Czytając codzienną prasówkę zwróciłem uwagę na następujące doniesienia: „Znajdujący się w wałbrzyskiej dzielnicy Gaj pomnik Żołnierza Armii Czerwonej został rozebrany - poinformował prezydent Wałbrzycha Roman Szełemej. Pomnik, który powstał w latach 70. XX w. przedstawiał postać żołnierza; na cokole widniała czerwona gwiazda i napis "Żołnierzom Radzieckim, poległym w II wojnie światowej".
„W Parku Zwycięstwa w stolicy Łotwy Rydze rozpoczął się demontaż pomnika upamiętniającego sowieckich żołnierzy. Centralną część monumentu stanowi obelisk z gwiazdą o wysokości 79 metrów. Po rozebraniu pomnik zostanie zutylizowany.”
Z jednej strony tego typu wiadomości cieszą, ale z drugiej frapują... W Olsztynie wciąż stoi pomnik wdzięczności armii radzieckiej (pisane małą literą dla podkreślenia mojego stosunku do pomnika i samej armii), czyli pomnik ku chwale agresora z 17 września 1939 r. oraz okupanta. Największym jego obrońcą okazał się być Prezydent Olsztyna Piotr Grzymowicz. Nie popieram, ale rozumiem…
Natomiast z drugiej strony mieliśmy do czynienia, wydawałoby się z zagorzałym przeciwnikiem istnienia budowli, byłym Prezesem struktur okręgowych PIS Jerzym Szmitem. Czy zatem Piotr Grzymowicz był silniejszą osobą, o większych możliwościach decyzyjnych, niż Prezes Szmit? Takie twierdzenie, zresztą promowane przez samego Prezesa Szmita, jest fałszywe i w żaden sposób nieuprawnione. Nie jest przecież żadną tajemnicą, że to Prezes Szmit decydował o obsadach urzędów państwowych, nominował kandydata na wojewodę, który potem nim został, miał kontakty praktycznie w każdym ministerstwie i urzędzie, i w końcu sprawował urząd wiceministra. Można więc śmiało powiedzieć, że był osobą mocno wpływową.
Co zatem stało na przeszkodzie, aby szubienice zostały usunięte/przesunięte/ zlikwidowane? Na pewno nie była to niechlubna postawa Prezydenta Grzymowicza. Najlepszym dowodem na istnienie sposobów na „obejście sprzeciwu” Grzymowicza jest sierpniowe podjęcie postępowania przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego w sprawie uchylenia decyzji o wpisaniu pomnika do rejestru zabytków i w konsekwencji: wykreślenie obiektu z rejestru zabytków. A to będzie umożliwiało wojewodzie usunięcie fizyczne obiektu, jako promującego symbole komunizmu.
Co się zatem stało, że niemożliwe staje się faktem? Czyżby usunięcie z funkcji Prezesa okręgowego PIS, Pana Jerzego Szmita? Śmiem twierdzić, że tak. Działania Pana Szmita były w mojej ocenie ukierunkowane na „gonienie króliczka”, ale a priori z założeniem: aby go nie złapać. Co stało za takimi działaniami? Nie wiem i chyba nie chcę wiedzieć. Natomiast nie widzę innego wytłumaczenia, gdyż jeżeli to powyższe okazałoby się nieprawdą, to jedynym innym wytłumaczeniem byłaby nieudolność Prezesa Szmita, co wręcz nie chce mi się mieścić w głowie.
Ja i wielu pro państwowców z sercem po prawej stronie, przyglądało się temu chocholemu tańcowi z zażenowaniem. Jak można było dopuścić, aby wciągu 7 lat sprawowania realnych rządów szubienice istniały w przestrzeni publicznej? Obiekt, który jest jasnym dowodem na zniewolenie Polski, nie tylko militarno-gospodarcze, ale przede wszystkim społeczno-polityczne przez agresora, czyli Związek Radziecki, powinien przestać istnieć na początku lat 90-tych. Można jednak zrozumieć, że wtedy były inne problemy, a po drodze były rządy SLD, PO i PSL, które były partiami zakorzenionymi w starym, postkomunistycznym układzie. Natomiast nie można zrozumieć, dlaczego Prezes Szmit po realnym uzyskaniu władzy w 2015 roku nic z tym faktem nie zrobił.
W latach 20-tych XX wieku, po odzyskaniu niepodległości przez Polskę, po latach zaborów rozbierano cerkwie prawosławne, które były symbolem rosyjskiego panowania na ziemiach polskich. Największym z takich symboli był Sobór św. Aleksandra Newskiego, który znajdował się na Placu Saskim, dzisiaj Placu Piłsudskiego w Warszawie. Został rozebrany w latach 1924-1926, a więc w 6-8 lat po odzyskaniu niepodległości. Należy jednak pamiętać, że były to obiekty sakralne, a więc o zupełnie innym znaczeniu, niż olsztyńskie „szubienice”. Natomiast licząc od 1989 roku, minęło już ponad 30 lat, a szubienice jak stały, tak stoją. Nadzieję na usunięcie tego potworka z najważniejszej ulicy w Olsztynie (nomen omen nazwanej imieniem Marszałka Piłsudskiego) daje, jak się można domyśleć zmiana we władzach okręgowych PiS, co zaskutkowało zmianą podejścia Ministerstwa. Oby tak dalej!
Krzysztof Kamiński
Skomentuj
Komentuj jako gość