Każdy, kto kiedykolwiek remontował chałupę, zna podstawowe prawo fizyki mówiące, że równo się nie da. Nikomu jeszcze nie udało się uzyskać kąta prawdziwie prostego, ułożyć kafelków faktycznie symetrycznie, przyciąć deskę bez zadziorów, zaszpachlować ścianę naprawdę gładko. Takie rzeczy są po prostu niewykonalne. I tylko naiwni amatorzy wpadają z tego powodu w stany depresyjne, fachowcy – zawodowcy natomiast dobrze wiedzą, jak jest.
Nauczeni wieloletnim doświadczeniem skupiają się raczej na przekonaniu klienta – usługobiorcy, że jest dobrze i lepiej już nie będzie, niż na podejmowaniu bezowocnych prób osiągniecia ideału. Powyższe „prawo nie wykonywalności” nie dotyczy twórców piramid, ci bowiem potrafili budować i równo, i do tego tak solidnie, że ich konstrukcje jakoś trzymają się mimo upływu tysiącleci. To były jednak ludy prymitywne i nieoświecone; my – ludzie na wskroś oświeceni i nowocześni na wskroś – budujemy tak, że wszystko się sypie najpóźniej w dniu wygaszenia gwarancji.
Filozoficzne pogodzenie się z marnością losu, a co za tym idzie, marnością materiałów, a zaraz potem i miernotą wykonania, można by potraktować jako w ogóle wiodące zagadnienie cywilizacyjne. Lichota ma charakter postępujący: sto lat temu budowało się lepiej niż pięćdziesiąt lat temu, dziś buduje się gorzej niż pół wieku wcześniej. Ceglana, stuletnia chałupa moich dziadków stoi równo i dzielnie pomimo wszelkich przeciwieństw dziejowych. Dom, w którym mieszkam, liczy sobie jakieś dwie dekady, jedynie permanentne remonty i niekończący się proces inwestycyjny powstrzymują to to przed rozpadem.
Nie zamierzam twierdzić, że prawa fizyki rządzą bezwzględnie stosunkami społecznymi, czy międzyludzkimi. Ale akurat prawo postępującej lichoty wydaje się tu sprawdzać znakomicie. Skoro góry się wypłaszczają, jeziora wysychają, a czapy lodowe na biegunach topnieją, to dlaczego żony oczekują, że mężowie nie będą zdradzać, a mężowie oczekują, że żony wiecznie prezentować się będą jak podczas pierwszej randki?
Niby dlaczego Prezes zachowywać się ma jak wzorowy demokrata, skoro może inaczej, a zachowując się inaczej, ma się właśnie lepiej, a nie gorzej? Dlaczego opozycja miałaby nagle stać się sensowna i merytoryczna, chociaż właśnie wybijanie szamba idzie jej znakomicie? Po co poseł Kukiz ma sięgać niebotycznych wyżyn, czyli przyzwoitości, jeśli to udawanie wariata przynosi profity? Albo Ruscy – co by im dała demokratyzacja, liberalizacja, otwartość i postępowość, skoro zamordyzm, kłamstwo i szantaż sprawdzają się o wiele lepiej. Albo Izraelici, dlaczego mieliby rezygnować z urojonych roszczeń, skoro mogą nie rezygnować z urojonych roszczeń? Przecież od tego nie zrobiłoby się im lepiej, ale gorzej. Zresztą, ilu z Państwa zrezygnowałoby z darmochy, nawet tylko potencjalnej, nawet jeśli kosztem nierezygnowania jest świniowatość, ogólna popelina, tudzież zaprzepaszczenie szans z osiągnięcia wyżyn moralności?
Zamiast się stresować, lepiej przyjąć naukowo udowodnione pewniki i według nich żyć. Czas dorosnąć. I tak jak dorośli płacą majstrom za krzywo przyciętą deskę, nierówny kąt framugi, schrzanioną elewację, tak czas najwyższy bez fochów odłożyć fundamentalne dzieła myślicieli – politologów, myślicieli – moralistów, myślicieli - idealistów. Ci ludzie nie mieli bladego pojęcia o prawdziwym życiu, a już na pewno nie znali mechanizmów gwarancji terminowej.
Kolega Melchiora
Skomentuj
Komentuj jako gość