Paweł Abramski, były poseł Kongresu Liberalno-Demokratycznego i b. senator AWS z Olsztyna, złożył w poniedziałek 28.10. sensacyjne zeznanie jako świadek w sprawie karnej Władysławy Winiarskiej oskarżonej o wyłudzenie statusu osoby represjonowanej w stanie wojennym i uzyskania z tego tytułu nienależnych świadczeń pieniężnych (wynosi ono tyle ile najniższa emerytura czyli 1780 zł). Sprawa toczy się przed Sądem Rejonowym w Olsztynie. Kolejna rozprawa 20 stycznia 2025 roku o godz. 9.00 w sali nr 150.
Na tę rozprawę sąd wezwał bardzo długą listę świadków. Oprócz Abramskiego stawili się Adam Jerzy Socha - dziennikarz, którego artykuły nt. Winiarskiej doprowadziły ją na ławę oskarżenia oraz więźniarkę stanu wojennego Danutę Gulko. Nie stawił się b. poseł PiS Jerzy Gosiewski z Mrągowa (przysłał usprawiedliwienie) i były poseł Polskiej Partii Przyjaciół Piwa Leszek Bubel (został ukarany przez sąd grzywną 1000 zł).
Jako pierwszy zeznawał dziennikarz Adam Jerzy Socha, którego artykuły na temat Winiarskiej pt.
Bohaterka olsztyńskiej, podziemnej „Solidarności” czy mitomanka?
spowodowały śledztwo prokuratury i postawienie Winiarskiej w stan oskarżenia. Jego artykuły sa w aktach sprawy. Świadek powtórzył to co w śledztwie, że bardzo drobiazgowo i skrupulatnie przeprowadził śledztwo dziennikarskie przeprowadzając wywiady i konfrontując relacje rozmówców z opracowaniami naukowymi historyków i z materiałami w archiwum IPN. Podkreślił, że po wykonaniu tej długiej i żmudnej pracy, nie miał żadnej wątpliwości, iż pani Winiarska nie miała nic wspólnego z działalnością podziemną w okresie od stanu wojennego do Okrągłego Stołu w 1989 roku.
Fot. A. Skrago Radio Olsztyn
Następnie obrońca Winiarskiej mec. Michał Klimaczak przez 1,5 godziny na wszystkie sposoby swoimi pytaniami starał się zdyskredytować warsztat dziennikarza i jego wiarygodność. Dziennikarz drobiazgowo opisywał, jak zbierał informacje i jak je weryfikował. Został zobowiązany przez sąd do udostępnienia nagrań rozmów z oskarżonymi, na wniosek obrońcy.
Zeznawała także działaczka solidarnościowa z Olsztyna Danuta Gulko, jedna z najbardziej zaangażowanych osób w Olsztynie w działalność niepodległościową. Współorganizatorka strajku w sierpniu 1981 roku w OZGrafie, najdłuższego strajku w PRL, strajku - jak podkreśliła - nie o sprawy materialne - ale o prawdę w mediach i wolność słowa. W stanie wojennym włączyła się w pomoc rodzinom internowanych działaczy "Solidarności". Za organizację w stanie wojennym manifestacji w Olsztynie, w pierwszą rocznicę podpisania Porozumień Sierpniowych, wraz z grupą pracowników OZGrafu została skazana przez Sąd Pomorskiego Okręgu Wojskowego w trybie doraźnym na 3,5 roku więzienia. Po wyjściu kontynuowała działalność podziemną.
Jak zeznała w sądzie, relacja Wiesławy W. o działalności w antykomunistycznym podziemiu jest mało wiarygodna.
- Działalności, która moim zdaniem jest zupełnie nieosadzona w realiach tamtych czasów. Sposób opisu tej rzeczywistości jest abstrakcyjny i brzmi karykaturalnie – przekonywała.
Abramski: Woziłem materiały z Berlina
Na końcu zeznawał Paweł Abramski, który przed poprzednią rozprawa 24 lipca powiedział dziennikarzowi, że poznał Winiarską w 2019 roku podczas wspólnej działalności w kampanii wyborczej partii „Wolni i Solidarni”, z której Abramski startował do Sejmu. - W sądzie powiem coś sensacyjnego - zapowiedział wówczas. I rzeczywiście, była sensacja.
Pytany, kiedy poznał Winiarską stwierdził, że podczas rejestracji komisji zakładowych "S" w 1980 roku. On rejestrował komisję z Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Handlu Wewnętrznego w Olsztynie, której był doradcą prawnym, a Winiarska prawdopodobnie rejestrował komisję z jakiegoś banku. Później spotkaliśmy się na korytarzy w Zarządzie Regionu "S" w Olsztynie.
- Było zdawkowe, cześć, cześć. Wtedy przewijały się w zarządzie setki osób - powiedział.
Na pytanie sędzi Mirelli Sprawki, czy wie coś więcej na temat działalności pani Winiarskiej, odpowiedział: "nie".
Zapytany przez obrońcę Winiarskiej o "cechy działalności opozycyjnej" odparł:
Ci ludzie, którzy siedzą na ławie, to są bohaterowie „Solidarności”. Tych ludzie tu nie powinno być. Ja za nich byłbym w stanie rękę i głowę oddać, dlatego że są to ludzie, którzy wówczas nadstawiali głowę. Im powinno się cześć oddawać, ordery wręczać a nie sadzać na ławie oskarżonych - przekonywał Abramski. - Jest to dla mnie niezrozumiałe.
- Czy pan przewoził ulotki? - zapytał obrońca Winiarskiej.
P. Abramski: Tak, woziłem materiały z Berlina, oczywiście nikt o tym nie wie, każdy wtedy robił na swój szczot. Wiozłem cztery razy materiały odebrane pod kościołem w Berlinie, potem się dowiedziałem, że pochodziły od struktur Solidarności Walczącej, gdy je odbierałem spod kościoła, tego nie wiedziałem. Sam odbierałem i sam woziłem. Trzy razy mi się udało, za czwartym razem mi się nie udało. Zostałem złapany w pociągu na trasie Berlin - Warszawa. Mądry WOPista poradził mi, żebym szybko przemieścił się w polską stronę pociągu, dlatego, bo pociągi były dzielone. "Niech pan szybko przejdzie na polską stronę, bo może panu stać się krzywda". Przeszedłem. Zostałem wysadzony z materiałemi, przez WOPistów i przez bezpiekę i zatrzymany na przejściu granicznym, z paczką książek.
Sędzia: komu pan zawoził te ulotki?
P. Abramski: To nie były ulotki, tylko wydawnictwa książkowe wydane poza cenzurą. Jak pojechałem samochodem bez paszportu, jakoś mi się udało. To ugrupowanie, z którym ja współpracowem, a wówczas nie miałem zielonego pojęcia, kto to był, dopiero później się dowiedziałem, że to była Solidarność Walcząca.
Sędzia: Jak to się odbywało?
P. Abramski: Ulotek nie rozdawało się na ulicy, tylko osobom, które człowiek darzył szacunkiem, ale to nie były ulotki, tylko materiały poza cenzurą, książki, pisma.
Obrońca oskarżonej: A czy przekazywał pan te materiały pani Winiarskiej?
P. Abramski: Tak. To było jedno spotkanie. Przekazałem jedną paczkę materiałów. Odbyło się to w Kortowie na placu, jak wjeżdża się na osiedla na Jaroty. Przekazałem i odjechałem.
Sędzia: w którym to było roku?
P. Abramski: 83. chyba.
Sędzia: Jakie to były materiały?
P. Abramski: Tam była książka "Archipelag Gułag", pisma wydawane przez Giedroycia, to były niewielkie objetościowe materiały, pisane drobnym drukiem.
Sędzia: Gdzie pan je otrzymał?
P. Abramski: Pod kościołem w Berlinie
Sędzia: I komu pan je przekazywał?
P. Abramski: Tym, którzy mnie znali z mojej działalności, wiedzieli, że jeżdżę do Niemiec. Pytali: "A co tam słychać na Zachodzie?" Wiele osób odbierało książki spod tego kościoła i woziło do Polski.
Sędzia: Skąd pan wiedział, że ma przekazać materiały pani Winiarskiej
P. Abramski: Panią Winiarską darzyłem zaufaniem. i taką paczkę ode mnie otrzymała. Myśmy byli umówieni telefonicznie. To był tylko jeden raz. Nie było między nami rozmowy tylko przekazanie paczki.
Prokurator: Czy dobrze pana zrozumiałem, czy poza przekazaniem paczki pani Winiarskiej, nie ma pan innej wiedzy o działaności podziemnej pani Winiarskiej?
P. Abramski: Tylko z tego ją znam, że się poznaliśmy podczas rejestracji komórek związkowych.
Prokurator: A czy coś pan wie o wieszaniu przez panią Winiarską plakatów antykomunistycznych na murach budynków należących do władz PRL?
P. Abramski: Proszę Wysokiego Sądu, ludzi, którzy zajmowali się walką z ówczesną władzą były dziesiątki, setki a nawet tysiące. Żeby wiedzieć o jakiejś osobie, to była rzadkość. Istotą takiej działalności było to, żeby nikt nie wiedział, kto co robi. Wcale się nie dziwię, że nikt nie wiedział o działalności pani Winiarskiej, tak jak nikt nie wiedział, że ogólnie działałem w podziemiu, ale w konsekwencji otrzymałem coś takiego Abramski wyciągnął z kieszeni okrągły medal. Niestety, nie zdążyłem zobaczyć, co to za medal, a sędzia nie kazała, by jej pokazał. Odznaczeniem za walkę na rzecz Niepodległości w okresie po 13 grudnia 1981 roku jest Krzyż Wolności i Solidarności, ale jest w kształcie krzyża a nie okrągłego medalu. Na stronie kancelarii Prezydenta RP ani na stronie IPN na liście odznaczonych nie figuruje Paweł Abramski. Na stronie Senatu RP podano, że Abramski odznaczony jest medalem KEN oraz złotym medalem Polskiego Związku Brydżowego.
Prokurator: A czy ma pan wiedze na temat działalności pani Gulko?
P. Abramski: O pani Gulko tu obecnej, to się generalnie mówiło, że jest ikoną Solidarności, osobą walczącą z ustrojem, ale takich osób było więcej. Dla mnie np. wielkim autorytetem były osoby, które mnie do związku przyjmowały, to był mój bezpośredni przełożony, szef mojego związku Włodek Pagacz, zmuszony do emigracji do Kanady, autorytetem był dla mnie też Lechowski i wszyscy, którzy tworzyli związek.
Na tym zakończyło się zeznanie Pawła Abramskiego.
Mam mnóstwo pytań do Pawła Abramskiego po wysłuchaniu jego zeznania. Zadzwoniłem, prosząc o wywiad. Odparł, że dopiero po zamieszczeniu jego sprostowania, co niniejszym czynię.
"Pan Bogdan Bachmura Redaktor Miesięcznika Debata
Szanowny Panie ! My niżej podpisani ŻĄDAMY sprostowania zapisu w tekście omawiającego postępowanie sądowe przeciwko Zofii - Władysławie Winiarskiej. Dotyczy to akapitu w którym w oparciu o Pańskie słowa Adam Socha napisał :
cyt. "jak mi powiedział współzałozyciel KLD w Olsztynie Bogdan Bachmura " Abramski trafił do polityki w wyniku dealu : spółka Semeco,którego dyrektorem oddziału w Olsztynie był Paweł ,wyłoży kasę na "Gazetę Olsztyńską" w zamian Paweł otrzyma "jedynkę" !?
Informujemy, że Semeco NIGDY nie było zainteresowane zakupem "Gazety Olsztyńskiej. Po drugie NIGDY nie było kupczenia miejscami na liście ,gdyż okręg w którym kandydował Paweł Abramski ,obejmował dwa ówczesne województwa : olsztyńskie i elbląskie . Nie znamy detali układania list, ale chyba oba zarządy nie potrafiły się porozumieć w sprawie. Zresztą o listach decydował Zarząd Główny KLD.
Oczekujemy , że w terminie 7 dni dokonacie sprostowania tekstu na stronie internetowej oraz w kolejnym papierowym wydaniu "Debaty"
Informujemy , że brak z waszej strony reakcji na nasze żądanie będzie skutkowało wnioskiem do sądu.
mgr Bogdan Barczyk - były właściciel Spółki Semeco
dr Paweł Abramski - były dyrektor Oddziału spółki w Olsztynie
Gdańsk 26 października 2024"
Odpowiedź Bogdana Bachmury:
"Potwierdzam, to co powiedziałem red. Adamowi Sosze, a co red. Socha wiernie zacytował i z niczego się nie wycofuję"
Bogdan Bachmura.
Prosiłem też Pawła Abramskiego o nr telefonu do Bogdana Barczyka, ale powiedział, że musi uzyskać jego zgodę, więc czekam.
Sala rozpraw w dniu 24 lipca 2024 roku, po prawej oskarżeni: A. Gierczak, Jan M., Zofia D. i W. Winiarska, fot A.Socha
Co zezna świadek Leszek Bubel?
Leszka Henryka Bubla, skandalistę, która sam określa się jako „naczelny antysemita RP” poznaliśmy w Olsztynie w 2019 roku. Wystartował wówczas z Olsztyna do Senatu RP tylko w jednym celu, żeby utrącić ponowny wybór senator niezależnej Lidii Staroń. Chciał się odegrać za to, że w programie TVP red. Jaworowicz „Sprawa dla reportera” zarzuciła Bublowi "stosowanie lichwy i popełnienie przestępstwa skarbowego". Pozwał ją za to o naruszenie dóbr osobistych.
Dodatkowym impulsem do startu przeciwko Staroń było nawiązanie z nim współpracy przez Zenona Procyka, który też chciał się Staroń zrewanżować za spowodowanie jego aresztowania jako prezesa SM „Pojezierze”. Procyk został uniewinniony i jeszcze otrzymał odszkodowanie, prawie 2 mln zł za niesłuszne aresztowanie. Jedyną osobą skazaną w tym procesie była główna księgowa SM "Pojezierze" Władysława Winiarska, za usunięcie z mieszkania spółdzielczego matki szóstki dzieci, która była w 9. miesiącu ciąży z siódmym dzieckiem. To mieszkanie dostała córka Winiarskiej.
Procyk i Winiarska wspierali kampanię wyborczą Bubla. Z pojawienia się Bubla w trakcie kampanii wyborczej w Olsztynie skorzystała prokuratura, która od dłuższego czasu nie mogła postawić mu zarzutów, gdyż był nieuchwytny. Policja zatrzymała go i doprowadziła do prokuratury, gdzie postawiono mu 21 zarzutów z art. 216 par.2kk (znieważenie osoby za pomocą środków masowego komunikowania), z art. 216 par.1kk (znieważenie osoby) i z art. 190a par.2kk (podszywanie się pod inną osobę za pośrednictwem Internetu w celu wyrządzenia tej osobie szkody osobistej i majątkowej) i wypuszczono.
O jego kampanii w Olsztynie napisałem na debata.olsztyn.pl w tekście „Bubel show”
W Wikipedii czytamy, że Leszek Henryk Bubel (ur. 19 stycznia 1957 w Węgrowie) to polski polityk, publicysta, wydawca i złotnik. Kandydat na urząd prezydenta RP w 1995 i 2005, poseł na Sejm I kadencji w latach 1991–1993 z Polskiej Partii Przyjaciół Piwa. Jego ojciec prowadził w PRL sklep galanteryjny i stolarnię. W 1967 Leszek Bubel zamieszkał w Warszawie gdzie w 1979 roku uzyskał tytuł mistrzowski w zawodzie złotniczym jako najmłodszy mistrz w historii polskiego złotnictwa. W tym samym roku uruchomił własną pracownię złotniczą. W 1980 ukończył liceum ogólnokształcące.
Po 1989 roku zajął się działalnością wydawniczą, wydając dziesiątki pism oraz książek w tym o profilu narodowym i antysemickim. W 2006 roku warszawski Sąd Okręgowy uznał go winnym znieważenia Żydów i wymierzył karę grzywny w wymiarze 5 tys. zł.
W dniu 24 lipca, w którym miała odbyć się rozprawa, zadzwoniłem do Leszka Bubla.
- Dlaczego nie stawił się pan dzisiaj na rozprawę?
LB: Bo rozchorowałem się.
- Na szczęście dla pana ⁸sprawa została przeniesiona na 28 października. Dlaczego pan został zgłoszony przez Winiarską jako świadek?
LB: Bo ja mam niebywałą historię z podziemia. Byłem bogaty jako jubiler-złotnik, zarabiałem miesięcznie równowartość samochodu i finansowałem podziemne drukarnie. Kupowałem drukarzom Romayory, taka maszyna kosztowała z 20 tys. zł i na dobę drukowała 20 tys. ulotek. Ustawiłem wszystkie drukarnie prywatne w Warszawie, których było około 50 i w okolicach Warszawy, Radio „S”, byłem internowany w Strzelinie, pobity 28 razy. Teraz udało mi się mojego oprawcę kapitana prokuratury wojskowej podać 3 miesiące temu do sądu. I ona (Winiarska) otarła się o tą działalność. Ja działałem przez pośredników.
- Czy przed stanem wojennym działał pan w „Solidarności”?
LB: Byłem członkiem Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Indywidualnego Rzemiosła „S”
- Czy zetknął się pan w latach 80. z Winiarską i współpracował z nią w podziemiu?
LB: Ja byłem głęboko zakonspirowany. Rzadko się z kimś spotykałem. Nie mogłem się wystawiać na cel, bo miałem poważniejsze zadania do wykonania, a nie rzucanie kamieniami. Działałem przez parę osób. Ja do dzisiaj nie mogę ujawnić jak odbywały się pewne akcje specjalne, bo jeszcze mogą mi łeb ukręcić.
- W takim razie jak pan poznał Winiarską?
LB: Ona (Winiarska) tu się pokazywała. Ona była bardzo ładną kobieta, stąd ją zapamiętałem.
- Ale gdzie się pokazywała, w którym roku pan ją poznał?
LB: Panie, pan pamięta co robił i z kim się spotykał 40 lat temu? Chyba Andrzej Wróbel ją do mnie przyprowadził, pośrednik. Ładna kobieta była i tam różne rzeczy były… Ja ją bardzo słabo znam.
- Ale jakie „rzeczy były”
LB: Ona się zajmowała kolportażem na Olsztyn. Tyle. Ktoś ją polecił, ale nie pamiętam kto. Jest wielce prawdopodobne, że ona tam dobrą robotę robiła. Bo byli tacy, co brali ulotki i do śmietnika wyrzucali, takie chojraki.
- Winiarska do pana się zgłaszała po te ulotki?
LB: Bezpośrednio to nie. Chłopie, ja się nie zajmowałem drukiem i kolportażem. Ja takich rzeczy do łapy nie brałem, bo by mnie złapali. Rodzinę miałem, dwóch synów, maluchów. Panie, to było 40 lat temu. Pewne rzeczy się pamięta, pewne nie. A tam w Olsztynie, jak czytałem o tych działaczach w Olsztynie, którzy podważają jej oświadczenie, to jakieś obsrajnogi, bo ja przez 13 lat opracowywałem materiały lustracyjne z IPN, mam 500 publikacji i mogę ich zlustrować, zobaczymy wtedy, co to byli za działacze. Niech mi pan tylko da ich nazwiska i daty urodzenia, to po miesiącu wszystko o nich będę wiedział. Nie lubią jej, bo jest niezależna.
- Nazwiska i daty urodzenia doskonale zna Winiarska. Na stronie IPN czytamy, że Pan został internowany 9 września 1982 roku i po 8 dniach wypuszczony:
„Leszek Henryk Bubel został internowany mocą decyzji komendanta wojewódzkiego MO we Wrocławiu. Powód: „istnieje uzasadnione przypuszczenie, iż przebywając na wolności naruszy obowiązujący porządek prawny”. 6.09.1982 osadzony w Zakładzie Karnym w Strzelinie. 14.09.1982 zwolniony” - czytamy w aktach wrocławskiego IPN. Był pan internowany zaledwie 8 dni. Za co został pan internowany i dlaczego na tak krótko?
LB: Organizowałem też we Wrocławiu drukarnię, ale ktoś mnie podpierd…ił. Przez jakieś 2 lata dwa razy w tygodniu latałem samolotem do Wrocławia pod pozorem handlu biżuterią i po popołudniu wracałem. I w trakcie lotu „Antkiem” z Warszawy do Wrocławia SB zrobiła prowokację, chcieli mi „przybić”, że samolot porwałem,. Wezwali mnie w czasie lotu do kontroli, esbek dał mi piochą w głowę a ja mu w jaja, ale drugi przystawił mi pistolet do głowy. Przyszedł na to kapitan „Antka” ze stewardesą i kazał wszystkim wracać na swoje miejsca, bo w czasie lotu to on dowodzi. Dał mi wizytówkę, że on będzie świadczył za mną i mi dupę uratował. Za rękę mnie nie złapali, bo działałem przez pośredników. Po wylądowaniu 2. nyski milicyjne na mnie czekały. A wyszedłem szybko, bo matka wykupiła mnie za 7 tys. dolarów. Miała przyjaciela, a jego brat był ministrem energetyki i on znalazł dojście. Wie pan, za okupacji z Pawiaka ludzi wykupywali, to co tam w stanie wojennym.
- W pana teczce założonej w związku z pana internowaniem nie ma ani słowa o jakiejś pana działalności wywrotowej, ani słowa dlaczego komendant milicji wrocławskiej uważa, że zagraża pan porządkowi prawnemu i nakazał internowanie pana. Dlatego domniemuję, że faktycznie wywołał pan jakąś awanturę na pokładzie samolotu. Został pan wypuszczony po napisaniu podania (poniżej), w którym zapewnia, że nigdy nie zajmował się żadną działalnością polityczną, ma pan narzeczoą w ciąży i buduje dom, dlatego prosi o zwolnienie. I komendant pana zwalnia. Zapewniam pana, że żaden działacz Solidarności na podstawie takich argumentów nie został zwolniony.
- Czy występował pan, tak jak Winiarska o status osoby represjonowanej w stanie wojennym do Urzędu ds. Kombatantów? Bo poza tym kilkudniowym internowaniem na stronach IPN nie ma ani słowa więcej na pana temat. Nie ma też pana biogramu w Encyklopedii Solidarności. Nie występuje pan w opracowaniach historyków na temat działalności podziemnej w Warszawie, drukarni podziemnych oraz w historii Radia "Solidarność" założonego i prowadzonego do aresztowania przez Zofię i Zbigniewa Romaszewskich.
LB: Co mi tam status z urzędu?! Ja dostałem status pokrzywdzonego z IPN, mam sądowy wyrok, że mam udział w czynnej walce o niepodległy byt państwa polskiego. A pana kto zgłosił na rozprawę? Winiarska?
- Prokurator, jestem dziennikarzem, weryfikowałem oświadczenie Winiarskiej na temat jej podziemnej działalności i opublikowałem na ten temat kilka artykułów.
LB: Ja je mam od niej na pendrive te pana artykuły, ale jeszcze ich nie czytałem. Jak tam k…a wjadę to was wszystkich rozpierd….ę! Opierd…ć was trzeba!
- Kiedy teraz Winiarska do pana dotarła, żeby został pan jej świadkiem?
LB: Ja ją poznałem 4 lata temu, gdy przyjechała do mnie z Procykiem, tym prezesem spółdzielni mieszkaniowej, przed wyborami parlamentarnymi 2019 roku, żebym ich bronił, bo ja prowadziłem Fundację Paragraf. Procyk opowiadał, że wygrał odszkodowanie, ale miejscowa prasa boi się pisać o tym, więc zwrócił się do mnie, żebym opisał jego historię. Przyjrzałem się temu i stwierdziłem, że w Olsztynie jest sitwa, mafia. Winiarska miała 27 zarzutów prokuratorskich, ostał się tylko jeden. Wystartowałem przeciwko Staroniowej, trochę podpisów mi zebrali. Może dwa, trzy razy się z nią widziałem i tyle. Pan chce pisać na ten temat, że będę świadkiem?
- Oczywiście
LB: Jak tam przyjadę na rozprawę, to powiem „wypierd...ać gówniarze!”, rzucę dokumentami, zdjęciami. Niech pan zweryfikuje tych, którzy ją oskarżają. Bo ona mówi, że to komuchy, że nie są wiarygodni. I jak się taka kobieta ma bronić? Widziałem ją po tylu latach, posłuchałem i stwierdzam, że to jest wysokiej klasy kobieta, zaangażowana patriotka.
Po rozmowie z Bublem zadzwoniłem też do oddziału IPN w Warszawie, by zweryfikować jego rewelacje. Skierowano mnie do dra Tadeusza Ruzikowskiego, głównego specjalisty w Biurze Badań Historycznych, który od ponad 20 lat zajmuje się badaniem podziemia „S” w Warszawie (autor książki „Stan wojenny w Warszawie i województwie stołecznym 181-1983).
- Nigdy, ani w moich kwerendach, ani w wywiadach z działaczami podziemnej „S” w Warszawie nie natknąłem się na nazwisko „Leszek Bubel” – poinformował mnie dr Ruzikowski.
Co zezna świadek Jerzy Gosiewski?
- Panie Jerzy, a co pan tu robi, co ma pan zeznać? - zapytałem 24 lipca na korytarzu sądowym byłego posła PiS z Mrągowa Jerzego Gosiewskiego.
JG: Walczyłem w podziemiu, byłem aresztowany i pobity przez SB. Współpracowałem z panią Winiarską - wypalił eks-poseł PiS z Mrągowa.
- Ale gdzie pan działał w podziemiu, w Mrągowie? Kiedy pan został aresztowany i za co? - dopytywałem coraz bardziej zaskoczony.
JG: Działałem w całym kraju – odparł wymijająco.
Rozmowę przerwało nam wezwanie na salę rozpraw. Po wyjściu, poprosiłem Gosiewskiego, żeby opowiedział mi o swojej działalności podziemnej i współpracy na tym polu z Winiarską, ale uciekł przede mną.
Jego twierdzenie o bohaterstwie w stanie wojennym i męczeństwie przyjąłem z niedowierzaniem, gdyż nigdy nie słyszałem o takim działaczu antykomunistycznym w Mrągowie. Tym bardziej, że Gosiewski zasłynął z opowiadania o sobie fantastycznych rzeczy. Np. w 2020 roku na swoim FB napisał:
"Dziś, 1 stycznia 2020 roku ok. godziny 15 minęło dokładnie 20 lat od mojej walki z sus scrofa ferus - dzikiem europejskim (odyniec - wycinek) o wadze przeszło 130 kg. Dzik był rozjuszony i kierował się w kierunku bloków mieszkalnych, przy których spacerowało kilkadziesiąt osób z dziećmi. (…) Walka zakończyła się zwycięstwem, pomimo, że zostałem przez tego odyńca poszarpany i z przerwaną tętnicą udową z fragmentami swoich mięśni w koszuli, którą zerwałem z siebie, wylądowałem w szpitalu, gdzie po dwutygodniowej walce o moje życie i wielu zabiegach medycznych, w tym chirurgicznych i dzięki opatrzności Bożej cudem zostałem uratowany".
Gosiewski twierdzi, że dzik nie przeżył tego spotkanie.
Leśniczy i polityk do rozprawy Winiarskiej w dniu 24 lipca nie chwalił się swoją działalnością podziemną w czasach PRL. Weryfikację słów Gosiewskiego zacząłem od Wikipedii.
Jerzy Gosiewski (rocznik 1952) – podaje Wikipedia. - W 1975 ukończył studia na Wydziale Leśnym Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Następnie przez 30 lat pracował w Lasach Państwowych, w których awansował aż do zastępcy nadleśniczego Nadleśnictwa Mrągowo. Dalej Wikipedia podaje, że od 1980 działał w NSZZ „Solidarność”. Do 1981 pełnił m.in. funkcję zastępcy przewodniczącego międzyzakładowej komisji koordynacyjnej tego związku przy Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Olsztynie.
Obecnie w RDLP nie istnieje „S”, natomiast jest KZ „S” w Nadleśnictwie Mrągowo. Zadzwoniłem do szefa związku Adama Macełko.
- Ja co prawda jestem szefem dopiero od 1990 roku, ale nie słyszałem o podziemnej działalności pana Gosiewskiego – powiedział Macełko.
Szukałem śladów podziemnej działalności Gosiewskiego w archiwach IPN oraz w Encyklopedii Solidarności, ale bez skutku. Również w książkach historyków i publicystów na temat historii „Solidarności” na Warmii i Mazurach próżno szukać nazwiska „Jerzy Gosiewski”.
Jarosiński: Gosiewski chce wyłudzić status osoby represjonowanej
Zadzwoniłem wobec tego do polonisty Dariusza Jarosińskiego (rocznik 1956) z Mrągowa, który już przed 1980 rokiem nawiązał kontakt ze środowiskiem Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela. W 1980 roku był współzałożycielem NZS a w 1981 uczestnikiem strajku studenckiego na WSP w Olsztynie. Wcielony w 1981 roku do wojska, po wyjściu w 1982 roku włączył się w Mrągowie w działalność podziemia antykomunistycznego. Został za to w 1985 wyrzucony z pracy w SP nr 2 jako „element antysocjalistyczny”. W latach 1986–1989 z Tomaszem Jankowskim i Ryszardem Kozdruniem wydawał podziemne pismo „Echo Mrągowa”. Był pierwszym burmistrzem Mrągowa wybranym w wolnych wyborach w 1990 roku.
- Ten człowiek nigdy i nigdzie w podziemiu mrągowskim nie działał – stwierdził kategorycznie Jarosiński. - Jeśli działał to w PZPR. Zaczepił mnie kiedyś na ulicy, żebym potwierdził mu, że on działał w podziemiu. Owszem, w 1980 roku zapisał się do „Solidarności” w nadleśnictwie, ale w stanie wojennym leśnicy, jako służba mundurowa zostali zmilitaryzowani i nikt się nie odważył z nami współpracować przy kolportażu „Echa Mrągowa”, a zorganizowaliśmy kolportaż do wszystkich zakładów w Mrągowie.
Jednak Gosiewski złożył wniosek do Urzędu ds Kombatantów i Osób Represjonowanych z Powodów Politycznych w PRL o nadanie mu statusu działacza opozycji antykomunistycznej.
- Zostałem w 2022 roku zaproszony na posiedzenie Rady Konsultacyjnej ds. Działaczy Opozycji Antykomunistycznej oraz Osób Represjonowanych z Powodów Politycznych w PRL przy Wojewodzie w Olsztynie – kontynuuje Dariusz Jarosiński. - Na tym posiedzeniu Gosiewski barwnie opowiadał, jak on działał, że SB wzywała go za to na przesłuchania i biła. Obecni na posiedzeniu śmieli się w kułak z jego bajek. Po tym zebraniu napisałem list do Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych, że takie osoby jak Gosiewski, mało że nie powinny dostać statusu działacza podziemia, ale powinny być karane za próbę wyłudzenia statusu i świadczenia pieniężnego z tego tytułu.
Rada nie potwierdza działalności podziemnej Gosiewskiego
Przewodniczący Rady Konsultacyjnej Władysław Kałudziński potwierdził mi, że Jerzy Gosiewski składał wniosek 3 sierpnia 2021 roku o przyznanie mu „uprawnień kombatanckich”. Rada odpowiedziała, że jest powołana do opiniowania działaczy opozycji antykomunistycznej a nie kombatantów wojennych. Jednak na zebraniu Rady 7 marca 2022 roku wysłuchano Jerzego Gosiewskiego. Zapoznano się też z zeznaniami Dariusza Jarosińskiego i oświadczeniem Leona Żbikowskiego i Tomasza Jankowskiego.
Żbikowski napisał, że w maju 2016 roku Gosiewski zaprosił go do swojego biura poselskiego i wypytywał, na jakiej podstawie otrzymał legitymację działacza opozycji antykomunistycznej? Poinformował posła, jakie warunki trzeba spełnić. Powiedział, z kim działał w mrągowskim podziemiu, ale nigdy nie zetknął się z Gosiewskim. „Ja tam w Mrągowie ani przed ani po stanie wojennym nie działałem – przyznał wtedy Gosiewski, - ale działałem na Białorusi”. Poseł był pewny, że za 2 tygodnie uzyska legitymację.
Żbikowski w piśmie do Rady wyraził też zdziwienie, że Tomasz Jankowski z jego grupy potwierdził Gosiewskiemu działalność oraz swojej sąsiadce, której napisał, że była aresztowana, pobita i leżała w szpitalu. „Znam tę kobietę, to alkoholiczka i dlatego trafiła do szpitala. Zapytałem Jankowskiego, dlaczego jej podpisał? „Tak długo mnie prosiła…”. Ta kobieta po rozmowie ze mną wyrzuciła swój wniosek do kosza”.
Również Tomasz Jankowski, po rozmowie ze Żbikowskim, skorygował swoje oświadczenie do Rady. Napisał, że Gosiewski wykazywał zainteresowanie sprawami publicznymi, ale nie zdecydował się czynnie działać w opozycji i nie współtworzył pisma „Echo Mrągowa”.
Rada po wysłuchaniu Gosiewskiego i świadków stwierdziła, że te świadectwa nie potwierdzają działalności Gosiewskiego w opozycji antykomunistycznej na terenie powiatu mrągowskiego w latach 80. XX wieku.
Czy mimo to Gosiewski, tak jak Winiarska, otrzymał status nie zdołałem ustalić, gdyż Urząd ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych odpowiedział mi, że to nie jest informacja publiczna.
Informacje o Gosiewskim w raportach SB
O tym, co robił Jerzy Gosiewski w okresie 1981 – 1989 możemy dużo dowiedzieć się z teczki SB Sprawa Obiektowa „Sosna”, założonej w celu monitorowania tego co się dzieje m.in. w Nadleśnictwach Mrągowo, w którym pracował Gosiewski. Nadleśnictwem „opiekował się ppor. Jerzy Naumowicz, st. insp. gr VI SB RUSW w Mrągowie. Korzystał z informacji od Kontaktów Służbowych „MB” i „EG”, (nadleśniczy i zastępca – przypis A.Socha) oraz Osobowych Źródeł Informacji TW ps. „Kazik”, kontaktów operacyjnych rejestrowanych „MD” i nierejestrowanych „Klon”, „Olcha” i „JG”.
Raporty ppor. Naumowicza zawierają ciekawe informacje dotyczące nadużywaniu władzy przez osoby z kierownictwa nadleśnictwa, czerpania osobistych korzyści z racji sprawowanych funkcji i nepotyzmu. Z jednej z notatek dowiadujemy się też o poczuciu bezkarności najwyższych funkcjonariuszy rządu gen. Jaruzelskiego. Np. Minister Współpracy Gospodarczej z Zagranicą Dominik Jastrzębski samowolnie wybudował daczę na terenie Mazurskiego Parku Krajobrazowego, nad jeziorem Majcz Wielki. Miał też wydzielony na terenie Nadleśnictwa Strzałowo własny rejon łowiecki. OZLP i Wojewódzki Konserwator Przyrody nie interweniowali, bo bali się narazić. W 1997 roku Trybunał Stanu uznał Jastrzębskiego za winnego w tzw. aferze alkoholowej. Zmarł w 2010 roku.
Ale wróćmy do Gosiewskiego, który awansuje na nadleśniczego
Pod koniec grudnia na odprawie rocznej w Miejskim Domy Kultury w Mrągowie nadleśniczy Marceli Borcz poinformował, że od 1 stycznia 1987 roku jego zastępcą będzie leśniczy terenowy Sadłowa Jerzy Gosiewski „co przez zebranych zostało przyjęte milczeniem, w pewnych kręgach było to zdziwienie, a niektórzy po prostu się z tego śmieli. Brakowało tylko osoby, która zaczęłaby gwizdać na taki wybór. Na przerwie nikt nie podszedł do Gosiewskiego i nikt nie składał mu gratulacji, jak to tradycyjnie bywa” – czytamy w raporcie ppor. Naumowicza.
Tym większe było zdziwienie leśników, że po przerwie nadleśniczy omawiając wyniki pracy leśniczych terenowych za 1986 rok stwierdził, że najgorzej wypadł Gosiewski.
„Wybór Gosiewskiego w kuluarach komentowano tym, że od dawna chodzi on przy Borczu i z Borczem utrzymuje dość bliskie kontakty, mają podobne charaktery, a nadto razem polują. Gosiewski nie jest lubiany zarówno wśród pracowników fizycznych jak administracyjnych nadleśnictwa. Jest określany mianem człowieka nie znającego się na robocie, nie liczącego się z niczyim zdaniem, jest człowiekiem chytrym na pieniądze i zrobi wszystko, żeby jak najwyżej dojść w hierarchii służbowej. W sumie to pracownicy nic go nie obchodzą, postępuje tak, aby być widocznym u przełożonych i zdobyć sobie jak największe zaufanie i poważanie. Zdaniem załogi najlepiej na stanowisko zastępcy nadawałby się Sroczyński, którego pracownicy cenią i zna się na pracy” – napisał ppor. Naumowicz.
Jeszcze 31 marca 1987 roku płk. Wiesław Poczmański, zastępca Komendanta Wojewódzkiego WUSW w Olsztynie ds. SB zatwierdził wniosek o niedopuszczeniu Jerzego Gosiewskiego do prac stanowiących tajemnice państwową, podpisany przez mjr. Władysława Chrostowskiego. W odpowiedzi na pismo z dnia 23 listopada 1987 roku w sprawie dopuszczenia do prac stanowiących tajemnice państwową, zastępca szefa Rejonowego Urzędu Spraw Wewnętrznych ds. SB w Mrągowie mjr Władysław Chrostowski tak charakteryzował Gosiewskiego:
"Wymieniony w przeszłości, w latach 1980-1981 był czynnym organizatorem NSZZ „S” w Nadleśnictwie Mrągowo, osobiście agitował pracowników do wstąpienia do tego związku, był zastępcą przewodniczącego „S” zakładowej, W okresie działania NSZZ „S” był inspiratorem szeregu akcji strajkowych na terenie nadleśnictwa, pikietował z opaską na ręku bramę nadleśnictwa, umieszczał flagę narodową na bramie. Ponadto wszedł w skład MKK „S” w OZLP Olsztyn jako zastępca przewodniczącego. Od tamtej pory do chwili obecnej w/w utrzymuje bliskie kontakty z byłymi opozycjonistami z terenu Mrągowa pozostającymi w naszym aktualnym zainteresowaniu od strony negatywnej, znany jest z poglądów wspierających b. „S”. Przejawiał obojętną postawę do obecnych związków zawodowych jak również do działalności społecznej. Nie należy do PZPR ani do innych organizacji politycznych. Ze względu na bliskie kontakty z nadleśniczym Nadleśnictwa Mrągowo Marcelim Borczem został awansowany na stanowisko zastępcy nadleśniczego z dniem 1 stycznia 1987 roku i w związku z tym wstąpił dopiero do związków zawodowych. Wśród załogi nie cieszy się poważaniem ani zaufaniem, jest typem człowieka, który nie liczy się z nikim i niczym, typowym karierowiczem. Nie jest uważany również za dobrego fachowca. Jest człowiekiem o zdecydowanie materialnym zainteresowaniu.
Kandydatura wymienionego nie była konsultowana z władzami polityczno-administracyjnymi gminy Mrągowo. A I sekretarz KG PZPR stwierdza, że nie wyraziłby zgody na powołanie J. Gosiewskiego na stanowisko nadleśniczego.
W związku z powyższym wnioskuję o niedopuszczenie w/w do prac stanowiących tajemnicę państwową”.
Jednak wystarczyło, że Gosiewski zapisał się w sierpniu 1987 roku do PZPR, by ten sam mjr. Chrostowski przestał stawiać przeszkody w dopuszczeniu Gosiewskiego do prac stanowiących tajemnicę państwową. Mjr Chrostowski teraz napisał:
„Utrzymywane przez niego kontakty z Tomaszem Jankowskim, byłym internowanym wynikają stąd, iż razem w przeszłości pracowali w Nadleśnictwie Mrągowo, kontakty te nie są związane z prowadzeniem wrogiej opozycyjnej działalności. Nie stwierdzono aby w/w podejmował wrogą działalność i wypowiadał się szkodliwie o obecnej rzeczywistości w PRL” – wyjaśniał mjr Chrostowski i dalej opisał nagłą przemianę polityczną Gosiewskiego z „solidarnościowca” w lojalnego obywatela PRL.
„W sierpniu 1987 roku Jerzy Gosiewski wstąpił do PZPR przy POP Miejskim Domu Kultury w Mrągowie. Należy również do obecnych Związków Zawodowych. Ustalono, że w ostatnim okresie przejawia on lojalne poglądy wobec rzeczywistości ustrojowej w PRL oraz do organów SB i MO.”.
Legitymacja partyjna pozytywnie wpłynęła także na stosunek do wykonywanych obowiązków przez Gosiewskiego:
„W pracy zawodowej przejawia przedsiębiorczość i zaangażowanie”.
Zapisanie się do PZPR pozytywnie wpłynęło także na karierę żony, która została powołana na zcę dyrektora ds. ekonomicznych w ZMB „Bumar”.
„Biorąc powyższe pod uwagę, nie stawiamy przeszkód w dopuszczeniu Jerzego Gosiewskiego do prac stanowiących tajemnicę państwową” – podsumował mjr. Chrostowski.
Oszałamiająca kariera polityczna Gosiewskiego po 1990 roku
W Wikipedii czytamy, że po 1990 roku Gosiewski był zarówno radnym Mrągowa jak i Sejmiku. W 1996 wstąpił do Ruchu Odbudowy Polski, by w 2001 przejść do PiS. Tego samego roku startował z listy tej partii do Sejmu, ale wówczas nie zdobył mandatu. Ponowny start z listy PiS w 2005 zwieńczył sukcesem. W 2011 nie startował. W 2015 ponownie uzyskał mandat poselski z listy PiS, z wynikiem 5.092 głosów.
W trakcie kampanii wyborczej do Sejmu w 2019 roku oskarżył działacza PiS z Mrągowa, wicestarostę mrągowskiego Sławomira Prusaczyka o zniesławienie. Prusaczyk, w rozmowie z kierowcą wożącym przyczepkę z banerem Gosiewskiego, miał nazwać Gosiewskiego „donosicielem i sprzedawczykiem, który za to co robił w stanie wojennym, nie jest godny być posłem PiS”. Sąd zarówno I, jak i II instancji uniewinnił Prusaczyka. Gosiewski w wyborach w 2019 roku przepadł. W 2023 roku nie został wstawiony przez PiS na listę do Sejmu, za to rok później dostał miejsce na liście PiS do rady powiatu mrągowskiego, zdobył 306 głosów i mandat.
Zobaczymy, co Gosiewski opowie w sądzie? Wiem tyle, że Gosiewski będzie twierdził, że wymieniał się z Winiarską pismami podziemnymi.
Co zezna świadek Paweł Abramski?
od prawej: P.Abramski, W.Winiarska i Leroy
- Pawle, a skąd Ty znasz Winiarską? – zapytałem byłego senatora AWS na korytarzu sądowym przed rozprawą.
PA: Startowałem w wyborach do Sejmu w 2019 roku z partii „Wolni i Solidarni” i tam ją poznałem – odparł Abramski. - W sądzie powiem coś sensacyjnego.
Paweł Abramski był posłem Kongresu Liberalno-Demokratycznego z Olsztyna w 1991 roku (jak powiedział mi współzałożyciel KLD w Olsztynie Bogdan Bachmura, Abramski trafił do polityki w wyniku dealu: spółka Semeco, której dyrektorem oddziału w Olsztynie był Paweł, wyłoży kasę na „Gazetę Olsztyńską”, w zamian Paweł zostanie kandydatem KLD do Sejmu. Wówczas listy układano w kolejności alfabetycznej, więc Abramski został „jedynką”). Następnie był senatorem z listy AWS (1997-2001).
Gdy ponownie się nie dostał do parlamentu, pracował jako pełnomocnik biznesmena Jana Bolińskiego. W jego imieniu prowadził rozmowy z prezydentem Olsztyna Czesławem Jerzym Małkowskim w sprawie uzyskania zgody na budowę apartamentowców nad jez. Podkówka przy Lesie Miejskim w Olsztynie. W lipcu 2005 Sąd Rejonowy w Olsztynie skazał go na karę 3 lat pozbawienia wolności i karę grzywny, uznając byłego senatora za winnego złożenia obietnicy wręczenia łapówki prezydentowi Olsztyna. Abramski do dzisiaj utrzymuje, że „proces był wielką farsą” i został skazany bo „stanowił zagrożenie dla olsztyńskiego układu”.
Jeszcze raz spróbował swoich sił w polityce startując w 2019 roku jako jedynka z listy Skuteczni Piotra Liroya-Marca, związanej z partią „Wolni i Solidarni”, ale bez rezultatu. W tym samym roku był jedynką partii Wolni i Solidarni w wyborach do Parlamentu Europejskiego, ale partia nie zdołała zarejestrować list.
Do tej partii powołanej przez Kornela Morawieckiego w 2016 roku zapisała się też Winiarska i została przewodniczącą zarządu wojewódzkiego w Olsztynie. Legendarny twórca Solidarności Walczącej był Przewodniczącym Rady do Spraw Działaczy Opozycji Antykomunistycznej oraz Osób Represjonowanych z Powodów Politycznych. Przypuszczam, że Winiarska mogła poskarżyć się Kornelowi na działaczy olsztyńskiej „S”, że blokują jej wniosek o przyznanie statusu działaczki podziemia, a Kornel uwierzył w jej opowieść i interweniował w Urzędzie ds. Kombatantów. W Radzie zasiadało też dwóch działaczy SW: Małgorzata Zwiercan i Andrzej Kołodziej.
W 2024 roku Winiarska wystartowała do Rady Miasta Olsztyna z listy Czesława Jerzego Małkowskiego, ale nie uzyskała mandatu.
Wróćmy do Abramskiego. Wikipedia podaje, że urodził się w Warszawie w 1947 roku, ukończył Wydział Prawa i Administracji UW w 1979 roku. Następnie „Pracował na kierowniczych stanowiskach w przedsiębiorstwach. W 1980 został członkiem „Solidarności”, był doradcą prawnym związku”.
Zadzwoniłem do Pawła, by zapytać od kiedy mieszka w Olsztynie i gdzie pracował w 1980 roku?
- Mieszkałem w różnych okresach – odpowiedział wymijająco, - a pracowałem w Wojewódzkim Przedsiębiorstwie Handlu Wewnętrznego jako kierownik ds inwestycji i remontów.
- Czy działałeś w podziemiu po 13 grudnia 1981 roku?
- O tym opowiem na sali sądowej – odparł Abramski.
Zapytałem Bogdana Bachmurę, który w latach 80. XX wieku powołał w Olsztynie podziemny Tymczasowy Komitet „S” i wydawał pismo „Rezonans”, czy w czasie kilkuletniej wspólnej działalności w KLD z Pawłem, Paweł wspominał cokolwiek o swojej działalności w ruchu podziemnym, bowiem nazwiska „Abramski” nie ma w archiwach IPN, w Encyklopedii Solidarności i w książkach historyków na temat historii „Solidarności” na Warmii i Mazurach. „Nigdy nie wspominał” – odparł Bogdan.
Musimy więc czekać do 28 października, by dowiedzieć się, jaką tajemnicę skrywał przez tyle lat Paweł Abramski.
Winiarska: Ten proces nie powinien mieć miejsca
fot. Z. Gładysz Radio Olsztyn (W. Winiarska wyraziła zgodę mediom na podanie pełnego nazwiska i na opublikowanie wizerunku)
Po wyjściu z sali rozpraw 24 lipca, oskarżona Władysława Winiarska przekonywała dziennikarzy, że ten proces w ogóle nie powinien mieć miejsca.
- Ten proces w ogóle nie powinien mieć miejsca. W tamtych latach nikt o nas nie wiedział, że działaliśmy, bo nie byliśmy na świeczniku, nie byliśmy działaczami. Każdy w swojej grupie coś działał, był inspirowany i wykonywał. Konspiracja była tak głęboka, że mąż nie wiedział, że żona działa. Jeden umie się tym później chwalić, a inny siedział cichusieńko, to nie znaczy, że nic nie robił. Czujemy się pomówieni.
Oskarżony Jan M. po wyjściu z sali powiedział mediom:
- Zeznam to samo, co na początku. Ja od 1980 roku działam, przez ostatnie 15 lat pracy byłem przewodniczącym związku w OZOS-Michelin, poświęciłem dla tego związku pół życia
Oskarżony Andrzej Gierczak: Ustawa o represjonowanych jest wadliwa
fot. Z. Gładysz Radio Olsztyn
Andrzej Gierczak (wyraził zgodę na podanie nazwiska) po wyjściu z sali sądowej powiedział mediom:
- Ja tylko to jej poświadczyłem Winiarskiej, że u mnie w domu, w piwnicy była drukarnia. Miałem kontakt tylko z jednym drukarzem, ale zastrzegłem, że nie będę zajmował się kolportażem, bo współpracowałem z podziemnymi strukturami w Gdańsku, więc nie chciałem ryzykować, że zatrzymają mnie za posiadanie ulotki. Powiedziałem jej wyraźnie, że ja nic nie wiem, że ty brałaś ode mnie ulotki. Ona na to, że brała od drukarzy. To jest możliwe, może tak, może nie, tego nie wiem, bo ja nic nie miałem wspólnego z kolportażem. Nawet żona nie wiedziała o tym, wejście było do piwnicy od strony lasu i ogrodu a drukarze przychodzili o 22.00.
Reporter TVP Olsztyn: O co jest pan oskarżony?
AG: Jestem oskarżony o współudział w jej przekręcie. Na pierwszej rozprawie powiedziałem prokuratorowi, że się dziwię, jak mogło dojść do tego, że ktoś w Urzędzie ds. Kombatantów zatwierdził taki wątpliwy wniosek i na podstawie świadków wydał jej status represjonowanej. To przypomina historię z przeszłości, że im więcej lat upływało od II wojny światowej, to coraz więcej było żołnierzy AK, więcej niż Wojska Polskiego. To jest błąd ustawy. Status i świadczenia powinny dostawać tylko te osoby, której działalność i represje potwierdzają dokumenty, które były oskarżone, internowane, więzione, zatrzymane z powodów politycznych. A tak to są wątpliwości, jedni mają je z nienawiści do kogoś, inni z zazdrości, bo trudno udowodnić, czy ktoś przekazał 2 ulotki, sto ulotek czy tysiąc? To później rodzi podejrzenia i kłopoty no i ja w tych kłopotach się znalazłem.
Reporter TVP Olsztyn: Czy pan znał Winiarską w latach 80.?
AG: Nie, ja ją dopiero poznałem w latach 90., gdy zaczęła pracę jako księgowa w Zarządzie Regionu.
To pierwszy tego rodzaju proces w Polsce.
Wraz z Winiarską na ławie oskarżonych zasiedli działacze olsztyńskiej „Solidarności”, którzy mieli poświadczyć, że Winiarska działała w podziemiu w latach 80. Na rozprawę 24 lipca zgłosili się Andrzej Gierczak (wyraził zgodę na podanie nazwiska), Jan M., emerytowany b. przewodniczący „S” w Michelin, Zofia D., przyjaciółka Winiarskiej, z którą w latach 80. XX wieku pracowała w Banku Gospodarki Żywnościowej. Nie stawili się oskarżeni: brat oskarżonej ze Szczytna Jan M., emerytowany pracownik Zarządu Regionu „S” po 1990 roku Lech Ś., współzałożyciel „S” w ART, po internowaniu wyemigrował do USA Tadeusz P., skarbnik ZR „S” w 1981 roku i przewodniczący ZR „S” po ponownej rejestracji w 1990 roku Wiesław B. Jeden z oskarżonych Stanisław Mackiewicz zmarł, był wiceprzewodniczącym ZR „S” w 1981 roku, po internowaniu wyemigrował.
Winiarska otrzymała status osoby represjonowanej pomimo negatywnej opinii wystawionej przez Wojewódzką Radę Konsultacyjną ds. Działaczy Opozycji i Osób Represjonowanych Województwa Warmińsko-Mazurskiego.
Proces miał ruszyć 29 stycznia, ale sędzia oświadczyła, że złożyła wniosk o zmianę prowadzącego proces z uwagi na to, że zna żonę i córkę jednego z oskarżonych z racji zamieszkiwania w tym samym osiedlu. To że to żona i córka oskarżonego Tadeusza P. zorientowała się dopiero przed rozprawą z powodu błędu w nazwisku. Do rozprawy wyznaczono więc sędzię Mirellę Sprawkę.
Troje oskarżonych, w tym Władysława W., którzy 20 maja stawili się na rozprawę, nie przyznało się do popełnienia zarzucanych im czynów i złożyło wyjaśnienia. Proces w tej sprawie został odroczony najpierw do 24 lipca 2024 r., ale pełnomocnik oskarżonej złapał gumę i prosił o odroczenie. Nowy termin to 28 październik. Na tym terminie planowane są między innymi przesłuchania świadków.
Oskarżenie Prokuratury Rejonowej Warszawa-Śródmieście było pokłosiem serii artykułów w „Debacie” w 2021 roku pt. „Bohaterka podziemnej Solidarności czy mitomanka?”. Z aktu oskarżenia wynika, że wszystkie ustalenia ze śledztwa dziennikarskiego prokurator potwierdził.
Urząd przyznał status pokrzywdzonej pomimo negatywnej opinii
Władysława W. 1 października 2018 roku złożyła do Urzędu ds Kombatantów i Osób Represjonowanych w Stanie Wojennym wniosek o potwierdzenie statusu działaczki opozycji antykomunistycznej lub osoby represjonowanej ze względów politycznych. We wniosku napisała, że po rozwiązaniu KZ „Solidarności” w Banku Żywnościowym w Olsztynie prowadziła w podziemiu działalność opozycyjną, która miała polegać na organizowaniu zebrań przeciwko ówczesnej władzy, uczestniczeniu w wiecach i marszach demonstracyjnych, organizowaniu pomocy dla osób internowanych, kolportażu ulotek, organizowaniu zebrań z lokalnymi mieszkańcami, organizowaniu papieru, tuszu, kalek i wszelkiego rodzaju materiałów piśmiennych oraz rozwieszaniu ulotek i plakatów na budynkach rządowych i PZPR.
Twierdziła, że z powodu swojej działalności spotkały ją różnego rodzaju represje m.in. w postaci przesłuchań przez funkcjonariuszy milicji, braku zgody na podjęcie nauki na studiach, braku możliwości awansu, braku podwyżek czy nakłaniania jej do wstąpienia do PZPR.
Do wniosku dołączyła obszerne CV, oświadczenie oraz szereg zaświadczeń wystawionych głównie przez byłych działaczy „S”.
W związku z tym, że w archiwum IPN nie znaleziono żadnego dokumentu, który by potwierdzał działalność opozycyjną W., szef Urzędu Jan Józef Kasprzyk zwrócił się o opinię do Wojewódzkiej Rady Konsultacyjnej ds. Działaczy Opozycji Antykomunistycznej oraz Osób Represjonowanych z Powodów Politycznych w Olsztynie, złożonej z weteranów olsztyńskiej „S”, represjonowanych w stanie wojennym. Komisja pod przewodnictwqem Władysława Kałudzińdskiego, po przeprowadzeniu postępowania, zapoznaniu się z dokumentami, przesłuchaniu Władysławy W. i jej świadków, negatywnie zaopiniowała wniosek Władysławy W.
Mimo to, ku zaskoczeniu członków Komisji, Urząd przyznał Jej status działaczki antykomunistycznej, represjonowanej w latach 80. XX wieku. Członkowie Komisji wysłali w tej sprawie protest do szefa Urzędu oraz poprosili mnie o przeprowadzenie śledztwa dziennikarskiego.
Urząd wszczyna postępowanie administracyjne
Po ukazaniu się serii moich artykułów szef Urzędu wszczął postępowanie administracyjne. Pracownicy Urzędu przesłuchali dwukrotnie Władysławę W. i jej świadków. Wszyscy zostali poinformowani o skutkach prawnych składania fałszywych zeznań. Władysława W. została przesłuchana w charakterze strony i podtrzymała wszystko to, co napisała we wniosku. Tak samo postąpili, jej przyjaciółka Zofia D., jej brat Jan M., śp. Stanisław M. i Jan Zygmunt M. z Michelin. Pozostali świadkowie, zwłaszcza podczas drugiego przesłuchania wycofali się ze swoich oświadczeń.
Andrzej G., (założycieli „S” PKP w Olsztynie, po wyjściu z internowania kontynuował działalność w podziemiu) przesłuchany przyznał, iż poznał W. dopiero w 1990 roku, gdy została ona zatrudniona jako księgowa w Zarządzie Regionu „S” a on w tym czasie był członkiem prezydium związku. W 2017 roku W. kupiła dom w jego sąsiedztwie i zaczepiła go w sklepiku osiedlowym. Następnie odwiedziła go w domu i twierdziła, że w stanie wojennym odbierała od niego ulotki. „Ode mnie nic nie odbierałaś, więc nie mogę tego potwierdzić. Może odbierałaś od drukarzy” – odpowiedział Andrzej G., jednak pod presją W. wpisał w podsuniętym oświadczeniu, że poznał W. przed 1990 rokiem.
Lech Ś. (działacz KZ „S” w swoim zakładzie, po wprowadzeniu stanu wojennego zawiesił działalność, wrócił do działania w „S” po reaktywacji związku w 1989 roku), dopiero podczas drugiego przesłuchania przyznał, że W. poznał dopiero po 1990 roku, jako księgową w ZR „S”. Oświadczenie podpisał spontanicznie i nie zapoznał się z jego treścią, gdyż zaufał W. Podczas pierwszego przesłuchania złożył nieprawdziwe zeznanie, gdyż chciał pomóc W.
Wiesław B. (skarbnik MKZ „S”, internowany, po ponownej rejestracji „S” w 1989 roku został przewodniczącym ZR „S” w Olsztynie) przyznał, że faktycznie poznał W., jako przewodniczący Zarządu Regionu „S” po 1989 roku, gdy zatrudnił W. jako księgową. Całą wiedzę na ten temat Jej działalności opozycyjnej czerpał z opowieści W.
W dniu 12 stycznia 2022 roku szef Urzędu ds. Kombatantów uchylił swoją decyzje z 18 kwietnia 2019 roku i odmówił W. potwierdzenia statusu działaczki opozycji antykomunistycznej. Na tę decyzję W. wniosła skargę do WSA w Olsztynie. Sąd uchylił zaskarżoną decyzję z powodu naruszenia przepisów o charakterze procesowym. ale w uzasadnieniu stwierdził: „zachodzi podejrzenie, że mogło dojść do sfałszowania dowodów”.
W tym czasie trwało postępowanie prokuratury
Przesłuchany jako podejrzany Lech Ś. wyjaśnił, że według jego wiedzy Władysława W. nie była działaczką „S” przed 1989 rokiem, ale w 2018 roku zadzwonił do niego Wiesław B. i zaprosił go na spotkanie z W., na którym był też śp. Stanisław M. Podpisał wraz z nimi oświadczenie wydrukowane przez W. Nie przeczytał go, ale uznał, że skoro podpisał Stanisław M., który był wiceprzewodniczącym Zarządu Regionu "S" w 1981 roku i Wiesław B., skarbnik ZR "S" w 1981 roku, w stanie wojennym internowany, to on też podpisze. W czasie przesłuchania wyraził żal, że to zrobił i stwierdził, że został „zmanipulowany” przez W.
Tadeusz P. (współzałożyciel „S” na ART w Olsztynie, delegat na I KZD „S” w 1981 roku, skazany za karę więzienia za udział w organizacji protestu przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego, po wyjściu z więzienia wyemigrował) wyjaśnił, że działał w dobrej wierze wydając W. oświadczenie, Z uwagi na jej pozycję społeczną i zawodową oraz autorytet nie przypuszczał, że może go celowo wprowadzać w błąd. Jako działacz „S” poznał w 1980-81 roku bardzo dużo osób i w związku z upływem czasu wielu już nie pamięta, toteż gdy W. zaczepiła Go, mówiąc: „no jak Tadeusz, nie poznajesz mnie, przecież ja ciebie pamiętam z tamtego okresu” i oświadczyła mu, że działała w latach 1980-81 w strukturach MKZ „S” w Olsztynie, uznał, że nie pamięta jej z powodu upływu czasu, ale nie miał podstaw, by jej nie wierzyć. Sporządzając oświadczenie polegał wyłącznie na jej stwierdzeniach.
Andrzej G. ponownie, tak jak w postępowaniu administracyjnym, wyjaśnił, że W. spotkał przypadkowo w 2017 roku, gdy została jego sąsiadką i „coś mówiła, że trzeba brać pieniądze”. Przyniosła gotowy druk i poprosiła, żeby potwierdził, że odbierała od niego ulotki. Po okazaniu mu podpisanego przez niego oświadczenia stwierdził, że wypełnił puste miejsca w oświadczeniu czarnym tuszem, natomiast wpisy niebieskim tuszem nie pochodzą od niego. Podpisując oświadczenie miał na myśli to, że prowadził w latach 1983-88 drukarnię, nie zaś to, że znał W. i prowadził z nią jakąkolwiek działalność.
Wiesław B. podtrzymał częściowo swoje oświadczenie, że poznał W. w latach 80., ale wiedzę o jej działalności oparł głównie na jej słowach.
Przesłuchani zostali także, jako świadkowie dziennikarz Adam Socha, jako autor artykułów na temat Władysławy W. oraz Danuta Gulko jako osoba, która autentycznie była represjonowana i więziona w latach 80. za prowadzoną działalność antykomunistyczną. Gulko zeznała, że krąg osób faktycznie prowadzących stałą działalność podziemną w latach 80. w Olsztynie nie był duży. Obecnie z tej grupy żyje może z 10 osób. Niemożliwe więc, żeby W. przez 10 lat prowadziła działalność podziemną, kolportowała ulotki, organizowała zebrania, przemawiała podczas zgromadzeń oraz organizowała pomoc dla internowanych i ich rodzin a jednocześnie żadna z osób, które rzeczywiście prowadziły działalność opozycyjną jej nie zapamiętała z tych czasów.
Prokurator: „Cynicznie wykorzystała upływ czasu...”
Prokurator ustalił, że Władysława W. w 2018 roku zaczęła nawiązywać kontakty z osobami faktycznie zaangażowanymi w latach 80. w działalność opozycji antykomunistycznej, aranżując z nimi rozmowy na temat ”S” i wypowiadając się w taki sposób, jakby osobiście brała udział w tych wydarzeniach. Robiła to z pełną świadomością, że przedstawia nieprawdę, jednak wykorzystała fakt, że zdarzenia te miały miejsce przed niemal 40 laty i ewentualne wątpliwości rozmówców zrzucała na karb niepamięci. Osobom, które były niepewne okoliczności rzekomego prowadzenia przez nią działalności opozycyjnej sama dyktowała oświadczenia. Wykorzystała fakt, że po roku 1990 była księgową Zarządu Regionu „S” w Olsztynie i swoją działalność w tym okresie rozciągnęła na lata 80. XX wieku.
„Cynicznie wykorzystała upływ czasu i społeczny szacunek dla osób prowadzących w latach 80. działalność antykomunistyczną w celu osiągnięcia nienależnej jej korzyści majątkowej w postaci świadczeń pieniężnych. Swoje przygotowania do popełnienia oszustwa prowadziła metodycznie i przez dłuższy czas, aranżując spotkania” – czytamy w akcie oskarżenia.
W śledztwie ustalono, że większość oświadczeń została sporządzonych drukiem przez samą W. i następnie dała je do podpisu. O tym, że oświadczenia zostały zredagowane przez jedną i tę samą osobę świadczy to, że powtarzają się w nich te same sformułowania a nawet całe zdania.
Mimo, że osoby, które podpisały jej oświadczenia były przez nią inspirowane i częściowo zostały zmanipulowane, to wina leży także po ich stronie. Podpisali oświadczenia mimo, że albo sami nie prowadzili w latach 80. żadnych działań, albo w ogóle z takich działań nie pamiętali W. Mieli przy tym świadomość w jakim celu chce W uzyskać od nich podpisy, a więc udzielili Jej pomocy w oszustwie – ocenił prokurator.
Na niekorzyść podejrzanych działa też to, że podejrzani podczas przesłuchań w postępowaniu administracyjnym świadomie złożyli fałszywe zeznania, z jednej strony chcąc „pomóc” W., a z drugiej strony chcąc prawdopodobnie zachować wiarygodność i swoje dobre imię.
Szczególna była postawa w postępowaniach administracyjnym i prokuratorskim przyjaciółki W. - Zofii D., jej brata Jana M. i Jana Zygmunta M. z Michelin. Szli konsekwentnie „w zaparte”. Za każdym razem twierdzili, iż znają W. z działalności antykomunistycznej w latach 80. i wręcz, że tę działalność prowadzili razem z nią.
Kontynuowali składanie fałszywych zeznań nawet po publikacjach w „Debacie” artykułów Adama Sochy.
Władysława W. przesłuchana jako podejrzana nie przyznała się do winy, odmówiła złożenia wyjaśnień i odpowiedzi na pytania.
„Władysława W. nie spełniała żadnego kryterium ustawy”
Prokurator na podstawie zgromadzonego materiału uznał, że Władysława W. nie spełniła żadnego kryterium wymienionego w ustawie z 20 marca 2015r. o działaczach opozycji antykomunistycznej oraz osobach represjonowanych z powodów politycznych.
Akt oskarżenia trafił do Sądu Rejonowego Warszawa-Śródmieście, ale prokurator wniósł o przekazanie sprawy do Sądu Rejonowego w Olsztynie z uwagi na to, że wszyscy oskarżeni i świadkowie mieszkają w tym mieście.
Władysława W. odpowiada z Art. 286 § 1 kk: „Kto, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, doprowadza inną osobę do niekorzystnego rozporządzenia własnym lub cudzym mieniem za pomocą wprowadzenia jej w błąd albo wyzyskania błędu lub niezdolności do należytego pojmowania przedsiębranego działania, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.”, w zbiegu z Art. 233. § 1. kk za składanie fałszywych zeznań, za co grozi kara pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.; w zbiegu z Art. 272 kk: „Kto wyłudza poświadczenie nieprawdy przez podstępne wprowadzenie w błąd funkcjonariusza publicznego lub innej osoby upoważnionej do wystawienia dokumentu, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”. w związku z 11§ 2 kk: „Jeżeli czyn wyczerpuje znamiona określone w dwóch albo więcej przepisach ustawy karnej, sąd skazuje za jedno przestępstwo na podstawie wszystkich zbiegających się przepisów” oraz Art. 18 § 2 kk: „Odpowiada za podżeganie, kto chcąc, aby inna osoba dokonała czynu zabronionego, nakłania ją do tego”, w związku z Art. 18 § 3 kk: „Odpowiada za pomocnictwo, kto w zamiarze, aby inna osoba dokonała czynu zabronionego, swoim zachowaniem ułatwia jego popełnienie, w szczególności dostarczając narzędzie, środek przewozu, udzielając rady lub informacji; odpowiada za pomocnictwo także ten, kto wbrew prawnemu, szczególnemu obowiązkowi niedopuszczenia do popełnienia czynu zabronionego swoim zaniechaniem ułatwia innej osobie jego popełnienie”, w związku z Art. 286 kk.
Jan M, brat W. Jan M., Lech Ś., Zofia D. odpowiadają z Art. 18 § 3 w zw. z Art. 286 § 1 oraz Art. 233 §1 kk.
Wiesław B. odpowiada z Art. 18 § 3 w zw. z Art. 286 § 1, w związku z Art. 12§1 (Dwa lub więcej zachowań, podjętych w krótkich odstępach czasu w wykonaniu z góry powziętego zamiaru, uważa się za jeden czyn zabroniony) oraz Art. 233 §1 kk.
Tadeusz P. I Andrzej G. odpowiedzą z art. 18§3 w zw. z Art. 286§1
Adam Socha
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Skomentuj
Komentuj jako gość