Znam ludzi, dla których prof. Robert Traba jest autorytetem. To dobrze, bo zanik autorytetów to podstawowa cecha naszych demokratycznych czasów. Nawiązuję do tego, bo właśnie otrzymałem od wyznawczyni tegoż autorytetu do podpisania petycję anonsowaną jako dotyczącą „bardzo ważnej sprawy dla Olsztyna i całej Polski”, autorstwa Elżbiety i Roberta Traba.
Jest to sprzeciw wobec tzw. relokacji pomnika Xawerego Dunikowskigo w Olsztynie.
- Dzieł sztuki, nawet jeśli są trudnym dziedzictwem minionej epoki, nie powinniśmy niszczyć - taką opinię znajdujemy w drugim zdaniu petycji.
I dalej:
Nie chcą tego władze samorządowe, ani większość olsztynianek i olsztyniaków. Nie pozwólmy, by pomnik stał się ofiarą antagonistycznej polityki historycznej. Prędzej czy później prowadzić to będzie do pełnej ideologizacji historii. Chcemy, by wokół założenia pomnikowego powstał artystyczno-muzealny „Projekt dla Pokoju”. Zdemilitaryzuje on pierwotne przesłanie pomnika oraz stworzy kulturotwórczą przestrzeń dla mieszkańców Olsztyna.
To w zasadzie całość petycji. Mommsen twierdził, że głos autorytetu jest to porada, której nie można zignorować. Obok której nie można przejść obojętnie. Dodać trzeba, że autorytet to drogowskaz, który, korzystając ze swojego kapitału, proponuje nieraz trudną i wyboistą drogę. Ale podejmując takie ryzyko nie może grać znaczonymi kartami. A tak, niestety jest w przypadku petycji Państwa Trabów.
Zacznijmy od nazwy pomnika, którego dotyczy petycja.
Każdy średnio zorientowany mieszkaniec Olsztyna i okolic wie, że takiego pomnika, pomnika Xawerego Dunikowskigo, tutaj nie ma. Jest natomiast pomnik o innej nazwie (niektórzy twierdzą, że nawet o dwóch nazwach jednocześnie) ale profesor historii postanowił na cokole postawić Xawerego Dunikowskiego. Ta amnezja u człowieka, który wokół niego chce tworzyć kulturotwórczą przestrzeń, nie może być przypadkowa.
Nazwa z „wyzwoleniem” byłaby niewygodna do obrony, a ta z „wdzięcznością Armii Radzieckiej” źle by „siedziała” na portalu petycjeonline.com. Znacznie lepiej w tych okolicznościach na cokołach wypada mistrz Dunikowski, choć i on na gołąbka pokoju specjalnie się nie nadaje, bo przed wojną zabił człowieka.
Zmanipulowana „ankieta tysiąca telefonów”.
Podobnie jest z kluczowym dla petycji przesłaniem, że większość olsztynianek i olsztyniaków nie chce relokacji pomnika. Ta „większość” wzięła zapewne swój rodowód ze zmanipulowanej „ankiety tysiąca telefonów”. Problem w tym, że spośród 5 pytań zadanych osobom ankietowanym żadne nie dotyczy zburzenia pomnika! Trzy dotyczą różnych form pozostawienia (z tablicą wyjaśniającą, ze zmianą nazwy i przesłania ideowego, bez zmian), dwa pytania dotyczą przeniesienia (poza Olsztyn lub na cmentarz przy ul. Szarych Szeregów).
Twierdząc, że za relokacją jest mniejszość, profesor „zapomniał” dodać, że owa mniejszość (30 proc.) stanowi największą liczbę głosów oddanych na jakąkolwiek inną opcję (bez łączenia ze zwolennikami przeniesienia na cmentarz). Tak więc demokratycznie rzecz biorąc, to ona ma głos decydujący.
"Ofiara antagonistycznej polityki historycznej"
Kolejna rzecz, to apel o nie niszczenie dzieł sztuki będących trudnym dziedzictwem epoki. Nie tak dawno, przy okazji sporu o „szubienice” zadałem prof. Trabie pytanie o granicę tego nie niszczenia. Jako przykładem posłużyłem się hipotetycznym dziełem wybitnego rzeźbiarza gloryfikującym żołnierzy Wehrmachtu. Odpowiedzi (podobnie jak w innych kwestiach) nie otrzymałem, wnoszę więc, że teoria prof. Traby dotyczy również takich zręcznie wykutych w kamieniu postaci jak Stalin czy Hitler. W przypadku tego pierwszego coś jest na rzeczy, wystarczyłoby bowiem wystawić na widok publiczny (w celach artystycznych i edukacyjnych oczywiście) jedną z głów Stalina pozostających w zasobach Muzeum Xawerego Dunikowskiego, względnie sowieckich generałów.
Natomiast rację trzeba przyznać autorom petycji, że pomnik może stać się ofiarą antagonistycznej polityki historycznej. W archiwach sporu o pomnik gen. Iwana Czerniachowskiego w Pieniężnie można znaleźć wiele ostrzeżeń polityków Rosji przed antagonizowaniem dwóch bratnich narodów, polskiego i rosyjskiego. Podobnie jak w Olsztynie, przez długie lata Rada Miasta Pieniężna broniła pomnika zbrodniarza z krwią żołnierzy AK na rękach. Do zarzutu antagonizowania nie było potrzebne dłuto wielkiego rzeźbiarza. Wystarczył betonowy odlew.
Zamiast Pomnika "Projekt dla Pokoju" - "Pomnik niepamięci"
Na końcu królik z kapelusza czyli „Projekt dla Pokoju” zamiast dotychczasowego „Muzeum Pamięci”. Tu trzeba przyznać, że jest o czym rozprawiać i do czego nawiązywać. Armia Czerwona jest niewątpliwie rekordzistką w ilości narodów, którym zapewniła pokój i wyzwolenie. Obu pokrewnych modeli tych darów do dzisiaj zażywają wdzięczne narody kubański i północnokoreański. A gdyby te wydarzenia wydawały się komuś tak odległe, że nadające się tylko na Dialog o Pokoju, to ciągłość dziejów zapewnia nam aktualnie pokojowo nastawiona i niosąca wyzwolenie Ukraińcom Armia Federacji Rosyjskiej.
Co najważniejsze, kluczowym przesłaniem „Projektu dla Pokoju” ma być demilitaryzacja pierwotnego przesłania pomnika. Problem w tym, że takiej potrzeby już nie ma. Po prostu zaszło grube nieporozumienie i należałoby petycję natychmiast wycofać. Ponieważ - jak ogłosił właśnie w skardze do WSA Piotr Grzymowicz - wraz z usunięciem symboli sierpa i młota z pomnika usunięto Armię Czerwoną.
Zgłaszam więc pod rozwagę, w zgodzie ze świeżymi faktami, nazwę „Pomnik niepamięci”. Dopiero wokół takiego symbolicznego „zera”, wyszlifowanego przez prezydenta Olsztyna, można byłoby od nowa, bez krepujących więzów przeszłości, rozwinąć kolejną wizję „pokojowego współistnienia”. I koniecznie bez jego wrogów: „policjantów pamięci” i zwolenników „antagonistycznej polityki historycznej”.
Od inwazji Rosji na Ukrainę wiedziałem, że w obliczu tego przełomowego wydarzenia obrona pomnika hołdującego Armię Czerwoną będzie zadaniem karkołomnym i moralnie wątpliwym. Zrozumiał to prezydent Grzymowicz, ale po kilku godzinach „zmienił zdanie”. Dalszy bieg wypadków podpowiada, że kluczową rolę w tym zwrocie odegrał prof. Robert Traba.
Nikt mu nie odbiera prawa głosu w tej sprawie czy wywierania wpływu na prezydenta. Pytanie dotyczy granic takiego działania. Czy warto dla pozostawienia „szubienic” brudzić sobie profesorskie ręce takimi petycjami? Mamić ludzi przyszłym dialogiem „dla Pokoju”, wypinając się (w duecie z prezydentem) na wszystkie próby polemiki?
Powyższe uwagi adresuję przede wszystkim do osób, które jako pierwsze firmowały petycję (ze szczególnym uwzględnieniem Irenki Telesz). Z powiedzenia „a” - jak autorytet, nie musi wynikać „b ”- jak bezgraniczny. Jest jeszcze „s” - jak sprawdzam. Taki ABS na wszelki wypadek.
Bogdan Bachmura
Na zdjęciu: Robert Trabia przemawia na wiecu 4 czerwca w Olsztynie, zwołanym przez Irenę Telesz dla tych, którzy nie mogli pojechać na marsz w Warszawie na wezwanie Donalda Tuska. Irena Telesz niewidoczna na tym zdjęciu, stoi za Robertem Trabą. fot. A. Socha
Skomentuj
Komentuj jako gość