Nagle, we wtorek 14 czerwca, na polecenie prezydent Olsztyna Piotra Grzymowicza, pod Pomnikiem Wdzięczności Armii Czerwonej został zamontowany pulpit z tablicą informacyjną w języku polskim i angielskim. Poniżej przedstawiam treść tej tablicy, która była gotowa już w 2019 roku, lecz wówczas na prośbę Bogdana Bachmury prezydent zrezygnował z jej montowania.
Tablica ta stanęła po tym, jak prezydent polecił usunąć banery z pomnika, zawieszone tam przez Wojciecha Kozioła oraz po decyzji Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Olsztynie o zajęciu pomnika „w wyniku kontroli konserwatorskiej pomnika”. Konserwator zamierza przekazać go "czasowo" do muzeum, na podstawie art. 50 ustawy o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami.
Przypomnę, że organizacje patriotyczne Olsztyna od 14 lat domagały się zmiany wymowy ideowej pomnika poprzez wystawienie na placu Dunikowskiego plansz informujących o historii budowy pomnika oraz o zbrodniach Armii Czerwonej. O tym, że taki tekst opracowuje jakaś „grupa robocza” poinformował prezydent Piotr Grzymowicz z w jednym z komunikatów na stronie Urzędu Miasta Olsztyna. Zwróciłem się w wówczas (13 maja) z prośbą do prezydenta o skład tej „grupy”. Oto odpowiedź jaką otrzymałem.
„Szanowny Panie Redaktorze
W związku z pismem, które przesłał Pan do mnie w dniu 13.05.22 uprzejmie informuję, że grupa robocza, która pracowała nad przygotowaniem treści, które mają zostać zamieszczone przy pomniku autorstwa Xawerego Dunikowskiego, składała się z następujących osób (kolejność alfabetyczna):
Bogdan Bachmura – Stowarzyszenie Święta Warmia
Rafał Bętkowski – Stowarzyszenie Święta Warmia
Dr Jerzy Kiełbik – Instytut Północny im. W. Kętrzyńskiego
Dr hab. Andrzej Korytko, prof. UWM – Polskie Towarzystwo Historyczne, UWM
Jacek Strużyński – Stowarzyszenie Święta Warmia
Poniżej zamieszczam również tekst wypracowany w toku wcześniejszych konsultacji społecznych oraz uzgodniony z IPN w 2019 r., planowany do umieszczenia przy pomniku
w formie pulpitu informacyjnego:
Pomnik Wyzwolenia Ziemi Warmińsko-Mazurskiej
Granitowy monument powstał w latach 1949–1953 według projektu jednego
z najwybitniejszych polskich rzeźbiarzy XX w. – Xawerego Dunikowskiego (1875–1964). Odsłonięty został 21 lutego 1954 r. jako Pomnik Wdzięczności dla Armii Czerwonej. Plac przed nim zagospodarowano w latach 1956–1957, tworząc starannie przemyślaną i zakomponowaną całość. W 1993 r. plac przekształcono w parking, a pomnik objęto ochroną konserwatorską poprzez wpis do rejestru zabytków już pod nazwą „Pomnik Wyzwolenia Ziemi Warmińsko-Mazurskiej”. W 2010 r. do rejestru zabytków wpisano również plac i nadano mu nazwę „plac Xawerego Dunikowskiego”.
Lokalizacja pomnika oraz materiał użyty do budowy (granit ze zniszczonego mauzoleum Hindenburga pod Olsztynkiem) miały decydujący wpływ na jego ostateczną formę. Monument tworzą dwa pylony, zestawione w niezamknięty łuk triumfalny, wieńczący oś widokową
ul. Kopernika. Ustawiono je na sześciennych blokach, pomiędzy którymi znajdują się schody. Płaskorzeźby na pylonach przedstawiają sceny wojny i pokoju oraz monumentalną postać radzieckiego żołnierza. Organiczne zespolenie rzeźby z architekturą, skala wymiarów, statyczna i przejrzysta kompozycja prosto ciętych brył i wygładzonych płaszczyzn z wkomponowaną uproszczoną postacią ludzką to charakterystyczne cechy pomnika, noszące jeszcze znamiona modernizmu. Motyw „pylonów” pojawił się w twórczości Xawerego Dunikowskiego
już wcześniej, gdy w latach 1938–1939 zaprojektował dla Warszawy pomnik Marszałka Józefa Piłsudskiego (projekt nie został zrealizowany). Z tego pomysłu korzystał również przy projektowaniu pomnika Czynu Powstańczego na Górze św. Anny (projekt z 1946 r., odsłonięcie w 1955 r.).
Lata po II wojnie światowej to bolesny okres historii Polski. Olsztyński pomnik Dunikowskiego był elementem komunistycznej propagandy, realizowanej w niesuwerennej i opartej na przemocy Polsce Ludowej. Jego budowa była częścią tworzenia mitu o wyzwolicielskiej roli Armii Czerwonej, która walcząc z Niemcami przyniosła wprawdzie Polsce wyzwolenie spod okupacji niemieckiej, ale też wspierała sowieckie organy bezpieczeństwa w eksterminacji żołnierzy Armii Krajowej i innych formacji niepodległościowych, dopuszczając się również zbrodni na ludności cywilnej.
Z poważaniem,
Piotr Grzymowicz
Prezydent Olsztyna
Poniżej wyjaśnienie Bogdana Bachmury w sprawie tej tablicy:
Ponieważ pan prezydent Piotr Grzymowicz raczył mnie wplątać w proces uzgadniania jej treści, dlatego oświadczam, że nigdy w pracach takiego zespołu nie brałem udziału. Gdy dowiedziałem się o uzgodnieniu jej treści z IPN i zamiarze umieszczenia tablicy przy pomniku, zadzwoniłem do szefa olsztyńskiej delegatury IPN z żądaniem wyjaśnień, dlaczego biorą w tym udział. Otrzymałem odpowiedź, że to sprawa centrali w Warszawie. Miał ktoś do mnie w tej sprawie zadzwonić, ale do dzisiaj się nie doczekałem.
Swoje stanowisko w tej sprawie wyraziłem 2 lipca 2019 r. na spotkaniu z prezydentem Grzymowiczem i Dariuszem Bartonem, Wojewódzkim Konserwatorem Zabytków, co zostało przez niego spisane w formie notatki. Przekonywałem prezydenta, aby tablicy nie umieszczał, ponieważ napotka sprzeciw zarówno pomysłodawców „muzeum miejsca”, których celem było neutralizowanie symboliki „szubienic”, a nie żyrowanie kamuflażu sankcjonującego ich istnienie, jak i bezkompromisowych przeciwników istnienia pomnika. Nie wiem, czy pod wpływem moich argumentów, czy z innych powodów, ale wtedy pomysł nie został zrealizowany. Aż do dzisiaj. Ale to temat na oddzielny komentarz.
Tego samego dnia, we wtorek 14 czerwca, w którym pod „szubienicami” stanął pulpit z tablicą informacyjną, prezydent opublikował też w „Wyborczej” swoje stanowisko wobec decyzji Konserwatora. Przytaczam je za „Wyborczą”.
"Wyzwolone absurdy
(...) Nie od dziś wiemy, że pomnik Dunikowskiego dzieli mieszkańców, ale też nie mam wątpliwości, że nie znajdzie się w Olsztynie jakakolwiek osoba, postrzegająca ten monument jako dowód chwały Armii Czerwonej. Nasz stosunek do „wyzwolenia Warmii i Mazur" jest w gruncie rzeczy taki sam, niezależnie od barw politycznych, i podobnie oceniamy dramaty, jakie towarzyszyły wkraczaniu sowieckich żołnierzy na teren Prus Wschodnich.
Co nas zatem różni? Stosunek do tego, na ile pomnik może służyć rzetelnej nauce historii i jak traktować dzieło znakomitego rzeźbiarza, o niebanalnych walorach artystycznych i przestrzennych.
Wojna w Ukrainie zaostrzyła ostrość widzenia i sprawiła, że przyszłość pomnika stała się orężem politycznym. Tak też patrzę na działania Wojewódzkiego Konserwatora, któremu współczuję, dostrzegając w zapowiadanych przezeń działaniach szereg absurdów.
Absurd pierwszy – zagrożenie.
W przypadku stwierdzenia zagrożeń, wynikających ze stanu zabytku, praktyką konserwatorską jest ich precyzyjne wskazanie oraz podanie terminu ich usunięcia.
Właściciel zabytku powinien mieć możliwość jego naprawy czy też odrestaurowania i dopiero zaniechanie tych czynności powinno skutkować decyzją o czasowym zajęciu zabytku. Takie pismo, żądające naprawy i wskazujące stosowne daty, do Urzędu Miasta nie wpłynęło – i to jest zastanawiające.
Absurd drugi – kontrola.
Przeprowadzona 1 czerwca kontrola tego obiektu miała charakter bardzo doraźny. W odręcznie spisanym protokole stwierdzono, że „pylony pomnika są w stanie dostatecznym" (pierwotnie wpisano „dobrym", ale przekreślono i zamieniono na „dostatecznym"), a „cokół, schody i nawierzchnia jest w stanie złym", tj. wypłukane są spoiny, i wykrzywiona nawierzchnia płyt.
W ocenie obecnego podczas kontroli powiatowego inspektora nadzoru budowlanego „pomnik należy wygrodzić od osób postronnych i przeprowadzić prace remontowe".
W trakcie kontroli stwierdzono także, że na skutek zamierzonej ingerencji od cokołu zostały oderwane dwie okładziny granitowe.
Tyle z zapisu protokołu kontroli – żadnych dat czy nakazów.
Czy zatem wystąpiły przesłanki do stwierdzenia „wystąpienia zagrożenia polegającego na możliwości między innymi zniszczenia lub uszkodzenia zabytku ruchomego"? Czy przeprowadzona kontrola i wynikające z niej wskazania są wystarczającą podstawą do zajęcia pomnika przez konserwatora i przekazania go do muzeum, zwłaszcza gdy przepis prawa mówi, że „warunkiem formalnym wykorzystania tego środka zapobiegawczego jest występowanie niemożności usunięcia zagrożenia dla wartości zabytkowej obiektu"? Czy ten warunek został spełniony?
Absurd trzeci – pomnik jako budowla.
Dzieło Dunikowskiego w świetle naszego prawa jest zabytkiem ruchomym, mimo że jest potężną, posadowioną na równie potężnych fundamentach i ważącą setki ton budowlą. Jest to absurd, chociaż prawnie umocowany. Jak zatem odczytywać ewentualną decyzję o zabezpieczeniu w formie ustanowienia czasowego zajęcia zabytku do czasu usunięcia zagrożenia, zwłaszcza że polega ono na przekazaniu go, w zależności od rodzaju zabytku – do muzeum, archiwum lub biblioteki?
Z tego zapisu widać wyraźnie, że ustawodawcy chodziło głównie o zajęcia zabytków niewielkich gabarytów. Przeniesienie obiektu tej wielkości będzie ewenementem i sensacją na skalę kraju, rodzącą kolejne pytania:
**Jakie to ma być muzeum i gdzie zlokalizowane?
**Przekazanie do muzeum wymusi rozbiórkę pomnika – czy dotyczyć to będzie tylko pylonów, czy też cokołu?
**Co znaczy „czasowe zajęcie" i czy będzie mieć jakieś konkretne odniesienie czasowe, a więc czy pomnik w ogóle ma szanse powrotu do Olsztyna?
**Czy w przypadku, gdy Olsztyn opuszczą tylko pylony, to po wyremontowaniu cokołu wrócą one na swoje miejsce, bo znikną przyczyny ich demontażu?
**Kto poniesie koszty demontażu, wywozu i montażu – i jak będą wysokie?
Absurd czwarty – po co?
Widać wyraźnie, że stan pomnika nie stanowi istotnego zagrożenia dla mieszkańców, dlatego postępowanie administracyjne, zmierzające do jego zajęcia, jest tylko grą pozorów, mającą udowodnić, kto rządzi i kto ma ostatnie słowo, nawet jeśli nie pokrywa się to z głosem większości mieszkańców. Tym trudniej zrozumieć, dlaczego minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego nie zdejmie ochrony z tego obiektu.
Jest jakimś rozdwojeniem jaźni uznawanie, że to bardzo wartościowy pomnik i wymaga ochrony, ale tylko „gdzieś tam" w Polsce, gdzie zgubi swój kontekst historyczny, a nie w Olsztynie, gdzie ten kontekst jest bardzo silny i gdzie może być znakomitym narzędziem edukacyjnym! Jaki w tym sens?
Nie rozumiem, dlaczego ktoś, kto chciałby lepiej zrozumieć, jak wyglądało „wyzwolenie" Prus Wschodnich, miałby jechać do Rudy Śląskiej lub Kozłówki w Lubelskiem, a tu, na miejscu, słuchać jedynie opowieści, że „był tu kiedyś pomnik z ruskim sołdatem". Edukacja historyczna wymaga artefaktów, więc po co je niszczyć, bo przecież tym się skończy „czasowe" zajęcie olsztyńskiego dzieła Dunikowskiego, i wszyscy, którzy temu przyklaskują, o tym doskonale wiedzą.
Czym się skończy „czasowe" zajęcie pomnika można się domyślić. Xawery Dunikowski – więzień obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu – mimowolnie stanie się „pierwszą" polską ofiarą rosyjskiej napaści na Ukrainę. Pan minister kultury będzie dumny, że ochronił pomnik Dunikowskiego, a to, że jest on gdzieś w Polsce bez sensu, nie będzie miało dla pana ministra znaczenia.
Prawie jak Westerplatte. Konserwator chce wyrwać "szubienice" spod zarządu miasta
Zapisz na później
Pan Jerzy Szmit, szef PiS-u w woj. warmińsko-mazurskim, ogłosi sukces ideologiczny, a dla większego efektu obleje to miejsce czerwoną farbą, zaś pani minister Olga Semeniuk przypomni, że gdybym zrobił to, o co prosiła, czyli pozbył się pomnika, to pewnie nasze projekty, zgłoszone do Programu Inwestycji Strategicznych „Polskiego Ładu" miałyby stuprocentowe dofinansowanie.
Pomnik Dunikowskiego wrósł w pejzaż Olsztyna i wśród wielu pokoleń olsztynian jest przykładem powojennej historii. Dlatego warto zarchiwizować jego zdjęcia z różnych okresów, bo to mimo wszystko także kawałek historii współczesnego Olsztyna.
Piotr Grzymowicz
Wcześniej do decyzji Konserwatora odniósł się Robert Traba, publikując też "Wyborczej" apel. Prztytaczam go w całości. Wkrótce wyślę do "Wyborczej" odpowiedź Trabie.
"Brońmy historii przed policją pamięci
Spór o pomnik Wyzwolenia Ziemi Warmińsko-Mazurskiej, dłuta Xawerego Dunikowskiego, trwa. Grupa aktywistów PiS, wspierana przez redakcję "Debaty" oraz olsztyński IPN, ustawiła się w roli policjantów, obrońców sumienia i patriotyzmu prawdziwych Polaków. To, że olsztyniacy w większości wcale takiej policji nie potrzebują, nie ma znaczenia. Prawicowi aktywiści żądają natychmiastowego usunięcia monumentu, chociaż 46 proc. (większość ankietowanych) olsztyniaków jest przeciwna takiej decyzji.
Na początku lat 90. samozwańczej policji pamięci wystarczyła sama chęć odwetu na znienawidzonym systemie, dlatego można było sobie pozwolić na szczerość: "żądamy natychmiastowej i całkowitej likwidacji pomnika" (1992). Wówczas, krótko po upadku systemu komunistycznego, przynajmniej emocje można było zrozumieć. Gdy w 1993 roku pomnik został wpisany do rejestru zabytków, a w 2010 ochroną konserwatorską objęto również plac, który w założeniu architektonicznym stanowił integralną część dzieła Dunikowskiego, zaczęto wymyślać sztuczki, żeby ominąć prawo.
Najpierw w sukurs przyszła tzw. ustawa dekomunizacyjna i jej nowelizacja z 2017 roku. Nie pomogło. Pomnik przetrwał. W 2022 roku nastąpiła kumulacja pseudoargumentów i bezpośrednia inwazja w substancję zabytku. Pod koniec lutego pomnik stał się manifestacją antyrosyjskości w związku z agresją Rosji na Ukrainę. Nikt nie mógł zaprzeczyć ewidentnym analogiom brutalności armii sowieckiej i rosyjskiej. Skoro i w tym wypadku prezydent Olsztyna konsekwentnie trzymał się litery prawa, argumentem stał się "zły stan techniczny" pomnika. W sukurs tej argumentacji przyszedł wojewódzki konserwator ochrony zabytków i decyzją z 9 czerwca wszczął postępowanie w sprawie "zabezpieczenia zabytku", co w praktyce oznacza usunięcie pomnika. A przecież można inaczej…
Najpierw trik
Trik wojewódzkiego konserwatora zabytków jest podobny do gry o Westerplatte z… 2019 roku. Wtedy rząd nie mógł przejąć od samorządu Gdańska miejsca upamiętnienia legendarnej bitwy, która symbolicznie dała początek drugiej wojnie światowej, więc sięgnięto po tzw. specustawę.
W tym akcie politycznym w istocie chodziło o narzucenie "jedynie słusznej interpretacji" pamięci historii Polski. Pole konfrontacji wyrażały dychotomicznie zorientowane pojęcia interpretujące historię: heroizm – ofiara, historia militarna – codzienność okupacyjna, hurrapatriotyzm – realizm, afirmacja "śmierci za ojczyznę" – krytycyzm wobec szafowania ludzkim życiem. W efekcie odebranie Westerplatte gdańskiemu samorządowi było kolejnym aktem pisania historii od nowa. W praktyce odbywała się walka o symboliczne zawłaszczanie przestrzeni.
Podobnie jest w Olsztynie. Próba odebrania (czytaj: w rzeczywistości zniszczenia) pomnika Dunikowskiego Olsztynowi nie jest wyrazem patriotyzmu i dążenia do prawdy historycznej, lecz aktem wyrugowania z naszej historii wszystkiego, co mogłoby zburzyć martyrologiczno-bohaterski obraz polskości.
Im mniej myślenia, tym więcej pożytku dla władzy. Przy okazji wszystkich przeciwników innego postępowania obrzuca się mową nienawiści w stylu "zdrajcy narodu", "proputinowcy", aż po "opcję żydowską" i "kryptokomunistów".
Pretekst usunięcia pomnika w celu ochrony konserwatorskiej jest tak żenująco naiwny, że w zasadzie nie wymaga komentarza. Bo czyż nie prościej jest chronić pomnik na miejscu? To żadna wielka technika! A przy okazji oszczędność środków publicznych.
Po co pomnik?
Pomnik Xawerego Dunikowskiego jest w Olsztynie potrzebny z dwóch względów.
Po pierwsze jest on świadectwem wybitnego dzieła sztuki pomnikowej. Co do tego nikt z poważnych znawców sztuki nie ma wątpliwości. Główna część pomnika jest w zasadzie kopią pomnika marszałka Józefa Piłsudskiego, którą Dunikowski przygotował w 1937 roku. Unikalne jest ponadto całe założenie pomnikowe, na którym dziś (niestety) znajduje się parking. Posiada ono, według opinii konserwatora zabytków, "wartość historyczną i artystyczną" i – o czym często się zapomina – jest integralną częścią pomnika.
Dodatkowym walorem zabytkowym i symbolicznym jest fakt, że Dunikowski do budowy otoczenia pomnika użył płyt z pomnika tanneberskiego, upamiętniającego bitwę z 1914 roku i mającego w międzywojniu świadczyć o niemieckości Prus Wschodnich. Ponadto w uzasadnieniu decyzji konserwatora z 2010 roku napisano, że "usytuowanie pomnika i utworzenie placu skomponowane zostało z istniejącą zabudową i układem ulic". Ciekawe, jak konserwator wyobraża sobie przeniesienie tej części założenia pomnikowego?
Drugim argumentem jest sama postać Xawerego Dunikowskiego (1875–1964), określanego mianem "polskiego Rodina", w nawiązaniu do najwybitniejszego rzeźbiarza XX wieku. To miano zyskał już przed II wojną światową, dzięki twórczości, która przełamywała obowiązujące kanony sztuki. Była wybitna na międzynarodową skalę. Jest jedynym z nielicznych (obok, np. Jana Matejki) artystą, który ma poświęcone osobne muzeum: Muzeum Rzeźby im. Xawerego Dunikowskiego w Warszawie.
W czasie wojny, mając 64 lata, Dunikowski trafił jako więzień nr 774 do KL Auschwitz. Tu, podejrzany o działalność konspiracyjną, przebywał w bloku śmierci. Po zwolnieniu ciężko zachorował, popadł w depresję. Przeżył w obozie prawie pięć lat, aż do wyzwolenia przez Armię Czerwoną 27 stycznia 1945 roku. Czy my dzisiaj zdajemy sobie sprawę, czym był w psychice tzw. syndrom Auschwitz? Czy Dunikowski prawie po pięciu latach kacetu nie miał prawa czuć się wyzwolonym przez armię sowiecką?
Zawierzył nowemu systemowi. Miał w 1945 roku 69 lat, gdy zaczął się nowy etap jego twórczości w autorytarnej Polsce, stworzonej w orbicie dominacji sowieckiej. Tworzył na zlecenia komunistycznych rządców dzieła czasami mizerne, jak "popiersie robotnika" (1946) czy "popiersie Włodzimierza Lenina" (1949), ale też wybitne, jak pomnik Czynu Powstańczego na Górze św. Anny i… pomnik Wdzięczności Armii Czerwonej, jak pierwotnie nazywał się monument olsztyński.
I co? Za to trzeba go skazać na wymazanie z topografii miasta, które w 1945 roku stało się znowu polskie? Jakim prawem redaktorzy Adam Socha, Bogdan Bachmura czy aktywiści Jerzy Szmit i Paweł Kozioł uzurpują sobie wyłączność do zarządzania pamięcią olsztyniaków?
Życiorys Xawerego Dunikowskiego i jego pomnik w Olsztynie jest fragmentem polskiej historii, niewyidealizowanej, niezamkniętej w ideologiczne konwencje rządzącej chwilowo partii.
Nie tylko ideologiczna wymowa pomnika, ale przede wszystkich niepasujący do dzisiejszej polityki historycznej lewicowy życiorys Dunikowskiego, jest powodem prób jego wyrugowania z Olsztyna.
A przecież można inaczej
Pamięci miejsca nie można wytarzać ani pod presją chwili, ani jakichkolwiek ideologów. Żeby stała się nasza, musi podlegać otwartej debacie, bez prób antagonistycznego wykluczania z niej adwersarzy. W dalszym ciągu uważam, że Olsztyn stać na prawdziwą debatę. Zamiast nienawiści i pseudoprawnych sztuczek możemy stworzyć nową jakość w odniesieniu do trudnego dziedzictwa.
Pomnik Xawerego Dunikowskiego, całe jego założenie, trzeba przywrócić do stanu, jaki prawo Rzeczpospolitej gwarantuje zabytkowi. Proponuję dyskusję nad stworzeniem przestrzennie otwartego muzeum wokół pomnika, które opowie historię miejsca od 1933 roku, gdy w Prusach Wschodnich zapanowali narodowi socjaliści, poprzez wojnę i zdobycie przez Armię Czerwoną miasta Allenstein, aż do powojennego autorytaryzmu i sporów o pamięć.
Osobnym tematem byłaby osoba i twórczość Xawerego Dunikowskiego. W 1989 roku zmieniono nazwę pomnika. O ile wiem, ona nie podlega ochronie. Dlaczego dziś pomnik Dunikowskiego nie może się nazywać pomnikiem Wojny, Przemocy i Wolności?!
Jestem pewny, że Olsztyn nie potrzebuje policjantów pamięci, zarówno tych działających z ideologicznych pobudek, jak i tych pełniących "służbę rządową".
W warunkach demokratycznego społeczeństwa spór jest trwałym, niezbywalnym elementem życia społeczno-politycznego. W przypadku polityki rządowej przybrał on formę antagonistycznej strategii wykluczenia debaty w celu autorytatywnego ustanowienia własnej, monolitycznej wizji historii. W sensie interpretacji przeszłości ściera się wizja ustanowienia monolitycznego obrazu Polski walczącej, bohaterskiej, która wyklucza z jej dorobku dylematy i ostatnie, powojenne 70 lat, oraz wizja historii dialogicznej, której sensem jest nie tyle tworzenie ikonicznych obrazów "ku pokrzepieniu serc", lecz przede wszystkim uczenie myślenia historycznego, którego niezbywalną częścią powinny być również spory o różne interpretacje przeszłości.
Robert Traba
* Robert Traba – historyk, politolog, profesor ISP PAN w Warszawie, przewodniczący Polsko-Niemieckiej Komisji Podręcznikowej, w latach 2006–2018 dyrektor i założyciel Centrum Badań Historycznych PAN w Berlinie, inicjator i współzałożyciel olsztyńskiego Stowarzyszenia Wspólnota Kulturowa "Borussia".
Skomentuj
Komentuj jako gość