Szef Niezależnego Związku Zawodowego Pracowników Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie PRAWDA Andrzej Adamowicz został zwolniony z pracy w czwartek 30 czerwca za 3 miesięcznym wypowiedzeniem, bez obowiązku świadczenia pracy. Adamowicz tego dnia miał dyżur, jako portier, w Bibliotece UWM. Przyczyny zwolnienia odczytał kanclerz UWM Bogusław Stec w towarzystwie radcy prawnego UWM Izabeli Bagińskiej.
(Na fotomontażu, od lewej rektor UWM Jerzy Przyborowski, plakat związku PRAWDA, który wisiał w gablocie związku i Andrzej Adamowicz).
„...nieuprawniona wymiana wkładki do zamka do pomieszczenia udostępnionego przez pracodawcę..., nieprzekazanie pracodawcy zapasowego klucza..., notoryczne niezwracanie kompletu kluczy..., notoryczne nieuzbrajanie systemu alarmowego do pomieszczenia…”
„nielojalne zachowanie wobec pracodawcy polegające na wygłaszaniu szkalujących dobre imię uczelni i jej władz wypowiedzi...”
„utrudnianie normalnego funkcjonowanie uczelni powodujące konieczność udzielenia odpowiedzi na 54 zapytania…”
Lista takich zarzutów liczy 14 punktów i 10 podpunktów (cały dokument pod tekstem).
Gdy kanclerz skończył, Adamowicz odmówił przyjęcia pisma, poinformował, iż jako przewodniczący związku podlega ochronie, zarząd związku nie wyraził zgody na zwolnienie, wobec tego jedzie do prokuratury, by złożyć zawiadomienie, że jest prześladowany.
- Nigdy pracodawca nie wszczął wobec mnie żadnego postępowania, nigdy nie otrzymałem żadnej kary, w moich aktach osobowych nie ma ani jednej skargi na mnie pracownika UWM, więc skąd nagle teraz te zarzuty? - dziwi się Adamowicz.
Portierzy i strażnicy zakładają związek zawodowy
- Niemal od chwili zarejestrowania związku, w 2016 roku wiedziałem, że każdego dnia mogę spodziewać się zwolnienia – powiedział mi Andrzej Adamowicz. - Zwolnienie mnie odbieram, jako odwet władz uniwersytetu za obronę krzywdzonych pracowników, za patrzenie władzom uniwersytetu na ręce, za walkę o prawdę na uniwersytecie, a wiadomo, prawda w oczy kole...
Andrzej Adamowicz (ur. 1961) zatrudnił się na UWM w 2007 roku jako strażnik uniwersytecki w Dziale Bezpieczeństwa i Dozoru Mienia. Wcześniej był rolnikiem, policjantem i dziennikarzem.
- Uniwersytet wówczas w moich oczach był jak „świątynia” – opowiada Adamowicz. - Byłem zadowolony, że pracuję na UWM. Pierwsza rysa na tym idealnym obrazie pojawiła się w 2013 roku, gdy chciał wynająć na urlop tzw. „domek rektorski” w Sząbruku. - Jako pierwszy w kolejce, byłem pewien, że go dostanę – tłumaczy swój zawód. - Okazało się, że jest już „zajęty” przez kogoś. Zrozumiałem, że są na UWM równi i równiejsi.
W 2016 roku strażnicy uniwersyteccy poczuli się zagrożeni zwolnieniem. Zbiegło się to w czasie, gdy rektor Ryszard Górecki zatrudnił na UWM byłego komendanta Komendy Miejskiej Policji Andrzeja Góździa, który odszedł z policji po wybuchu afery z biciem zatrzymanych na komendzie. Rektor powierzył mu kierownictwo Biurem Kontroli Wewnętrznej UWM. Pracownicy UWM negatywnie odebrali ten transfer. Obawiali się, że jego głównym zadaniem będzie niszczenie osób, których rektor chce się pozbyć.
Szefem Działu Bezpieczeństwa i Dozoru Mienia był wówczas Krzysztof Świtała.
- Rektor Górecki poinformował mnie, że pan Góźdź będzie nadzorował naszą pracę – opowiada Świtała. - No i pan Góźdź zaczął mieszać. Ze struktury Działu wyłączył Straż Uniwersytecką, jego szefem zrobiono strażnika bez wyższego wykształcenia. Dział zlikwidowano, a mnie zdegradowano na głównego specjalistę.
- Dowiedzieliśmy się, że władze uniwersytetu chcą przekazać zadania działu firmie zewnętrznej – tłumaczy Adamowicz, jak doszło do powołania związku. - Niektórzy pracownicy działu byli członkami ZNP lub „S”, ale te związki nie były zainteresowane obroną naszych miejsc pracy. Dlatego zarejestrowaliśmy w 2016 roku własny związek. Nazwaliśmy go „PRAWDA”, bo tylko „prawda nas wyzwoli”. Ogłosiliśmy gotowość strajkową.
Protest strażników uniwersyteckich okazał się skuteczny. Nie zostali zwolnieni a ci, którzy nie chcieli pracować w nowej straży, zostali jedynie przesunięci do Działu Obsługi Obiektów Dydaktycznych UWM. Adamowicz mówi, że od samego początku współpraca jego związku z władzami UWM układała się źle. - Nie spodobało się, że potrafimy myśleć, działać i stawiać warunki pracodawcy – mówi.
- Adamowicz autentycznie angażował się w sprawy pracowników – ocenia Krzysztof Świtała, były szef Adamowicza. - Pozostałe dwa związki żyły dobrze z rektorem i jak w PRL zajmowały się głównie przysłowiowym rozdawnictwem paczek na święta. Tymczasem Adamowicz walczył o płace dla najniżej zarabiających, gdy dostawał do zaopiniowania wnioski o zwolnienie pracowników, to nie podpisywał automatycznie, tylko wnikał, dlaczego? Stanął również w mojej obronie, gdy dostałem wypowiedzenie po 21 latach nienagannej pracy, jako twórca ochrony uniwersytetu.
Milczące posiedzenia Senatu UWM
Czytelnym znakiem, że NZZP PRAWDA nie jest mile widziany przez władze UWM, było nieudostępnienie związkowi miejsc do wywieszania informacji we wszystkich budynkach uniwersytetu oraz zakładki na witrynie uwm.edu.pl. Takie miejsca oraz zakładki miały związki, „Solidarność” i ZNP.
- Gdy rozwiesiłem plakaty informujące o naszym związku, to zaraz je ktoś zrywał – opowiada Adamowicz. - Na samym początku byłem kilka razy zapraszany przez rektora wraz z pozostałymi przewodniczącymi związków, ale gdy na miejscu okazywało się, że mamy tylko podpisać, co rektor przygotował, odmawiałem. Mówiłem, że muszę mieć czas na analizę dokumentu wraz z pozostałymi członkami prezydium, no to przestałem być zapraszany, bo nie zgodziłem się na rolę automatu do podpisywania.
Szef związku PRAWDA krytycznie oceniał spuściznę, jaką zostawiał po sobie kończący karierę na UWM rektor Ryszard Górecki. Napisał na witrynie NZZP Prawda:
„Na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie kończy się okres specyficznej demokracji, trwającej od wielu lat pod przywództwem rektora prof. dr hab. Ryszarda J. Góreckiego. (…) Lata funkcjonowania UWM pod władztwem rektora Góreckiego, to niewątpliwie lata sukcesu… inwestycyjnego. Uniwersytet w tym czasie wzbogacił się o wiele wspaniałych obiektów, które bardzo dobrze świadczą o umiejętnościach menadżerskich i organizacyjnych rektora. Natomiast wielu pracowników UWM źle ocenia kwestie demokratyzacji życia uniwersyteckiego i skłonność… umiejętność dzielenia się rektorską władzą. Osoby konfliktujące się z pracodawcą boleśnie odczuwały efekty podejmowanych prób zwracania uwagi na nieprawidłowości lub dochodzenia swoich praw. Kończyło się to zazwyczaj przegraną w sądzie lub w wersji miłosiernej… odsunięciem ze stanowiska. Tu niewątpliwie umiejętności Pana Rektora, do zabezpieczenia swoich interesów w naszym prowincjonalnym grajdołku osiągały apogeum”.
- Atmosfera wśród pracowników UWM była wtedy i jest nadal straszna, ludzie bali się i boją wychylić – tłumaczy Adamowicz swoją ocenę rektora Góreckiego. - Tak jak w PRL ludzie milczeli, bo bali się, że nie dostaną skierowania na wczasy, podwyżki, awansu, mieszkania, tak też na uniwersytecie pracownicy naukowi boją się, że za nieposłuszeństwo rektor może zwolnić pod byle pretekstem, odebrać stanowisko, przenieść zdegradować, nie przyznać należnej nagrody, zablokować projekt badawczy, wyjazd itd., itp., więc milczą. Takie milczące były też posiedzenia Senatu UWM. Na ostatnim posiedzeniu, na którym byłem, gdy rektor poinformował, że podwyżka wynagrodzeń wyniesie 4%, tylko ja się wymownie śmiałem się z łaskawości rządzącego rektora Przyborowskiego, bo te 4% od najniższych pensji to śmieszne grosze.
Nikt z senatorów nie zadawał pytań.
Przed samymi wyborami w 2020 roku ustępujący rektor dokonał szeregu zmian w Statucie UWM, które zarówno Adamowicz, ale szereg innych pracowników UWM (m.in. były rektor Józef Górniewicz, b. prorektor Władysław Kordan, b. dziekan Wydziału Nauk Społecznych prof. Małgorzatą Suświłło) odebrało, jako zagwarantowanie wyboru kandydatowi wskazanemu przez Góreckiego (m.in. wykreślono, że rektorem może być tylko profesor tytularny). Mówił o tym także kandydat na rektora, dziekan Wydziału Prawa i Admninistracji Jarosław Dobkowski: „Statut powinien być uchwalany po wyborach na stanowisko rektora uczelni. Bo status stanowi swoiste pacta conventa, jest umową społeczną pomiędzy wspólnotą uniwersytecką a nowo wybranym rektorem, określa sposób zarządzania uczelnią”.
NZZP PRAWDA negatywnie zaopiniował projekt zmian w Statucie UWM. Uwagi związku do projektu zmian Statutu UWM zostały odrzucone przez rektora Góreckiego. Rektor, jako powód podał przekroczenie 30 dni na odpowiedź.
Wybory wygrał zdecydowanie Jerzy Przyborowski. Po wyborach szef związku PRAWDA pogratulował nowemu rektorowi i życzył „sukcesów w budowie nowoczesnej społeczności uniwersyteckiej”. Wyraził też nadzieję, że nowe władze zauważą ich istnienie i związek doczeka się gabloty i zakładki na stronie internetowej.
Związek doczekał się, po 5 latach istnienia, gabloty w rektoracie (zakładki na stronie internetowej UWM nie uzyskał do dzisiaj). Jednak w ocenie rektora związek źle wykorzystał tablicę ogłoszeń. Stało się to jednym zarzutów zawartych w wypowiedzeniu pracy: „Nielojalne zachowanie wobec pracodawcy, polegające na zamieszczaniu na udostępnionej przez pracodawcę w budynku Rektoratu tablicy ogłoszeń z przeznaczeniem na działalność związkową zdjęć i haseł kształtujących negatywny wizerunek uczelni i jej władz” .
- O udostępnienie gabloty walczyłem przez 5 lat – tłumaczy Adamowicz. - Powiesiliśmy tam nasze plakaty, które, gdy były umieszczone poza gablotami, nieznani sprawcy natychmiast zrywali. (Treść plakatu: „Magnificencjo Rektorze pora na PRAWDĘ!!! NIEZALEŻNY ZWIĄZEK ZAWODOWY PRACOWNIKÓW UNIWERSYTETU WARMIŃSKO-MAZURSKIEGO W OLSZTYNIE PRAWDA. Chcesz mieć gwarancję obrony do końca ludzkich możliwości, przed złymi praktykami pracodawcy – zapraszamy”). Natomiast po Kortowiadzie zamieściliśmy w gablocie zdjęcia strasznie zaśmieconego miasteczka uniwersyteckiego.
„Nielojalne zachowanie wobec pracodawcy, polegające na publicznym wygłaszaniu szkalujących dobre imię uczelni i jej władz wypowiedzi w postępowaniach sądowych…” – tak brzmi jeden z zarzutów wobec Adamowicza.
- Jako szef związku występowałem w sądach w sprawach pracowników jako ich pełnomocnik z ramienia związku – tłumaczy Adamowicz. - Pan redaktor był na rozprawie prof. Joanny Wojtkiewicz i sam mógł się przekonać, czy „szkalowałem dobre imię uczelni”.
Byłem na rozprawie w olsztyńskim sądzie pracy 14 czerwca. Prof. Wojtkiewicz wniosła o uchylenie kary upomnienia nałożonej przez władze UWM. Pracodawca ukarał prof. Wojtkiewicz za nie udostępnienie kontrolerom dokumentacji prowadzonych przez nią projektów badawczych. Prof. Wojtkiewicz twierdzi, że to zarzut bezpodstawny, gdyż poinformowała kontrolerów, iż całą dokumentację wraz z rozliczeniem finansowym przekazała właściwemu biuru uczelni i jest ona dostępna w uczelnianej sieci elektronicznej.
Podczas rozprawy 14 czerwca zeznawali szef biura kontroli UWM Andrzej Góźdź oraz kontrolerka Marta Pikulińska. Z zeznań wynikało, że spośród 112 projektów, do kontroli wybrano 5 projektów, w tym dwa prof. Wojtkiewicz. Przy tym pierwszy świadek, kierownik Góźdź twierdził, że wybrano je do kontroli losowo, natomiast zeznająca po nim pani Pikulińska zeznała, że na polecenie kierownika mieli wybrać projekty dotyczące badań nad komórkami macierzystymi.
Wówczas Adamowicz zapytał świadka, Martę Pikulińską, kto jest „twarzą” naukowych eksperymentów na UWM, związanych z komórkami macierzystymi? „Prof. Maksymowicz” – odpowiedziała świadek. Tymczasem spośród wybranych 5 projektów, do kontroli nie wzięto ani jednego projektu zrealizowanego przez prof. Wojciecha Maksymowicza.
Przypomnę, że prof. Wojtkiewicz w 2019 roku wydała Oświadczenie, w którym ujawniła, że projekty prof. Maksymowicza nie przyniosły potwierdzenia na lecznicze właściwości komórek produkowanych z galarety Whartona i zaprotestowała przeciwko podawaniu komórek odpłatnie, ciężko chorym na stwardnienie zanikowe boczne (54 tys. zł za 3 podania), w prywatnej spółce ITK, na terenie szpitala uniwersyteckiego, w której udziały objął UWM, i w której pracę podjęli lekarze z Kliniki Neurologii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego UWM kierowanej przez prof. Maksymowicza.
To Oświadczenie złamało karierę prof. Wojtkiewicz, straciła stanowisko kierownika laboratorium oraz katedry na Wydziale Lekarskim UWM, prof. Maksymowicz zablokował też Jej postępowanie profesorskie. Przez kilka lat komisja dyscyplinarna UWM prowadziła w sprawie prof. Wojtkiewicz postępowanie, które niczym się nie zakończyło. Toteż ukaranie upomnieniem, za rzekomą odmowę udostępnienia dokumentacji prowadzonych projektów badawczych, prof. Wojtkiewicz odebrała jako dalszy ciąg prześladowań, które mają na celu znalezienia pretekstu do jej zwolnienia.
Na rozprawie szef związku Adamowicz złożył sądowi do akt pismo rektora UWM do Zarządu NZZP PRAWDA o wyrażenie zgody na rozwiązanie z nim stosunku pracy m.in. z powodu jego wypowiedzi w postępowaniu sądowym w sprawie prof. Joanny Wojtkiewicz.
- Proszę Wysokiego Sądu, odbieram to pismo pracodawcy do zarządu mojego związku o wyrażenie zgody na zwolnienie mnie z pracy, wręczone właśnie teraz, jako formę zastraszenia mnie, jako pełnomocnika w sprawie prof. Wojtkiewicz, – powiedział Adamowicz. Wniósł też o przesłuchanie przez sąd rektora UWM Jerzego Przyborowskiego, w związku z faktami ujawnionymi na rozprawie, które rodzą podejrzenie, iż kara upomnienia dla prof. Wojtkiewicz, to ciąg dalszy jej mobbingowania i poniżania przez pracodawcę.
Sąd przychylił się do wniosku i wezwał do sądu rektora na 23 sierpnia. Szesnaście dni później, 30 czerwca, rektor Jerzy Przyborowski rozwiązał z Andrzejem Adamowiczem umowę o pracę.
Zarzut: Związek utrudnił normalne funkcjonowanie uczelni
„Utrudnianie normalnego funkcjonowania uczelni powodujące konieczność udzielenia odpowiedzi na 54 zapytania (…) w trybie dostępu do informacji publicznej lub w trybie ustawy o związkach zawodowych”.
- Od samego początku istnienia naszego związku do dzisiaj domagaliśmy się informacji na temat gospodarki finansowej, na co ile wydajemy i polityki płacowej na UWM, a także na temat rozdziału różnych dóbr, wpływów z tytułu wynajmowania lokali i dzierżawy działek od UWM – tłumaczy Adamowicz. - Mamy prawo, jak związek domagać się od pracodawcy takich informacji, bo polityka finansowa ma wpływ na poziom naszych zarobków. Tylko na podstawie rzetelnych informacji związek może prawidłowo reagować. Cały czas odmawiano nam udzielania tych informacji. W ogóle władze nie prowadziły z nami dialogu. Pytaliśmy np. dlaczego szef Straży Uniwersyteckiej dostał mieszkanie służbowe, skoro ma prywatne. Dlaczego UWM płaci b. wicemarszałek woj. warmińsko-mazurskiego Wioletcie Śląskiej-Zyśk za kierowanie Centrum Popularyzacji Nauki i Innowacji Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego „Kortosfera”, które miało być uruchomione w 2020 roku, gdy jednocześnie jest dyrektorką Centrum Chorób Płuc w Olsztynie i kto był jej konkurentem w postępowaniu konkursowym? A już szczytem bezczelności z naszej strony było zapytanie o wysokość zarobków rektora. Nikt przed nami nawet nie odważył się pomyśleć, by o to zapytać! Gdy rektor nie dał nam odpowiedzi, zwróciliśmy się o pomoc do przewodniczącego Rady Uczelni UWM prof. Marka Chmaja, który mimo, że pełni nadzorczą funkcję w UWM, nie posiada telefonu kontaktowego, maila oraz miejsca przyjmowania interesantów.
ZNP i „Solidarność” apelują do rektora o zmianę decyzji
Na zwolnienie Adamowicza zareagowali szefowie pozostałych dwóch związków: ZNP (dr inż Jacek Michalak) i „Solidarność” (dr inż Maciej Neugebauer). W piśmie do rektora napisali m.in.:
„W naszej opinii zastosowanie ostatecznej kary w postaci zwolnienia z pracy jest rozwiązaniem niewłaściwym i niepożądanym w kontekście zasad i reguł w procesie zarządzania zasobami ludzkimi oraz wypowiedzi Pana Rektora dotyczących wizji funkcjonowania uczelni wyrażanych wielokrotnie, w tym np. w trakcie debaty wyborczej przeprowadzonej przed wyborami Rektora UWM.
Niepokojącym jest fakt, że zastosowanie tak surowego rozwiązania w odniesieniu do osoby chronionej z uwagi na pełniona funkcje pełniona w związku zawodowym, może się okazać sprzeczne z prawem w trakcie postępowania sądowego”.
Na koniec przewodniczący zaapelowali do rektora o „rozważenie innego sposobu ukarania Pana Andrzeja Adamowicza, wynikającego z Regulaminu Pracy UWM”.
Andrzej Adamowicz odwołał się od rozwiązania umowy do sądu pracy.
Zwróciłem się też do wiceprzewodniczącego NZZP PRAWDA prof. dr hab. n. med. Jerzego Gieleckiego.
- Dlaczego zapisał się Pan do NZZP Prawda?
J. Gielecki: Na to pytanie wielokrotnie udzielałem odpowiedzi, pytany przez przyjaciół i ludzi, którzy patrzyli na moją działalność związkową nieprzyjaźnie lub wręcz wrogo. Odpowiedź jest prosta: jest to jedyny związek zawodowy działający na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim, który w swojej nazwie ma istotny przymiotnik: "Niezależny". Pełna nazwa tego związku ma jeszcze drugi element "Pracowników Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego" oraz trzeci, "Prawda", otwarcie wyszydzany przez ludzi nie rozumiejących tego pojęcia. Ten Związek Zawodowy istnieje już ponad 5. lat i jest autentycznym związkiem zawodowym ze swoją krótką, ale bogatą historią i niezależnym spojrzeniem na prawa pracowników zatrudnionych na naszej Uczelni. Decyzję o przystąpieniu do tego Związku podjąłem po wejściu ustawy zwanej ustawą Gowina lub jak sam jej autor i współautorzy próbowali na siłę nazywać "Konstytucja dla nauki 2.0". To czysto polityczna ustawa. Autorzy usunęli w większości uczelni kolegialność i demokrację i wprowadzili system korporacyjny. Siłą rzeczy jedyną ostoją obrony praw pracowników nauki i pracowników uczelni stały się niezależne związki zawodowe, które są umocowane prawnie w Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej.
- Jak Pan odebrał zwolnienie szefa NZZP Prawda?
J. Gielecki: Z lękiem i zażenowaniem. Kiedy pod drzwi sekretariatu z piskiem opon podjechał samochód "Straż Akademicka" i zobaczyłem wychodzące z tego pojazdu w szyku bojowym: prawniczkę i kadrową UWM z pismem w ręku, lęk okazał się naturalnym odruchem (gdyż wcześniej ekipa ds. specjalnych wręczyła w ten sposób, takie pismo pracownikowi, który swoją pracę rozpoczynał jeszcze w ART). Pismo dostarczone w hollywoodzkim stylu, dotyczyło jednak zamiaru zwolnienia Przewodniczącego NZZP UWM Prawda. Treść pisma wprowadziła mnie w stan głębokiego zażenowania. Ponieważ wszystko co dotyczy Przewodniczącego Związku teraz będzie się toczyło w sądzie pracy ograniczę swoją wypowiedź, zgodnie z ogólnie znaną poradą prawną "wszystko co powiesz może być użyte przeciwko Przewodniczącemu Niezależnego Związku Zawodowego Pracowników UWM w Olsztynie". Jednak w skrytości zacząłem się uczyć obsługi systemu alarmowego zainstalowanego w siedzibie Związku i procedury używaniu kluczy przy otwieraniu i zamykaniu drzwi, tamże.
Rektor UWM odpisał mi, że na pytania, w których prosiłem m.in. o sprecyzowanie, co rektor rozumie przez „nielojalne zachowanie” i „szkalowanie dobrego imienia uczelni”, odpowie mi 1 września.
Adam Socha
Na zdjęciu: zeznaje św. Andrzej Góźdź, pyta Andrzej Adamowicz (stoi pierwszy z lewej), siedzi prof. Joanna Wojtkiwicz ze swoją pełnomocnik prawną, fot. A.Socha
Poniżej skan pisma rektora UWM do zarządu związku o wyrażenie zgody na zwolnienie Andrzeja Adamowicza:
Skomentuj
Komentuj jako gość