
Następnego z kolei dnia – „nowa kolej rzeczy”. Z tych samych ust dowiadujemy się, że przed nowym ministrem obrony roboty huk, że musi wszystko w resorcie zmienić, że właściwie to już ostatnia chwila, żeby polskie wojsko zreformować. Ale się uda, bo nowy minister jest świetny, i choć nie można powiedzieć, żeby dotychczas było źle, to teraz będzie po nowemu i jeszcze lepiej.
Oczywiście przywódcy Partii i państwa nie widzą kompletnie logicznej sprzeczności w swoich wystąpieniach. A ten, kto widzi, ten jest „pisowiec”, i to jest jedyna różnica, jeśli porównywać z tamtymi czasami. Bo wtedy taki, co zauważał śmieszność wygadywanych przez władzę bredni, słyszał, że jest wrogiem ustroju. Zresztą właściwie różnica jest pozorna, bo przecież „pisowiec” to wróg demokracji, a więc ustroju właśnie.
Podobieństwo z czasami późnego „prylu” (z czasów, powtórzę się, gdy w PZPR już nikt nie wierzył w żaden tam socjalizm ani cokolwiek w ogóle, poza garnięciem pod siebie, ale też jeszcze nikt nie wierzył, by Partia mogła kiedykolwiek zostać odstawiona od koryta) idzie w tej konkretnej sprawie dalej. Powraca (PO-wraca) kasta fachowców od wszystkiego, którym sama przynależność do Partii nadaje specjalizację w każdej dziedzinie, do nadzorowania której kierownictwo ich wydeleguje. Nowy minister, mimo młodego wieku, był już wiceprezydentem Warszawy, wiceministrem spraw wewnętrznych i administracji, a przede wszystkim wiceprezesem TVP.
To ostatnie wydaje się kluczowe; pamiętam z czasów swojej zaszczytnej służby najczęściej powtarzaną przez Ruskich obelgę podczas rytualnych kłótni przez radio: „telewizjonnaja armija!” Chodziło oczywiście o to, że krasnoarmiejcy byli brudnawi i cokolwiek obdarci, ale broń mieli zawsze sprawną i wiedzieli, jak jej używać, a nasze wojsko odpicowane na błysk, „rejony” wypucowane, trawa pomalowana na zielono, tylko za tą fasadą – jeden wielki bałagan, rdza i zero sprawnego sprzętu, poza tym co na defiladę.
A czy coś się niby takiego zmieniło, żeby uznać, że dziś jest inaczej? Nawet raport Millera nie pozostawia co do tego wątpliwości. Jeśli ktoś chciałby tę armię naprawić, szukałby pewnie wśród fachowców od wojska. Ale jeśli chodzi tylko o to, by poprawić jej wizerunek – a wszak skądinąd wiemy, że tak właśnie działa rząd Donalda Tuska – to rzucenie na ten odcinek faceta z telewizji jest zrozumiałe.
Skomentuj
Komentuj jako gość