To, że będziemy mieli drugą turę wyborów prezydenckich było wiadomo. To, że Andrzej Duda w pierwszej turze miał dużą przewagę nad Rafałem Trzaskowskim wcale nie zapowiadało reelekcji.
Walka w drugiej turze faktycznie toczyła się o wyborców Szymona Hołowni i Krzysztofa Bosaka oraz na zmobilizowaniu osób, które do tej pory w wyborach nie uczestniczyły. Hołownia był wydmuszką zaprogramowaną jako opcja zastępcza dla rozsypującej się Platformy Obywatelskiej. W jego sztabie najważniejsze role odgrywały osoby zaangażowane w rządach Donalda Tuska i Ewy Kopacz z Jackiem Cichockim na czele – szefem sztabu, który u premiera Tuska kierował tajnymi służbami. Hołownia przed pierwszą turą wyborów powiedział, że w drugiej poprze R. Trzaskowskiego, a po wyborach stwierdził, że dla tego kandydata zrobił nawet więcej niż mógł i że jego elektorat w 90% poparł prezydenta Warszawy, choć badania mówią o 85%. Ale aż 240 tys. osób głosujących na Hołownię nie wzięło udziału w drugiej turze, co świadczy, że przekonali się, iż zostali oszukani. PO powtarza ten sam chwyt. Onegdaj Janusz Palikot, wiceszef PO został oddelegowany do stworzenia ruchu, który miał przyciągnąć elektorat lewicowy i antykościelny, a potem był najwierniejszym sojusznikiem PO. Podobną rolę spełnił Ryszard Petru przyciągając do Nowoczesnej liberałów i antyklerykałów. Potem obie partie rozpłynęły się w PO. Hołownia wypełnił podobną rolę. Gdyby wybory prezydenckie wygrał Trzaskowski, doszłoby szybko do nowych wyborów parlamentarnych. Wtedy Hołownia mógłby wejść do sejmu i współrządzić z PO. Wątpię czy stworzy nową partię, ale to nie on będzie o tym decydował, a jego protektorzy, którzy ciągle sondują, jak odzyskać władzę obojętnie pod jakim szyldem.
Elektorat Hołowni świadczy o tym, że w Polsce jest sporo osób, które nie identyfikują się ani z PiS ani z PO i szukają trzeciej siły. Przed pięcioma laty taką siłą był Kukiz'15, ale dzięki przywódcy wielki potencjał i szansa na nowe polityczne rozdanie zostały zmarnowane. Ten antysystemowiec nawet nie był w stanie samodzielnie utworzyć list wyborczych, a rozpłynięcie się w PSL-u było wręcz tragikofarsą.
Krzysztof Bosak i Konfederacja robili wszystko, aby nie wskazywać kogo popierają w drugiej turze, choć wypowiedź Janusza Korwina Mikke, że przed pięciu laty błędem było, że nie poparli Bronisława Komorowskiego była wskazująca. Elektorat Konfederacji podzielił się po połowie, choć niektórzy ich przedstawiciele chcieli popisać się i w internecie zamieszczali zdjęcia kart wyborczych z niecenzuralnymi słowami i dopiskiem Krzysztof Bosak. Konfederacja zachowała się jak chłopcy w krótkich majteczkach, bez podjęcia męskiej decyzji, co zaowocuje nie wzrostem poparcia, a jego umniejszeniem. Uważać, że program Rafała Trzaskowskiego (ukradziony PSL-wi) i Andrzeja Dudy są takie same, to faktycznie być ślepym politycznie i wpatrzonym narcystycznie w samego siebie, co Bosak znakomicie udowodnił. Wszak Trzaskowski jako prezydent Warszawy dążył do delegalizacji Marszu Niepodległości, a prezydent Andrzej Duda w nim uczestniczył i faktycznie go ocalił. Albo narodowcy mają krótką pamięć albo nie odróżniają kolorów.
Włodzimierz Kosiniak Kamysz długo odklejał od siebie łatkę „tęczowego Władka”, gdy wiecował pod tymi flagami z KOD-em i PO i z wszelkimi skrajnymi lewakami. W kampanii popełnił tyle błędów, że nie powinien być zdziwiony wynikami wyborów. Miał wielką szansę, aby dostać się do drugiej tury wyborów, gdyby je przeprowadzono w maju. Sam powtarzał, że chce jak najszybszych wyborów, a jego trzej senatorowie wspólnie z PO robili wszystko, aby te wybory odbyły się jak najpóźniej, nawet z wnioskiem Michała Kamińskiego z PSL, aby wybory odbyły się po skończeniu kadencji obecnego prezydenta, co miałoby doprowadzić do kompletnego chaosu w państwie. Kosiniak Kamysz przestraszył się szansy zaistnienia jako samodzielny polityk, bo wtedy musiałby poprzeć PiS dążący do majowych wyborów. I tak przystawka zjadła samą siebie. Wciągnięcie do kampanii żony Kosiniaka Kamysza też nie było fortunne, bo od razu zaatakowała Agatę Kornhauser-Dudę. A deklaracja, że PSL będzie zbierać podpisy pod kandydaturę R. Trzaskowskiego zdenerwowało doły partyjne i pokazało, jaką faktycznie rolę pełni PSL w stosunku do PO.
Ta kampania (szczególnie jej druga tura) była niezmiernie brutalna i to w przenośni jak i dosłownie. Gdy Małgorzata Kidawa-Błońska podeszła na Wybrzeżu do buczących i gwiżdżących podczas przemówienia prezydenta Andrzeja Dudy KOD-wców i ich serdecznie uściskała, tym samym pokazała, jakimi metodami będzie się posługiwać kandydat KO. Potem objazdowy cyrk zadymiarzy (przez kogo opłacany?) podążał za prezydentem po kraju. Rafał Trzaskowski też dawał przyzwolenie na podobne zachowania i nawet tłumaczył niby humorystycznie wybryki posła Sławomira Nitrasa.
Platforma Obywatelska w ciągu pięciu lat przegrywa już szóste wybory. I jakby niczego się nie nauczyła. Jej jedyny program to anty-PiS. Przecież na początku swej kampanii Trzaskowski powiedział, że gorącym żelazem wypali wszystko, co dotychczas zrobił PiS. Potem udawał bardziej koncyliacyjnego, mówił to, co chcieli usłyszeć zebrani, ale jego uśmieszek zdradzał: jeśli chcecie to wierzcie… Platforma oprócz tego, że hejtowała prezydenta Andrzeja Dudę i jego rodzinę (patrz Sok z buraka redagowany przez pracownika warszawskiego ratusza, z wysypem kłamstw i niegodziwości) na potęgę posługiwała się pogardą w stosunku do elektoratu PiS-u. Zdawać się by mogło, że celebryci i politycy PO (w tym Donald Tusk) prześcigali się w ubliżaniu mieszkańcom wsi i miasteczek. Poczucie własnej wielkości i odbieranie godności innym osobom, to wręcz programowy kierunek propagandowy PO. Nawet polityk PSL-u, były wiceminister Andrzej Butra wziął udział w tych zawodach i stwierdził, że wyborcy PiS to dno tego narodu, a jego wulgaryzmów już nie cytuję. Krystyna Janda dodała, że to troglodyci, a prof. filozofii, ex-ksiądz Tadeusz Gadacz, zresztą radny z PO stwierdził: Polskę urządził nam Kurski i wiejskie buraki, i dodał, że nie chce żyć w przaśnym, chamskim, nienawistnym, nietolerancyjnym, zacofanym kraju. Ja też nie chcę żyć w takim kraju, ale właśnie to chamstwo, nienawiść, brak tolerancji reprezentuje profesor filozofii i cała kamaryla tzw. totalnej opozycji.
Rafał Trzaskowski reprezentuje ten sam wyniosły, pogardliwy dla inaczej myślących styl. Nie przyjął zaproszenia na spotkanie z urzędującym prezydentem RP mówiąc, że to on sam wyznaczy termin spotkania. To kolejna próba deprecjacji nie Andrzeja Dudy, a prezydenckiego urzędu. „Gazeta Wyborcza” w poniedziałek, po wyborach wyboldowała: Duda remisuje z Trzaskowskim. Tak trudno napisać oczywistą prawdę, że wybory wygrał Andrzej Duda? Elita tak pogardzająca większością, która wybrała prezydenta, zmieniła definicję demokracji: nie jest to już wola większości społeczeństwa, to ma być wyłącznie wola światłych elit, wykluczających wszystkich, którzy mają zdanie odrębne.
Jan Rosłan
Były redaktor naczelny „Posłańca Warmińskiego”, obecnie redaktor naczelny „Debaty”, publicysta, autor sześciu książek
Skomentuj
Komentuj jako gość