Kryzys wyborczy 2025. Scenariusz rumuński, rosyjska ingerencja, rozlew krwi na ulicach?
- Szczegóły
- Opublikowano: sobota, 21 grudzień 2024 09:37
- Piotr Trudnowski
Wszystko wskazuje na to, że w ciągu najbliższego półrocza czekają nas wydarzenia, które mogą skończyć się bezprecedensowym w historii III RP kryzysem politycznym, ostrymi protestami na ulicach, możliwym rozlewem krwi oraz dramatycznym osłabieniem pozycji międzynarodowej Polski. Dziś zamiast kontynuować „konkurs piękności” poszczególnych kandydatów, powinniśmy potencjalne skutki decyzji Państwowej Komisji Wyborczej usilnie nagłaśniać. Ku przestrodze i opamiętaniu całej klasy politycznej. Sytuacja jest naprawdę poważna.
PKW decyduje, że sąd może nie być sądem
Państwowa Komisja Wyborcza zdecydowała o odroczeniu decyzji w sprawie sprawozdania finansowego z kampanii PiS, którą powinna podjąć w efekcie orzeczenia Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego – izby, której status jest podważany zarówno przez sądy europejskie, jak i przez część rodzimych prawników.
Przypomnijmy – wcześniej PKW podjęła bezprecedensową co do zakresu wskazanych naruszeń decyzję o nieprawidłowościach w kampanii PiS. Zgodnie z decyzją Państwowej Komisji Wyborczej partia Jarosława Kaczyńskiego straciła nie tylko większość wielominiowej dotacji (zwrot za kampanię), ale też prawo do subwencji przez trzy lata.
PiS zgodnie z prawem zwrócił się do Sądu Najwyższego ze skargą. Kontrowersyjna Izba Kontroli, która zgodnie z aktualnie obowiązującą ustawą o SN jest przeznaczona do rozpatrywania tego typu spraw, skargę uznała.
W teorii – to powinno skończyć sprawę. Art. 145. § 6 Kodeksu Wyborczego jest tu jednoznaczny: jeżeli Sąd Najwyższy uzna skargę, za zasadną, to Państwowa Komisja Wyborcza niezwłocznie postanawia o przyjęciu sprawozdania finansowego.
Jednak PKW 17 grudnia przewagą głosów 5 do 4, a więc w praktyce decyzją pięciu członków nominowanych przez aktualnie rządzących, odroczyła decyzję i zasugerowała, że podejmie ją dopiero, gdy, kwestia statusu kontrowersyjnej izby zostanie prawnie uregulowana.
Jednak – patrząc prawnopozytywistycznie – IKNiSP przecież działa na podstawie i w granicach prawa. Nikt inny rozpatrzyć tej kwestii nie mógł. Art. 21 § 2: Ustawy o Sądzie Najwyższym brzmi „do właściwości IKNiSP należy rozpoznawanie protestów wyborczych i protestów przeciwko ważności referendum ogólnokrajowego i referendum konstytucyjnego oraz stwierdzanie ważności wyborów i referendum, a także spraw, w których złożono środki odwoławcze od uchwał Państwowej Komisji Wyborczej”.
Mamy więc do czynienia z sytuacją w której organ wyborczy oznajmia, że nie będzie przestrzegał prawa, tak długo, jak rządzący tego prawa nie zmienią.
Oczywiście, nie zamierzam bagatelizować napięcia jakie wytworzyło się w kontekście zmian w Sądzie Najwyższym wprowadzonych przez rząd Zjednoczonej Prawicy. Wobec Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych i statusu sędziów w niej zasiadających istnieją rzeczywiście poważne wątpliwości.
Problem w tym, że narracja według których sprawa legalności tej izby jest już dawno rozstrzygnięta, bo Europejski Trybunał Praw Człowieka czy Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej się wypowiedział, jest nieprawdziwa.
Oczywiście, orzeczenia europejskich instytucji prawnych mają i powinny mieć znaczenie dla polskich polityków, dla polskich sądów i Trybunału Konstytucyjnego czy dla samej IKNiSP. Jak najbardziej mogą pełnić rolę precedensu, który ułatwi w przyszłości innym osobom skarżenie różnych decyzji polskich sądów z udziałem sędziów wskazanych przez nową KRS.
Jednak te orzeczenia nie zmieniają stanu prawnego w Polsce. Nie zawiesiły ustaw ani nominacji kontrowersyjnych sędziów. Prawo obowiązuje, a organy takie jak PKW zobowiązane są działać na podstawie i w granicach prawa.
Biorąc pod uwagę cały ten kontekst mam głębokie przekonanie, że może nas czekać potężny kryzys polityczny, którego ostateczne konsekwencje są trudne do przecenienia. Mówiąc wprost – możemy zostać bez Prezydenta RP albo z Prezydentem, którego nie uznaje połowa Polaków i np. szereg naszych międzynarodowych partnerów. Więcej – nawet same wybory mogą się nie odbyć.
Brzmi jak przesada? To posłuchajcie, co miał wczoraj do powiedzenia w tej sprawie szef PKW sędzia Sylwester Marciniak. Zanim powiecie, że to pisowski nominat i przebieraniec to przypomnę – mówimy o człowieku, który piastuje stanowisko sędziego od dziesięcioleci, w latach 90-tych był członkiem KRS, od 1998 był sędzią NSA, w końcu w 2014 został członkiem PKW z nominacji nie polityków, ale właśnie NSA.
To, co mówi sędzia Marciniak to tylko jeden z wymiarów czekającego nas kryzysu. Może mieć on rozmaite oblicza, bo na spór stricte prawny nakłada się coraz gorętszy konflikt polityczny.
Ponadto w całym tym chaosie istnieje bardzo wysokie ryzyko poważnej ingerencji w polskie wybory np. przez rosyjskie służby czy powtórzenie tzw. scenariusza rumuńskiego.
Jak więc rozwinie się sytuacja? Poniżej przedstawiam 5 realistycznych scenariuszy, które wszyscy, którym faktycznie zależy na dobru wspólny, powinni dogłębnie przemyśleć zanim postanowią eskalować polityczny konflikt. Zignorowanie ryzyka przed jakim stoimy może prowadzić do tragicznych dla Polski skutków.
Scenariusz 1: Wygrywa Trzaskowski, Sąd Najwyższy nie uznaje wyników wyborów
Jest to scenariusz najprostszy i moim zdaniem najbardziej prawdopodobny, a w przypadku zwycięstwa Trzaskowskiego niemal pewny. Wyobraźmy sobie, że obecny prezydent Warszawy wygrywa z Nawrockim niewielką większością, rzędu kilkuset tysięcy głosów.
Po wyborach do Sądu Najwyższego napływają setki tysięcy protestów wyborczych, ponieważ PiS i Nawrocki przygotowują wzory takowych i mobilizują swoich wyborców do ich składania. To nie abstrakcja – w 1995 roku takich protestów było ponad 500 000. Tylko tym razem, inaczej niż w sytuacji wygranej Aleksandra Kwaśniewskiego, SN te protesty uzna.
Dlaczego? Bo wyborcy podniosą argument: wybory nie były równe, gdyż jedna ze stron została nielegalnie, z naruszeniem Kodeksu Wyborczego, ustawy o partiach i wbrew orzeczeniu SN, pozbawiona środków do prowadzenia kampanii.
Gdyby sztab Prawa i Sprawiedliwości otrzymał zamrożone decyzją PKW miliony, to Nawrocki spokojnie zdobyłby te kilkaset tysięcy głosów więcej.
Idźmy dalej. Wobec powyższych argumentów Sąd Najwyższy decyduje, że protesty są uzasadnione. Robi tak choćby dlatego, że to przecież właśnie orzeczenie tej samej izby SN zostało zignorowane, a każdy w takim sporze ma tendencję, by bronić swoich prerogatyw i kompetencji.
Znów, w teorii sytuacja prawna jest oczywista. Konstytucja mówi w art. 129 : „Ważność wyboru Prezydenta Rzeczpospolitej stwierdza Sąd Najwyższy. W razie stwierdzenia nieważności wyboru Prezydenta Rzeczypospolitej przeprowadza się nowe wybory”.
Jednak rządzący nie ogłaszają ponownych wyborów. Mimo orzeczenia SN odbywa się Zgromadzenie Narodowe, a Rafał Trzaskowski składa przysięgę. Na ulicach setki tysięcy protestujących, w parlamencie i na ulicach bójki, strajki okupacyjne, leje się krew. Cały świat patrzy na Polskę i zastanawia się, co z tym fantem zrobić.
Niektórzy przywódcy europejscy stają jednoznacznie po stronie rządzących i mówią, że wszystko zostało przeprowadzone zgodnie z prawem. Inni – dajmy na to Orban i Meloni – mówią, że wyników wyborów w Polsce nie uznają. Wszyscy czekają na to, co zrobi Donald Trump…
Scenariusz 2: Atak hybrydowy i zwycięstwo Nawrockiego
W ostatnich dniach przed pierwszą turą dzieją się różne, dziwne rzeczy. W internecie pojawia się masa podejrzanych materiałów, które zachęcają do głosowania na Nawrockiego. Cała sieć jest tym zalana. Sztab jednak odcina się od materiałów.
Z kolei w sobotę rano, już w trakcie trwania ciszy wyborczej, do Polaków trafiają setki tysięcy smsów mówiących, że Szymon Hołownia wycofał się z wyścigu oraz zachęca swoich sympatyków do głosowania na Nawrockiego.
Gdy spływają wyniki okazuje się, że Hołownia ma w pierwszej turze wynik poniżej oczekiwań, zaś Nawrocki – wyraźnie powyżej sondaży. Pomiędzy turami przez dwa tygodnie trwa polityczna awantura.
W dniu drugiej tury okazuje się, że Centralny Rejestr Wyborców nie działa. Pół miliona osób, które chciały głosować poza miejscem zamieszkania – głównie młodzi mieszkańcy wielkich miast, głosujący w większości na KO – nie mogą oddać głosu, bo nie ma ich ani na liście w komisji gdzie powinni głosować z uwagi na miejsce meldunku, ani w tej do której się przepisali.
Dodatkowo nie działa mObywatel i kolejne rzesze wyborców wychodzą z lokali z kwitkiem. Na końcu okazuje się, że wygrał Karol Nawrocki większością miliona głosów.
Rządzący mówią: wybory będą powtórzone, bo mieliśmy do czynienia z masowym, rosyjskim atakiem na wybory. Sąd Najwyższy odpowiada: hola hola, to my o tym decydujemy. Po czym Izba Kontroli uznaje, że smsy są bez znaczenia, bo takie same były w 2023 roku.
Problem CRW i mObywatela dotknął co prawda ok. 600 000 osób, ale przewaga Nawrockiego była większa. Wyniki wyborów zostają zatwierdzone przez SN.
Marszałek nie zwołuje jednak Zgromadzenia Narodowego. Nawrocki nie składa przysięgi. Mija kadencja Andrzeja Dudy, obowiązki prezydenta przejmuje Szymon Hołownia. Pełniąc równolegle funkcję Marszałka Sejmu zarządza nowe wybory, w których zresztą sam startuje.
Brzmi abstrakcyjnie? To przeczytajcie artykuł w „Wyborczej”: przed wyborami w 2023 roku rozesłano w efekcie ataku hakerskiego blisko 200 000 smsów z hasłem „głosuj na PiS” i absurdalną obietnicą darmowych pogrzebów, a tylko dzięki prywatnej firmie udało się zablokować wysyłkę kolejnych 600 000.
Również przed 15 października w 20 galeriach handlowych w ciszy wyborczej wyświetlano reklamy udające reklamy PiS, ale opatrzone zniechęcającymi do głosowania na PiS hasłami – np. obietnicą odebrania świadczeń socjalnych.
Scenariusz 3: Powtórka z Rumunii
Na ostatniej prostej kampanii zaczyna rosnąć poparcie sondażowe zupełnie nieznanego dotąd kandydata, wyrazistego ekonomisty popularnego dotąd tylko na YT, nazwijmy go Bartosz Arturowicz.
Media informują, że robi rekordowe wyniki na TikToku. W dniu pierwszej tury – wielkie zaskoczenie. Hołownia ma 5%, Mentzen – 5%, Stanowski – 13%, Nawrocki – 18%, Arturowicz – 19%, Trzaskowski – 33%. Do drugiej tury wchodzi ignorowany przez media, nieznany kandydat.
I PiS, i KO mówią o nieuczciwych wyborach i ruskiej dezinformacji. Politycy uznają, że nie można doprowadzić do drugiej tury, podejmują uchwałę. W efekcie PKW mówi – nie zorganizujemy drugiej tury. Ale SN znów mówi: to my decydujemy o ważności wyborów dopiero po drugiej turze, druga tury musi się odbyć. Ale się nie odbywa. Tymczasem Arturowicz zaczyna być ludowym, ulicznym bohaterem i jego poparcie rośnie. Znów – brzmi abstrakcyjnie?
Mniej więcej to samo wydarzyło się dopiero co w Rumunii. Najpierw – kampania profrekwencyjna influenserów. Póżniej – w oparciu o te same hasztagi tiktokowa kampania Georgescu, kandydata uznawanego za prorosyjskiego dziwoląga. To on wszedł do drugiej tury, choć sondaże dawały mu maks. 5%.
Rumuński Trybunał najpierw pierwszą turę uznał, a potem unieważnił. Tylko, że w Rumunii nie ma sporu o to, czy trybunał jest trybunałem, a sędziowie są sędziami. Mimo to, jak wskazuje Kamil Całus, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich, ta decyzja negatywnie wpłynie na życie społeczne w tym kraju: „Unieważnienie wyborów wzmocni narastającą w kraju od lat niechęć do partii głównego nurtu oraz radykalną i antysystemową prawicę”.
Scenariusz 4: Mentzen nie startuje w wyborach
Trwają przygotowania do wyborów, kolejni kandydaci się rejestrują i zbierają potrzebne 100 000 podpisów. Jako pierwszy zgłasza się Sławomir Mentzen, który już w pierwszym dniu składa wymagane podpisy.
Państwowa Komisja Wyborcza stwierdza: część podpisów jest nieprawidłowa, bo nie zgadzają się numery PESEL albo adresy są nieczytelne. Dodatkowo karty do zbiórki podpisów były niezgodne z przepisami, bo zbierano – poza wymaganymi ustawowo danymi – również adres e-mail do celów newslettera Mentzena. Poza tym, dodaje PKW, to niemożliwe, by zebrał te podpisy tak szybko. Coś tu jest nie tak.
Mentzen składa skargę do IKNiSP. SN stwierdza, że wszystko jest w porządku, zarzuty PKW są przesadzone, a Mentzena należy do wyborów dopuścić. Ale PKW nie drukuje, mimo orzeczenia SN, jego nazwiska na liście. Nie można na niego zagłosować.
Wybory wygrywa w drugiej turze niewielką przewagą Trzaskowski. Obok argumentów znanych ze scenariusza nr 1 pojawia się jeszcze jeden: niedopuszczenie wbrew orzeczeniu Sądu Najwyższego jednego z kandydatów, który według sondaży mógł liczyć nawet na 15% poparcia. Jego udział lub brak udziału mógł bardzo istotnie wpłynąć na dynamikę kampanii między pierwszą a drugą turą…
Scenariusz 5: Zawieszenie PKW
W wyborach startuje Jan Kowalski. Nikt go nie zna. Nie prowadzi kampanii. Nie wiadomo jak wygląda. Nie odbiera telefonów. Składa 100 000 podpisów, jest zarejestrowany.
Ale od samego początku skarży do Sądu Najwyższego każdą, poza własną rejestracją, uchwałę PKW. O komisarzach wyborczych, o wytycznych dla urzędników, dla samorządów, dot. czasów antenowego komitetów w mediach publicznych…
Kilkadziesiąt uchwał, nieważne w jakiej sprawie. Zawsze podaje jakiś abstrakcyjny powód – choćby taki, że… PKW działa nielegalnie, bo została wybrana przez Sejm X kadencji, który nie jest prawidłowy, gdyż ważności wyborów w 2023 nie uznał SN, tylko nielegalna wedle wyroków Europejskiego Trybunału Praw Człowieka i Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Powszechnych.
Zgodnie z art. 161a paragraf 2 Kodeksu Wyborczego „wniesienie skargi wstrzymuje wykonanie uchwały Państwowej Komisji Wyborczej w zakresie, którego dotyczy skarga”.
Skargi Kowalskiego są zaś kierowane nie bezpośrednio do IKNiSP SN, nie ma więc żadnych wątpliwości co do tego, że zostały wniesione. To dopiero prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Manowska kieruje je do właściwej wedle ustawy o izby.
Jednak PKW twierdzi, że skargi nie są rozpatrywane przez SN w wynikającym z Kodeksu Wyborczego terminie, więc wykonanie uchwał Państwowej Komisji Wyborczej nie może być zawieszone. Co prawda IKNiSP rozpoznaje skargi i je odrzuca, ale przecież PKW ani Krajowe Biuro Wyborcze nie może ich uznać, bo wcześniej powiedziało, że czeka na rozstrzygniecie ustawowe…
Albo jeszcze lepiej – Państwowa Komisja Wyborcza po pierwszych takich zaskarżonych uchwałach podejmuje większością 5:4 kolejne, by mimo braku rozpoznania skarg przez SN, organy wyborcze i samorządy organizujące lokale wykonywały uchwały.
Protestuje przeciwko temu czterech sędziów mniejszości argumentując, że to nielegalne działanie. Próbują przekonywać, że trzeba zacząć uznawać decyzje SN – zarówno w sprawie pieniędzy PiS, jak i każdej kolejnej.
Ostatecznie mniejszościowa czwórka – dwóch nominatów PiS, jeden sędzia TK i przewodniczący Marciniak będący nominatem NSA – podejmuje decyzje, że nie będzie uczestniczyć w kolejnych głosowaniach. Wymagane dla ważności decyzji PKW kworum to 2/3.
Potrzeba 6 na 9 członków. Bez udziału czwórki nie można już podjąć żadnej kolejnej uchwały niezbędnej do zorganizowania wyborów. Wybory się po prostu nie odbywają. Zostajemy bez Prezydenta RP.
Czy na polskich ulicach poleje się krew?
To nie był tekst o tym, czy PiS-owi należą się pieniądze czy nie. Moje zdanie w tej sprawie nie ma żadnego znaczenia, chociaż nie mam wątpliwości, że partia Jarosława Kaczyńskiego przekraczała nie tylko granice przyzwoitości, ale w zakresie patologii wyborczych przebijała poprzedników.
Jednak dziś, moim zdaniem, ta kwestia jest radykalnie drugorzędna. Stoimy bowiem przed dużo poważniejszym problemem.
Po drugie, to nie był tekst o tym, kto jest bardziej winny całego tego bałaganu sądowego, kto zaczął, kto posiał wiatr i kto zbiera burzę. Prawdę mówiąc – mało mnie to dziś interesuje.
W KJ ostrzegaliśmy przed konsekwencjami kryzysu trybunalsko-sądowego oraz suflowaliśmy metody jego rozwiązania, od grudnia 2015. W 2017 opublikowaliśmy list start-upowców, który skłonił prezydenta Andrzeja Dudę do weta ustaw sądowych, za co do dziś nienawidzi go wielu polityków prawicy. W 2018 zablokowaliśmy niedemokratyczną zmianę kodeksu wyborczego. W 2020 publicznie wezwaliśmy Jarosława Gowina do zablokowania wyborów kopertowych, co ówczesny wicepremier uczynił.
Wreszcie, w każdej edycji naszego corocznego raportu „Rząd pod Lupą” reformy Ziobry miały najniższe możliwe oceny. Nie mam potrzeby, by udowadniać, że nie jestem wielbłądem i odpowiadać na pytania „gdzie byłem przez 8 lat”.
Gdy rządziła Zjednoczona Prawica uważałem, że odpowiedzialność za tamte decyzje ponosi Prawo i Sprawiedliwość i to ówczesny rząd powinien był je naprawić. Dzisiaj PiS nie rządzi, odpowiedzialność za wyjście z kryzysu jest więc przede wszystkim po drugiej stronie politycznego sporu.
Stoimy nad przepaścią. Albo lepiej – rozpędzeni jedziemy na ścianę. Zderzenie z nią oznacza kryzys, który trwale zdegraduje Polskę. Scenariusz rumuński jest dziś niemal pewny.
Pozostaje tylko pytanie o to czy „Bukareszt w Warszawie” przebiegnie wedle modelu „grudzień 2024”, czyli ścieżką arbitralnego nieuznawania wyborów, co zradykalizuje podobnie jak w Rumunii kolejne grupy wyborców i uwiarygodni naprawdę groźnych antysystemowców, czy też wedle rumuńskiego scenariusza „grudzień 1989”, czyli ulicznej rewolucji i rozlewu krwi, a w efekcie nie doczekamy się ani lepszej władzy, ani wyjścia z kryzysu.
Zupełnie poważnie – z dużym prawdopodobieństwem czeka nas instytucjonalna kompromitacja państwa, nieznana dotąd eskalacja kryzysu politycznego, zaś wojna polsko-polska przejdzie z internetu na ulice.
Być może zostaniemy bez legalnie wybranego prezydenta, a jeśli jakiegoś wybierzemy, to nie będzie go uznawała połowa Polaków oraz nasi najważniejsze sojuszniczy. W zależnie od wariantu: Unia Europejska w jednym albo USA i prezydent Donald Trump w drugim.
W 2020 roku, gdy w trakcie pandemii pędziliśmy na ścianę, uniknęliśmy kompromitacji polskiego państwa, bo kręgosłup męża stanu pokazał Jarosław Gowin. Poświęcił władzę i swoją karierę, ale w praktyce dużo więcej – bo również zdrowie – by uratować dorobek 30 lat awansu cywilizacyjnego Polaków i nie pozwolić, by Polska została zdegradowana wewnętrznie i w wymiarze międzynarodowym do rangi upadłej republiki, groteskowego bantustanu, państwa tymczasowego.
Jego tragiczny los, niedocenienie ówczesnej historycznej roli i wypchnięcie go z polityki przez oba zwaśnione plemiona, utwierdza mnie w przekonaniu, że nikt spośród aktywnych polityków obozu rządzącego jego szarży nie powtórzy.
Tym razem wszyscy uznają, że jakoś to będzie. Że – cytując klasyka – to się „wyklepie”. Dokładnie tak samo postępował w samym środku pandemii Jarosław Kaczyński w 2020 twierdząc z przekonaniem niemal do samego końca, że wybory zorganizuje Poczta Polska wspierana przez Wojska Obrony Terytorialnej.
Szczęśliwego 2025 roku, Kochani!
Piotr Trudnowski
Prezes Klubu Jagiellońskiego w latach 2018– 2023. Ekspert ds. społeczeństwa obywatelskiego Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego i stały współpracownik czasopisma idei „Pressje”.
Działając w organizacjach pozarządowych, współinicjował kilka obywatelskich akcji w zakresie stanowienia prawa m.in. dotyczących ustawy o zbiórkach publicznych, tzw. ustawy o książce czy ustawy o Rzeczniku Małych i Średnich Przedsiębiorców. Autor stanowisk Klubu Jagiellońskiego w konsultacjach publicznych m.in. ustawy o Narodowym Instytucie Wolności-Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego i projekcie ustawy o jawności życia publicznego.
W latach 2012-2013 w Ministerstwie Sprawiedliwości uczestniczył w przygotowaniu tzw. ustaw deregulacyjnych oraz w pracach nad reformą procesu stanowienia prawa zwieńczonych projektem Koncepcji usprawnienia konsultacji publicznych rządowych projektów aktów normatywnych oraz Oceny Skutków Regulacji. W latach 2016-2017 był członkiem Zespołu ds. Zrównoważonego Rozwoju i Społecznej Odpowiedzialności Przedsiębiorstw przy ministrze rozwoju i finansów Mateuszu Morawieckim.
W przeszłości związany z Fundacją Republikańską, redaktor Rzeczy Wspólnych i Nowej Konfederacji. Pomysłodawca inicjatywy „Godzina dla Polski”. Zaangażowany w szereg działań trzeciego sektora o charakterze parasolowym, m.in. członek Rady Programowej VIII Ogólnopolskiego Forum Inicjatyw Pozarządowych, członek-założyciel Polskiego Towarzystwa Crowdfundingu, członek Rady Programowej 24. Szkoły Liderów Politycznych.
Mąż Karoliny, ojciec Leona i Józefa.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.