Po roku od powołania, rektor UWM Jerzy Przyborowski zwolnił z pracy dyrektora Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Olsztynie Macieja Kamińskiego. Na znak solidarności z dyrektorem do dymisji podali się zastępcy, dyrektor ds medycznych dr Aleksandra Wińska i dyr. ds ekonomicznych Katarzyna Naworska. Grupa pracowników USK (86 osób) napisała protest do rektora w związku ze zwolnieniem Kamińskiego (protest publikuję pod tekstem).
(UWAGA: 15 kwietnia ukaże się w miesięczniku "Debata" autoryzowany wywiad z dyrektorem Maciejem Kamińskim, w którym odsłania kulisy funkcjonowania szpitala uniwersyteckiego. Miesięcznik jest dostępny w księgarniach "Domu Książki" oraz salonikach Kolportera).
Maciej Kamiński w ponad godzinnej rozmowie telefonicznej ze mną (w całości poniżej) stwierdził, że przegrał, gdyż pod jego kierownictwem szpital zaczął służyć pacjentom, co naruszało interesy lobby profesorskiego (głównie prof. Marcina Mycko, prof. Marka Roslana i prorektora ds Wydziału Lekarskiego prof. Sergiusza Nawrockiego), nastawionego na realizację własnych karier i interesów kosztem szpitala. Zdaniem Kamińskiego, również dla rektora Jerzego Przyborowskiego priorytetem jest interes profesorów, którzy dają uczelni punkty a rolą dyrektora szpitala ma być spełnianie ich życzeń.
- Nie zgodziłem się na rolę "kukiełki", więc dostałem wypowiedzenie - powiedział mi dyrektor Kamiński. - Zostałem zwolniony, mimo że po roku pracy postawiłem szpital na nogi, przywróciłem płynność finansową, pracownicy regularnie otrzymują wynagrodzenia. Obiektywną oceną mojej pracy jest wynik akredytacji szpitala przez Centrum Monitorowania Jakości Ministerstwa Zdrowia. Rok temu Centrum dało szpitalowi 76% (minimum to 75%) a po roku szpital uzyskał 84%, co się przełoży na zwiększenie umów z NFZ.
Przypomnę, że rok temu szpital uniwersytecki znalazł się na skraju upadku, przestał płacić pracownikom pensje i wstrząsały nim afery opisywane przez media ogólnopolskie. Wówczas prof. Wojciech Maksymowicz zebrał podpisy wszystkich szefów klinik i w liście do rektora zażądał odwołania dyrekcji szpitala. Dyrektorzy podali się do dymisji, ostał się tylko zastępca dyr. ds. ekonomicznych Maciej Kamiński, którego rektor Jerzy Przyborowski 1 marca 2022 roku powołał na dyrektora szpitala uniwersyteckiego. Po roku rektor zwolnił Kamińskiego.
Pisałem o tym w tekście: Kto stworzył „folwark” w szpitalu uniwersyteckim?
Poniżej pełny zapis nagranej rozmowy z Maciejem Kamińskim. Rozmowa nie jest autoryzowana.
- Czy to prawda, że został pan odwołana ze stanowiska dyrektora USK?
Maciej Kamiński: Powiem panu tak: i tak i nie! Jestem na zwolnieniu lekarskim i wczoraj wieczorem (21 marca) odwiedziły mnie w domu dwie panie. Małżonka im otworzyła, chciały przekazać jakieś pismo na moje ręce. Małżonka stwierdziła, że nie jest upoważniona do odbioru. Następnego dnia rano sąsiad przyniósł mi pismo, które znalazł na progu mojego domu. Z pisma dowiedziałem się, że pan rektor wytypował na pełniącego obowiązku dyrektora USK pana profesora Marka Roslana.
- Kierownika katedry urologii UWM, z którym olsztyńska Poliklinika nie przedłużyła kontraktu?
MK: Tak jest.
- Panie dyrektorze, już miesiąc temu doszły do mnie plotki, że rektor chce pana zwolnić i że "uciekł" pan na zwolnienie lekarskie. Dlaczego rektor pana zwolnił?
MK: To dobre pytanie. Też się zastanawiam. Zacznę od początku. Rok temu powołał mnie pan rektor na dyrektora, w sytuacji, gdy szpital kliniczny nie płacił wypłat, gdyż został został "zarżnięty" długami. Nie istniał oddział anestezjologii, nie przystąpili do konkursu radiolodzy, prorektor, prof. Sergiusz Nawrocki zawiesił działanie kliniki neurochirurgi, nie pytając nawet dyrektora szpitala o zdanie. Nie działała endoskopia, bo ten dział już dawno się rozpadł, nie funkcjonowała Izba Przyjęć. I taki szpital w stanie paraliżu przekazano mnie. Przez rok mieliśmy permanentne kontrole NIK, Ministerstwo Zdrowia, NFZ, PIP.
- Kontrole to pokłosie działalności poprzedniej dyrekcji szpitala i prof. W. Maksymowicza. O aferach pisały media ogólnopolskie, ja też.
MK: Nie ze wszystkim się zgadzam, co pan i media wtedy opisywały. Ale zostawmy to. Nikt nie chciał zostać zastępca dyrektora ds lecznictwa, zaproponowałem dr n. med. Aleksandrę Wińską, którą pan rektor przyjął, ale ta kandydatura od początku nie odpowiadała jednemu z profesorów. Od tego zaczął się konflikt...
- Czy chodzi o prof. Marcina Mycko, koordynatora Kliniki Neurologi i Oddziału Udarów
MK: Nie potwierdzam, nie zaprzeczam. Proponowałem, żeby klinika neurologii została oddzielona od oddziału udarowego. Na moje nieszczęście ten profesor ma tak duży wpływ na władze uczelni i władze nie pozwolili mi na realizację mojego planu. Z racji tego, że wcześniej byłem wicedyrektorem szpitala ds ekonomicznych, więc wiedziałem, jak jest ten oddział źle zarządzany i że dzieje się to ze szkodą dla szpitala, stąd moja idea podziału, ale cóż... musiałem pogodzić się z decyzją rektora, pomimo tego, że pierwotne przesłanie pana rektora, było takie że teraz będzie normalnie, nie będzie nieformalnej władzy panów profesorów, którzy sterują dyrektorem ale nie ponoszą za nic odpowiedzialności. Zabraliśmy się z moimi zastępcami panią dr Wińską i zastępczynią ds ekonomicznych panią Katarzyną Naworską ostro do roboty. Jednostka, która ma ujemny wynik finansowy jest zobowiązana do stworzenia programu naprawczego. Taki program szybko stworzyliśmy. Co prawda to poprzednia dyrekcja miała wynik ujemny i stworzyła program naprawczy, ale nim go wdrożyła, została odwołana. Opracowaliśmy program i go konsekwentnie realizowaliśmy.
Szpital miał dwie sale operacyjne. Odtworzyliśmy anestezjologię, która działa na trzech salach. Z 10. łóżek OIOM-owych pracowało 6, teraz pracuje już 8 a do końca roku ma pracować 10, odtworzyliśmy całą endoskopię, zatrudniliśmy w neochirurgii specjalistów i prowadzą klinikę efektywnie. Zwiększyliśmy przez rok o połowę wykonywanie operacji, bo tak sobie wyobrażałem cel istnienia szpitala. Zreanimowałem Izbę Przyjęć. W międzyczasie uzyskaliśmy kredyt konsolidacyjne, ludzie zaczęli otrzymywać wynagrodzenia. Zrobiliśmy nowy system zarządzania blokiem operacyjnym, bo w tym szpitalu, o dziwo, takiego planu nie było, co było dla mnie niezrozumiałe. Blok operacyjny generuje największe koszty i jego efektywność wpływa na wszystkie oddziały zabiegowe. Im sprawniejszy blok, tym bardziej wydajny szpital.
Jestem dumny ze stworzenia takiej atmosfery zaufania do szpitala, że rozrasta się pion anestezjologiczny a anestezjolodzy dzisiaj są na wagę złota. Ludzie uwierzyli, że USK jest dobrym miejscem pracy, z którym warto się utożsamiać. Szpital uniwersytecki, znów zaczynał być wzorem dla innych szpitali, czym wcześniej nie był. Możemy być dumni z efektywności bloku operacyjnego. W tym roku zrobiliśmy 500 operacji, to rekord jak na tak mały szpital, bo ludzie sobie pomagają, współpracują, liczy się sukces zespołowy. To wydatnie pozwoliło na zwiększenie dochodów szpitala. Pomimo sytuacji covidowej, zamknięcia przez prorektora kliniki neurochirurgii, my z końcem roku wypełniliśmy w 100 procentach kontrakt z NFZ! To pozwoliło na zwiększenie kontraktowania na rok 2024, zatrudniliśmy specjalistów i zamknęliśmy kluczową sprawę: cykl obsługi pacjenta z udarem. Z udarami możemy sobie radzić na dwa sposoby...
Jeżeli udar jest słaby leczymy lekiem, który rozpuszcza skrzeplinę, ale jeżeli skrzeplina jest zbyt duża, to trzeba ją usunąć mechanicznie, operacyjnie, to się nazywa trombektomia mechaniczna w udarze niedokrwiennym mózgu. Z różnych przyczyn tej usługi nie było w naszym szpitalu, mimo że mamy sprzęt najwyższej klasy, który umożliwia takie procedury. Dlatego, że nie poprzednicy nie spełniali pewnych wymogów NFZ. My żeśmy te procedury wypełniliśmy te procedury i otrzymaliśmy z NFZ kontrakt, przede wszystkim dzięki pozyskaniu z Warszawy specjalisty, radiologa, który jest trzonem trombektomii. W tej chwili mamy konfort.
"Priorytetem był dla nas pacjent, potem uczelnia"
Patrząc na wszystkie nasze dokonania, to udały się one dzięki temu, że na pierwszym miejscy dla nas był pacjent, nasz personel i potem uczelnia. To było moje motto: bez względu na to, kto jest właścicielem, szpital jest po to, żeby leczyć. Za te pieniądze, które mamy, chcemy pomóc jak największej liczbie chorych.
- To chyba powinno być oczywiste w każdym szpitalu?
MK: Jak przywożą nam pacjenta z udarem, to wiemy, że z tym pacjentem damy sobie radę, bo w udarach najważniejszy jest czas na interwencję. Im mniej czasu minęło od udaru do interwencji lekarskiej, tym większa szansa na powrót pacjenta do zdrowia. Niestety, tutaj pojawił się problem z profesorem, który był koordynatorem tego oddziału.
- Ale na stronie internetowej jako koordynator figuruje pana zastępczyni dr Aleksandra Wińska?
MK. Teraz tak, ale dopiero od tygodnia. Poprzedni koordynator pan prof. Mycko prowadził ze mną negocjacje dosłownie do ostatniego dnia lutego, czyli ostatniego dnia kontraktowania, bo od 1 marca mamy nowe kontrakty i 27 lutego złożył mi pismo, że on do kontraktowania nie stanie. Szanują jego wybór, ale jako koordynator miał obowiązek zabezpieczyć pracę oddziału na następny miesiąc. Po drugie, jak planował odejść, powinien nas o tym uprzedzić, z uwagi na dobro pacjentów.
- Nie wierzę, że tam mógł postąpić profesor medycyny...?
MK: Dochodzimy do meritum sprawy, Kładzie mi profesor Mycko pismo na biurko, że dajemy mu za mało godzin. Ale do konkursu stanęli też inni lekarze, mimo że dawaliśmy 220 godzin, bo nie chcieli z nim współpracować. Nie było by problemu, gdyby rektor zgodził się na rozdzielenie neurologii od oddziału udarów. A tak, to pan prof. Mycko cały czas prowadził z nami wojnę, donosił na nas rektorowi i wojewodzie. Zadzwoniłem do pana prof. Mycko, żeby ustalić zasady wyrotowania z jego oddziału pacjentów, których przyjął po udarach, ale odpowiedział, że nie ma dla mnie czasu i zostawił od 1 marca oddział samemu sobie. Na szczęście dr Wińska która pracowała na Izbie Przyjęć jest neurologiem, zorganizowaliśmy obstawę dyżurową. kosztem życia prywatnego i zdrowia kilku naszych lekarzy. Musieli zapewnić oddziałowi brakujace godziny. Zrobili to, bo wierzyli, że to jest ich miejsce.
- Co chciał osiągnąć prof. Mycko?
MK: Żeby rektor zwolnił dyrekcję. Walczył z dr Wińską i chciał jej zwolnienia.
- Co prof. Mycko miał do dr Wińskiej. Konkurencja, jakaś zadra osobista?
MK: Pan profesor kiedyś prowadząc klinikę neurologii, nie zgadzał się na powołanie oddziału udarowego.
- Dlaczego?
MK: Poprzedni dyrektor szpitala na siłę utworzył oddział udarowy i sprowadził dr Wińską, która zorganizowała jego pracę. Tak zorganizowała, że oddział dostał międzynarodową Nagrodę ANGELS, która honoruje te oddziały udarowe, które najszybciej udzielają pomocy osobom po udarze. Ale jej sukces zrodził konflikty, ponieważ panom profesorom nie zawsze chce się pracować, a oddział udarowy jest oddziałem wzmożonej pracy. Dlatego plan był taki, żeby utworzyć osobny oddział udarowy, na co pan prof. Mycko się nie zgodził. Doprowadził do tego, że panią dr Wińską zwolniono z kliniki neurologii
- Nie rozumiem sprzeciwu prof. Mycko. Przecież dzięki utworzenia odrębnego oddziału udarowego pozbywał się wzmożonej pracy?
MK: Tak, ale neurologia i udary są spokrewnione i muszą ze sobą współpracować. Oddział udarowy przynosi zysk, a neurologia niekoniecznie, więc zyska oddziału udarowego był "kołderką", która przykrywała straty kliniki neurologii i dlatego dr Wińska była dla niego wrogiem nr 1. Gdy od 1 marca pan prof. Mycko porzucił swoich pacjentów, natychmiast poinformowałem o tym pana rektora Przyborowskiego i prorektora Nawrockiego, zresztą cyklicznie ich informowałem o sytuacji. Reakcja władz uczelni była dla mnie jak priorun z jasnego nieba. Akurat siedzieliśmy z dr. Wińską i opracowywaliśmy strategię, jak podzielić dyżury w klinice neurologii, oddziale udarowym i na Izbie Przyjęć, gdy zadzwonił pan rektor Przyborowski z poleceniem, że mam natychmiast przeprosić pana prof. Mycko,a prorektor Nawrocki, że mam zwolnić panią dr. Wińską....
"Sąd kapturowy"
- Dlaczego?
MK: Bo profesor Mycko jest bardzo ważny dla uniwersytetu. W pierwszej chwili myślałem, że się przesłyszałem i poprosiłem o powtórzenie polecenia. Pani dr Wińska słyszała tę rozmowę, bo była ze mną. Poprosiłem o spotkanie z rektorami. To miało być drugie spotkanie przez rok mojej pracy. Pan rektor powiedział mi, że reaguję za bardzo emocjonalnie, ale zgodził się na spotkanie. Na spotkaniu był pan rektor Przyborowski, prorektor Nawrocki i dyrektor UWM Jastrzębski, ale nie było prof. Mycko, ku memu zaskoczeniu. Okazało się, że wezwano mnie na "sąd kapturowy". Przez półtorej godziny usiłowano udowodnić mi i pani dr Wińskiej, że nie stworzyliśmy prof. Mycce warunków. Ja na to: panowie, przecież, to wy nie pozwoliliście mi na rozdzielenie kliniki i oddziału. Gdybyście wydali zgodę, to ja bym sobie poradził z tym, że klinika neurologii generuje straty. Dlaczego teraz obrzucanie nas błotem?
Sprawa powołania oddziału urologii dla prof. Marka Roslana
Drugim tematem rozmowy była osoba pana prof. Roslana, urologa, mitomana. Nie wiem dlaczego pan rektor mu wierzył.
- Prof. Rosłan do grudnia 2022 roku pracował w Szpitalu MSW w Olsztynie.
MK: Tak. Ja na polecenie rektora organizowałem oddział urologii, ale na takich zasadach, które pozwolą mi na ogłoszenie konkursu, w zgodzie z prawem i z bezpieczeństwem szpitala. Żeby stworzyć nowy oddział muszę mieć zabezpieczenie finansowe, bo podlegam dyscyplinie finansów publicznych i jestem w trakcie realizacji programu naprawczego. Tłumaczyłem to panom rektorom, że nie mam na to pieniędzy. Nawet, gdybym powołał oddział, to główna księgowa kazałaby mi dać polecenie na piśmie, bo szpital nie ma na to pieniędzy. Rektorzy zapewniali, że zdobędą środki, ale ja "na gebę" nie chciałem tego przyjąć. No to była obraza majestatu. Prof. Roslan wyczyniał cuda, bo w międzyczasie negocjował ze Szpitalem Wojewódzkim. Rektor stwierdził, że to ja blokuję powołanie oddziału urologii i mnie wyrzucił ze spotkania w rektoracie. To są te dwa powody, dla których rektor mnie chce wyrzucić.
Sprawa kupna akceleratora za 19 mln zł
- Te powody to prof. Mycko i prof. Roslan, tak?
MK: Jeszcze jest pan prof. Nawrocki, prorektor, radiolog. Na terenie USK uczelnia buduje akcelerator liniowy ZAP-X Gyroscopic Radiosurgery do bezinwazyjnego leczenia nowotworów, który zmniejsza ryzyko powikłań w radiochirurgii. Na akcelerator uczelnia dała 19 mln zł i miał się on stać najważniejszą częścią powstającego w szpitalu Ośrodka Radiochirurgii Mózgu, Głowy i Szyi. To pierwsze takie urządzenie w Polsce. Tak nowatorskie, że nie ma jeszcze w NFZ na niego "koszyka usług", nie wiadomo, jak wyceniać leczenie. Na stworzenie procedur trzeba około roku lub nawet dwóch. Przez ten czas uczelnia chciała wykorzystać ten sprzęt dla celów naukowo-dydaktycznych, skoro nie można do leczenia. Bo nie mamy tego akceleratora w planie naprawczym, na wypadek awarii, nie mamy strategii. Dowiaduję się, że jednak pan rektor przekaże akcelerator na szpital. Czyli przekaże sprzęt, którym nie możemy leczyć, ale będziemy ponosić wszystkie koszty związane z jego funkcjonowaniem. Mamy zatrudnić specjalistyczną obsługę, wynegocjować koszyk świadczeń z NFZ, zapewnić certyfikat agencji atomistyki. Skąd na to wziąć pieniądze? Płynność mamy zerową, bo balansujemy na krawędzi. Pan rektor na to, że mamy wziąć kredyt w wysokości 6 mln zł, płacić odsetki i prowadzić działalność komercyjną! Przy tym nie jestem w stanie oszacować rynku a więc i przychodu. Czyli ja mam chorej na nowotwór powiedzieć: "Proszę pani, mamy wspaniały sprzęt, który może pani pomóc, ale może go sobie pani obejrzeć przez szybkę, chyba że zapłaci pan za zabieg 30 tys złotych".
Tutaj dochodzimy do sedna. Skoro władze UWM zdecydowały o kupnie akceleratora za 19 mln zł, to powinno to było być zgodne ze strategią rozwoju UWM. Powinien był powstać biznesplan, a następnie na tej podstawie dokonuje się zakupu. A biznes plan powstaje teraz, 3 lata po zakupie. Żeby dostać kredyt bankowy muszę przedstawić biznesplan. Kto zadecydował o kupnie akceleratora? Można dojść do wniosku, że władze UWM "kupiły" za 20 mln zł prof. Nawrockiego, radiologa, a teraz tym kosztem chcą obarczyć szpital. Nie zgodziłem się, więc stałem się wrogiem, bo ja pilnuję interesu szpitala, który nie idzie w parze z interesem uczelni, bo uczelnia chce utrzymać profesorów. Świetnie, tylko dlaczego za pieniądze NFZ!?
Podsumowując, po roku mojej pracy Centrum Monitorowania Jakości Ministerstwa Zdrowia dało USK akredytację, zwiększając ocenę z 76% do 84%. Z mojej perspektywy jest to niezależna ocena. To się przełoży na zwiększenie umów z NFZ o 2%, czyli dostaniemy więcej o 1,3 mln zł. Muszę za to podziękować całemu zespołowi szpitala. Dzięki zespołowej pracy mamy kompleksowy zakres usług, reanimowaliśmy część przychodni poprzez zakupy sprzętu np. dla ortopedii, dla poradni okulistycznej, mamy poradnię endokrynologiczną, przy deficycie endokrynologów, wygraliśmy kilka przetargów na okresowe badania pacjentów.
Ten sam prorektor Nawrocki, który kazał mi zwolnić dr. Wińską, dzisiaj chce ja skorumpować, żeby została. Powołują na p.o. dyrektora prof. Roslana, który został wyrzucony z poprzedniego szpitala i ma postępowanie za swoje zachowanie na bloku operacyjnym, nie ma żadnego doświadczenia w zarządzaniu szpitalami. To pokazuje, że dla władz UWM, to nie ma być wydolny szpital, tylko ma tworzyć profesorom dobrze płatne miejsca, żeby uniwersytet miał podczas ocen odpowiednią liczbę punktów za zatrudnianie profesorów. Chcą zachować status quo, szpital ma być elementem wykonawczym, a dyrektor szpitala ma być "kukiełką". Mnie jest szkoda tego potencjału dla pacjenta, który stworzyliśmy, mnie jest szkoda ludzi, którzy zostali i którzy przyszli pracować do USK, bo mi zaufali.
Prof. Roslan w SMSie do mnie napisał: "Rozwiązałem umowę kontraktową w Szpitalu MSWiA w Olsztynie w dniu 31 grudnia 2022 roku, na miesiąc przed końcem kontraktu. Nic nie wiem o postępowaniu dyscyplinarnym w Warmińsko-Mazurskiej Izbie Lekarskiej ani żadnej innej" - przypis A.Socha. Natomiast Okręgowy Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej w Olsztynie lek. Jarosław Abramczyk odpisał mi: "Informuję, iż w dniu 23.01.2023 r. zawiadomienie Dyrektora SP ZOZ MSWiA z W-MCO w Olsztynie dotyczące prof. dr hab. n. med. Marka Roslana, zostało przekazane zgodnie z właściwością do Okręgowego Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej w Gdańsku".
Prof. M. Mycko:To dr Wińska chciała się mnie pozbyć
- Panie profesorze, proszę odnieść się do zarzutu dyrektora USK Macieja Kamińskiego, iż fikcyjnie figurował pan w grafiku dyżurów szpitalnych, a w tym czasie przebywał pan nie w szpitalu na swoim oddziale a na terenie UWM?
Prof. Marcin Mycko: Nie mogę tego skomentować, ponieważ nie jest to prawdą.
- Dyr. Kamiński mówi, że zabezpieczył dokumentację?
Prof. M.Mycko: Proszę bardzo, niech ją pokaże.
- Czy może się pan odnieść do twierdzenia pana dyr. Kamińskiego, że został zwolniony z tego powodu, że chciał wraz z panią dr Wińską oddzielić klinikę neurologii od oddziału udarów, czemu pan miał się sprzeciwiać i miał pan w związku z tym doprowadzić do zwolnienia zarówno dyr. Kamińskiego jak i zastępcy dyrektora USK dr Wińskiej?
Prof. M.Mycko: Nikt z dyrekcji szpitala, nigdy się mnie nie pytał o sposób organizacji pracy szpitala, szczególnie kliniki neurologii i oddziału udarowego. Nie miałem w ogóle okazji wypowiedzieć zdania na ten temat.
- Czyli nie było konfliktu z panią dr Wińską?
Prof. M.Mycko: Konflikt oczywiście był. Dr Wińska od pierwszego momentu przyjścia do szpitala uważała, że to ona powinna koordynować pracę neurologów w szpitalu a nie ja, mimo że była moją podwładną. Nigdy się nie uważała za moją podwładną. Z chwilą podjęcia pracy w USK miała tylko jeden kurs, czyli przejęcie kontroli nad oddziałem i pozbycie się mnie. Nie nazywam tego konfliktem, tylko próbą wygryzienia mnie z mojej posady. Jeżeli podwładny od pierwszego dnia pracy uważa, że jego przełożony jest niewłaściwy, to nie jest konflikt, tylko próba zniszczenia przełożonego.
- Wysłałem panu profesorowi wywiad z panem dyr. Kamińskiem. Mam nadzieję, że szerzej się Pan odniesie do zawartych tam zarzutów.
Prof. M.Mycko: Rozumiem.
Adam Socha
(Czekam na odpowiedzi, na postawione zarzuty, rektora Jerzego Przyborowskiego, prorektora Sergiusza Nawrockiego).
(UWAGA: 15 kwietnia ukaże się w miesięczniku "Debata" autoryzowany wywiad z dyrektorem Maciejem Kamińskim, w którym odsłania kulisy funkcjonowania szpitala uniwersyteckiego. Miesięcznik jest dostępny w księgarniach "Domu Książki" oraz salonikach Kolportera).
Na prośbę pracowników, którzy podpisali protest, nie publikuję ich nazwisk, w trosce o ich bezpieczeństwo. Redakcja posiada skany tych podpisów.
Adam Socha
Skomentuj
Komentuj jako gość