Czy już po PO?
- Szczegóły
- Opublikowano: poniedziałek, 29 luty 2016 19:57
- Marek Resh
Grzegorz Schetyna dopiął swego. Nareszcie ma pełnię władzy. Niestety tylko w partii. Premierem rządu nie został, a to było jego marzeniem. Czy jednak kiedykolwiek się to marzenie ziści? Raczej wątpię, choć w Polsce różne rzeczy się zdarzają.
Niewątpliwie Platforma Obywatelska przeżywa kryzys. Ewa Kopacz doprowadziła partię do podwójnej przegranej. Szczególnym zaskoczeniem dla sprawujących władzę, gorzkim i nieprzewidywalnym, była porażka Bronisława Komorowskiego. PO niezbyt aktywnie uczestniczyła w jego kampanii wyborczej, kunktatorsko sądząc, że i tak wygraną ma w kieszeni, a gdyby wgrał wybory zdecydowanie, wtedy też bardziej chciałby wpływać na rząd i partię. Myślano więc, że lepiej aby wygrał skromnie, aby jego pozycja nie była zbyt znacząca. Ostentacyjny brak wsparcia PO w wyborach i karykaturalne błędy kampanii Komorowskiego oraz wzorcowo przeprowadzona kampania Andrzeja Dudy doprowadziła do lawiny, która dalej się toczy.
Ewa Kopacz okazała się mało pojętną uczennicą Donalda Tuska, choć on powinien zdawać sobie sprawę z walorów swojej wybranki. Być może liczył się z tym, że będzie mentorem pani premier, ona jakoś prześliźnie się i zachowa władzę, a wtedy będzie możliwy powrót Tuska do Polski i staranie się o prezydenturę. Przy Schetynie ten wariant jest raczej niemożliwy. Zbyt wielki rów został wykopany pomiędzy politykami. Tusk sprawował władzę w partii jednoosobowo. Wszystkich wybijających się polityków zneutralizował i wypchnął poza partię - od Andrzeja Olechowskiego i Macieja Płażyńskiego (założycieli PO) zaczynając, a na Zycie Gilowskiej, Janie Marii Rokicie i Jarosławie Gowinie kończąc. Pozostał jedynie Grzegorz Schetyna, który przetrwał pięcioletnie grillowanie, publiczne upokorzenia, partyjne degradacje. Schetyna wykonywał jako sekretarz generalny partii czarną robotę dla Tuska. Jednocześnie w terenie stworzył faktycznie własne imperium, które potem Tusk wolno rozbijał. Kopacz gwarantowała kontynuację tej linii. To ona wystawiła Schetynę w wyborach do sejmu na liście w Kielcach, gdzie PO otrzymywało najgorsze wyniki. Jednak Schetyna wygrał i ostentacyjnie w dniu wyborów nie stawił się w sztabie wyborczym PO w Warszawie, a pozostał w Kielcach. Był to jawny znak dystansu do Ewy Kopacz i jej bliskich współpracowników. Premier wprawdzie obdarzyła go funkcją ministra spraw zagranicznych, ale zastosowała trick Tuska: mianowała na ministerialne stołki osoby kompletnie niekompetentne, w tym celu, aby nie zdobyli silnej pozycji w rządzie i partii i byli jej bezwzględnie posłuszni. Przez lata Tusk państwo podporządkował partii i nominacje ministerialne i w urzędach państwowych nie wynikały z kompetencji osób, ale wyłącznie służyły partyjnym rozgrywkom. Kopacz przyjęła podobny styl rządzenia, ale była za mało wyrafinowana w tej taktyce. Otoczyła się swymi przyjaciółkami, a za plecami stał Michał Kamiński, który nic innego nie robił, jak prawił komplementy paniom i podsycał antypisowską atmosferę. Kopacz jeszcze bardziej nakierowała PO na lewą stronę. Zastosowała przymus w głosowaniu przy przyjmowaniu ustaw genderowych z osławioną ustawą o tzw. regulacji płci, której autorką była Anna Grodzka. Wizyta w Watykanie trzech Glorii (Kopacz, Gronkiewicz-Waltz i Kidawy-Błońskiej) plus nadwornego błazna Kamińskiego, pokazywała kabaretowy charakter tej władzy. Całowanie papieskiego pierścienia, a potem przyjmowanie ustaw o in vitro i promowanie genderowej ideologii. Do tego pouczanie biskupów i katolików przez Kopacz, bo ona jest przecież mądrością narodu.
Schetyna przejął partię podzieloną. Kopacz wyrzuciła z rządu osoby skompromitowane w tzw. aferze podsłuchowej. Odszedł Rostworowski i Sikorski. Kopacz musiała posprzątać po tej aferze, gdyż nie zrobił tego Tusk. Pozostawił jej cuchnąca sprawę, ale jej zamiatanie i tak okazało się spóźnione. Dziś Schetyna miota się od ściany do ściany. Zapowiedział naprawę stosunków z Kościołem, ale jak owa naprawa ma wyglądać, ciągle nie wiadomo. Po początkowym flircie PO z Kościołem krakowskim, organizowanych rekolekcjach i pielgrzymkach, Tusk zmienił kurs na lewicowy, antykościelny, a Kopacz go jeszcze zaostrzyła. Wtedy jakoś nie było słychać głosów protestu Schetyny. Być może bał się o samego siebie. Więc ta oferta jest wyłączenie koniunkturalna. Niewątpliwie, ci którzy uczestniczyli w nagonce na Schetynę, często przymuszeni do tego przez Tuska, dziś nie są w komfortowej sytuacji. Szczególnie Jacek Protasiewicz, którego Schetyna stworzył w PO, a ten na polecenie Tuska musiał go pozbawić przywództwa partii we Wrocławiu. Schetyna będzie robił swoje w partii i ułoży ją personalnie według własnej wizji. Tu obóz Tuska i Kopacz nie mogą liczyć na wybaczenie i szczególne względy.
Po wyborze na przewodniczącego PO Grzegorza Schetyny, 26 stycznia, w emocjonalnym przemówieniu Ewa Kopacz wychwalała swój rząd, atakowała niemiłosiernie PiS, a przed wszystkim błagała o jedność w partii. Tylko jednym słówkiem wspomniała o Nowoczesnej. Schetyna w przemówieniu wyznaczył jasny kierunek partii: „Skuteczna obrona Polski przed PiS-em to nasze wyzwanie”. To niemal powtórzenie słów Kopacz, która wcześniej powiedziała: „Rywalizacja z PiS-em to nie jest normalna w demokracji walka o władzę. To pojedynek, w którym stawką jest wszystko to, co wywalczyliśmy po 1989 roku”. Tu kurs jest wspólny, bo jak dodała Gronkiewicz-Waltz na tym samym wieczorze: „Było normalnie, a już jest nienormalnie”. No tak, normalnym jest to, że mamy władzę, a nienormalnością jest to, że jej nie mamy. Trudno o bardziej jasną filozofię tej partii niż stwierdzenie prezydent Warszawy. To powtórzenie jakiegoś aparatczyka z PZPR. Tyle lat było normalnie, a co jest teraz? Ale obie przemawiające panie, jak też Kidawa-Błońska, w pobliżu Schetyny już nie stoją.
Schetyna przekonał szybko swoich dwóch konkurentów - Borysa Budkę i Tomasza Siemoniaka, aby zrezygnowali ze startu na przewodniczące PO. Jak powiedział ten ostatni: „umówiliśmy się na bliską współpracę, na wspólne prowadzenie Platformy”. Ciekawe czy Schetyna tej umowy dotrzyma, bo chyba on sam nie zna jeszcze kierunku, w którym ma poprowadzić partię. Czuje oddech Nowoczesnej i na razie nie odpowiada na zaczepki Ryszarda Petru. Jakby udawał, że tej partii nie ma. Petru też się obawia wykonywać bardziej agresywne ruchy w stosunku do PO, a takim byłoby przyjęcie do siebie uciekinierów z Platformy, których jest ponoć kilkuset. Petru się boi, że taki desant rozbiłby jego partię, że przestałby ją kontrolować. Boi się też chyba jawnej i otwartej walki ze Schetyną. Pozostaje dla Nowoczesnej i Platformy jeden, wspólny wróg, czyli PiS. Z tym, że ta walka między PO i Nowoczesną i tak będzie się toczyć. Nowoczesna dąży do przeprowadzania jak najszybciej nowych wyborów. PO jest obecnie za słaba, aby chcieć tego samego. Problemem jest także ten sam elektorat obu partii. Dla Schetyny połączenie z Nowoczesną, do czego zachęcał onegdaj Komorowski, byłoby osobistą porażką. On jest zawodnikiem lubiącym dłuższe dystanse.
Grzegorz Schetyna w wywiadzie dla „Polityki” powiedział: „Nie sądziłem, że kiedykolwiek będę musiał wracać do doświadczenia walki, podziemia, knowania, ale dziś nie można tego wykluczyć”. Ta zapowiedź nie wróży niczego dobrego, bo ujawnia metody jakimi będzie się posługiwał. To faktycznie przyznanie się do bezsiły. Jak psychicznie słaby jest Schetyna świadczy to, że opuścił zaprzyjaźnione studio telewizyjne TVN 24 po zadaniu przez dziennikarkę raczej niewinnego pytania o charyzmę. Obraził się i wyszedł. Jest nauczony wyłącznie dziennikarstwa służalczego, wykonywanego na kolonach przed prominentami z PO, a do normalnej rozmowy nie jest przyzwyczajony. Drugi niepokojący kierunek polityki Schetyny do dążenie do umiędzynarodowienia polskich konfliktów, a szczególnie wykorzystanie do tego Unii Europejskiej. Ostatnio buńczucznie powiedział, że „wobec braku zaufania do PiS Platforma Obywatelska przejmuje obowiązek reprezentowania Polaków” w Brukseli. Wytrawnym politykiem Schetyna nigdy nie był i już chyba nie będzie. Gdy miała być przeprowadzona pierwsza dyskusja w Parlamencie Europejskim na temat sytuacji w Polsce publicznie powiedział, że pojechał do Brukseli, aby ją zastopować. A na zamkniętym partyjnym spotkaniu powiedział, że pojechał, aby zmienić tylko termin dyskusji, gdyż trzeba się do niej bardziej przygotować. Kłamać w polityce też trzeba umieć, a jak widać Schetyna nawet tego nie potrafi. Schetyna miał nadzieję, że w atakowaniu rządu PiS z Brukseli pomocnym będzie Donald Tusk, ale znów się chyba mocno zawiódł i został przez Tuska upokorzony, gdy ostatnio odwiedził Brukselę. Chciał wykorzystać Tuska instrumentalnie do budowania swojej partii przez naciski na PiS z strony UE. Wierzył, że Tusk na to pójdzie, a Tusk mimo wszystko jeszcze planuje prezydenturę w Polsce i na pewno publicznie jawnie nie zrobi niczego, co mu w Polsce tę ewentualną kandydaturę przekreśli.
Czy to już powolny upadek PO? Czy skończy jak Unia Demokratyczna i Wolności? Nawet w SLD ostatnio nastąpił rozłam. Dlaczego nie miałoby się posypać PO, tym bardziej, że lepiszcze tej partii uległo rozpadowi. Tym lepiszczem było sprawowanie władzy i dzielone stołki. Gdy dziś władzę straciła PO, na pewno znajdą się ci, którzy będą chcieli odzyskać ją pod innym sztandarem i trochę z innymi ludźmi. Czy już po PO? Zobaczymy. Na pewno ta partia dzięki ambitnemu Schetynie jeszcze jakiś czas potrwa.
Marek Resh
Niestety ale pan Adamowicz jest mało wiarygodny. Opowiada jak to broni pracowników szczególnie administracji bo oni nie mają możliwo...
Mało j...
Były milicjant później policjant który ubzdurał sobie że cały UWM będzie go słuchał.
Panu Adamowczowi już dziękujemy!!!