Gdy piszę te słowa Rosja gromadzi swoje wojska na wschodzie Ukrainy i w rocznicę rozpoczęcia wojny szykuje się do wielkiej ofensywy. Trudno zliczyć rodzaje oraz ilość sankcji jakie spadły na Rosję w ostatnim roku. Tym bardziej ciężko o rachunek niezliczonych form pomocy i solidarności z Ukraińcami i Ukrainą. Także tych symbolicznych.
Olsztyn miał tutaj do odrobienia zadanie szczególne. W mig zrozumiał to prezydent Olsztyna Piotr Grzymowicz, gdy 3 marca 2022 r. na konferencji prasowej ogłosił konieczność natychmiastowego usunięcia Pomnika Wdzięczności Armii Radzieckiej z Olsztyna, by po kilku godzinach radykalnie zmienić zdanie, ogłaszając się strażnikiem jego ideowego przesłania. Zapewne nigdy się nie dowiemy, kto w tej sprawie tak skutecznie interweniował, że prezydent ośmieszył siebie i sprawowany urząd.
W ciągu ostatnich jedenastu miesięcy wiele w sprawie „szubienic” się zmieniło. Przede wszystkim pomnik został wykreślony z rejestru zabytków, a wojewoda na podstawie tzw. ustawy dekomunizacyjnej wydał decyzję o usunięciu go z przestrzeni publicznej. I w tym kierunku, pomimo zapowiedzi prezydenta o dalszej, niezłomnej walce, wszystko wydaje się zmierzać.
Dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek jestem przekonany, że ten stempel sowieckiego panowania powinien z Olsztyna zniknąć. Choć być może dobrze się stało, że trwa to tak długo. Dzięki temu otrzymaliśmy przecież unikalną, regionalną lekcję historii, podczas której dotknęliśmy zasadniczych pytań o prawdę, znaczenie przekazu historycznego, istotę zbiorowej pamięci. Osią tej lekcji jest forma i czas. Czy zatem upływający czas powoduje – jak twierdzi profesor historii Robert Traba – że istotą pomnika przestaje być jego wartość ideologiczna, a staje się nią wartość artystyczna? Czy my, obywatele, pod nieobecność artysty, mamy prawo wynegocjować w demokratycznym dialogu i nadać dziełu artystycznemu nowy sens? Czy są jakieś granice takich negocjacji?
Inne pytanie dotyczy ochrony pomników jako „świadków historii”. Rozważania co i w jakich okolicznościach zasługuje na taki status zostawiam na inną okazję. Jednak bezsprzecznie cechą każdego świadka jest wiarygodność i stałość zeznań. Tylko co nam z takiego świadka historii, na którego „zeznania” sami zamierzamy wpływać? A tak właśnie postąpił prezydent Grzymowicz, który w korespondencji do Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków stwierdził, że pomnik Xawerego Dunikowskiego gloryfikuje Armię Czerwoną, której spadkobiercą poczuwa się obecna armia Federacji Rosyjskiej. A teraz ogłosił na konferencji prasowej, że Pomnik Wdzięczności Armii Radzieckiej już nie kojarzy się społeczeństwu z tamtym systemem, że nie zawiera żadnych napisów i po odpowiedniej korekcie nazwy i samego pomnika spełnia wyłącznie funkcję edukacyjną. W ten oto sposób uwolnił siebie i społeczeństwo od ciężaru obciążającej pamięci. Niestety, ta diagnoza to nie wyrok sądu, bo wtedy z takiego orzekania Grzymowicz musiałby się wyłączyć. Ale gdy to wszystko robi i firmuje były komunista, negocjując sam ze sobą, to i tak chichot historii jest wystarczająco donośny.
Jak łatwo zauważyć, nie ma w tym wszystkim miejsca na prawdę. Takie słowo w ogóle nie pada.
Nie tylko prawdę o totalitarnym systemie, która ma być reedukowana, ale na prawdę o samym Dunikowskim. Jedyna wygodna prawda jaka po nim pozostała, jaką mamy kultywować, to artystycznej forma pomnika. O to, co „artysta miał na myśli” i dlaczego, nikt nie pyta. Po usunięciu sierpa i młota takie kwestie przestały być istotne. Ale czy na pewno? Każdy, kto zagłębił się w życiorys Dunikowskiego musi przyznać, że był to człowiek z krwi i kości. Wyrazisty, wręcz porywczy, do tego stopnia, że był stanie zabić człowieka. Próbuję oddać głos Dunikowskiemu i zrozumieć, jak zachowałby się gdyby dzisiaj żył, bo to jedyny sposób na przywrócenie mu roli podmiotu i należnej roli. Jakie zatem stanowisko zająłby w sporze o swoje dzieło artysta? A może należałoby zapytać, jaki artysta zgodziłby się, aby z jego dzieła zrobić „świadka historii”, który okresowo zmienia zeznania? Potraktować je jak ozdobną ramę w którą można oprawiać ideowo poprawne narracje, wsadzić w nią zabawy sylwestrowe, uroczystości Bożego Ciała, przemarsz Orszaku Trzech Króli, a na co dzień pejzaż strzeżonego parkingu. „Mój” Dunikowski, taki o jakim czytałem i słyszałem, najprawdopodobniej strzeliłby autorom takich pomysłów w łeb. Albo byłby nadal dumny z ideowego przekazu swojego dzieła, uważając je za „wiecznie żywe” i obstając przy jego pozostawieniu, albo spaliłby się ze wstydu, uderzył w pierś za kolaborację ze zbrodniarzami i wnioskował o jego natychmiastową rozbiórkę.
Być może nie jest przypadkiem, że ta szczególna lekcja historii została właśnie nam zadana do odrobienia. Nie mam wątpliwości, że właśnie nasze miasto i region jej szczególnie potrzebuje. Tymczasem czas mija, ale nie słyszę, żeby ktoś brał się za jej odrabianie. Takie sygnały nie płyną z uczelni, z IPN-u, Instytutu Północnego czy wreszcie Kościoła. Pomnik zniknie i miasto wróci do swojego prowincjonalnego snu ziemi „wyzwolonej”.
Wszystko byłoby o wiele łatwiejsze, gdyby nie ten Władimir Putin i uparcie broniący się Ukraińcy. Gdyby nie to, bezimienna, wykuta przez Dunikowskiego w kamieniu broń mogłaby symbolizować pełne menu uzbrojenia i sojuszy, dopasowanych do czasu i potrzeb, krasnoarmiejec mógłby robić za uniwersalnego partyzanta słusznej sprawy, a puste miejsce po sierpie i młocie to wymarzone miejsce na unijne gwiazdki lub inne okolicznościowo pożądane symbole. Tymczasem niektórzy uparli się by posłuchać Putina oraz prezydenta Grzymowicza i widzą w „wyzwoleńczej” symbolice „szubienic” złowrogi cień „wyzwalania” Ukrainy przez Armię Federacji Rosyjskiej. Wprawdzie prezydent szybko zmienił zdanie, ale Putin nie odpuszcza. Tymczasem Ukraińcy zdemontowali nawet pomnik carycy Katarzyny II w Odessie i ze zdumieniem patrzą na miasto rządzone przez pupilka Agencji TASS i radnych Koalicji Obywatelskiej.
Choć wydaje się, że i na to można szybko zaradzić. Wystarczy „demokratycznie wynegocjować”, że schody i pylony pomnika tworzą bramę do wolnej Ukrainy, czołg to symbol pędzących na pomoc Ukrainie niemieckich Leopardów, a krasnoarmiejec z czystą flagą to symbol poddającej się Rosji lub – do wyboru - dezerter z rosyjskiej armii. Tyle możliwości..., a Dunikowski przecież nie żyje.
Bogdan Bachmura
Skomentuj
Komentuj jako gość