Leszek Misiak ( Gazeta Polska, www.niezalezna.pl)
Wyprowadzenie majątku ze stoczni PO zaplanowała z premedytacją ponad rok temu, tworząc specjalne przepisy, które to umożliwią. Wiele składników majątkowych Stoczni Gdynia zostało na niejasnych zasadach przekazanych do spółek-córek, które zostały sprzedane za blisko kilkaset tysięcy złotych prywatnym firmom.
Wyprowadzanie majątku stoczni poprzez spółki-córki do prywatnych firm i wybór głównego inwestora spoza branży stoczniowej były możliwe dzięki specustawie stoczniowej, przygotowanej przez rząd PO. Jej twórcy postanowili obejść obowiązujące w Polsce ustawy: prawo upadłościowe, o komercjalizacji i prywatyzacji oraz prawo zamówień publicznych, by pominąć roszczenia skarbu państwa, który jest największym wierzycielem stoczni, a uprzywilejować prywatne firmy.
To, co zaplanowano w specustawie, zaczęto wprowadzać w życie. Wiele składników majątkowych Stoczni Gdynia zostało na niejasnych zasadach przekazanych do spółek-córek. m.in. Europlazma i Euro-Guard, które sprzedano za niewielkie pieniądze – blisko kilkaset tysięcy złotych – osobom fizycznym. Tymczasem zobowiązania stoczni wobec tych firm sięgały kilku milionów. Po transakcji stocznia szybko realizowała zaległe płatności. Nowi właściciele zarabiali kwoty sięgające milionów złotych na zaległych zobowiązaniach. Zawiadomienie w tej sprawie złożył w gdyńskim CBA poseł PiS, Zbigniew Kozak. Wielokrotnie składał również zawiadomienia o tych nieprawidłowościach w gdyńskiej prokuraturze przewodniczący Związku Zawodowego Stoczniowiec, Leszek Świętczak, ale sprawy były umarzane.
Ustawa napisana pod prywatnych inwestorów
"GP” już w grudniu 2008 r. alarmowała, że takie przepisy są tworzone. Deal stoczniowy przygotowano więc wcześniej pod względem legislacyjnym. Ustawodawcy z PO pominęli nie tylko obowiązujące w Polsce przepisy, ale także decyzję Komisji Europejskiej, która zobowiązała Polskę do rozliczenia się z pomocy publicznej udzielonej stoczniom. Roszczenia skarbu państwa z tytułu tej pomocy umieścili w III kategorii wierzycieli.
W rzeczywistości większość paragrafów specustawy to żywcem przekopiowane przepisy prawa upadłościowego. Z tą jednak zasadniczą różnicą, że ustanowiono odwrotną niż przewidziana w prawie upadłościowym kolejność zaspokajania roszczeń wierzycieli. Prawo upadłościowe nakazuje w pierwszej kolejności uregulować zobowiązania wobec pracowników i skarbu państwa (m.in. zaległości ZUS, podatki). Według specustawy (czyli ustawy „o sprzedaży majątku, zaspokojeniu roszczeń wierzycieli oraz o ochronie praw pracowników Stoczni Gdynia i Szczecin Nowa Sp. z oo.”) najpierw dostaną swoje należności prywatni wierzyciele, banki komercyjne, a nawet wierzyciele, którzy nie mieli żadnych zabezpieczeń na majątku stoczni. Skarb państwa PO przewidziała jako ostatni w kolejce.
Przygotowana przez rząd Platformy specustawa dotycząca sprzedaży majątku stoczni Gdynia i Szczecin może spowodować, że skarb państwa, największy wierzyciel stoczni, straci 8 mld zł pomocy publicznej, które przeznaczył na pomoc dla stoczni, i cały ich majątek trwały. Przejmą go prywatni inwestorzy, pod których ustawa została napisana.
Specustawa przewiduje, że sprzedaż majątku ma się odbyć w drodze nieograniczonego przetargu, ale nie musi brać pod uwagę ustawy o zamówieniach publicznych. Stocznie może więc kupić ktoś spoza branży, np. deweloper. O tym będzie decydował jednoosobowo prezes Agencji Rozwoju Przemysłu, Wojciech Dąbrowski (przedtem był jednym z dyrektorów w Bumarze). Specustawa daje mu takie same uprawnienia i kompetencje jak sędziemu-komisarzowi w postępowaniu upadłościowym.
Tak jak przewidziano więc w spec-ustawie, stoczni nie kupowała (bo ostatecznie – jak wiadomo – nie doszło do sprzedaży) firma z branży stoczniowej. Katarski nabywca stoczni, Stiching Particulier Fonds Greenrights, który – jak podają media – był nabywcą wirtualnym, wcale nie gwarantował, choć tak twierdzą dziś szefowie ARP, utrzymania produkcji stoczniowej.
Ustawodawcy z PO w przypadku, gdyby nie wybrano odpowiedniej według nich firmy, zapisali w specustawie, że ewentualne odwołania od decyzji prezesa ARP rozpatrywać ma minister skarbu. Są to osoby z tego samego klucza politycznego. Otrzymały kompetencje sędziego sądu upadłościowego, syndyka, sędziego-komisarza, a więc ludzi odpowiednio wykształconych i z założenia apolitycznych.
W prawie upadłościowym są wymienione przepisy karne, którym podlegają przeprowadzający proces upadłościowy, jeśli dopuścili się nieprawidłowości. W specustawie nie ma takiego zapisu. Zaskarżenie postanowienia prezesa ARP, według specustawy, nie wstrzymuje jego wykonania, jak jest w prawie upadłościowym.
Słowo „upadłość” pojawia się w specustawie dopiero w przedostatnim, 122. artykule. Cały czas ustawodawcy operują nazwą „postępowanie kompensacyjne”, co – można domniemywać – miało uspokoić stoczniowców i opinię publiczną, że nie chodzi o likwidację, choć de facto tak właśnie jest. Specustawa miała ochronić stocznie przed upadłością, tymczasem według jej zapisów nowy nabywca nie jest zobowiązany do prowadzenia działalności stoczniowej. Z art. 122 specustawy dowiadujemy się: „prawomocna decyzja o zakończeniu postępowania kompensacyjnego […] zastępuje wniosek dłużnika o ogłoszenie upadłości obejmującej likwidację majątku”.
Autorem specustawy jest Ministerstwo Skarbu Państwa, czyli instancja odwoławcza od decyzji ARP.
Koło się zamyka.
Leszek Misiak
Gazeta Polska
Skomentuj
Komentuj jako gość