W styczniowym numerze miesięcznika "Debata" ukazały się 3 artykuły na temat naszych relacji z Ukrainą. Punktem wyjście do debaty jest artykuł Mariusza Korejwo , który opowiada się za wspieraniem niepodległej Ukrainy, niezależnej od Rosji. Polemizuje z tą tezą Adam Kowalczyk, który uważa, że "Powinniśmy odrzucić mrzonki Giedroycia" i wyraża sympatię wobec polityki Putina. Z obu autorami polemizuje Marek Resh (czytaj poniżej), który twierdzi, że "Nigdy nie powinniśmy się wiązać z jednym sąsiadem, aby być przeciwko drugiemu". Wkrótce autorzy spotkają się z czytelnikami, by podyskutować o tym arcy ważnym zagadnieniu polskiej racji stanu w realu. Wkrótce podamy termin i miejsce. Redakcja.
Mariusz Korejwo stwierdził, że wyparowała nasza sympatia do Ukraińców okazywana podczas Majdanu. Ale czy nie przyczynili się do tego sami Ukraińcy swoją antypolską polityką, a przede wszystkim budowanie swojej tożsamości narodowej na kulcie UPA i OUN. Główne przesłanie jego tekstu to: porzućmy historię, skoro ona nas dzieli, to dajmy sobie z nią spokój. Ta teza jest często głoszona przez środowisko ukraińskie. Ale tak naprawdę M. Korejwo wzywa do jednostronności. To Polacy mają zapomnieć o tragedii wołyńskiej w imię dobrosąsiedzkich stosunków, natomiast Ukraińcy dalej będą gloryfikować banderowców. Właśnie Lwowska Rada Obwodowa chce ogłosić rok 2017 rokiem Ukraińskiej Armii Powstańczej, aby w ten sposób uczcić 75 rocznice jej powstania.
Nasze stosunki ze wschodnim sąsiadem, w tym historyczne, porównuje M. Korejwo z innymi krajami i nawet ironicznie wplątuje tu literacką fikcję o Stasiu i Nel. Tylko, że Niemcy nie negują swoich zbrodni popełnionych na Polakach, ani Anglia czy Francja nie oburzają się, gdy nasi historycy przypominają, że Polska w roku 1939 została zdradzona przez te kraje, podobnie było w Jałcie. Natomiast Ukraina uważa przypominanie o ludobójstwie wołyńskim jako działanie antyukraińskie, a niektórzy historycy tego kraju negują fakt zaistnienia pogromów, a szef ukraińskiego IPN Wołodymyr Wiatrowicz uważa, że w roku 1943 na Wołyniu toczyła się „wojna polsko-ukraińska”.
Uważam, ze polscy dyplomaci wobec Ukrainy zachowują się bardzo delikatnie. Gdy szef parlamentu ukraińskiego zaapelował, aby polscy politycy zamilkli i ani słowem nie wypowiedzieli się o filmie „Wołyń”, to tak się stało. Gdy oficjalny doradca wysokich urzędników państwowych na Ukrainie, do tego prawnik, wysuwa wobec Polski roszczenia terytorialne i nie spotyka się z żadną reakcją ze strony władz Ukrainy, to znaczy, że te żądania są po cichu akceptowane. Dziwi tylko to, że nie reagują na to władze polskie. To Polska jest trzecim krajem (po Stanach Zjednoczonych i Kanadzie) w udzielanej pomocy wojskowej Ukrainie. To Polska pożyczyła, a faktycznie podarowała temu krajowi 100 mln euro. A tak naprawdę, czasami Ukraina pokazuje, że stosunkami z Polską nie jest zanadto zainteresowana. Ich polityka jest nakierowana na Niemcy, USA i Kanadę, choć ciekawe czy znów się nie zawiodą nie tylko nowym prezydentem amerykańskim, ale także i na Niemczech, bo ci zawsze będą wyżej stawiać dobre stosunki polityczne i gospodarcze z Rosją niż z Ukrainą. Największym historycznym błędem Ukrainy był z góry przegrany sojusz z Hitlerem i za ten błąd drogo zapłacili. Tylko dlaczego dziś to apoteozują?
Najczęstszym argumentem, aby nie wspominać ludobójstwa wołyńskiego jest twierdzenie, że jest to na rękę Rosji. Ale jak powiedział prof. Romuald Szeremietiew w wywiadzie dla portalu Fronda, już po zniszczeniu pomnika pomordowanych Polaków w roku 1944 w Hucie Pieniackiej: Jeśli Kijów uzna zbrodnie UPA na Polakach, to ta sposobność zniknie – chodzi o wykorzystywanie konfliktu polsko-ukraińskiego przez Rosję. Trudno sobie wyobrazić dobre relacje pomiędzy Warszawą i Kijowem, jeśli w tle będzie istniała nie uznawana przez Ukrainę zbrodnia wołyńska. Wiemy, że po stronie ukraińskiej nie ma wystarczającej determinacji i zrozumienia, by tę sprawę potraktować jak należy – powiedział Szeremietiew.
Argument Ukraińców jest jeden: czcimy kogo chcemy. Można to jasno wyczytać w wydawanym po ukraińsku w Polsce „Naszym Słowie”, które właśnie od rządu polskiego dostało dofinansowane 420 tys. zł na lata 2017-18. Mirosław Łewyćkyj określił tam Józefa Piłsudskiego międzynarodowym terrorystą i stwierdził Ukraina nie wymaga od Polaków, by wyrzucili jego (Piłsudskiego-M.R) nazwisko z historii, nie wymaga zburzenia jego pomników. Jednak domaga się, by Polacy przestali wtrącać się w to, kogo Ukraińcy uważają za swoich bohaterów. Polacy oczywiście byliby bardziej usatysfakcjonowani, gdyby Ukraińcy pamiętali o Semenie Petlurze, a nie czcili Stepana Banderę i Romana Szuchewycza.
Gdy Mariusz Korejwo jakby skupiał się na argumentach ukraińskich, to Adam Kowalczyk jakby bardziej był zainteresowany ujęciem sprawy prorosyjsko. Jakby nie podobało mi się, że Polska jest w NATO, a stacjonowanie amerykańskich żołnierzy w naszym kraju miłe też mu chyba nie jest. Ale ad rem: Czasy się zmieniają oraz pakty. Czy rzeczywiście NATO obiecywało Gorbaczowowi, że nie rozszerzy się na Wschód? A jakie to ma znaczenie dzisiaj? Wszak po rozpadzie Związku Radzieckiego powstały nowe państwa i nowa sytuacji polityczna. Czyżbyśmy mieli jako Polska trwać jeszcze w Układzie Warszawskim, który oczywiście miał charakter tylko obronny, skoro NATO jest według A. Kowalczyka paktem agresywnym. Ale chyba znane są mu plany, jak to polscy żołnierze w ramach obronnego paktu mieli zdobywać Danię, a na szpiega na zapleczu tego kraju był szkolony Józef Oleksy.
Pamiętać trzeba jednak, że Ukraińcy to nie tylko nasi sąsiedzi, ale także największa mniejszość narodowa w naszym kraju. Nie obawiałbym się tego, że ich liczebność wzrośnie i tym samym zabiorą miejsca pracy obniżając tym samym zarobki i to skonfliktuje ich z Polakami. Raczej tak nie będzie, bo w tym roku Unia europejska ma znieść wizy dla Ukraińców, więc rusza na Zachód i bardziej będą konkurentami na rynku pracy dla Polaków w Niemczech czy Holandii.
A umowy międzynarodowe wielokrotnie były łamane. I to jest codzienność w polityce, że jedne sojusze się zrywa, aby powstały nowe. Faktycznie Ukraina może się czuć oszukana przez Stany Zjednoczone i Rosję, bo przecież pozbywając się broni atomowej miała otrzymać zapewnienie nienaruszalności granic. Te granice przez Rosję zostały naruszone.
Jesteśmy sąsiadem Ukrainy i Rosją. Mądra polityka dyplomatyczna polega na tym, aby z sąsiadami zbytnio nie zadzierać, a bardziej układać się i robić interesy. Mamy z Rosją wiele gospodarczych powiązań (przykładowo sprawa transportu). Mało kto pamięta, ile Polska straciła, bo dbała nie o swój interes, o sprawę Ukrainy. Otóż Putin proponował nam budowę nowego gazociągu do Niemiec, ale z pominięciem Ukrainy. Polska postawiła warunek: musi biec rurociąg przez Ukrainę. I co? Putin zbudował gazociąg przez Morze Bałtyckie, a my straciliśmy opłaty przesyłowe. A gdy Rosja nałożyła embargo na polskie mięso, kto jeszcze błyskawicznie nałożył embargo? Właśnie Ukraina, a nie żaden z krajów Unii europejskiej. Czasami w imię gestów przyjaźni tracimy potężne pieniądze i nic nie zyskujemy. Nawet wdzięczności. Nigdy nie powinniśmy się wiązać z jednym sąsiadem, aby być przeciwko drugiemu.
Oczywiście wiele jest jeszcze spraw, które wymagałyby poruszenia dotyczących tematyki polsko-ukraińskiej, ale jest to mój już czwarty artykuł drukowany w „Debacie” dotyczący tych zagadnień, a nie chce powtarzać kwestii i argumentów wcześniej przytaczanych. Ale dwaj autorzy skłonili mnie do zabrania tego głosu. Dziękuje im za inspiracje.
Marek Resh
Skomentuj
Komentuj jako gość