Szeregi żarliwych obrońców Pomnika Wdzięczności Armii Czerwonej opuścił olsztyński poeta i pisarz Kazimierz Brakoniecki, współtwórca wraz z prof. Robertem Trabą, Fundacji „Borussia”. W długim liście do Wyborczej, zawiłym, miejscami infantylnym, miejscami dowodzącym ignorancji historycznej, napisał: „Zdecydowałem: ten militarny pomnik wielkości (i małości) sowiecko-rosyjskiej armii powinien zostać przeniesiony na olsztyński cmentarz wojskowy, na którym pochowano żołnierzy z I wojny światowej (armii niemieckiej i rosyjskiej)”.
Redakcję Wyborczej, która zaangażowała się w obronę tego dzieła „wybitnego rzeźbiarza”, ten list Brakonieckiego musiał zaskoczyć, bo chociaż tytułem chcieli zmienić jego sens. Tytuł brzmi: "Brakoniecki pisze o olsztyńskich "szubienicach": Pomnik Wiecznego Pokoju". Projektem muzeum wokół "szubienic", o takiej nazwie, prof. Robert Traba chciał ocalić obiekt chwały sowieckiego oręża.
Brakoniecki zaczyna swój list od wspomnień związanych z „szubienicami” dziecka, później nastolatka, który czekał pod nim na koleżanki. Krasnoarmiejec nie budził w w nim żadnych obaw i kojarzył się z kosmitą.
Następnie opisuje jakie ofiary poniosła jego rodzina z rąk obu totalitaryzmów:
Gdy stał się dorosły zaczęły docierać do niego losy jego rodziny. "Moja rodzina ze strony matki 10 lutego 1940 roku została deportowana z Wileńszczyzny do radzieckiej Azji. Dwóch jej przedstawicieli wyszło z ZSRR z armią Andersa, trzeci przeszedł z armią Berlinga szlak bojowy od Lenino do Berlina. Dziadek walczył z Armią Czerwoną, ojciec z wermachtem. Matka i jej matka siedziały w sowieckich więzieniach w Kazachstanie za odmowę zmiany obywatelstwa. Wróciły”.
Myślę, że to korzenie i pamięć o przeszłości rodziny zadecydowały, że ostatecznie Brakoniecki zdołał się uwolnić od manipulatorskiej narracji swojego przyjaciela prof. Traby, którego rodzina ma korzenie komunistyczne. Traba w duchu tej ideologii wyrastał i nią przesiąkł, stąd heroiczna i diabelsko przewrotna w wymowie jego obrona pomnika.
Zmianę nazwy pomnika na „Pomnik Wyzwolenia Ziemi Warmińsko-Mazurskiej” (do dzisiaj nie wiadomo, kto był jej autorem) Brakoniecki odczytał jako „Koniec pełnienia narzuconej funkcji ideologicznej”. Z tą naiwną interpretacją, której użył też prezydent Piotr Grzymowicz w skardze do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie, na decyzję wojewody nakazującej natychmiastową rozbiórkę, rozprawił się tenże sąd. Wytłumaczył, że ani zmiana nazwy, ani skucie sierpa i młota nie zmieni celu w jakim pomnik postawiono w 1954 roku i jego ideologicznej wymowy.
Uzasadnienie decyzji Sądu - oddalenie skargi Olsztyna w sprawie obowiązku usunięcia "szubienic"
Wzruszyłem się czytając tę frazę w liście Brakonieckiego: „Osamotniony i wyszydzany pomnik staje się reliktem, wyrzutem sumienia, elementem przetargu w grze demokratycznych sił politycznych”. Mój Boże, biedny pomnik, „osamotniony i wyszydzany”. Drogi Kaziku, bo jesteśmy na „Ty” i kiedyś się przyjaźniliśmy, pomnik był przedmiotem gry tylko i wyłącznie sił postkomunistycznych. Sam w rozmowach ze mną trzeźwo przed laty oceniałeś jak głęboko zostali z sowietyzowani ludzie, wyrwani ze swoich korzeni i spędzeni do Olsztyna. Politrucy z PZPR, którzy po upadku komuny nadal mieli władzę nad ich duszami, bronili pomnika, bo bronili swoich życiorysów. Ludzie, którzy się spod tej władzy wyrwali a nie stracili pamięci historycznej, chcieli pozbyć się z miasta tego piętna ich hańby i upokorzenia. Nic do rzeczy nie miało to, komu zlecono wykonanie tej propagandowej roboty.
„Asymetryczne podejście do komunizmu i nazizmu”
Dalej powielasz schemat narzucony przez Trabę, że Sowieci „wyzwolili warmińsko-polski Olsztyn” i „Gdyby Hitler wygrał wojnę, naród polski by nie przetrwał”. To jest relatywizowanie historii i wartości. Nic nie jesteśmy winni Stalinowi. To on wraz z Hitlerem rozpętał wojnę a potem rzucili się sobie do gardeł o panowanie nad światem.
Celnie o tym napisał w Gazecie Olsztyńskiejn Michał Mieszko Podolski w tekście pt Dlaczego pomnik oddający hołd okupantom, gwałcicielom i mordercom wciąż góruje nad Olsztynem?:
„U podstaw tego, że socrealistycznego monumentu, jak dotąd, nie dosięgły kilofy i młotki, leży asymetryczne podejście do komunizmu i nazizmu. Admiratorzy „szubienic” spod znaku prof. Roberta Traby mogą oczywiście powtarzać frazesy w stylu: „Dzieł sztuki, nawet jeżeli są trudnym dziedzictwem minionej epoki, nie powinniśmy niszczyć”, ale wystarczy zadać jedno proste pytanie. Gdyby w centrum miasta stał ozdobiony swastykami pomnik sławiący Adolfa Hitlera, to czy broniliby go z równym zaangażowaniem? Starczyłoby im odwagi, by wokół gloryfikującego nazizm pomnika radośnie paradować z transparentami „Historia Tak” albo „Projekt dla pokoju”?
Parafrazując słowa Aleksandra Wata można by powiedzieć, że komunizm rozbił się o atom europejskiej duszy. Szczególnie tej zachodniej, albowiem po 1945 r. antyfaszyzm, rozumiany jako sprzeciw wobec totalitaryzmu, stał się jedną z kluczowych wartości, na których oparto liberalną demokrację. Faszyzm, skądinąd słusznie, uznano za synonim zła, objęto infamią, a wszelkie jego przejawy wypala się gorącym żelazem. W przypadku komunizmu nic podobnego nigdy nie nastąpiło, bo jego realne odrzucenie niechybnie wiązałyby się postawieniem w stan oskarżenia niemałej części dominującej na Zachodzie lewicowej myśli.
Lekcję poglądową, wiele mówiącą o obłudzie w podejściu do komunizmu przez ludzi aspirujących do miana elit kulturotwórczych, stanowi napisana przez Leszka Kołakowskiego satyra pt. „Trzydziesta rocznica nowego ładu w Europie – zwycięstwo zdrowego rozsądku”, którą filozof przeczytał w połowie lat 70. XX w. podczas konferencji we Włoszech. Niejeden znajdujący się wówczas na sali profesor poczuł się zgorszony słowami wygłoszonymi przez autora „Głównych nurtów marksizmu”. O czym traktował ów pastisz? Ano o tym, że Hitler wygrał wojnę i zmarł w 1953 r. (data śmierci Stalina), po czym rozpoczęła się dehitleryzacja nazizmu.
„Jednakże dopiero po latach omyłek – mówił Kołakowski – udało się amerykańskim mężom stanu i historykom wyzbyć wielu przestarzałych, wulgarnych komunałów antynazistowskich, które najzwyczajniej utożsamiały nazizm z hitleryzmem i nie pozwoliły nam zrozumieć ani złożoności dziejów nazizmu, ani historycznego sensu Nowego Ładu w Europie. Prezydent Gerald Ford spotyka się z Wielkim Kanclerzem Trzeciej Rzeszy Josephem Goebbelsem, który, mimo swojego wieku, jest w zadziwiająco dobrej formie i tryska humorem, Himmler jako honorowy przewodniczący Towarzystwa Przyjaźni Amerykańsko-Europejskiej przemawia podczas bankietu wydanego w Berlinie na cześć Kissingera i wszystko jest cacy”.
Istotą komunistycznej retoryki jest manipulacja, objawiająca się zakłamywaniem języka, wypaczaniem sensu słów. Używanie terminu „wyzwolenie” w kontekście ustanowienia w Jałcie nowego geopolitycznego porządku jest w dużej mierze zwycięstwem sowieckiej propagandy, która nie odeszła do lamusa. Włosy stają na głowie, gdy prof. Traba (historyk!), broniąc sowieckiego monumentu, dokonuje „intelektualnego morderstwa”, pisząc: „Głównymi argumentami za zostawieniem pomnika są jego wartość artystyczna oraz walka Armii Czerwonej przeciw zbrodniczej Trzeciej Rzeszy, bez której nie zostałaby tak szybko zakończona wojna i wyzwoleni więźniowie, np. KL Auschwitz”.
Brakoniecki obawia się, że „Kiedy znikną "sowieckie szubienice", to czy nie pojawi się na tym placu monument poświęcony "zbrodni Katyńskiej", czy "zbrodni smoleńskiej"? Kazimierzu! Czy wolny naród nie ma prawa decydować, kogo chce czcić i komu stawiać pomników?
Dla Brakonieckiego momentem refleksji nad obecnością tej „pieczęci władzy Stalina nad podbitymi ziemiami” w centrum Olsztyna stał się napad „odrodzonej Rosji imperialnej nienawidzącej demokracji, pokoju, europejskiej cywilizacji, zacząłem się bić coraz mocniej z myślami, co do roli i przyszłości kontrowersyjnego pomnika” (...)
Krew, czerwona krew…teraz na ulicach niewinnej Buczy i innych mordowanych barbarzyńsko przez Rosję ukraińskich miast… I ponownie gwałty, i zbrodnie…
Zdecydowałem: ten militarny pomnik wielkości (i małości) sowiecko-rosyjskiej armii powinien zostać przeniesiony na olsztyński cmentarz wojskowy, na którym pochowano żołnierzy z I wojny światowej (armii niemieckiej i rosyjskiej – w tym na pewno i Polaków walczących w obcych armiach pod przymusem), II wojny światowej (głównie Armii Czerwonej, ale nie tylko…). Tak, to odpowiednie miejsce dla miejscowego pomnika jakże dramatycznej i skomplikowanej historii, która nie zaczęła się w styczniu 1945 roku, lecz 1 września 1939, a następnie 22 czerwca 1941, kiedy dwa "zbratane państwa totalitarne" (nasycone częściowo podbojem państw Europy Środkowo-Wschodniej) rzuciły się sobie do wilczych gardeł…
Dalej Brakoniecki przedstawia, jakimi argumentami Traba przekonał go wcześniej do „ idei przeistoczenia pomnika w Świątynię Pokoju”.
„Wtedy wyobrażam sobie, że stoję przed wejściem do Muzeum Wiecznego Pokoju na placu Wiecznego Pokoju Kanta (filozofa rodem z Königsberga), że zaraz wejdę do środka tego szklanego i nowoczesnego obiektu przestrogi, pamięci i pokoju, który składa się z tegoż właśnie pomnika z granitu i dodatkowo dobudowanej całkowicie szklanej części wystawowej, w której niewiele jest obiektów: są tu wybrane zdjęcia i nazwiska miejscowych mieszkańców (polskich, niemieckich, żydowskich, warmińskich), a wszystko spowija dzienne światło pokojowej nadziei. Wychodzę na zewnątrz przez dwie nowo dodane kolumny zbudowane z jakiegoś nowoczesnego materiału, które rezonują muzyką zjednoczonej Europy, stając się świetlnym łukiem triumfalnym, bramą pokoju i solidarności.
Ale zaraz przypominam sobie, że wojna w Ukrainie trwa, że na plac Tiananmen, Plac Niebiańskiego Spokoju w Pekinie 4 VI 1989 roku wjechały chińskie czołgi i zmiażdżyły pokojowe protesty pekińskich studentów. Chiny wspierają zbrodniczą Rosję, a walczącą samotnie o niepodległość Ukrainę popierają USA, Europa i Polska…, że olsztyńskie Muzeum Wiecznego Pokoju na Placu Wiecznego Pokoju to… tylko marzenie… Rosyjskie czołgi stoją na granicy olsztyńskiego województwa, rakiety wymierzone mają cele…”
Niech ten pomnik idzie do piekła, na cmentarz idei, zbrodni, niepamięci”
Ale nadal targają poetą wątpliwości. Pyta: „Ale czy takie działanie przyniesie automatycznie zwycięstwo prawdzie, dobru, lepszej przyszłości?” I ogłasza alarm, w którym w obronę wartości włącza też pomnik.
„Olsztyn-Allenstein- Oлштын
Ogłaszam alarm dla pomnika wojny byłej i tej dzisiejszej, dla wolności, demokracji, pokoju”.
Brakoniecki parafrazuje tutaj „Alarm”, utwór Antoniego Słonimskiego z 1940 roku („Ogłaszam alarm dla miasta Warszawy! Niech trwa”) o obronie Warszawy we wrześniu 1939 roku. Dzisiaj też walczymy o te same wartości, co we wrześniu 1939 roku. Pomnik Wdzięczności Armii Radzieckiej ich nie symbolizuje i nie jest pomnikiem „minionej wojny” tylko sowieckiej okupacji.
Jednak mimo wszystkich moich uwag i zastrzeżeń do Listu muszę na koniec wyrazić uznanie Kazimierzowi Brakonieckiemu za odwagę. "Borussia" to rodzaj lewicowej sekty. Takie wyłamanie się z narzuconej narracji członkom w sprawie "szubienic" przez prezesa Roberta Trabę wymagało odwagi i zapewne narazi go na różnego rodzaju przykrości.
Adam Socha
Na zdjęciu: Demonstracja w obronie "szubienic" i prezentacja "Projektu dla Pokoju" prof. Roberta Traby, w środku - zaznaczony białym półkolem - Kazimierz Brakoniecki.
PS. Ostatnio Bohdan Bachmura w imieniu „Świętej Warmii” i Fundacji „Debata” wystosował Apel do prezydenta Olsztyna Roberta Szewczyka i radnych, by nie czekając na wyrok NSA, który nastąpi dopiero za kilka lat, usunąć Pomnik Wdzięczności Armii Radzieckiej. „Obecność pomnika chwały sowieckiego oręża w centrum miasta wojewódzkiego to czysty surrealizm! Ten wrzód trzeba przeciąć!” - czytamy w Apelu, pod którym zbierane są podpisy mieszkańców, organizacji patriotycznych i kombatanckich Olsztyna.
Skomentuj
Komentuj jako gość