Dzisiaj (3.01.) zmarła po ciężkiej chorobie Helena Cynalewska, ofiarna działaczka olsztyńskiej „Solidarności”. Urodzona 8 grudnia 1929 we Lwowie, w Olsztynie mieszkała od 1945 roku. Zamieszczamy wspomnienie Danuty Gulko o pani Lenie.
Absolwentka Wyższej Szkoły Rolniczej w Olsztynie i Wyższej Szkoły Rolniczej w Poznaniu. Założycielka i przewodnicząca Komisji Zakładowej „Solidarności” w Olsztyńskiej Stacji Hodowli Zwierząt, delegatka na I Walny Zjazd Delegatów Warmińsko-Mazurskiego Regionu Solidarności, członek Zarządu Regionu Solidarności.
W stanie wojennym Helena Cynalewska działała w Komitecie Pomocy Internowanym, była łączniczką olsztyńskich działaczy opozycji i kolporterką wydawnictw podziemnych, z tego powodu w 1988 roku była dwukrotnie zatrzymywana przez SB-e i przesłuchiwana.
Odznaczona medalem Zasłużony dla Kultury.
Bardzo ofiarnie pracowała w Zarządzie Regionu I i II "Solidarności".
Helena Cynalewska pochodziła z patriotycznej rodziny, była córką podpułkownika Wojska Polskiego Wacława Cypryszewskiego, uczestnika kampanii wrześniowej 1939 roku, po uwolnieniu z oflagu pozostał na Zachodzie, matka Antonina Cypryszewska została rozstrzelana przez NKWD w Stanisławowie za działalność podziemną, pośmiertnie odznaczona w 1965 roku Złotym Krzyżem Zasługi z mieczami przez gen. W. Andersa.
Pogrzeb dobędzie się w środę 8 stycznia. O 11.15 wystawienie ciała w kaplicy przy ul. Poprzecznej, o godz. 12.00 Msza św. w kościele NSPJ w Olsztynie. (sa)
Wspomnienie o Lenie Danuty Gulko
"Była osobą całkowicie wolną"
Dnia 3 stycznia odeszła do Pana Helena Cynalewska. Któż z ludzi związanych z Solidarnością i dawną opozycją nie znał pani Leny? Ogromny smutek i żal. Z odejściem ludzi pokroju Leny kończy się pewna epoka - ze świecą szukać dziś ludzi takiego formatu. Jej wkład w ruch „Solidarności”, czy aktywność w działalności opozycji w okresie stanu wojennego i czynne włączenie się w budowę nowych struktur związkowych po 1989 – to temat dla historyków.
Wszyscy, którzy mieli szczęście Ją poznać mówią o Niej : człowiek niezwykły!
I to określenie Leny powtarzają nie tylko ludzie Solidarności ( tej z lat 80. i obecnej ). Wiem, że pielęgniarka, która poznała Ją trzy dni przed śmiercią też stwierdziła, że nie spotkała w swej długiej praktyce takiej kobiety, a przecież był to czas bardzo zaawansowanej, ciężkiej choroby. Na froncie walki z chorobą trwała mężnie do końca, spotykała się z ludźmi, wiedząc, że może już nie zdążyć już nigdy ich zobaczyć.
Lenę poznałam dopiero w stanie wojennym, a tak naprawdę o Niej od Niej wiem niewiele.
Kiedy w 1980r. zaangażowała się w z ogromnym zapałem w nowo rodzący się ruch niepodległościowy, była po tragicznych przeżyciach rodzinnych (w krótkim odstępie czasu tragiczna śmierć męża i syna).Już wtedy zdiagnozowano u niej chorobę nowotworową.
Ci, którzy pamiętają Ją z tamtego okresu twierdzą, że do końca swych dni pozostała taka sama - człowiek niezwykłego hartu ducha, któremu obca jest rozpacz, strach, czy zwątpienie. Przy tej nadludzkiej sile, będącej siłą spokoju emanującej w każdym spotkaniu z innym człowiekiem jednocześnie niezwykłe ciepło, umiejętność słuchania drugiego i autentyczna troska o losy tych, których los stawiał na Jej drodze.
Lena onieśmielała nas wszystkich swoją klasą. Jej nie zdarzało się „dać plamy”, a jednocześnie zawsze była w niej jakaś dziewczęca świeżość, tak, że osoby, które mogłyby być jej dziećmi, lub nawet wnukami zupełnie nie czuły dystansu wiekowego. Moje bliższe kontakty z Nią miały miejsce w czasie stanu wojennego, kiedy to w jej mieszkaniu mieścił się ważny punkt kolportażu, to do niej bezpośrednio trafiały dostawy nielegalnych wydawnictw, do niej przynosiło się zebrane pieniądze na pomoc rodzinom internowanych i wiezionych, u niej zapadały decyzje o rozdysponowaniu tych środków.
Pewność tego depozytu była większa niż w banku szwajcarskim. To zaufanie do Niej wynikało nie tylko z kryształowej uczciwości Leny, ale i księgowej, wręcz skrupulatności w wykonywaniu wszystkiego, czego się podjęła.
Kiedy sama znalazłam się za kratami, doznałam wiele wsparcia od tych, którzy nie dali się złapać, ale dwie rzeczy materialne mają dla mnie ogromną wartość – różaniec pierwszego dnia po zamknięciu dostarczony przez ś.p. Grażynę Langowską, który przechowuję głęboko skryty, zielony sweter i wełniane skarpety zrobione własnoręcznie na drutach przez Lenę, które niestety pozostały tylko we wspomnieniach.
To kolejna cecha Leny; Ona nigdy nie rzucała słów na wiatr, jeśli powiedziała, że postara się coś załatwić ( np. buty dziecku internowanego) to wiadomo było, że te buty przyniesie, choćby miała je własnoręcznie uszyć. Sztuką jest nie tylko dawać, ale tak dawać, by obdarowany nie czuł się zobowiązany, czy skrępowany. Ona z pewnością to potrafiła. Była wszędzie gdzie jej potrzebowano, ale była „przezroczysta” , nigdy w pierwszych szeregach, nigdy na afiszu.
W szalonym tempie lat 89-90, kiedy zachłystywaliśmy się „odzyskana wolnością” wykonywała mrówczą pracę związaną z zawiązywaniem się nowych struktur związkowych. Pamiętam, jak pod koniec któregoś dnia pracy ( nikt wtedy nie pytał o czas pracy, czy pieniądze ), powiedziała, że musi mi przekazać stan swego biurka, bo jutro nie będzie jej w pracy.
Posłusznie przejęłam wyprowadzone „pod linijkę„ dokumentację i zapytałam o powód nieobecności, na co Lena: „jutro idę na zabieg, bo wykryto mi nowotwór i nie wiem, czy wrócę”, a powiedziała to tonem jakby oznajmiała, że ma katar. Przez wiele jeszcze lat, mimo problemów zdrowotnych, wspomagała doświadczeniem i pracowitością Region „S”, ciesząc się ogromnym zaufaniem i niegasnącą sympatią.
Wtedy i wiele razy potem zastanawiałam się skąd w Niej taka siła?
Dziś wiem, że była naprawdę osobą całkowicie wolną, dlatego może nie warto jej było zamykać w stanie wojennym.
Jest tylko jedna Prawda, która wyzwala i ta Prawda zawsze była obecna w jej życiu. Wierzę, że Ten , który jest Drogą, Prawdą i Życiem przygarnął Ją do swojej Światłości.
Danuta Gulko
Skomentuj
Komentuj jako gość