Pierwsza część rozmowy z dr hab. Moniką Barczewską, prof. UWM, byłą kierownik Kliniki Neurochirurgii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego UWM w Olsztynie. Rozmawia Adam Socha.
Byłem zaskoczony, gdy nagle zadzwoniła do mnie prof. Monika Barczewska. Pani profesor zadzwoniła po serii moich artykułów na temat wojny, która wybuchła w tej klinice pomiędzy dyrektorem ds medycznych USK dr Łukaszem Grabarczykiem a właśnie prof. Barczewską, na skutek tego konfliktu prof. Barczewska została zwolniona ze skutkiem natychmiastowym 11 października, a w ślad za nią do dymisji podali się dyrektorzy USK Radosław Borysiuk i Łukasz Grabarczyk.
Zaskoczenie moje wynikało z tego, że od 2 lat wysyłałem zarówno pani profesor, jak i prof. Wojciechowi Maksymowiczowi pytania dotyczące eksperymentu medycznego polegającego na podawaniu odpłatnie (18 tys. zł jedno podanie) komórek mezenchymalnych chorym na stwardnienie zanikowe boczne. Wysyłałem też pytania dotyczące sposobu uzyskania habilitacji przez prof. Barczewską.
Do tej pory prof. Maksymowicz i prof. Barczewska ignorowali moje pytania. Tym razem wzburzona prof. Barczewska sama zadzwoniła i powiedziała, po lekturze moich tekstów na temat konfliktu w USK, iż nie znam istoty problemu, a istotą jest zło, jakie wyrządzają pacjentom dyrektorzy USK.
Zaproponowałem wówczas pani profesor, żeby udzieliła mi wywiadu i ujawniła opinii publicznej to zło. Zaproponowałem, że przy tym wywiadzie może być jej pełnomocnik prawny mec. Sławomir Trojanowski. Tak się stało. Spotkaliśmy się w kancelarii mecenasa.
W autoryzacji pani profesor wykreśliła dużą część tekstu. Szczegółowo opowiadała w nim, jak wyglądał stosunek do pacjentów dr Łukasza Grabarczyka. To co mnie opowiedziała zawarła także w zawiadomieniu do prokuratury (Rzecznik Prokuratury Okręgowej prok. Krzysztof Stodolny potwierdził, iż takie zgłoszenie wpłynęło).
W I części wywiadu pani profesor opowiada o przyczynach konfliktu w USK. W II części prof. Barczewska odpowiada na moje zarzuty pod jej adresem ze strony byłych i obecnych pracowników USK oraz pacjentów. Druga część jest w tej chwili w autoryzacji. Opublikuję II część rozmowy 18 listopada po godz. 15.00.
- Pani profesor, Pani praca w USK zakończyła się 11 października. Tego dnia dyrektor Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego Radosław Borysiuk wręczył Pani wypowiedzenie ze skutkiem natychmiastowym, a 3 dni później złożył zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu podawania przez Panią nieprawdy w zakresie harmonogramu czasu pracy, w wyniku czego usiłowano wyłudzić nienależne wynagrodzenie za dwa miesiące 2021 roku w kwocie kilkunastu tysięcy złotych. Jak do tego doszło?
Prof. Monika Barczewska: Przedstawione przez Pana redaktora fakty to reperkusje moich działań obnażających nieprawidłowości w funkcjonowaniu USK
- Zadzwoniła Pani do mnie bardzo wzburzona, po moim kolejnym tekście o wojnie w klinice neurochirurgii, mówiąc, że nie dotarłem do sedna sprawy, że to nie pierwsza próba wyrugowania Pani ze świata medycznego, stawiania zarzutów wyssanych z palca. Za to, że miała Pani odwagę, jako jedyna, powiedzieć dość łobuzerstwu w szpitalu uniwersyteckim. W odwecie, „łobuzy” chcą podeptać dzieło życia prof. Maksymowicza, zniszczyć go na 4 lata przed emeryturą. Zaproponowałem wówczas Pani ujawnienie opinii publicznej, kim są ci „łobuzi” i w jaki sposób niszczą dzieło życia prof. Maksymowicza? Pani się zgodziła, więc słucham.
Prof. Monika Barczewska: Gdy prof. Maksymowicz zaczynał budowę w Olsztynie Wydziału Nauk Medycznych zgłosiło się dwóch młodych ludzi, był to lek. Mariusz Sowa oraz lek. Łukasz Grabarczyk. Zaczęliśmy budowę kliniki neurologii i neurochirurgii, prace od podstaw. Nie tylko przekazywaliśmy młodym uczniom wiedzę merytoryczną i umiejętności manualne, ale również zależało nam na wychowaniu ich w etyce i na zasadach moralnych, które powinny kształtować każdego lekarza. W przypadku lek. Sowy to się udało perfekcyjnie. Zachowanie dr Grabarczyka w momencie zostania dyrektorem ds. medycznych, szefem Kliniki „Budzika”, kierownikiem Pracowni Rezonansu Magnetycznego w ocenie środowiska pozostawiało wiele do życzenia jeśli chodzi o stosunek do pacjentów, do ich rodzin, także do kolegów i studentów. Potwierdzeniem tego są skargi wpływające do szpitala. Próbowałam wielokrotnie jako bezpośredni przełożony rozmawiać z dr Grabarczykiem na te tematy. Niestety bezskutecznie.
- Czy Pani reagowała na skargi na zachowanie dr Grabarczyka?
Prof. Monika Barczewska: Złożyłam stosowaną notatkę służbową do Dyrektora Radosława Borysiuka. Dyrektor Borysiuk jako anestezjolog pracujący na co dzień w szpitalu był bezpośrednim świadkiem wielu sytuacji. Niestety nie podjął działań wyjaśniających. Wobec braku reakcji postanowiłam złożyć sprawę do Orzecznika Izby Lekarskiej oraz Rektora. Oprócz tego złożyłam zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa na zdrowiu i życiu pacjentów. W wyniku podjętych przeze mnie działań byłam w mojej ocenie nękana przez dyrekcję szpitala, co finalnie zakończyło się moim zwolnieniem.
- Dyr. Borysiuk też złożył zawiadomienie do prokuratury, że miała Pani wpisać dyżury, na których Pani nie było i pobrać nienależne kilkanaście tysięcy złotych.
Mec. Sławomir Trojanowski: Pani profesor złożyła rektorowi UWM przedsądowe wezwanie do zapłaty ponad 133 tys. złotych z tytułu odszkodowania za niezgodne z prawem wypowiedzenie umowy kontraktu. Szpital wypowiedział umowę 11 października bez zachowania okresu wypowiedzenia, a podane przyczyny nie mają podstawy faktycznej. Pani profesor nie przedłożyła nierzetelnych, przerobionych, czy też niezgodnych ze stanem faktycznym dokumentów w związku z wykonywaniem obowiązków oraz nie dopuściła się zachowań nieetycznych, godzących w zasady koleżeństwa i lojalności zawodowej. Pani profesor traktuje wypowiedzenie jako szykanę skierowaną wobec niej w związku z jej stanowiskiem dotyczącym dr Łukasza Grabarczyka, wówczas zastępcy dyrektora ds medycznych USK. Wcześniej, bo 29 września Pani profesor zażądała złożenia przez ówczesnego dyrektora USK Radosława Borysiuka oświadczenia o treści:
„Niniejszym przepraszam Panią Prof. dr hab. Monikę Barczewską za sformułowanie w piśmie z dnia 28 września wskazujące jakoby Pani Profesor dopuściła się czynu wypełniającego znamiona przestępstwa. Moje twierdzenie zawarte w tym piśmie nie ma podstaw prawnych i faktycznych, za co przepraszam”.
- Próbowałem, ustalić, od czego zaczął się konflikt między Panią a dr Grabarczykiem. W lutym 2021 roku do władz UWM, NIK-u, PIP oraz redakcji ogólnopolskich został wysłany anonim, w którym czytamy „Dr Łukasz Grabarczyk, dyrektor medyczny Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Olsztynie, prawa ręka prof. Wojciecha Maksymowicza, posła na Sejm RP (Porozumienie Gowina), jest tytanem pracy: - jest zatrudniony w Klinice Neurochirurgii USK, gdzie przepracował jako lekarz ponad 350 godzin miesięcznie, - otrzymuje dodatek 15 tys złotych miesięcznie za opiekę nad pacjentami chorymi na Covid, - jest zatrudniony w tymże szpitalu jako dyrektor medyczny od 7:00 do 15.00 (160 godzin miesięcznie), - jest pełnoetatowym pracownikiem UWM – zgodnie ze statutem uniwersytetu taki pracownik ma wymiar pracy 156 godzin miesięcznie, - jest kierownikiem kliniki „Budzik” dla dorosłych prof. Maksymowicza w Olsztynie. - prowadzi ponadto prywatną praktykę lekarską (…). Podliczając miesięczny czas pracy pana dyrektora Łukasza Grabarczyka łatwo zauważyć, że pracuje on ponad 23 godziny na dobę także w weekendy. Oczywiście za każdą godzinę pobiera pieniądze. I dlatego my, Pracownicy Szpitala, mamy prawo zapytać, jak to się ma do pieniędzy brakujących USK na wynagrodzenia?” Autorzy anonimu zapomnieli jeszcze dodać, że dr Grabarczyk jest kierownikiem Pracowni Rezonansu Magnetycznego. Wysłałem pytania w sprawie tego anonimu do rektora UWM (twierdzi, że anonim do niego nie dotarł), do dyrektora USK Radosława Borysiuka i dr Grabarczyka, czy podany wymiar czasy pracy jest zgodny z faktami, ale nie odpowiedzieli. Czy do Pani, jako koordynatorki Kliniki Neurochirurgii i zwierzchniczki dr Grabarczyka ten anonim dotarł?
Prof. Monika Barczewska: Słyszałam jedynie plotki o anonimie. Jednak pytanie o wymiar godzin dr Grabarczyka oraz brak reakcji ze strony dyrektora Radosława Borysiuka jest jak najbardziej zasadne. Biorąc pod uwagę wykazany średni wymiar czasu pracy 19 h/dobę oraz pracę dodatkową w prywatnej przychodni przez dr Grabarczyka pozostaje sprawdzenie czy aby nie doszło w tym zakresie do nadużyć. Tym już zajmie się pewnie prokuratura. Co warte adnotacji, dr Grabarczyk jako dyrektor ds. medycznych nie czuł się w obowiązku, aby jego harmonogram pracy był zatwierdzany przez koordynatora oddziału. Z tego co mi wiadomo złudne jest przekonanie, że taki wymiar godzin pracy był ewidencjonowany przez byłego dyrektora ds. medycznych dr Grabarczyka jedynie w pojedynczym miesiącu.
- Czy pani jako zwierzchnik dr Grabarczyka w klinice musiała wyrazić zgodę na jego pracę w „Budziku”, Pracowni Rezonansu?
Prof. Monika Barczewska: Nie.
- Ale zgodnie z przepisami, powinien się o to do Pani zwrócić?
Mec. S. Trojanowski: Wszyscy lekarze mają umowy kontraktowe, to jest cywilnoprawne, więc nie muszą takiej zgody uzyskiwać.
- Na jakiej podstawie lekarze mają wypłacane wynagrodzenie za przepracowane godziny?
Prof. Monika Barczewska: - Na podstawie planu harmonogramu na dany miesiąc.
- Na podstawie planów wypłaca się lekarzom wynagrodzenia, a nie potwierdzenia ich rzeczywistego wykonania?
Prof. Monika Barczewska: Tak. Na podstawie planu harmonogramu, który powinien być sprawdzany oraz ewidencjonowany w sposób klarowny przez administrację szpitala. Jeżeli plan odbiegał od stanu faktycznego, dział księgowości w porozumieniu z dyrekcją szpitala powinien złożyć korektę wypłat na dany miesiąc.
- Dlaczego, mimo tylu skarg na dr Grabarczyka, był on nietykalny?
Prof. Monika Barczewska: O to proszę pytać Dyrektora Radosława Borysiuka
- Lek. Radosław Borysiuk nigdy by nie został dyrektorem szpitala, dr Gromadziński nigdy nie zostałby dziekanem Wydziału Lekarskiego, mimo dwuletniego zakazu pracy w zawodzie lekarza, a dr Grabarczyk - zastępcą dyrektora ds medycznych, kierownikiem „Budzika” – oczka w głowie profesora Maksymowicza - i kierownikiem Pracowni Rezonansu, gdyby na to nie było zgody prof. Maksymowicza, wówczas prorektora ds Collegium Medicum UWM.
Prof. Monika Barczewska: Z tego co wiem to o stanowisku dyrektora decyduje rektor. Poza tym inne kwestie kadrowe są zdecydowanie poza moim kompetencjami i zainteresowaniami. Natomiast co do dr Gromadzińskiego, to nie mam wiedzy na ten temat.
- Kadra USK i Wydziału Lekarskiego to „krew z krwi i kość z kości” prof. Maksymowicza, pokazało to wotum nieufności ordynatorów wobec dyrekcji szpitala, po którym rektor poprosił dyrektora Radosława Borysiuka i zastępcę ds medycznych dr Grabarczyka, by podali się do dymisji, co uczynili 15 października. Wygłoszę swoją teorię na temat tego, co się wydarzyło w szpitalu, na podstawie wielu moich rozmów z pracownikami USK i WL. Proszę mnie skorygować, jeśli się mylę. Powiedziano mi, a propos Grabarczyka, że prof. Maksymowicz „wyhodował żmiję na własnej piersi”.
Prof. Monika Barczewska: To już prywatne śledztwo Pana redaktora oraz opinia zasłyszana od pracowników. Jednak była dyrekcja faktycznie nie zaskarbiła sobie sympatii wśród zespołu.
- Grabarczyk, jako pupil profesora i pilny jego uczeń, przerósł mistrza, w każdym sensie, i tym dobrym i tym złym. Dzięki profesorowi w młodym wieku zrobił błyskawiczną karierę: dyrektor kliniki „Budzik”, dyrektor ds medycznych, kierownik PRM. W momencie, gdy prof. Maksymowicz „wyleciał” ze stanowiska prorektora, po tym jak się „postawił” rektorowi, a następnie demonstracyjnie opuścił rząd i szeregi Zjednoczonej Prawicy i przeszedł do Hołowni, wtedy też ukazały się artykuły o „eksperymentach medycznych profesora na płodach”, dr Grabarczyk, ale myślę, że nie tylko on, odebrał to jako początek końca profesora i postanowił zająć jego miejsce. Zaczął od ataku na Panią, dlaczego?
Prof. Monika Barczewska: Byłabym daleka oraz ostrożna w stwierdzeniu o przerośnięciu przez dr Grabarczyka prof. Maksymowicza. Ani pod względem naukowym, ani stricte medycznym Łukasz Grabarczyk nawet nie zbliżył się do kompetencji prof. Maksymowicza. Nikt o zdrowych zmysłach nie może brać na poważnie takiego porównania.
- Ale dlaczego zaatakował właśnie Panią? Wszyscy moi rozmówcy mówią mi, że dlatego, gdyż pani jest partnerką profesora, więc uderzając w panią, uderzał w profesora.
Prof. Monika Barczewska: Zostałam zaatakowana jako pierwsza, z prozaicznej przyczyny - jestem najbliższym zawodowo współpracownikiem prof. Maksymowicza. Kwestie osobiste nie grają tu roli. Przez wiele lat byłam jego zastępcą oraz wspólnie tworzyliśmy podstawy olsztyńskiej medycyny uniwersyteckiej. Nie jest dla mnie zaskoczeniem takie stwierdzenie i prawdę mówiąc byłam przygotowana na tego typu zagrywki poniżej pasa ze strony moich wrogów. Niestety w dzisiejszych czasach takie plotki jak widać są wypuszczane. Pokazuje to jedynie poziom osób które takie informację rozprzestrzeniają. W momencie kiedy brakuje drugiej stronie konstruktywnych i rzeczowych argumentów, zaczynają się pomówienia najlepiej o życiu prywatnym.
- Ale pani wie, że tak o was mówią?
Prof. Monika Barczewska: Jak wcześniej wspomniałam widocznie już na tym etapie zabrakło drugiej stronie argumentów.
- Dlaczego uderzył w Panią?
Prof. Monika Barczewska: Stanęłam po stronie pacjentów i broniłam ich interesów, ale w pewnym momencie przelała się czara goryczy. Postawiłam ultimatum, że swoim nazwiskiem nie mogę w dalszym ciągu firmować tego typu zachowań. Dalszy ciąg wydarzeń to już naturalnie zemsta ze strony dyrekcji, która nie była w stanie spełniać pewnej podstawowej jakości medycznej. A to rodziło jak widać narastającą frustrację. Aby móc dbać o zdrowie i życie pacjentów trzeba mieć odwagę cywilną. Ja ją mam. W chwili obecnej ponoszę tego konwekcję czego byłam i jestem świadoma.
- Mnie się wydawało, że ten atak na Panią wywołał anonim o liczbie godzin pracy Grabarczyka i jego majątku. Mógł pomyśleć: „To na pewno Barczewska”.
Prof. Monika Barczewska: Mnie nie interesuje życie osobiste dr Grabarczyka, tym bardziej jego majątek. Jednak skoro ktoś wysyłał tego typu wiadomości musiał mieć ku temu powody. Może mi Pan redaktor uwierzyć lub nie, ale sposób zachowania dr Grabarczyka mógł przysporzyć mu wielu wrogów. Nie mówię tu tylko o współpracownikach, ale również o pacjentach i ich rodzinach. Zbyt wiele jest takich potencjalnych osób które mogły wysłać tego typu anonim.
Mec. Sławomir Trojanowski: A może autorem anonimu w nie był w ogóle nikt z lekarzy? Kogo ta sytuacja z tymi bajońskimi zarobkami najbardziej bolała?
- Najniżej uposażonych. Z anonimu wynika, że wyszedł od pielęgniarek. Czytamy tam, że pieniądze są dla dr Grabarczyka, nie ma dla pielęgniarek, które „doglądają obłożnie chorych, własnymi rękami myjąc zanieczyszczonych pacjentów, wylewając ich wydzieliny, kał i mocz. Czy godnie zarabiać w USK w Olsztynie można tylko będąc prawą ręką byłego wiceministra, posła na Sejm RP Wojciecha Maksymowicza. Polskie szpitale maja dość pieniędzy, tylko są rozkradane (…) tak potrzebne w czasie epidemii Covid są marnotrawione (…) Czy ktoś ujmie się za pielęgniarkami z Olsztyna, czy aby żyć godnie musimy protestować na ulicach?” Czy Grabarczyk nie miał świadomości, że ordynatorzy nie staną za nim, tylko za panią? Borysiuk, powiem kolokwialnie, był człowiekiem prof. Maksymowicza, jak i dziekan Gromadziński. W jakim momencie Borysiuk zrobił woltę i postawił na Grabarczyka?
Prof. Monika Barczewska: Te sprawy są poza mną. Dworskie gierki nigdy nie były czymś co mnie interesowało. To co mnie interesowało to atmosfera w pracy. Ta atmosfera gęstniała z dnia na dzień. Widzieli to również wszyscy pracownicy szpitala w tym również koordynatorzy innych oddziałów. Widocznie dla nich miarka również się przebrała. Dlatego został wysłany list do rektora. Co ważne w szpitalu USK w Olsztynie nie ma podziału na ludzi profesora Maksymowicza i innych.
- Ale gdy profesor „poszedł w ministry”, to Borysiuk, jak i rektor Ryszard Górecki „położyli uszy po sobie”?
Mec. S.Trojanowski: Raczej nie, bo 20 września jest pierwsze wezwanie do Pani Profesor, a 21 września 2021 roku drugie wezwanie, jedno z kancelarii prawnej w imieniu dr Grabarczyka, drugie od dyrektora szpitala. Pani profesor zgłasza się do mnie na długo przed artykułami w wp.pl. Wezwania dotyczą tego samego, a w szczególności że Pani Profesor opowiedziała o tych sytuacjach z pacjentami. Pewnie wynikają też z tego, że prof. Maksymowicz żądał dymisji dr Grabarczyka. Dr Grabarczyk wiedział więc, że musi zaatakować, bo inaczej nie przetrwa.
Prof. Monika Barczewska: Nigdy nie słyszałam złego słowa o rektorze. Jest to powszechnie szanowana osoba, która piastuje najwyższe stanowisko na naszej uczelni. Sądzę, że tak jak wszyscy, rektor również zaniepokojony jest obecną sytuacją w Szpitalu Uniwersyteckim. Z tego co mi wiadomo Szpital Uniwersytecki zawsze mógł liczyć na pomoc w trudnych czasach ze strony rektora. Wierzę, że będzie tak i tym razem. Co do dyrektora Borysiuka nie mam wiedzy na pytanie zadane przez Pana redaktora. Moim zadaniem było sumienne wykonywanie zawodu lekarza, uczenie studentów oraz koordynowanie pracy w klinice. Liczyłam, że dyrekcja również w podobny sposób podchodzi do swoich obowiązków.
- Czy artykuły o prof. Maksymowiczu na wp.pl, pierwszy zarzucający profesorowi, że 22 dni zamiast na dyżurach spędził w sejmie i na konferencjach prasowych, a drugi, iż nie asystował przy zabiegu lek. Mariusza Sowy, co miało skutkować śmiercią pacjentki, mogły być inspirowane przez dr Grabarczyka? Jego dobre układy z mediami są znane. Świadczy o tym laurka w TVN UWAGA na temat jego pracy na oddziale covidowym USK.
Prof. Monika Barczewska: Przyznam nie bawię się w taką politykę więc i nie jestem zorientowana.
- Mnie nie udało się uzyskać harmonogramu pracy prof. Maksymowicza. Dziennikarze wp.pl dostali je na tacy. Jak pani sądzi, od kogo?
Prof. Monika Barczewska: Dostęp do takich danych ma wąskie grono osób, w tym z oczywistych względów dyrekcja szpitala. Nie jestem natomiast w stanie odpowiedzieć na pytanie, kto personalnie jest odpowiedzialny za przekazywanie poufnych danych dotyczących grafiku prof. Maksymowicza. Uważam natomiast, że sam fakt wypłynięcia takich informacji jak również ich termin nie jest przypadkowy. Nie zdziwi mnie natomiast fakt publikacji kolejnych artykułów szkalujących prof. Maksymowicza.
- Wojewoda skierował na kontrolę do Kliniki Neurochirugii konsultanta wojewódzkiego dr hab. Waldemara Ocha. Czy dr Och to dobry znajomy prof. Maksymowicza?
Prof. Monika Barczewska: Oczywistym jest, że w każdym mieście kierownicy klinik o jednakowej specjalności mają ze sobą kontakt.
- Czy towarzysko się spotykacie?
Prof. Monika Barczewska: Nie.
- Czy Pani oczekuje od nowego dyrektora szpitala wycofania zwolnienia, skoro ordynatorzy wyrazili wotum nieufności wobec dyrektorów USK?
Prof. Monika Barczewska: To wołanie ordynatorów do Rektora o pomoc wynikało chyba z wyczerpania nadziei na jakąkolwiek reakcję ze strony dyrekcji szpitala. W mojej ocenie sytuacja w szpitalu jest zła. Nie tylko ze względów finansowych. Przede wszystkim liczę na odbudowę Szpitala w szerokim tego słowa znaczeniu, powrót planowych operacji w klinice neurochirurgii w taki sposób aby na nowo można było pomagać pacjentom. Trzeba też odbywać nadszarpnięte zaufanie wśród personelu. To są trudne zadanie, ale przecież o to walczę. Wielu ludziom naprawdę zależy na tym szpitalu i medycynie uniwersyteckiej w Olsztynie. Szkoda, żeby w imię partykularnych interesów paru osób rozmontować ten projekt.
- Dziękuję za rozmowę
Rozmawiał Adam Socha
PS. Wysłałem pytania dr Łukaszowi Grabarczykowi, w których zawarłem zarzuty pod jego adresem prof. Barczewskiej. Dr Grabarczyk nie odpowiedział. Za niego odpisał pełnomocnik:
„Na obecnym etapie mój mandant nie może odpowiedzieć Panu na przedstawione zagadnienia, albowiem dnia 14 października 2021r. został przeze mnie złożony prywatny akt oskarżenia przeciwko Pani dr hab. n. med. Monice Barczewskiej. Z posiadanych przeze mnie informacji wynika, że pierwszy termin rozprawy został wyznaczony na 21 grudnia 2021r.. Z uwagi na to, że tego typu sprawy toczą się z wyłączeniem jawności udzielenie jakichkolwiek informacji byłoby sprzeczne z dobrem tego postępowania. Jedynie na marginesie pragnę podkreślić z całą stanowczością, iż Pan dr n. med. Łukasz Grabarczyk zawsze w swojej pracy kierował się dobrem pacjentów, dbałością o wizerunek szpitala i chęcią dobrej współpracy z innymi lekarzami"
Z poważaniem,
adwokat Paweł Dowgwiłłowicz
Skomentuj
Komentuj jako gość