Każdy człowiek chce po sobie zostawić jakiś ślad na tej ziemi. Dla większości z nas jedynym takim widocznym śladem bytności na tym padole łez będzie nasz nagrobek, który za życia sobie sami zamówimy lub postawią nam go nasi krewni czy znajomi. Co innego osoby publiczne. Te z racji wykonywanych funkcji z możliwościami podejmowania decyzji mających często nieodwracalny skutek i dostępności do publicznych finansów mogą swoimi decyzjami na trwałe zapisać się w historii miasta czy nawet państwa. Niewątpliwie prezydent Olsztyna Piotra Grzymowicz postanowił utrwalić pamięć o swoim włodarstwie czterema pomnikami, za które przyjdzie słono zapłacić mieszkańcom miasta.
Spalarnia śmieci - pomnik pierwszy
Kiedyś Olsztyn był nazywany zielonym miastem, stolicą Krainy Tysiąca Jezior, gdzie ulice były alejami, na które cień rzucały szpalery drzew. Wszystko to było dawniej. Tylko przy budowie drugiej linii tramwajowej wycięto w Olsztynie 3 tysiące drzew, a przy budowie pierwszej także dokonano masakry zieleni. Wystarczy porównać dawną ulicę Kościuszki z obecną betonowa pustynią. Jednak to co najbardziej będzie w przyszłości zagrażać miastu, to budowa spalarni śmieci w propagandowej publicystyce zwana często ekokotłownią, a oficjalnie Instalacją Termicznego Przekształcania Odpadów.
Do tej spalarni odpady będą zwożone z całego województwa. Tysiące ton nie nadających się do dalszego przetworzenia śmieci będą spalane, a w powietrze unosić się będą tony trujących substancji, szkodliwych dla ludzi, zwierząt i roślin.
Niedaleko spalarni są ogródki działkowe. Ciekawe jak "zdrowe" będą z nich owoce i warzywa?
O zagrożeniach zdrowia mieszkańców Olsztyna przez budowę spalarni pisaliśmy niejednokrotnie na łamach "Debaty". Ujawniliśmy, jak takie spalarnie działają w Austrii, Islandii czy we Francji. Dziś kraje europejskie odchodzą od tej ubiegłowiecznej technologii i swoje exrozwiązania - nienowoczesną już technologię odsprzedają państwem postkomunistycznym. Filtry nigdy nie wyłapią wszystkich trujących gazów wydobywanych ze spalanych odpadów. Są drogie i muszą być często wymieniane, a gdy spalarnię użytkuje prywatna firma nastawiona przede wszystkim na osiąganie zysków, wiadomym będzie, że wszelkie remonty i wymiany urządzeń będą następowały wyłącznie w sytuacjach ekstremalnych.
Decyzję o budowie spalarni motywowano koniecznością zapewnienia energii cieplnej dla mieszkańców Olsztyna. Spalarnia nazywana ekokotłownią będzie potrzebować tysiące ton odpadów, a wymogi Unii Europejskiej nakładają obowiązek większości z nich powtórnego przerabiania (recykling), w celu ochrony środowiska, więc śmieci do Olsztyna trzeba będzie zwozić z sąsiednich miast i gmin. Oczywiście miasta i gminy będą musiały za ten odbiór zapłacić i to niewątpliwie słono, gdyż tak faktycznie to spalarnia będzie wyznaczała ich cenę.
W ubiegłym roku mieliśmy w Olsztynie już jedną podwyżkę ceny odbioru odpadów, a radni miasta na wniosek prezydenta znów podnieśli koszty odbioru śmieci od mieszkańców Olsztyna od stycznia 2023 r.
Dopiero gdy zostanie uruchomiona spalarnia, zobaczymy ile za nią zapłacą mieszkańcy Olsztyna i województwa.
Olsztyńskie tramwaje - pomnik drugi
Drugi pomnik, który wystawił sobie prezydent Piotr Grzymowicz to olsztyńskie tramwaje. Gdy powstał zamysł budowy linii tramwajowej w Olsztynie, jeden z ówczesnych wicedyrektorów Miejskiego Zarządu Dróg, Zieleni i Transportu powiedział mi, że on nie może uwierzyć, że tak się stanie. Powiedział, że biuro projektowe z Krakowa wyznaczyło szlak tramwajowy na podstawie mapy Googla i nikt z ich pracowników nie przyjechał do Olsztyna i nie dokonał wizji lokalnej. Po prostu zrealizowali wytyczne prezydenta Olsztyna, który z góry wyznaczył jakimi ulicami ma przebiegać linia tramwajowa.
Przez budowę linii tramwajowej prezydent Grzymowicz zafundował mieszkańcom Olsztyna i dojeżdżającym tu do pracy, a także coraz mniej licznym turystom odwiedzającym gród nad Łyną wieloletni horror komunikacyjny. Podczas budowy pierwszego etapy linii tramwajowej odłączone zostały od miasta czteropasmowe ulice dojazdowe do centrum z najbardziej zaludnionych dzielnic Olsztyna.
Gdy skończyła się budowa pierwszej nitki tramwajowej, kierowcy zauważyli, że wjazd do centrum miasta został znacznie ograniczony, aleja Piłsudskiego od ul. Kościuszki stała się tylko dwupasmowa, ale za to powstała ścieżka rowerowa, którą nikt nie jeździ. Wiem, że obecnie jest trend eliminacji ruchu samochodowego. W to miejsce proponuje się transport zbiorowy i ścieżki rowerowe.
Prezydent Grzymowicz jest pojętnym uczniem prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego, który stolicę Polski chce uczynić jednym wielkim zatorem poprzez zwężanie ulic, likwidację parkingów, zamykanie ulic, budowanie na nich placów wypoczynku, a przede wszystkich ścieżek rowerowych. Trzaskowski buduje także linię tramwajową na Wilanów, choć nie sięgnie ona najważniejszego osiedla, ale pozwoliło to na zdemolowanie ruchu samochodowego w dwóch dzielnicach przez zwężone lub zamknięte ulice.
Jak widać, związek pomiędzy Trzaskowskim a Grzymowiczem jest nie tylko przez olsztyński Campus, ale przede wszystkim przez uprawianie tej samej polityki zarządzania miastem: dezorganizacją ruchu miejskiego przez zwężanie ulic, ograniczanie miejsc parkingowych, wprowadzaniem coraz wyższych opłat parkingowych i wolne wprowadzanie tzw. strefy 30 (czyli 30 km/h), co chce zrobić Trzaskowski w całej prawie Warszawie i co wielokrotnie zapowiadał w Olsztynie Grzymowicz. Ma to doprowadzić do całkowitego paraliżu ruchu samochodowego w mieście, ale taki jest cel działań obu prezydentów.
Olsztyn należy do pięciu miast wojewódzkich tzw. Ściany Wschodniej, które korzystając z funduszy europejskich przebudowały komunikację miejską, ale jako jedyne postanowiło wybudować od podstaw linię tramwajową. Podobne miasto do Olsztyna, jakim jest Zielona Góra poszła drogą zakupu autobusów elektrycznych. Włodarze tego miasta postanowili jednocześnie zbudować własną farmę fotowoltaiczną, która już obecnie w 30 procentach zaspokaja potrzeby energetyczne tych autobusów, a w następnych latach planują zbudować taką fotowoltaikę, która w stu procentach zaspokoi potrzebę ładowania miejskich autobusów.
Budowa drugiego etapu linii tramwajowej w Olsztynie to kolejne trzy lata komunikacyjnego horroru w mieście. To nie tylko odcięcie mieszkańcom Jarot i Pieczewa - najbardziej zaludnionych dzielnic miasta dojazdu do pracy, szkoły i do urzędów znajdujących się w centrum, to gigantyczne korki, w godzinach szczytu spowodowane odcięciem głównych ulic (Krasickiego, kard. Wyszyńskiego, al. Piłsudskiego, Pstrowskiego, Synów Pułku). To tysiące spalonych bezużytecznie litrów paliwa, strata czasu (czasem kilka godzin dziennie), to zniszczenie kół, opon i zawieszeń samochodów jadących po byle jak ułożonych objazdach.
Czy jakiś ekonomista obliczył ile faktycznie wynoszą koszty budowy linii tramwajowej, (nie tej planowanej, inwestycyjne wynoszącej blisko 600 mln zł), ale ile płacą mieszkańcy Jarot czy Pieczewa, olsztyńscy kierowcy za zmarnowany czas, spalane w korkach paliwo i uszkodzone samochody.
Mój samochód spala 4,7 litra na 100 przejechanych kilometrów. Ostatnio pokonując 6 kilometrów w Olsztynie, stojąc w korkach wskaźnik pokazał mi, że spalanie paliwo wyniosło 10,7 km na sto. To jest cena, jaką płacą olsztyniacy za budowę linii tramwajowej i ta cena się nie zmniejszy po oddaniu jej do użytku z powodu ograniczeń prędkości i instalacji kolejnych świateł lub budowania najbardziej przedziwnych rond, które maje różne kształty, ale rzadko okrągłe.
Czy można było budować linię tramwajową inaczej, aby nie paraliżować połowy miasta? Oczywiście można było, choć niewątpliwie byłoby to droższe. Zamiast zamykać wszystkie ulice, którymi mają przebiegać tramwaje, aby zrobić tam wykopy i przez rok nic więcej nie robić, można było zamknąć tylko jedną ulicę i tu w całości ułożyć linię, potem tak samo na drugiej ulicy, itp. Ale łatwiej i taniej jest jedną czy dwoma koparkami zryć w krótkim czasie kilka ulic i i zostawić je zamknięte, niż robić to odcinkami.
Dzięki tramwajom - idei fixe prezydenta Grzymowicza - czteropasmowe ulice zostaną zamienione w wąskie dwupasmówki przegradzane licznymi przejściami dla pieszych, obok rowerowe - martwe przez pół roku - ścieżki. Przy tak kosztownej inwestycji drogowej nie pomyślano, aby zbudować przejazdy bezkolizyjne, przykładowo skrzyżowanie ul. Dworcowej z al.Piłsudskiego.
Ale przecież ta inwestycja nie jest po to, aby kierowcom w Olsztynie jeździło się bezpieczniej i łatwiej. Ona jest wymierzona przeciwko nim, aby porzucili auta i wsiedli na rowery lub do tramwaju.
System komunikacyjny, którym uszczęśliwił prezydent Grzymowicz mieszkańców tworzy się w mieście, w którym w 2010 r. było 70 tys. pojazdów samochodowych, a w roku 2021 już ponad 100 tys. Grzymowicz jak może, "uszczęśliwia" mieszkańców wymierającego i pustoszejącego miasta, gdyż wielu drobnych przedsiębiorców przenosi swoje firmy, bo ma dość kłopotów z dojazdem do swoich przedsiębiorstw i wywozem wyprodukowanych towarów.
Przez budowę tramwajów upadają drobne firmy, kioski z różnymi towarami, butiki, wystarczy porównać drobne usługowe firmy, które mieściły się przy ul. Kościuszki, a przez budowę tu linii tramwajowej (co oprotestowywali nadaremnie mieszkańcy tego osiedla) zostały zlikwidowane. Natomiast Rada Osiedla się rozwiązała i przestała działać widząc jak ignorowane są przez prezydenta Grzymowicza ich postulaty.
Niektórzy uważają, że jest to powszechny trend wyprowadzania się ludzi z dużych miast do miejscowości podmiejskich. Według danych uzyskanych z Urzędu Miasta Olsztyn liczba mieszkańców tego grodu spada z roku na rok i obecnie wynosi ok. 159 tys. mieszkańców, a w roku 2019 miasto liczyło 166 tys. ludności. Zielona Góra w roku 2010 liczyła 117 tys. mieszkańców, a obecnie liczy ponad 140 tys. Podobny do Olsztyna Rzeszów w ciągu ostatnich 11 lat zwiększył liczbę mieszkańców o 11 tys. I te miasta także mają swoje Stawigudy czy Dywity, podmiejskie miejscowości willowe.
Nikt faktycznie nie policzył strat przedsiębiorstw olsztyńskich, zamkniętych tu firm, które padły ofiarą budowy tzw. nowoczesnego systemu transportowego Olsztyna. Tak naprawdę, to w niczym nie jest on nowoczesny, bo tramwaje to ubiegłowieczny przeżytek, choć dla niektórych, myślącymi małomiasteczkowymi kategoriami to szczyt nowoczesności.
Przy obecnych problemach z cenami energii elektrycznej będzie ciągle rósł koszt przejazdów tramwajowych, bo jeden kilometr przejazdu tramwajem jest dużo droższy od przejazdy autobusowego. W Olsztynie w październiku 2022 roku koszt kilometrowego przejazdu tramwaju wynosił 18,89 zł, natomiast autobusu 11,81 zł. Drożeje nie tylko prąd, ale także olej napędowy, a mimo to autobusy są dużo tańsze.
Transport, który miał być ekologiczny i reklamowany jako nieuciążliwy, dla mieszkańców domów znajdujących się tuż przy torach tramwajowych stał się akustycznym horrorem. Ich cichość okazała się tylko reklamowym sloganem powtarzanym przez prezydenta i jego ratuszowych urzędników. Każdy wrażliwy słuchowo, kto jechał tramwajem jest zdumiony głośnym stukiem stalowych kół o szyny. Wynika to ze złego ułożenia podłoża pod tory i nie wymieniania zużywających się, a drogich stalowych kół tramwajowych. Budowa linii tramwajowej jest tak kosztowna, ponieważ pod nią jest wymieniana podziemna infrastruktura miejska. Takich kosztów by nie generowała budowa buspasów pod autobusy elektryczne, gdyż autobus może ominąć miejsce ewentualnej awarii.
Największym dowodem niefachowości i niekompetencji władz Olsztyna z jego prezydentem na czele jest trwały pomnik bezużytecznej linii tramwajowej nr 3, nieczynnej od trzech lat, przebiegającej od ul.Tuwima do Warszawskiej. Te zardzewiałe tory i fatalne skrzyżowanie tramwajowe ulicy Tuwima z Sikorskiego wymuszają jazdę tramwaju z prędkością 5-10 km/h, gdyż przy wyższej prędkości skrzyżowanie mogłoby się rozsypać. Onegdaj niektórzy radni miasta Olsztyna przestrzegali prezydenta Grzymowicza, że linia tramwajowa do Kortowa nie będzie miała pasażerów. I rzeczywiście, linią nr.3 najczęściej było przewożone powietrze. W okresie pandemii linię zawieszono i tramwaje zastąpiono tańszymi autobusami. Potem tramwaj miał zostać przywrócony, ale ze względów ekonomicznych tak się nie stało. Ze względów ekonomicznych prezydent powinien zawiesić pozostałe dwie linie tramwajowe i zastąpić je autobusami.
Jednak w realizacji słomianych, idących w setki milionów złotych inwestycji nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa, mógłby powiedzieć prezydent Grzymowicz, cytując Ochódzkiego z "Misia". Otóż prezydent planuje rozbudowę linii tramwajowej o ulicę Wilczyńskiego i poczyniono w tym kierunku już pewne prace budowlane. Radny z Kolacji Obywatelskiej, która tak ochoczo w głosowaniu popiera wszystkie poczynania prezydenta Grzymowicza (podwyżki opłat, wyprzedaż majątku, itp) Paweł Klonowski reprezentujący Pieczewo, Nagórki i Jaroty zwrócił się z interpelacją, czy rzeczywiście tą ulicą ma jechać tramwaj. Mieszkańcy są temu przeciwni, ale kto by pytał ich o zdanie. Mieszkańcy ul. Kościuszki protestowali gdzie mogli, aby prezydent nie uszczęśliwiał ich na siłę linią tramwajową, a on i tak zrobił swoje, przecież jest włodarzem miasta i wie najlepiej, czego chcą jego mieszkańcy.
Radna Monika Rogińska-Stanulewicz powiedziała dziennikarzowi "Gazety Olsztyńskiej": „Położenie torów w tym miejscu jeszcze bardziej zwęziłoby i tak wąską ulicę powodując prawdziwy chaos komunikacyjny”. To radna jeszcze nie wie, że faktycznie jedynym celem wszelkich działań prezydenta Grzymowicza w sferze komunikacyjnej miasta, jest doprowadzenie do jednego, wielkiego chaosu? Marzenie anarchistów i lewaków nareszcie się spełni. a że prezydent Grzymowicz ma czerwoną, pezetperowską duszę to widać po jego działaniach.
Długi - pomnik trzeci
Pamiętamy, jak sprowadzono pierwszy tramwaj z Turcji. Nikt w Europie stamtąd tramwajów nie kupił, ale Olsztyn to uczynił. Pierwsza jazda i porażka, wykolejenie się. A potem jedno i drugie, a przede wszystkim pękanie torów już jesienią, bo o zimie nie wspominam. Ile faktycznie będzie kosztowała eksploatacja tramwajów, ich serwisowanie, nikt nie wie. Miasto jest coraz bardziej zadłużone. Na rok 2023 zaplanowano dług w wysokości 376 mln zł. Ktoś obliczył, że mieszkańcy Olsztyna będą go spłacać przynajmniej do roku 2040, ale to nie ostatnie słowo prezydenta Grzymowicza, bo niewątpliwie, ten dług wzroście, bo trzeba będzie dalej budować linię tramwajową, a potem ją utrzymać. Czy jest szansa na przerwanie tego chocholego tańca, który mieszkańców Olsztyna tak drogo kosztuje? Tak faktycznie bawi się tylko prezydent Grzymowicz, spełniając pewnie swoje chłopięce marzenia, aby pojeździć tramwajem, za które płacą inni. Długi do spłacenia po rządach od roku 2009 Piotra Grzymowicza jako prezydenta Olsztyna pozostaną po nim jako bankowy pomnik, niewidoczny fizycznie, ale jakże ciężko odczuwalny.
Według projektu budżetu na rok 2023 deficyt ma wynieść 244,6 mln zł i jest to wzrost aż o 100 procent deficytu z roku 2022, który zaplanowano na 127,5 mln. Ile faktycznie ten deficyt wyniósł za miniony rok, przekonamy się za kilka miesięcy. Trzeba odróżnić deficyt od zadłużenia. Oczywiście deficyt także zadłuża miasto, ale na dług składają się pożyczki, które miasto zaciąga. W budżecie na rok 2023 obniżono koszty przeznaczone na oczyszczanie miasta, więc brudu będzie jeszcze więcej i aż o 85 procent zmniejszono w porównaniu z rokiem minionym wydatki na miejską zieleń. Więc będzie beton, beton, brud, brud i czarna gleba. Powycinano tyle drzew w mieście, więc po co dbać o trawniki, skwery czy jakieś parki. Przecież nowoczesność według prezydenta to beton, beton i jeszcze raz beton. Kto chce zieleni, niech wyprowadzi się na wieś. I tak zielone ongiś miasto Olsztyn staje się betonową pustynią z hukiem przejeżdżających tramwajów. Marzenie prezydenta o stanie się Olsztyna aglomeracją wreszcie się ziści. I to wszystko dzieje się z poparciem olsztyńskiej lewicy i tzw. Zielonych, którzy są z nią w sojuszu.
Tylko, czy wybudowanie mega hotelu w zapadłej białostockiej wsi zmieni ją w atrakcyjny nadmorski kurort? Bo takie są argumenty ratuszowych propagandzistów, że tramwaje ożywią ruch turystyczny w Olsztynie. Na pewno mieszkańcy Kandyt czy Polesia Małego specjalnie zorganizują wycieczkę do Olsztyna, aby przejechać się tureckimi tramwajami, bo to jest przecież szczyt nowoczesnej techniki.
A tak naprawdę: kto raz czy drugi jako turysta przyjechał samochodem do Olsztyna, będzie potem jak mógł omijał to miasto, bo godziny stania w korkach (nawet przed budową linii tramwajowej) znacznie przekraczają czasowy postój w zatorach w stosunku do np. San Francisco. Ale widocznie prezydent Grzymowicz postanowił wystartować w kolejnym konkursie: najbardziej zakorkowane miasto w Polsce i Europie, a może i na świecie. I znów niewątpliwie w tej kategorii zdobędzie następne nagrody.
Szubienice - pomnik czwarty
Na temat Pomnika Wdzięczności dla Armii Czerwonej zwanego potocznie „szubienicami” pisaliśmy wielokrotnie. Dla nas ten pomnik będzie się kojarzył z podziękowaniami rosyjskiej agencji TASS dla „mera goroda Olsztyna” Piotra Grzymowicza, za to, że ocalił sowiecki pomnik przed rozebraniem lub zmianą lokalizacji.
Można oczywiście zadać pytanie, dlaczego prezydent Grzymowicz, były członek PZPR i Stowarzyszenia Ordynacka broni szubienic jak Stalingradu? Zasługuje na to, aby Rosja przyznała mu za to jakiś order, nawet ten z najwyższej półki. I pomyśleć, że ten dance macabre odbywa się w czasie tragicznej sytuacji mieszkańców Ukrainy, których Rosja kiedyś zagłodziła, a dziś chce zamrozić.
Szubienice to chyba ostatni "pomnik" prezydenta Grzymowicza. W przeciwieństwie do trzech pierwszych: - do spalarni i dewastacji komunikacyjnej struktury miasta oraz do pozostawionego długu, ten jest najmniej szkodliwy w skutkach dla mieszkańców Olsztyna. To tylko ośmieszanie naszego miasta, pokazanie Polsce, że nadal jesteśmy czerwonym Olsztynem, a postkomuna trzyma się tu dobrze.
Trzy pierwsze "pomniki", które pozostawia po sobie Piotr Grzymowicz to miasto prowadzi powoli do ruiny. I pomyśleć, że prezydenta Grzymowicza w tych działaniach popierają olsztyńscy radni z Koalicji Obywatelskiej, oczywiście radni z komitetu prezydenckiego oraz oczywiście lewica, w tym przywódczyni KOD-u w tym mieście.
Wielkie ambicje prezydenta - sam będę pomnikiem
Piotr Grzymowicz ma jednak dobry humor. Radni (koalicja KO i on) przegłosują wszystko, co im podrzuci. Nawet tak haniebną uchwałę, jak pozostawienie w Olsztynie w centrum miasta Pomnika Wdzięczności dla Armii Radzieckiej. Tym miastem rządzi jeden człowiek, pyszny i dumny ze swoich osiągnięć. W opłaconym nie przez siebie, a przez miasto, wywiadzie z anonimowym dziennikarzem "Gazety Olsztyńskiej", czyli chyba z samym z sobą, zamieszczonym w dodatku "Samorządowiec 2022" z 2-4 grudnia br. chwali się prezydent Olsztyna: „Myślę, że najwięcej zrobiliśmy dla przestrzeni publicznej miasta i jego wewnętrznej komunikacji”.
Komunikacyjną dewastację miasta uważa za swój największy sukces i jeszcze się chwali się, że w roku 2016 otrzymał nagrodę w konkursie "Asy Transportu Publicznego". Większego asa w rujnowaniu miasta Olsztyna rzeczywiście do tej pory nie mieliśmy. Oczywiście, w tym sponsorowanym "wywiadzie" prezydent Olsztyna wymienia jeszcze wszystkie możliwe nagrody, które otrzymał za dewastację miasta według wskazań cyklistów i europejskich zaleceń i zabrakło tylko jednego stwierdzenia: zasługuję na pomnik w tym mieście.
Uważam, że tym pomnikiem są publikacje na temat prezydenta Piotra Grzymowicza zamieszczane od sześciu lat w "Debacie" łącznie z niniejszą. Cóż, to tylko papierowy pomnik, ale chyba najtrwalszy, przetrwa wieki, czego nie mają świadomości chwilowi politycy. Bo zapis (na skórze, papirusie, pergaminie, papierze, na desce czy glinianej tabliczce) przetrwa wieki, o czym zapominają współcześni politykierzy. Tylko czy ten literowy pomnik będzie chwalebny, czy wręcz przeciwnie, ocenią nie tylko współcześni, ale potomni i to już niedługo, bo życie naprawdę zdumiewająco przyśpiesza.
Chodzą słuchy, że prezydent Olsztyna już trochę się zmęczył "uszczęśliwianiem" mieszkańców grodu nad Łyną, wszak czyni to już od ponad 20. lat.
Nadchodzi kryzys, inwestycja tramwajowa ciekawe czy zostanie oddana w terminie, a z budową "Uranii" też są kłopoty (sprawa w sądzie), nawet radni KO zadają prezydentowi kłopotliwe pytania, a do tej pory zawsze trzymali ruki po szwam .Stąd prezydent Grzymowicza zaczął się pokazywać w Polsce na antyrządowych manifestacjach. Kiedyś zasilał tylko manifestacje KOD-U w Olsztynie walcząc o przestrzeganie Konstytucji, ale pewnie w duchu myślał o Konstytucji Edwarda Gierka z roku 1976, gdzie została wpisana dozgonna przyjaźń ze Związkiem Radzieckim i on tego zapisu przestrzega do dziś, mimo że Związku Radzieckiego już dawno nie ma.
Sława Piotra Grzymowicza już przekroczyła granice nie tylko Olsztyna, ale i kraju (z powodu obrony szubienic) więc ponoć Piotr Grzymowicz przymierza się do zostania europarlamentarzystą, no może senatorem, ale posłem to już na pewno. Organizację Campus Olsztyn trzeba nagrodzić. W dniu wizyty Donalda Tuska w Olsztynie Grzymowicz w posiedzeniu rady miasta brał udział zdalnie (tak wygodnie), ale zaraz potem zjawił się w ratuszu, aby kłaniać się byłemu premierowi i utyskiwać na rząd.
Atmosferę bratania się zakłócili protestujący urzędnicy miejscy, którzy nadaremnie domagają się zwiększenia płac. Cóż, przy pierwszej okazji radni podnieśli sobie diety, dali maksymalną pensję prezydentowi Olsztyna i tak rączka rączkę myje. A że zapomniano o urzędnikach... cóż, a kto pamięta o mieszkańcach Olsztyna?
Marek Resh
Skomentuj
Komentuj jako gość