Zbiednieliśmy przez Unię
- Szczegóły
- Opublikowano: wtorek, 15 grudzień 2015 20:49
- Tomasz Cukiernik
Przez dziewięć lat przed wstąpieniem do Unii Europejskiej Polska rozwijała się szybciej niż w ciągu dziewięciu lat członkostwa w UE.
Skutkiem akcesji Polski do UE był wyjazd ponad 2 mln osób do pracy za granicą. Rocznie traciliśmy w ten sposób ok. 12 proc. PKB, czyli ok. 200 mld zł. Swoją pracą wyjeżdżający budowali zamożność innych państw.
Polskich polityków nie interesowało to, że unijne przepisy spowodowały konieczność likwidacji polskiego przemysłu i brak możliwości jego odbudowy. Nikt nie przeprowadził przed akcesją rzetelnego bilansu przyjęcia przez Polskę unijnych przepisów. Bardziej liczyły się wysokie pensje, które mogą pobierać w europejskim parlamencie i podobnych instytucjach.
Preteksty do łupienia
Od 2004 r. bardzo wzrosły w Polsce także ceny innych towarów, na które wpływ mają politycy. W tym czasie gaz ziemny dla końcowego odbiorcy podrożał aż o 121 proc.! Należy też zauważyć, że tylko ok. 49 proc. ceny gazu, jaką płaci polski odbiorca, wynika z kosztów zakupu paliwa gazowego. Reszta to opłaty sieciowe, abonamentowe i podatki. Nieco mniej, ale również znacznie, wzrosły ceny energii elektrycznej. Na podstawie starych rachunków wyliczyliśmy wzrost cen prądu w różnych regionach Polski. Przyjmując za stałą zużycie 500 kWh energii w ciągu sześciu miesięcy, otrzymaliśmy następujące wyniki: w Krakowie cena prądu od 2004 r. wzrosła o 60 proc., w województwie śląskim o 70 proc., a w Warszawie o 73 proc.
Według GUS 6,7 proc. polskiego społeczeństwa żyje w skrajnej biedzie, a 16–17 proc. w umiarkowanym ubóstwie. 71 proc. Polaków uważa, że sytuacja w kraju zmierza w złym kierunku
To skutek nie tylko pozostawania oligopolu rynku wytwarzania i przesyłu energii (oraz górnictwa dostarczającego węgiel) w znacznej mierze w rękach państwa, ale także działających w tym sektorze silnych związków zawodowych, wymuszających ciągłe podwyżki płac niezależnie od wydajności i uniemożliwiających zwolnienia oraz restrukturyzację zakładów.
Tymczasem Unia przykręca podatnikom śrubę swoją polityką walki z rzekomym globalnym ociepleniem, w tym poprzez zmuszanie do inwestycji w nieefektywne i bardzo drogie elektrownie wiatrowe czy słoneczne. Na dodatek za sprawą naszych polityków podatek akcyzowy od energii elektrycznej w Polsce jest dla firm dziesięciokrotnie (!) wyższy od unijnej stawki minimalnej, a dla pozostałych podmiotów pięciokrotnie. Obecnie akcyza i podatek VAT stanowią ok. 22 proc. ceny prądu. Natomiast cena samego prądu w rachunku za energię elektryczną stanowi zaledwie 39 proc., reszta to podatki i różne opłaty – dystrybucyjne, jakościowe, przejściowe i abonamentowe. A będzie jeszcze drożej! Krajowa Izba Gospodarcza przestrzega, że na skutek wprowadzenia wytycznych zawartych w unijnej „Energetycznej mapie drogowej 2050" ceny energii w hurcie do 2050 r. w porównaniu z 2005 r. wzrosną trzykrotnie, a ciepło sieciowe podrożeje czterokrotnie. Wyliczono, że koszty, jakie Polska poniesie, wdrażając tę unijną politykę, wyniosą 5 mld zł już w 2015 r., 13 mld zł w 2030 r. i aż 22 mld zł w 2050 r. Te wszystkie wydatki zostaną oczywiście przerzucone na ostatecznego odbiorcę prądu.
W wielu miastach Polski od 2004 r. ceny wody i odprowadzania ścieków wzrosły o kilkadziesiąt procent, na przykład w niewielkiej Czeladzi w województwie śląskim niemal o 60 proc., a w Gdańsku o 55 proc. Ale to nie wszystko. Zgodnie z nową ustawą dotyczącą gospodarki odpadami komunalnymi, która też jest efektem wdrożenia unijnego prawa, od lipca 2013 r. obowiązek zajęcia się wywozem i zagospodarowaniem śmieci zostanie przeniesiony na gminy. Oznacza to znaczne podwyżki cen, nawet o ponad 50 proc. Tak naprawdę państwo wprowadziło kolejny podatek. Dotychczas mieliśmy wolny rynek. Sami wybieraliśmy firmę, której płaciliśmy za wywóz śmieci. Teraz o wszystkim będzie za nas decydowała gmina. Przetargi wygrają firmy, które już teraz są niemal monopolistami na rynku, więc wszystkie małe spółki pójdą „do piachu". – Ci, którzy sumiennie do tej pory podpisywali umowy na wywóz odpadów i opłacali ten wywóz, teraz zapłacą w podatku za tych, którzy nie będą tej opłaty wnosić – mówi Witold Wojtas z Forum Obywatelskiego Rozwoju. W wyniku tego w wielu wypadkach wywozem śmieci zajmą się spółki komunalne pozbawione konkurencji, co doprowadzi do monopolizacji rynku, a tym samym do spadku jakości usług i podwyżek cen.
Spada wartość naszych zarobków
Od 2004 r. średnia płaca brutto w Polsce wzrosła o 54 proc. (z 2289 zł do 3521 zł). Jednak po uwzględnieniu inflacji wzrost płacy wyniósł zaledwie 18 proc. W tym czasie – według danych GUS – średnie ceny towarów i usług konsumpcyjnych, na które stosunkowo mały wpływ ma polskie i unijne ustawodawstwo, wzrosły o 31 proc. Oznacza to realny spadek cen w tym zakresie, choć niektóre towary żywnościowe znacznie podrożały. Na przykład ceny chleba bez uwzględniania inflacji wzrosły o 77 proc., wieprzowiny o 30 proc., drobiu o 48 proc., a wołowiny aż o 138 proc. Jednak mimo wszystko Polacy coraz mniej – w stosunku do zarobków – wydają na jedzenie, co upodobnia nas do bogatszych społeczeństw Zachodu. Podobnie w wypadku internetu, dostarczanego też przez sektor prywatny, który jest coraz tańszy nawet w cenach bezwzględnych, a działa coraz szybciej i lepiej. Dzięki unijnej liberalizacji transportu powietrznego korzystamy także z niższych cen biletów lotniczych oferowanych przez prywatne tanie linie lotnicze.
Niestety, w większości sektorów gospodarki, na które duży wpływ mają państwo i Unia Europejska, sytuacja wygląda coraz gorzej – siła nabywcza naszych pieniędzy drastycznie spada. W 2004 r. za średnią pensję brutto można było kupić 1990 m sześc. gazu ziemnego (wraz z przesyłem), a w 2013 r. – w wyniku podwyżek – już tylko 1386 m sześc. Podobnie w 2004 r. za średnią krajową pensję w Warszawie można było kupić 5723 kWh energii elektrycznej (wraz z przesyłem), a w 2013 r. – już tylko 5103 kWh. W roku przystąpienia do UE za średnią płacę krajową Polak mógł kupić 818 litrów oleju napędowego, a w 2013 r. – tylko 663 litry tego paliwa. W 2004 r. za średnie wynagrodzenie można było nabyć 1761 bochenków chleba, 1761 litrów mleka, 208 kg wołowiny lub 1205 kg cukru, a dzisiaj już tylko 1531 bochenków chleba, 1354 litry mleka, 134 kg wołowiny lub 927 kg cukru. Jeśli chodzi o papierosy, to w 2004 r. za średnią pensję można było kupić 498 paczek, a teraz – 304. Jednym słowem – biedniejemy. Według najnowszych badań GUS 6,7 proc. polskiego społeczeństwa żyje w skrajnej biedzie, a 16–17 proc. w umiarkowanym ubóstwie. Z kolei z majowego sondażu Centrum Badania Opinii Społecznej wynika, że 71 proc. Polaków uważa, iż sytuacja w kraju zmierza w złym kierunku. I nie ma się co spodziewać, że nastąpi w tym zakresie jakiś przełom.
W przeciwieństwie do Polski Islandia miała to szczęście, że mieszkańcy po nieudanych rządach lewicy, która pchała kraj w objęcia Brukseli, zreflektowali się i pod koniec kwietnia 2013 r. w wyborach parlamentarnych zagłosowali na eurosceptyczne partie prawicowe. Nowy rząd już zapowiedział wstrzymanie dalszych negocjacji akcesyjnych do momentu przeprowadzenia referendum w tej sprawie. A należy głęboko wątpić, że w aktualnej sytuacji Islandczycy zagłosują za przystąpieniem do Unii Europejskiej. Tym bardziej że unijna wspólna polityka rybołówstwa, która jest równie zgubna i antyrynkowa jak wspólna polityka rolna, zrujnowałaby bardzo ważną gałąź islandzkiej gospodarki – połowy ryb.
Powtórka z kolonializmu
Integracja dwóch obszarów gospodarczych o tak różnych potencjałach gospodarczych musiała się skończyć źle dla Polski. To powtórka z kolonializmu. Jesteśmy dziś krajem, który dostarcza taniej siły roboczej zachodnim gospodarkom, a jednocześnie nie może realnie konkurować z zachodnimi krajami. Na wszelki wypadek nasze ambicje są hamowane przez absurdalne proekologiczne ograniczenia, których startujący przedsiębiorcy nie są w stanie spełnić.
Rezygnując z własnej polityki celnej, straciliśmy szanse na odbudowanie własnego przemysłu. „Unia Europejska sama stworzyła problem osób bez pracy w takich krajach jak Polska. Najpierw reformy z początku lat 90. pozbawiły te kraje znacznej części przemysłu. A następnie, kiedy nie były do tego przygotowane, zintegrowano gospodarki tych państw z gospodarkami krajów rozwiniętych. W ten sposób stworzono armię bezrobotnych i ludzi pracujących poniżej kwalifikacji, czyli taki europejski »trzeci świat«" – napisał prof. Erik S. Reinert, wykładowca m.in. Uniwersytetu Harvarda, w wydanej w 2007 r. książce „How Rich Countries Got Rich... and Why Poor Countries Stay Poor" (Jak bogate kraje się wzbogaciły... i dlaczego biedne krają pozostają biedne). Na początku lat 90. prof. Milton Friedman, noblista, jeden z najwybitniejszych ekonomistów XX w., przestrzegał Polaków przed szybką integracją z UE, wskazując, że powinniśmy mieć „takie przepisy, jakie oni mieli, kiedy byli biedni, a nie takie, jakie mają teraz, kiedy są bogaci".
Decydując się na kompletnie idiotyczną wspólną politykę rolną, której sens polega na dotowaniu i limitowaniu produkcji, straciliśmy szansę na stworzenie efektywnego rolnictwa.
Nie jest tak, że nie były to znane fakty. – Korzyści z integracji pojawią się jednak dopiero w czwartym roku członkostwa. Przez pierwsze trzy lata PKB i zatrudnienie będą rosły wolniej niż w wypadku, gdyby Polska nie weszła do UE – twierdził Marcin Nowicki z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową. – Pozytywne efekty będą skoncentrowane w latach 2009–2012 – dodawał. Wspomniane korzyści się jednak nie pojawiły, bo warunki integracji nie miały na celu stworzenia Polsce warunków rozwoju, ale raczej zapewnienie prosperity w krajach zachodnich, którym groziła recesja spowodowana m.in. czynnikami demograficznymi. Aby zrozumieć, jak kosztowna jest równouprawniona integracja różnych gospodarczo krajów, wystarczy podać, że wchłaniając NRD – najbogatsze państwo dawnej demokracji ludowej – Niemcy wpompowali w nie 2 bln euro (bez żadnych składek w zamian). Mimo to wschodnie Niemcy są wyludnionym krajem starszych ludzi, chętnie kolonizowanym przez Polaków. Skutkiem akcesji Polski do UE był wyjazd ponad 2 mln osób do pracy za granicą. Rocznie traciliśmy w ten sposób ok. 12 proc. PKB, czyli ok. 200 mld zł. Swoją pracą wyjeżdżający budowali zamożność innych państw.
Polskich polityków nie interesowało to, że unijne przepisy spowodowały konieczność likwidacji polskiego przemysłu i brak możliwości jego odbudowy. Nikt nie przeprowadził przed akcesją rzetelnego bilansu przyjęcia przez Polskę unijnych przepisów. Bardziej liczyły się wysokie pensje, które mogą pobierać w europejskim parlamencie i podobnych instytucjach.
Tomasz Cukiernik http://www.uwazamrze.pl/artykul/1015163/zbiednielismy-przez-unie
Panu Adamowczowi już dziękujemy!!!
https://twitter.com/jacekmiedlar/status/1773057263982293193
Dlaczego dopuszczamy, aby osoba zaślepiona pry...
Dla tych co...
- rzeczywiście Polska to jest państwo z dykty".
ABC
htt...