Tym krajem rządzi stara baba, kołtun i kler uzurpujący prawo do moralnych wyroków. Krzysztof Piesiewicz to wybitny artysta, a artystom więcej wolno – ocenił aferę obyczajową z senatorem w roli głównej piosenkarz Maciej Maleńczuk.
Magda Żakowska, Niszczenie Piesiewicza, Gazeta Wyborcza:
Piesiewicz wciągał kokainę? To dopiero ustali prokuratorskie śledztwo. Ale nawet gdyby, to czy zażywanie kokainy - choć zakazane prawem - czyni go złym człowiekiem? Moim zdaniem - nie. Czy byłoby to sprzeniewierzenie się własnym zasadom? Nie. Nigdy nie prowadził w Senacie krucjaty antynarkotykowej. Ani nie postulował legalizacji narkotyków. Nie wierzę mu wprawdzie, gdy tłumaczy, że wciągał przez nos lekarstwo, żałuję, że nie ma odwagi zmierzyć się z tym świństwem. Ale nie chcę osądzać człowieka postawionego w tak drastycznej sytuacji.
Paweł Śpiewak, Autorytet albo zabawa, wywiad dla Polska The Times:
Tak czy siak, przede wszystkim to problem wizerunkowy. Albo się robi z siebie świątobliwy autorytet, albo jest się normalnym człowiekiem z krwi i kości. [Piesiewicz nadmiernie moralizował? ] Moim zdaniem tak. Kiedy taki rozziew wychodzi, to razi ludzi bardziej niż nawet otwarty cynizm. I słusznie zresztą, bo hipokryzja jest obrzydliwa.
Maciej Maleńczuk, TVN24:
Panie Krzysztofie, jestem tym, czym jestem, m.in dzięki panu i nigdy pana nie zostawimy samego w tej sprawie. Tym krajem rządzi stara baba, kołtun i kler uzurpujący prawo do moralnych wyroków. Krzysztof Piesiewicz to wybitny artysta, a artystom więcej wolno.
Bronisław Wildstein, Piesiewicz, szantażyści i lustracja, Rzeczpospolita:
Trudno oderwać ostatnie rewelacje na temat senatora Piesiewicza od jego roli w procesie lustracyjnym. Otóż, wykorzystując zasłużenie zdobyty autorytet, był on jednym z tych, którzy przekonali prezydenta Kaczyńskiego, aby nie zgodził się na ustawę lustracyjną de facto otwierającą dla wszystkich archiwa tajnych służb komunistycznych. W efekcie prezydent przygotował odmienną, dość kontrowersyjną, wersję tej ustawy, która spotkała się z buntem zainteresowanych (rozszerzała grupę poddanych lustracji) i została odrzucona przez Trybunał Konstytucyjny.
Agnieszka Kublik, "Wiadomości" i Wildstein w sojuszu z szantażystkami Piesiewicza, Gazeta Wyborcza:
Wildstein prywatny dramat Piesiewicza jednym komentarzem przerobił na aferę lustracyjną. Co łączy te sprawy? Nic. Tylko obsesyjnie skoncentrowany na teczkach umysł Wildsteina mógł je powiązać. Bo Wildstein ma obsesję na punkcie teczek. Na punkcie lustracji. I każdego, kto nie chce upublicznić wszystkich teczek w całości. W ten sposób Wildstein dołączył do szantażystek Piesiewicza. W sojuszu z nimi na antenie telewizji publicznej wykańczał autorytet Piesiewicza. I w sojuszu z redaktorami "Wiadomości". Bo to oni pozwolili Wildsteinowi ogłosić swoją łajdacką hipotezę. Było to nieprzyzwoite i obrzydliwe. Po prostu haniebne.
Abp Józef Życiński, rozmowa z KAI:
Przyjąłem z bólem i szokiem zarazem sposób potraktowania dramatu Krzysztofa Piesiewicza przez część polskich mediów. Te media, i to nie tylko tabloidy, wyraźnie mówią językiem nihilizmu, powtarzając na niektórych łamach wątek: nie mamy autorytetów moralnych. W tym tkwi wielka satysfakcja: wykończyć kolejny autorytet - to wielkie osiągnięcie pewnego środowiska, a obok jako kontrpropozycja obszerne cytaty z wypowiedzi jednej z szantażystek; cytaty, w których co trzecie pojawiające się słowo to słowo na k.
Rafał Ziemkiewicz, Grzech gorszy od zgorszenia, Rzeczpospolita:
Świecka publicystyka może głosić, że kto tam co wciąga i jaki seks go kręci, to jego prywatna sprawa. Katolicki ksiądz tak grzechu traktować nie powinien, a tym bardziej widzieć w grzeszniku tylko “człowieka, którego spotkało nieszczęście”. Zwłaszcza gdy kontekst wskazuje, iż “nieszczęściem” jest dla kapłana nie to, co katolicyzm staromodnie nazywa grzechem czy upadkiem, ale raczej wpadka, publiczne zdemaskowanie obłudy. Niektórym, także, niestety, hierarchom, zdarza się myśleć, że grzech sam w sobie ujdzie, w końcu człowiek jest grzeszny – byle sprawa nie wyszła na jaw i nie zgorszyła maluczkich. Do czego taki sposób myślenia prowadzi, mamy właśnie przykład w Irlandii. Grzmi arcybiskup na media, że “niszczą autorytety”. Wynika z tego jasno, iż autorytety, jego zdaniem, istnieć mogą tylko dzięki oszustwu, dzięki fałszowaniu życiorysów – gdybyśmy żyli w prawdzie, nie ostałby się żaden. Nie dziwi mnie to, zważywszy, z kim sympatyzuje Życiński-publicysta, ale Życiński-kapłan powinien dopuszczać, że zdarzają się i prawdziwi święci.
Żródło: www.fronda.pl


Skomentuj
Komentuj jako gość