Głównymi ulicami Miasto Olsztyn przeszła w środę popielcową 22 lutego manifestacja pracowników Urzędu Miasta w Olsztynie, MOPS Olsztyn, Zespołu Żłobków Miejskich oraz DPS Kombatant w Olsztynie. Marsz został organizowany przez Związki Zawodowe prowadzące spór zbiorowy z Prezydent Olsztyna Piotrem Grzymowiczem. Protest wsparło kierownictwo OPZZ i posłowie Lewicy oraz związkowcy wielu zakładów pracy Olsztyna, a także Agrounia.
"Żądamy godnych wynagrodzeń
- Dlaczego tyle czasu walczymy? - powtórzyła pytanie dziennikarzy, przed wiecem Bożena Szczęsna, pracownica DPS Olsztyn. - Bo od 14 lat, od kiedy rządzi Piotr Grzymowicz nie ma polityki płacowej. My żebramy, prezydent nam raz na pół roku coś kapnie, ale nie pomyślał o tym, że przyjdzie kolejna podwyżka najniższej krajowej i znowu będzie wypłaszczenie na poziomie 70% pracowników, bo tak będzie w lipcu.
Demonstracja zaczęła od przemówień na schodach olsztyńskiego ratusza. Jako pierwszy głos zabrał Krzysztof Tomasik z Międzyzakładowego Związku Zawodowego Pracowników MOPS i Zespołu Żłobków Miejskich.
- Żądamy godnych wynagrodzeń i zmiany polityki, która w Olsztynie polega na tym, że podnoszone są płace pracownikom, głównie, gdy wzrasta płaca minimalna w kraju. Znajdujemy się na szarym końcu, jeśli chodzi o wynagrodzenia pracowników samorządowych. Jest to bardzo frustrujące dla pracowników. Odbiera im prestiż i godność. Pan prezydent nie chce naprawić błędów, które kumulując się latami, doprowadzają do tragicznej sytuacji – powiedział Tomasik.
"Dzisiaj gminy to udzielnie księstwa z kacykami"
Po nim zabrała głos szefowa Związku Zawodowego Pracowników Urzędu Miasta "Symetria" Ewa Wyka:
- W 2001 roku podjęłam pracę w urzędzie. Do roku 2009 moje wynagrodzenie oscylowało wokół przeciętnego wynagrodzenia w kraju. To nie były kokosy, ale były to pieniądze, które pozwalały godnie żyć. Od momentu, kiedy władzę objął prezydent Grzymowicz nie mieliśmy żadnych podwyżek. Wszystko rosło – najniższe wynagrodzenie, najniższa emerytura. Tylko nie rosło nasze wynagrodzenie. W 2021 roku moje wynagrodzenie było niższe od najniższego wynagrodzenia krajowego o 6 zł. Po 35 latach pracy, moje zasadnicze wynagrodzenie brutto nie sięgało 3010 zł Dlatego w 2021 roku podjęliśmy spór zbiorowy. Nie jest to przyjemna batalia. Zebraliśmy po drodze dużo upokorzeń. Co zyskaliśmy? 500 zł brutto do wynagrodzenia zasadniczego, które wypłacono nam w dwóch ratach. 300 zł i 200 zł. Czyli pracownik, który miał najniższe wynagrodzenie w 2021 roku i dostał 500 zł brutto, to ma do zasadniczego wynagrodzenia 3.500 zł. Sto złotych zostaje mu do 3.600, które będzie wypłacone w lipcu, a więc dopiero jesteśmy na początku wyjścia z tej drogi. Najbardziej bolesne jest to, że nie widzi tego, ani prezydent, ani rada miasta. Nam pracownikom dano 500 złotych...
- A prezydent podniósł sobie pensję o 10 tys zł - wyliczał związkowiec stojący za Ewą Wyką z tubą. wiceprezydenci po 5 tys. zł, sekretarz miasta - 5 tys. zł, skarbnik 5 tys. zł, radni podnieśli sobie diety o około 4 tys zł.
(Okrzyki "Hańba!", ryk trąbek, syreny i odgłos bębna).
- Muszę się zgodzić z Jerzym Stępniem, współautorem ustawy samorządowej, który ostatnio powiedział: "Miała być samorządność i demokracja, a dzisiaj gminy to udzielnie księstwa z kacykami". W pełni się z tym zgadzam. My tu nie mamy demokracji.
- Swego czasu na sesji rady miasta usłyszałam taką rzecz: my radni otrzymaliśmy duże podwyżki, ale to jest żaden koszt dla budżetu miasta, gdybyśmy chcieli podnieść wynagrodzenia pracowników, to by dopiero kosztowało. My jesteśmy tylko kosztem i robi się wszystko, żeby ten koszt był najniższy, żeby na pracownikach oszczędzać. Tak było przez trzy ostatnie kadencje i tak będzie nadal, skoro w budżecie miasta nie przewiduje się pieniędzy na waloryzację wynagrodzeń pracownika - brak podwyżek to obniżka realnego wynagrodzenia - powiedziała działaczka.
Hipokryzja prezydenta Grzymowicza
Na koniec Ewa Wyka powiedziała, jak to nazwała, o "hipokryzji prezydenta Grzymowicza.
- Nasz prezydent pojechał do Gdyni podpisać 21 postulatów, 9. postulat brzmi: "zagwarantować automatyczny wzrost płac, równolegle do wzrostu cen i spadku wartości pieniądza". Chciałabym, żeby prezydent, to co podpisał, wziął sobie do serca - podsumowała.
Zandberg: Jeśli zabraknie pracowników socjalnych, państwo się posypie"
Adrian Zandberg, poseł Nowej Lewicy w swoim wystąpieniu podkreślał znaczenie usług publicznych dla funkcjonowania państwa:
- Wasza praca jest niezmiernie ważna, ponieważ pełnicie usługi publiczne. Jeśli was zabraknie, to polskie państwo po prostu się posypie. Chodziłem przed rozpoczęciem wiecu między Wami i rozmawiałem z pracownicami, m.in. pracownicami żłobków, które trzymały napis: "Tramwajem się nie najem" Jest to słuszne hasło. Tramwajami i fantastycznymi inwestycjami, polegającymi na wylewaniu betonu przez pana prezydenta, który jednocześnie oszczędza kosztem tych, którzy pracują w usługach publicznych, pracownicy się nie najedzą.
- Patrzy pan dzisiaj, panie prezydencie, na pracowników socjalnych, którzy zarabiają dzisiaj mniej od ludzi, którymi się opiekują. Pracują w trudnych środowiskach, zajmują się dziećmi,żeby stanęły na nogi. Nie można im tak niegodnie płacić. Urzędnicy patrzą, jak biurka ich koleżanek i kolegów pustoszeją, bo uciekają do innej, lepiej płatnej pracy. Jeśli tych ludzi zabraknie, to polskie państwo sie posypie. Musimy zainwestować w tych ludzi , bo chcemy mieć nowoczesne, sprawne państwo. Musimy to zrobić, bo chyba wszyscy chcemy mieć w Polsce nowoczesne państwo. Będzie to możliwe tylko wtedy, gdy wasza praca będzie godnie wynagradzana. To musi się zmienić tutaj i w całej Polsce.
Zandberg postawił warunek poparcia przez Lewicę przyszłego rządu:
-Przyszłe rządy muszą realnie zainwestować w pracowników. Poprzemy tylko ten rząd, który to zagwarantuje.
Poseł Zandberg: Prezydent Grzymowicz nie rozumie na czym polega "dialog społeczny"
Na koniec przewodniczący Lewicy powrócił do oceny postawy prezydenta Grzymowicza wobec pracowników.
- A propos pana prezydenta Grzymowicza - jest takie wyświechtane słowo „dialog społeczny”. Niektórzy lubią go nadużywać. Otóż problem polega na tym, że to słowo coś znaczy. Pracowników, którzy przychodzą z postulatami trzeba nie tylko wysłuchać, ale też porozmawiać o rozwiązaniach. Z tym pan prezydent Grzymowicz ewidentnie ma problem. Widzę po stronie prezydenta przekonanie, że on z nikim rozmawiać nie musi, bo to on podejmuje decyzje, mówi: "To Ja tu rządzę!" i nie musi się nikogo słuchać. Otóż musi się słuchać wyborców, którzy, jak sądzę, wystawią my w najbliższych wyborach rachunek za politykę, którą prowadził, Bo inwestycje to nie tylko wylewanie betonu, to przede wszystkim inwestycje w ludzie a to oznacza godne wynagradzanie ludzi, którzy pracują w usługach publicznych. Trzymajcie się, Wygramy!
- Co nam zafundował prezydent Grzymowicz? - zapytał przez tubę jeden z organizatorów wiecu i odpowiedział: - Podwyżki podatków, opłat śmieciowych i przejazdów MPK.
( Placem wstrząsnęły okrzyki "hańba" oraz ryk trąbek, syren i hałas bębna.)
Poseł Kulasek: Prezydent miał kiedyś serce po lewej stronie...
Poseł Marcin Kulasek przypomniał natomiast, że razem z Adrianem Zadbergiem ponad roku temu interweniował u prezydenta Grzymowicza w sprawie podwyżek. Nie uzyskano jednak porozumienia.
- Prezydent Grzymowicz kiedyś miał serce po lewej stronie. Teraz to serce albo zamarzło, albo się przesunęło – powiedział poseł na Sejm IX kadencji.
Następnie na schodach przed ratuszem z krótkimi przemowami wystąpili: Bartosz Grucela i Małgorzata Matuszewska-Boruc z Lewicy Razem, Łukasz Michnik z Młodej Lewicy oraz Andrzej Cieślikowski ze spółdzielni mieszkaniowej „Jaroty”.
Około godziny 16:20 zgromadzeni ruszyli głównymi ulicami miasta. Na flagach i tabliczkach protestujących widniały m.in. hasła: „tramwajem się nie najem”, „dość głodowej pensji”, „pracujemy uczciwie, chcemy zarabiać godziwie” czy „sobie podwyżka syta, pracownikom ochłap i kwita”.
Prezydent Olsztyna od dłuższego czasu na zarzuty związkowców odpowiada, że w budżecie miasta nie ma funduszy na zabezpieczenie ich potrzeb. Przypomnijmy, że projekt budżetu na 2023 roku zakłada deficyt na poziomie 244,6 mln zł i jest niemal dwukrotnie wyższy, niż w roku poprzednim.
Środowa demonstracja to kolejna runda konfliktu między pracownikami sfery budżetowej a prezydentem miasta, Piotrem Grzymowiczem. Pikiety przed ratuszem odbywają się regularnie od lutego 2022 roku. Punktem wyjścia był brak porozumienia w sprawie podwyżki dla urzędników. Związek Zawodowy „Symetria” zażądał w grudniu 2021 roku dodatkowych 1500 zł brutto. Od tamtego czasu między związkowcami a miastem trwa spór zbiorowy. Do urzędników szybko dołączyli pracownicy Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej i Zespołu Żłobków Miejskich oraz związkowcy z Domu Pomocy Społecznej „Kombatant”, postulując podwyżki o 700 zł netto.
(sa)
zdjęcia Adam Socha
Skomentuj
Komentuj jako gość