Można być przekonanym, że postępuje się zgodnie z ogólnie przyjętymi wartościami moralnymi. Można wierzyć, że to co się mówi i pisze, to prawda uniwersalna, zrozumiała dla każdego przeciętnie inteligentnego człowieka. Ja takie przekonanie i wiarę – w moralne i prawe swoje postępowanie – miałem przez całe życie.
Jednak własne przekonanie nie oznacza, że inni ludzie nie mogą takiej postawy oceniać odmiennie. Gdy moje postępowanie zostaje przefiltrowane przez osobisty interes i naturę oceniającego, to wynik takiej oceny bywa porażająco odmienny od tego, czego można się spodziewać po obiektywnym obserwatorze. Do 2014 roku uważałem, że to w środowisku sędziów najłatwiej znaleźć takiego potencjalnego „obiektywnego obserwatora”. Moja sprawa pracownicza pokazała, że znaleźć obiektywnego sędziego w Olsztynie, to zadanie dla… kamikadze Dlatego w początkowym okresie toku sprawy karnej, moje nadzieje na to, że sprawa trafiła w uczciwe ręce, wiązałem tylko z nazwiskiem SPRAWKA. Serce od razu mi podpowiedziało, że Mirella Sprawka nie może zlekceważyć… sprawy! Żarty na bok… przechodzę do meritum.
List otwarty do Jerzego Dziewulskiego napisałem w obronie społecznie uzasadnionego interesu. Wskazywałem w nim, że policyjni logistycy nie realizują podstawowych potrzeb szeregowych funkcjonariuszy i pracowników a dbają o swój prywatny interes, realizując zakupy luksusowego sprzętu. 99,99 % funkcjonariuszy i pracowników KWP w Olsztynie i nie tylko, uznało ten mój list za „prawdziwy” i „bohaterski”. Zewsząd słyszałem głosy – komentarze, że wreszcie znalazł się ktoś odważny, kto napisał prawdę o sytuacji w Policji. Wszyscy widzą co się dzieje. Nepotyzm, prywata, zamordyzm i wszechobecne premiowanie biernych, miernych ale wiernych.
Zastępca Komendanta Wojewódzkiego Policji w Olsztynie mł. insp. Adam Kall przeczytał list, zobaczył w nim siebie… i postanowił mnie nagrodzić. Gdy nie udała się próba natychmiastowego odsunięcia mnie od pracy, napisał raport, który zawiera tylko kłamstwa, co do treści mojego listu i na jego podstawie zwolniono mnie z pracy. Aby zamknąć mi drogę powrotu do pracy… tak na sto procent… tak dla pewności, że zostałem załatwiony na amen… Adam Kall oskarżył mnie o pomówienie. Wyrok skazujący – jakikolwiek by nie był – zamknąłby mi drogę powrotu do Korpusu Służby Cywilnej. Adam Kall sam tego nie wymyślił, to nie jego poziom inteligencji i wiedzy prawniczej. Na takie wyżyny jurystyki, to mógł się zdobyć tylko radca prawny KWP w Olsztynie.
Z uwagi na olsztyńskie układy, do ostatniej chwili bałem się o wynik sprawy karnej w Sądzie Rejonowym. Wtedy, uniewinnienie przyjąłem jako… cud nad Łyną. Słuchając uzasadnienia wyroku wygłoszonego przez SSR Mirellę Sprawkę i później analizując je, zdanie po zdaniu, doszedłem do wniosku, że uniewinnienie uzyskałem tylko dzięki… sobie! Przewodnicząca wykonała dobrą robotę, wyciągając obiektywne wnioski, także z moich szczegółowych wyjaśnień, w których odniosłem się praktycznie do każdego zdania z aktu oskarżenia. Udowodniłem, że tam gdzie podawałem fakty, to była prawda. Tam gdzie przedstawiałem swoją opinię, to także była „moja prawda” i takich sformułowań, Sąd nie może weryfikować w kategoriach prawdy, czy fałszu, ponieważ nie przysługuje im wartość logiczna. Sąd także nie „odważył się” na karanie mnie za formułowanie ocen, gdyż jak słusznie zauważył, jakakolwiek kara byłaby zbyt daleko idącą ingerencją w sferę poszanowania wolności ekspresji!
Na rozprawę apelacyjną szedłem z dużo większym spokojem i pozytywnym nastawieniem. Odczytanie wyjaśnień poszło mi lepiej niż w Sądzie Rejonowym. Nie spieszyłem się i mogłem prawidłowo podkreślać wypowiadane słowa, a między zdaniami miałem czas, na przyjrzenie się reakcji oskarżyciela. Adwokat Andrzej Szydziński zarzucał mi w apelacji, że ja tym, co piszę na blogu, stwarzam: realne niebezpieczeństwo pogorszenia się w odbiorze społecznym ukształtowanej opinii co do kierownictwa KWP w Olsztynie. Na tak bzdurny zarzut musiałem odpowiedzieć. Przy fragmencie wyjaśnień. który cytuję: z informacji zwrotnych jakie uzyskuję od swoich czytelników mogę zapewnić stronę oskarżającą, że opinia społeczeństwa o niektórych przedstawicielach kierownictwa KWP w Olsztynie jest już tak zła, że nic jej nie może dodatkowo pogorszyć. Jeden z moich czytelników, funkcjonariusz Policji napisał, że oskarżyciel doprowadził olsztyńską logistykę do zapaści – widziałem jak Adam Kall kurczy się i z pewnością chętnie zapadłby się pod ziemię. I po co ci Adaśko to było? Gdybyś powstrzymał swoje zapędy do korzystania z budżetowej kasy, włączył myślenie niekoniecznie w 3D i spuścił ciut wody gazowej z baniaka, to miałbyś… święty spokój!
Gdy z ust Przewodniczącej rozprawie usłyszałem: wyrok Sądu Rejonowego utrzymuję w mocy! – myślałem, że niczego więcej do pełni szczęścia mi już nie potrzeba. Byłem w błędzie. Moja radość, duma i satysfakcja rosła z każdą minutą wygłaszania uzasadnienia wyroku. Ja rosłem w duchu i z pewnością fizycznie Adam Kall i jego pełnomocnik – uwierzcie mi – karłowacieli! Co mnie tak radowało a Adama Kall i jego pełnomocnika zasmucało? Opiszę to szczegółowo z chwilą, gdy otrzymam pisemne uzasadnienie wyroku. Pamięć jest zawodna i nie chcę później niczego prostować.
Na koniec zwrócę się do Jarosława Sztachańskiego – radcy prawnego KWP w Olsztynie, który w Sądzie Pracy powiedział, że w moich tekstach nie widzi inteligencji.
W Sądzie Okręgowym z ust przedstawiciela wymiaru sprawiedliwości usłyszałem pochwały na temat mojej postawy jako pracownika Policji i blogera – wreszcie! O mojej inteligencji też było! Z ust tego samego przedstawiciela wymiaru sprawiedliwości usłyszałem negatywną ocenę postępowania Adama Kall – wreszcie! CDN.
Veni! Vidi! Vici! Na pohybel Paździochom!
Stanisław Olsztyn
fot. Adam Socha
Skomentuj
Komentuj jako gość