudować szpital… (głos mu się załamuje, milknie, z oczu ciekną łzy)… aby mogła normalnie funkcjonować akademicka neurochirurgia.
Odniósł się też do zarzutu wp.pl. iż nie asystował przy operacji Marii Ukarmy, która po zabiegu zmarła. Powołał się na opinię biegłego, z której ma wynikać, że lek. Mariusz S. miał prawo ten zabieg wykonać samodzielnie. – To był zabieg jednoosobowy. Miał zgodę (Mariusz S. – przypis A.Socha) konsultanta krajowego wydaną dużo wcześniej na tego typu działania. (W wystąpieniu pokontrolnym NFZ z 5 marca 2018 roku czytamy, że konsultant krajowy prof. Jerzy Walecki zaprzeczył, by taki dokument podpisał – przypis A.Socha).
KTO CHCE ZNISZCZYĆ PROFESORA?
Dziennikarze pytali prof. Maksymowicza, kto stoi za atakami na niego? Nie odpowiedział. Rąbka tajemnicy uchylił mecenas Sławomir Trojanowski, jego pełnomocnik: - Za donosami na profesora stoją ludzie, którzy konkurują z nim w pracy zawodowej.
Więcej powiedziała mi prof. Barczewska. Udzieliła mi wywiadu (TUTAJ) i TUTAJ. Powiedziała mi, że to zemsta Grabarczyka, za to że z prof. Maksymowiczem zażądali jego odejścia. Łukasz Grabarczyk nie odpowiedział na moje pytania, w których przedstawiłem zarzuty prof. Barczewskiej pod jego adresem. Za niego odpisał pełnomocnik:
„Na obecnym etapie mój mandant nie może odpowiedzieć Panu na przedstawione zagadnienia, albowiem dnia 14 października 2021r. został przeze mnie złożony prywatny akt oskarżenia przeciwko Pani dr hab. n. med. Monice Barczewskiej. Z posiadanych przeze mnie informacji wynika, że pierwszy termin rozprawy został wyznaczony na 21 grudnia 2021r.. Z uwagi na to, że tego typu sprawy toczą się z wyłączeniem jawności udzielenie jakichkolwiek informacji byłoby sprzeczne z dobrem tego postępowania. Jedynie na marginesie pragnę podkreślić z całą stanowczością, iż Pan dr n. med. Łukasz Grabarczyk zawsze w swojej pracy kierował się dobrem pacjentów, dbałością o wizerunek szpitala i chęcią dobrej współpracy z innymi lekarzami. z poważaniem, adwokat Paweł Dowgwiłłowicz”
W SZPITALU BEZ ZMIAN
Rozmawiałem z kilkoma byłymi i obecnymi pracownikami szpitala ORAZ Wydziału Lekarskiego, do których udało mi się dotrzeć, na temat konfliktu w szpitalu uniwersyteckim. Zastrzegli sobie anonimowość. Boją się, że tak jak tyle razy wcześniej, Maksymowiczowi i tym razem wszystko się upiecze, bo np. wykona kolejną woltę i np. pójdzie do partii Adama Bielana i będzie się mścił.
Pamiętają, co spotkało dyr. Andrzeja Włodarczyka, prof. Jarosława Andrychowskiego i prof. Joannę Wojtkiewicz.
- Głównym winowajcą degrengolady szpitala, trwającej od wielu lat, jest były i obecny rektor UWM – powiedzieli mi. - To oni stworzyli chory system objawiający się korupcją, nepotyzmem, kolesiostwem, mekką dla plagiatorów. Powołali swoich ludzi do Senatu UWM i stworzyli Statut, który gwarantuje im nieusuwalność. Uczciwych ludzi, którzy odważyli się ujawnić prawdę, niszczono. Prof. Maksymowicz jest produktem i współtwórcą tego systemu.
Moi rozmówcy z Wydziału i USK opisują osobowość prof. Maksymowicza jako narcystyczną, człowieka przekonanego o swoim geniuszu, w czym utwierdzało go wielbiące go otoczenie, które zawdzięczało mu stanowiska. Pozbawiony kontroli, stał się dyktatorem. Ma dużą umiejętność manipulowania ludźmi i uwodzenia ich, a także talent do kreowania się w mediach. Ten talent sprawił, że pozorne osiągnięcia naukowe i medyczne „sprzedawał” przed kamerami, jako wielkie sukcesy.
- W szpitalu uniwersyteckim i na Wydziale Lekarskim, każdy ma w garści każdego. Uczciwi rezydenci, z kręgosłupem uciekali. Zostawali ci, których w coś uwikłano i wsiąkali. Maksymowicz dobierał sobie ludzi, na których miał „haka”. Prof. Barczewska też w jakimś sensie jest jego ofiarą, tak jak Grabarczyk.
- Wygląda na to, że scenariusz się powtarza. Wskazuje na to wstawienie Leszka Gromadzińskiego na stanowisko dyrektora USK ds medycznych. Jest wdzięczny Maksymowiczowi, bo ten dał mu pracę dydaktyczną na Wydziale Lekarskim, gdy został pozbawiony na 2 lata prawa wykonywania zawodu z powodu śmierci pacjentki (na moje pytanie o tę sprawę dr Gromadziński nie odpowiedział). Ma „pozamiatać” w dokumentacji szpitalnej. Gromadziński, tak jak Grabarczyk, też stał się „choinką”. Czy poważny człowiek łączy dziekanowanie, dyrektorowanie USK, zajęcia dydaktyczne dla studentów z interny i prywatną praktykę? - pytają moi rozmówcy.
- Proces uzdrawiania szpitala nie zacznie się, jeśli nie odejdzie cała czwórka: Maksymowicz, Barczewska, Borysiuk i Grabarczyk oraz nie zostanie przeprowadzony uczciwy konkurs na dyrektorów USK, który wyłoni ludzi z nieposzlakowaną przeszłością i spoza olsztyńskich układów.
Rektor Jerzy Przyborowski witając uczestników Campusu Polska Przyszłości powiedział: „Jak nie wiesz, jak się zachować, zachowaj się przyzwoicie”. No właśnie...
Adam Socha
Skomentuj
Komentuj jako gość