Ogłoszenie przez prezesa Jarosława Kaczyńskiego, iż "jedynką" w Olsztynie będzie prof. Wojciech Maksymowicz wywołało w mieście nad Łyną sensację polityczną. Prof. Wojciech Maksymowicz zgodził się udzielić mi wywiadu telefonicznie. Zastałem pana profesora w Lublinie, w trakcie jego urlopu.
- Panie profesorze, chciał pan czy musiał wrócić do polityki?
Prof. Wojciech Maksymowicz: I jedno i drugie. Tak wyszło. Przez 12 lat budowałem wydział medycyny, zrobiłem coś konkretnego więc przyszedł moment na nowy rozdział w życiu. Politykę postrzegam jako sposób na zmianę rzeczywistości w pozytywnych kierunkach , ale z tym może być różnie, bo następuje zderzenie różnych opcji, wizji. Mam pewne przemyślenia, doświadczenia. Oczywiście, mogłem zostać w swoim zawodzie. Nauczyłem ludzi, mam następców i pewnie dalej będę doradzał i pomagał, ale to już nie jest ten etap życia, żeby cały czas, jak maszyna stać przy stole operacyjnym. Pamiętam, jak prof. Religa się zanurzał w politykę. Wszyscy też się dziwili, „Boże, taki chirurg, dlaczego on to robi?”, a ja go dobrze rozumiałem. Był wtedy mniej więcej w moim wieku, gdy się zetknęliśmy, między nami było 10 lat różnicy. Okazało się, że jako senator, a później minister zdrowia bardzo dużo dobrego zrobił.
- Na forach internetowych, po ogłoszeniu pana startu w wyborach, niektórzy pacjenci wyrażali żal, że odchodzi pan z medycyny, mając takie osiągnięcia, jak np. wyniki w walce ze straszną chorobą SLA i SM.
Prof. Wojciech Maksymowicz: Ale to była bardziej organizacyjna rola przy wdrażaniu pomysłu, jeśli chodzi o próby leczenia SM a zwłaszcza stwardnienie zanikowe boczne za pomocą komórek macierzystych. Uruchomiłem ten nurt, to były pierwsze w Polsce działania, stworzyłem laboratorium, zdobyłem na to środki europejskie, finansowanie na utrzymanie działalności. Mój start nie oznacza, że ten kierunek nie będzie się rozwijał, może nawet więcej będę mógł na tym polu zrobić jako polityk, poseł, wpływając na organizację takiego leczenia.
- Czy zdradzi pan nam kulisy, jak doszło do podjęcia tej decyzji o pana starcie? Wszyscy wiemy, że od dawna był pan związany z wicepremier Jarosławem Gowinem, był pan doradcą ministra nauki, został powołany przez ministra Gowina do 52-osobowej Rady Narodowego Kongresu Nauki, więc nie zaskakuje, że pana zgłosił, ale jak na to zareagował prezes Jarosław Kaczyński?
Prof. Wojciech Maksymowicz: - Jak się dowiedziałem, ta propozycja wypłynęła na poziomie liderów Zjednoczonej Prawicy, czyli prezesa PiS pana Jarosława Kaczyńskiego i pewnie przy aprobacie prezesa Solidarnej Polski, ministra Zbigniewa Ziobry. Wiem, że moja kandydatura została przyjęta jednomyślnie. Dowiedziałem się o tym w momencie, gdy zapytano mnie, czy się zgadzam? To stało się w czwartek 11 lipca, gdy wyjechałem na urlop. Widzę sens w powrocie do polityki, szansę na realizację pomysłów, wpływanie na zmianę rzeczywistości w dobrym kierunku. Nic lepszego mnie nie mogło spotkać. Jestem bardzo doświadczony w różnych sytuacjach i wiem, że takie patrzenie na politykę, jakie zaprezentował prezes Kaczyński spotyka się bardzo rzadko. Nie należę do PiS, dlatego mnie ta propozycja pozytywnie zaskoczyło. Bo to świadczy o strategicznym podejściu, że coś jest ważniejsze niż pewne stare zobowiązania, które najczęściej w polityce są bardzo kultywowane. Tak było w Platformie, do której należałem przez parę lat (2006-13 – przypis A.Socha) i odszedłem zniesmaczony właśnie tym, że werbalnie coś twierdzono, ale faktycznie nie realizowano. Mówiłem, „jak nie będziecie patrzeć na to co ludziom potrzeba, nie słuchać sensownych rad i nie dyskutować, tylko tkwić w tym co jest, to ja jako lekarz, czy kilku adwokatów poradzą sobie w swoim zawodzie, ale pan, panie wójcie, burmistrzu, prezesie okaże się w pewnym momencie, że nie będziecie mieli zajęcia”. Powiedziano mi:”panie profesorze, pan to może takie porady dawać swoim studentom, my mamy swój rozum i swoje wiemy”. I wyszło jak wyszło, nie było mi po drodze z ludźmi, którzy bardziej chcieli mieć przywileje niż zmieniać rzeczywistość na lepsze. A tutaj, w PiS-ie widzę, że właśnie chodzi o zmianę rzeczywistości, o zobligowanie człowieka do takiego działania.
- Ma pan pozytywne doświadczenia polityczne, jako minister zdrowia w rządzie premiera Jerzego Buzka, wprowadzał pan w życie Kasy Chorych (nb. dzięki Kasom po raz pierwszy i jedyny raz poczułem się podmiotowo traktowany przez służbę zdrowia, dlatego nigdy nie zapomnę tego ministrowi Mariuszowi Łapińskiego z rządu SLD, który je rozwalił), ale później wszedł pan do PO i poczuł pan na własnej skórze, że ludzie wierni swoim poglądom, mający zasady, działający w interesie społecznym nie mają szans w partiach politycznych typu hierarchicznego, wodzowskiego. Platforma "wypluła" zarówno pana, jak i panią Lidię Staroń.
Prof. Wojciech Maksymowicz: - To prawda, w tym samym czasie odeszliśmy, nie mieściliśmy się w tej partii.
- Czy wziął pan to pod uwagę, że ponownie wchodzi do partii hierarchicznej, wodzowskiej?
Prof. Wojciech Maksymowicz: - Ja do partii nie wstąpiłem, tylko zostałem zaproszony, żebym reprezentował program. Ujęło mnie to, gdyż rzeczywiście ja też myślałem, że tak jest z partiami, jak pan mówi, zwłaszcza po moich wcześniejszych doświadczeniach. Chyba że jest to mała partia na etapie tworzenia, bo w dużych partiach jest jak z surfingiem na morzu. Idzie fala, to się podczepiają, ale sami nie popłyną o własnych siłach, w partii będącej u władzy też podczepiają się klienci. Zjawisko klientelizmu grozi każdej dużej partii, która odnosi sukces. Natomiast w moim przypadku, podjęto trudną decyzję personalną, mimo że ja nie byłem klientem tej partii. Dostałem miejsce, które jest marzeniem dla wypracowujących swoją pozycję działaczy w otoczeniu liderów. Dlatego jestem pełen szacunku dla liderów Zjednoczonej Prawicy, bo to trudne decyzje, ale jeśli myśli się o dobru państwa, Polski , to wszystko inne powinno pójść na bok. Jeśli widzi się, że coś może pomóc temu celowi, to należy to realizować. W tym wypadku spotkałem się właśnie z takim podejściem ze strony pana wicepremiera Jarosława Gowina i pana prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Nie znałem osobiście prezesa Kaczyńskiego, odkrywam go na nowo. Jest to osoba, która miała przyczepionych tyle różnych etykietek. Poznanie go przez takie decyzje, łamie te stereotypy. To widać po akceptacji społecznej. Poza tym ja wyszedłem z prawdziwego ruchu Solidarności. Jak zostałem członkiem rządu premiera Jerzego Buzka to większość nie była partyjna, wyszła z ruchu Solidarności, to potem utworzono Ruch Społeczny AWS, bo związek zawodowy nie może firmować rządu. Z ruchu Solidarności został mi nie tylko sentyment do tego czasu historycznego. Jestem jego członkiem od 1980 roku, opłacam składki i nie zraziłem się na żadnym etapie, chociaż nie wszystko mi się podobało. Zawsze ważnym dla mnie było to, że celem tego ruchu była wolność w ogóle i wolność pojedynczego człowieka. Wszyscy byliśmy wtedy biedni, był to ruch pracowników, egalitarny, to potem potworzyły się elity. Dzisiaj na prawicy widzę kontynuację tego podejścia z czasów ruchu pierwszej Solidarności. Wcześniej, jako minister też spotkałem się z krytyką ze strony koalicjanta z Unii Wolności. Politycy tej partii mieli poczucie, że są mądrzejsi od wszystkich, bo stanowią elitę. Nie mieliśmy kompleksów, z naszej strony, solidarnościowej, było wiele osób dobrze wykształconych, ja już wtedy miałem habilitację, premier Buzek był profesorem i myślę, że to my mieliśmy świeże pomysły, które trzeba było realizować. Ta "elitarność" zniszczyła nie tylko Unię Wolności, ale też lewicę polska, bo w normalnym państwie lewica też powinna jakąś role odgrywać. U nas te nazwy lewica-prawica nie są właściwe. SLD skupił się na obronie elity i ich przywilejów.
- Zgadzam się, że te etykiety w tej chwili są bardzo mylące. Dla mnie PiS jest partią socjaldemokratyczną.
Prof. Wojciech Maksymowicz: - W dużej mierze tak to wygląda i taką pozycję zajmuje, jedynie sprawy ideowe mają w tej partii inny wymiar niż w socjaldemokracji , ale pod względem programu socjalnego, tak. Ja nie jestem przeciwko temu programowi, bo to jest program potrzebny ludziom.
- Czy panu nie jest żal, że jedynym sposobem na funkcjonowanie w życiu publicznym jest partia polityczna? Pan próbował jako niezależny kandydat (poparty przez PSL) w wyborach do Senatu w 2015 roku i nie miał pan szans z kandydatami wystawionymi przez partie polityczne. Czy to dobre dla państwa, że jest tak przerośnięte partiami, że mamy partiokrację?
Prof. Wojciech Maksymowicz: - Ja pamiętam jak ta nasza demokracja się tworzyła, były dziesiątki przeróżnych partii, od przyjaciół picia piwa po monarchistyczne, było straszne rozdrobnienie, i niebezpieczeństwo chaosu. Aż po latach doszło do wykształcenia się takiej sceny politycznej, jak w Anglii czy w Stanach. Jestem bezpartyjny, bo jednak po tych doświadczeniach myślę, że trzeba ludzi, którzy widzą w ludziach z innej partii też człowieka. Bo zrobiło się trochę plemiennie, partie są partiami, ale nie powinno być plemiennych walk. Walka powinna być na programy, przekonywanie do racji. Mnie to bolało, bo ja potrafię rozmawiać z ludźmi. Nie powiem, żeby w PO skupili się sami złodzieje i cwaniacy. Jest tam bardzo dużo normalnych, wartościowych ludzi, którzy wierzyli w programy. Ja też wstąpiłem dlatego, że program zdrowotny napisany w 2006 czy 7 roku był bardzo dobry. I to mnie przekonało. Ale w miarę sprawowania rządów, żaden z tych punktów nie został zrealizowany, poza traktowaniem placówek służby zdrowia jako przedsiębiorstw, czego ja akurat nie popierałem i uważam, że to był wielki błąd i do dzisiaj mamy z tym problem. W tych dojrzałych demokracjach są też bardzo ostre spory, ale to są spory na argumenty. Nie powinno się obrażać nawzajem. Ja zaczynam teraz też tego doświadczać. Informacje, które do mnie docierają z mediów społecznościowych, większość jest miłych, pozytywnych wpisów, ale pojawiają się też czyste hejty, pełne nienawiści, zupełne niezrozumienie mojej osoby i mojej intencji służby, bo to mi głównie przyświecało.
- Został odrzucony klasyczny model polityki wywodzący się od Platona, Arystotelesa, św. Augustyna, św. Tomasza, światem polityki całkowicie zawładnął makiawelizm, polityka została sprowadzona do konfliktu. Dlaczego do tak ostrego konfliktu doszło pomiędzy ludźmi wywodzącymi się z tego samego ruchu?
Prof. Wojciech Maksymowicz: - Myślę, że na ten temat musielibyśmy zrobić wywiad-rzekę
- To może zostawmy to pytanie na inną okazję?
Prof. Wojciech Maksymowicz: - Nie dam odpowiedzi w jednym zdaniu, bardzo wiele rzeczy na to wpłynęło, osobowości przywództwa. Poznałem Tuska wcześniej, gdy był wicemarszałkiem senatu, ja byłem ministrem. Poznałem jego osobowość, dlatego z żalem widziałem, że on zostawił zupełnie wolną rękę władzom regionalnym i to się rozłaziło, pozwalano na to, że górę wziął ogromny klientelizm. Natomiast ze strony prezesa Jarosława Kaczyńskiego widzę pilnowanie, żeby hasła pokrywały się życiem. Wszędzie są oczywiście ludzie, którzy przy wznoszącej fali próbują się dostać tam, gdzie rozdają prezenty, ale ja jestem czysty od strony oczekiwania ekonomicznych prezentów. Bo w moim przypadku decyzja o wejściu do polityki wiąże się ze złożeniem pewnej ofiary z pozycji materialnej. Nasze wieloletnie starania o reformę służby zdrowia, co by lekarze nie mówili, dały efekty, chyba lekarze najgorzej nie mają w społeczeństwie? Na pewno nie gorzej niż politycy.
- Będzie pan reprezentował program wyborczy PiS-u. Czy ma pan jakiś cel, co pan by chciał zrobić dla Olsztyna i regionu?
Prof. Wojciech Maksymowicz: - Wyraźnie dawałem swój głos, przy ustalaniu kierunków rozwoju Olsztyna i nie tylko, bo Warmii i Mazur też. Nasz region jest na własne życzenie traktowany jako głęboka prowincja i takie stereotypy pokutują w regionalnych programach europejskich. Nie ma tu miejsca na ciężki przemysł, trzeba zapewnić dużo miejsc pracy współgrających z przyrodą. To jest do zrobienia, są polityczne możliwości stworzenia nowoczesnego zaplecza uzdrowiskowego, obiektów sanatoryjnych i opieki nad ludźmi starszymi z całego regionu i kraju. Mój projekt budowy nowoczesnego szpitala bez odpowiednich decyzji władz miasta nie mogł być realizowany. Cały czas pytano, „ale jakie to będą pieniądze?” Nie widzieli, że inne miasta już dostały dofinansowanie na szpitale kliniczne uniwersyteckie, bo tylko takimi się zajmuje się rząd. Ta szansa jest otwarta i mógłbym ją jeszcze bardziej urealnić. Szpitale olsztyńskie, jakby nie zaklinali rzeczywistości ich dyrektorzy i starsi wiekiem pracownicy są po prostu zdekapitalizowane, budynek ponad 150-letni Szpitala Miejskiego jest budynkiem ponad 150-letnim, szkoda tam wkładać pieniądze, skoro można pozyskać duże środkie na nowoczesny szpital z pełnym wyposażeniem. To w ogóle nie ma żadnego tłumaczenia, więc pytania typu: „czyje to jest?” są nie na miejscu. Czyje? Mieszkańców, szpital będzie służył wszystkim!
- Mimo, że poparł pan w wyborach 2015 roku kandydaturę Piotra Grzymowicza i był w znakomitych relacjach z rektorem prof. Ryszardem Góreckim, to pomysł budowy szpitala klinicznego padł.
Prof. Wojciech Maksymowicz: - Brak dalekosiężnego myślenia. Przecież nie byłem rywalem. Dwa razy dałem się nabrać panu Grzymowiczowi na deklarację, że zależy mu na dobru wspólnym, że zajmie się projektem budowy szpitala. Przecież ja tu nie miałem żadnego interesu prywatnego. Dlatego w ostatnich wyborach poparłem Michała Wypija jako kandydata Zjednoczonej Prawicy na prezydenta Olsztyna, bo uwierzyłem, że on ten projekt zrealizuje.
- A teraz jest cięższa sytuacja, bo władze UWM są na pana śmiertelnie obrażone...
Prof. Wojciech Maksymowicz: - Najgorszą etykietkę przyczepiłby sobie ten, kto działa dlatego, że jest na kogoś obrażony a nie dlatego, że jest coś dobrego do zrobienia. Zakładam, że jaki by nie był układ personalny, to dobro jest dobrem, skoro państwo potrzebuje większej liczby lekarzy i pielęgniarek, to trzeba miejsc, gdzie będą kształceni. W Polsce ludzie się starzeją i trzeba im stworzyć dobre warunki szpitalne, więc jeśli ktoś przeciwko temu występuje to jest po prostu sabotażystą i ma inny cel niż publiczne dobro. Wicedyrektor jednego ze szpitali olsztyńskich zadzwonił do ministerstwa i jakiś urzędnik odpisał mu, że nie ma w w tej chwili środków na budowę szpitala w Olsztynie, bo rzeczywiście nie ma w tej chwili, i to był argument na nie. Ale trzeba walczyć, o to walczą politycy, im wyżej umocowani, tym większe mają szanse pozyskać środki dla regionu, z którego pochodzą. Takie działania podejmował radny Michał Wypij, który kandydował na prezydenta miasta, jest umocowany wysoko, może więcej wpłynąć. Na pewno dobre intencje przyświecały też innym kolegom z PiS-u, którzy chcieli jak najlepiej. Sądzę, że kilka osób z innych ugrupowań, też by wsparło ten projekt, Tylko takie wspólne działania skutkują pozyskaniem setek milionów złotych na cel publiczny. Widziałem jak to było robione na moich oczach w Białymstoku kiedy śp. poseł Krzysztof Putra, bardzo ceniony parlamentarzysta z PiS-u z byłym premierem Włodzimierzem Cimoszewiczem występowali o środki na Akademię Medyczną i w tej chwili ona ma świetnie wyposażone kliniki. Nie wolno i nie trzeba być zazdrosnym o czyjś pomysł.
- Czy widzi pan znów siebie w ministerstwie zdrowia lub nauki?
Prof. Wojciech Maksymowicz: - Mam na razie zadania określone na dzisiaj. Jednak jak ktoś decyduje się na wejście aktywne do polityki, to musi uwzględniać swoją dyspozycyjność na różnych polach. Ja muszę być gotowy. Najciekawsze propozycje w życiu otrzymywałem, gdy to nie ja zabiegałem o nie, tylko ktoś stwierdził, że się nadaję. Tak było w przypadku zostania ministrem, potem przy powoływaniu studiów medycznych w Olsztynie, a teraz kolejna taka propozycja. Cieszę się, że siły jeszcze pozwalają i sądzę, że to ostatnia propozycja, której w życiu publicznym będę mógł się poświęcić, jeśli Pan Bóg pozwoli.
- Zapewne pan wie o ostrym konflikcie na linii szef partii Porozumienie na Warmii i Mazurach Michał Wypij – olsztyński PiS, który naraził się ogłaszając swój start w wyborach na prezydenta miasta, za plecami olsztyńskich działaczy PiS-u. Teraz, po odwołaniu Grzegorza Smolińskiego z prezesa WMSSE, to rozgoryczenie doszło zenitu. Poczuli się pominięci, zlekceważeni przez prezesa. Jak pan ten konflikt postrzega?
Prof. Wojciech Maksymowicz: - Nie należę do partii. W polityce trzeba mieć pewną pokorę, jeśli komuś jej brakuje i patrzy nisko a nie szerzej, to nie ma szansy. Wspominałem działaczom olsztyńskim PO, że was nie będzie, ale mówiłem głównie do głuchych, byłem Kasandrą. Tutaj ta partia lepiej rokuje, bo ma lepszych przywódców. Trzeba im zaufać, że mądrze decydują, Może odpowiedzią niech będzie to, że pierwsze dwa telefony z gratulacjami i deklaracją współpracy otrzymałem ze strony przewodniczącego Jerzego Szmita i pana radnego Dariusza Rudnika. Bardzo sobie to cenię. Rozumiem, że mogą być osobiste wyobrażenia, plany, ale na szczęście są tu ludzie, którzy patrzą szerzej. Naprawdę, można stracić wszystko, jeśli tylko się patrzy na bliskie cele osobowe a nie na cele wspólne. Zadania są tak poważne, że rację mają ci, którzy mówią, że trzeba się zjednoczyć dla zwycięstwa, dla realizacji ważnych projektów.
- Jaką dewizą pan się kieruje w życiu?
Prof. Wojciech Maksymowicz: - Chyba nawet nie jedną. Pamiętam książkę o młodości Mickiewicza, który napisał: „Cięższą podajcie mi zbroję”. To gotowość podejmowania trudnych wyzwań. Jestem wychowany w tradycji ofiarności w sytuacji tworzenia państwa polskiego. Jestem dzisiaj w Lublinie, odwiedziłem groby ojca, dziadka, który uciekł do legionów gdy miał 16 lat, był internowany w Szczypiornie. Można polemizować z wieloma decyzjami marszałka Piłsudskiego, ale nikt nie może zaprzeczyć, że jego jedynym celem była służba państwu. Służba dobru wspólnemu jest podstawowym celem i realizowanie siebie w tym. Człowiek o tyle jest wartościowy, o ile ma możliwość pomagać innym, wspierać. Każdy może to powiedzieć, ale ja tak byłem wychowywany.
- Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Adam Socha
Rozmowa została przeprowadzona wieczorem 16 lipca.
Skomentuj
Komentuj jako gość