Państwo Elżbieta i Robert Traba umieścili na ogrodzeniu okalającym „szubienice” tekst. To swoiste credo zwolenników pozostawienia pomnika Xawerego Dunikowskiego i utworzenia „Otwartego Muzeum”. Warto zatem przypomnieć, że ochoty na Muzeum Pamięci nabrali po agresji Rosji na Ukrainę, czyli dopiero wtedy, gdy istnienie pomnika zostało poważnie zagrożone. Wcześniej, gdy przez 15 lat bezskutecznie pukaliśmy w tej sprawie do drzwi Ratusza, gdy szukaliśmy wsparcia, profesor Traba milczał jak zaklęty.
Teraz – jak to określił na łamach Gazety Wyborczej Tomasz Kurs – profesor Traba realizuje „misję” powstania Muzeum, które ma „uczciwie opowiedzieć o historii”. ("Misja prof. Traby. Walczy o ocalenie historii Olsztyna")
Skoro więc ma być uczciwie, to może warto zacząć od rzeczy podstawowej, czyli nazwy pomnika. Państwo Traba piszą, że „W 1954 roku decyzją władz komunistycznych stanął w Olsztynie pomnik „Wdzięczności Armii Czerwonej”, nazywany już od lat 60. „Pomnikiem Wyzwolenia Ziemi Mazursko-Warmińskiej”. Staranniej, i zgodnie z faktami, należało napisać, że chodzi o Armię Radziecką, a w drugim przypadku o Ziemię Warmińsko-Mazurską. Ale nie o takie detale przecież chodzi. Gdy powołuję się na uczciwe opowiadanie o historii, to nie mam na myśli zwykłych pomyłek, ale celowe ukrywanie prawdy.
Wcześniej prof. Traba pisał o „dawnym pomniku Wdzięczności Armii Czerwonej, który nosi obecnie nazwę pomnika Wyzwolenia Ziemi Warmińsko-Mazurskiej”. Teraz swój pogląd nieco zniuansował, pisząc o pomniku „nazywanym” tak od lat 60. Jednak w obu przypadkach jest to nieprawda, czego pełną świadomość prof. Traba, jako historyk, zapewne posiada. A jeżeli nie, to wie o tym z jednoznacznej odpowiedzi prezydenta Piotra Grzymowicza na moje pytanie zadane podczas konsultacji.
Tak więc dzieło Dunikowskiego nie ma w nazwie „wyzwolenia”, ani też nigdy nie było tak „nazywane”. Nazywane było i jest, spontanicznie i oddolnie, ze względu na wygląd i stosunek do „wyzwolicieli” - „szubienicami”. Pomnikiem Wyzwolenia Ziemi Warmińsko – Mazurskiej „szubienice” nigdy nie były nazwane, bo taka nazwa nigdy się nie przyjęła. ale były tak nazwane.
Nie wiadomo w którym partyjnym gabinecie to wymyślono, ale pomysł zastąpienia "wdzięczności" - "wyzwoleniem" z pewnością nie narodził się w głowie redaktora lokalnej, komunistycznej prasy.
Dlaczego to zrobiono? Tego zapewne nigdy się nie dowiemy. Jednak poważny trop prowadzi do wewnątrzpartyjnego klimatu lat 60. wynikającego z nerwowego stosunku Władysława Gomułki do jego wszechobecnych, sowieckich nadzorców. Za mało odważnego aby zmieniać nazwę pomnika oficjalnie, więc posługującego się posłusznym piórem ewentualnego kozła ofiarnego. Otoczenie Gomułki, jako nowa kasta reprezentantów proletariatu, faktycznie czuło się wyzwolone, i to dzięki Armii Czerwonej. Ale eksponowanie długu wdzięczności wobec ojczyzny proletariatu zaczęło im uwierać. Wiedzieli, że Polacy postrzegali swoją rzeczywistą sytuację z perspektywy „szubienic”, postanowili więc zapobiec rozprzestrzenianiu się niebezpiecznej myśli o prawdziwym wyzwoleniu fałszywą, symboliczną pieczęcią „wyzwolenia”. Dunikowski już wtedy nie żył. Znamienne, że pierwsze próby odwdzięczynienia jego dzieła zbiegły się dokładnie z jego śmiercią.
Tak czy owak dla ówczesnych towarzyszy wyzwolenie przez Armię Czerwoną Prus Wschodnich było oczywistością. Za to dzisiaj nikt, ani historycy, ani politycy, takiej tezy nie głosi. Ta kwestia pozostaje poza publicznym sporem.
Dlaczego zatem urzędnicy różnych szczebli, w tym Wojewoda Warmińsko-Mazurski, prezes IPN, prezydent Olsztyna, Rada Miasta Olsztyna, czy wreszcie poszukujący prawdy historycznej prof. Traba z takim uporem lansują komunistyczną wersję wyzwolenia? Dlaczego nie piszą: Pomnik Wdzięczności Armii Radzieckiej nazywany „szubienicami”? Albo ulica Tadeusza Mazowieckiego nazwana Obiegową? Byłaby to przynajmniej prawda.
Każdy przypadek jest tu inny. Wojewoda oraz IPN (jego szef uważa, że nazwę pomnika zmieniono w połowie lat 90.) z lenistwa czy braku zdecydowania przyjęli rolę „pożytecznych idiotów”. Grzymowicz zawarł z „wyzwoleniem” sojusz taktyczny, choć w przypadku „obrońcy ideowego przesłania i wartości pomnika” każdy wariant jest możliwy.
A co z Robertem Trabą? Tu przypadku być nie może. Traba-naukowiec takie kłamstwo dawno by zdemaskował. Aż nadto dobrze widać, że Trabie-działaczowi to „wyzwolenie” mocno pasuje. Zaś „szubienice” zdecydowanie nie.
W deklaracji powieszonej na płocie czytamy wiele wzniosłych deklaracji na temat idei utworzenia Muzeum Pamięci. Zapowiada, że częścią opowieści przyszłego Muzeum będzie „spór o pomnik”. Znajdzie się również „miejsce na opowieść o stalinizacji Polski”. Nie trzeba dodawać, że przemożny wpływ na kształt tego sporu i tej opowieści miałby prof. Traba. Problem w tym, że ten sam człowiek, biorąc aktywny udział sporze o pomnik, nigdy nie stanął w obronie swobody jego prowadzenia. Nie odnosił się do ciągania ludzi po sądach przez prezydenta Grzymowicza, zdejmowania symboli Katynia i Ukrainy czy piętrowych, sprzecznych ze sobą głupot wygadywanych przez pupilka Agencji TASS.
Proponując opowieść o stalinizacji Polski, zapomniał odnieść się do bieżącego kontekstu Pomnika Wdzięczności Armii Radzieckiej. Związanego z agresją i zbrodniami Putina na Ukrainie. A przecież to właśnie legło u podstaw gwałtownego zwrotu w sprawie jego relokacji lub zburzenia. Wolał nazwać swoich adwersarzy „policjantami pamięci”. Najważniejsze było ratowanie dzieła sztuki. Choć nie wtedy, gdy Grzymowicz zapowiedział i dokonał jego częściowej dewastacji.
Czy to wszystko znalazłoby miejsce w proponowanej, muzealnej opowieści? Czy uporczywe powracanie przez urzędników i prof. Trabę do komunistycznej narracji o Pomniku Wyzwolenia Ziemi Warmińsko-Mazurskiej zostałoby zwiedzającym przekazane?
Są to oczywiście pytania retoryczne. Chcę tylko jeszcze raz powiedzieć, co dobitnie przekazałem uczestnikom konsultacji (w tym prof. Trabie), że 24 lutego 2022 roku czas Pomnika Wdzięczności Armii Radzieckiej i jakichkolwiek projektów z nim związanych się dokonał.
Nie odbiera to prof. Trabie prawa do głoszenia swojej „misji” stworzenia „Pomnika-Muzeum dla pokoju i dialogu”. A mnie do ostrzegania przed kolejnymi misjonarzami pokoju i dialogu.
Bogdan Bachmura
Skomentuj
Komentuj jako gość