Czytaj list otwarty do olsztyńskich mediów Andrzeja Rzempołucha w sprawie "obrony młyna" nad Łyną i odpowiedż na niego Adama Kowalczyka.
W sezonie ogórkowym odbywa się spektakl pod tytułem „Obrona młyna”. Młyn – to rozsypujące się fundamenty murów po budynku spichrzowo-produkcyjnym wzniesionym jeszcze w latach siedemdziesiątych XIX w. nad Łyną, w miejscu gdzie wcześniej był budowla mieszkalna, a w czasach odzyskania przez nas „własnego domu” – słynna Niagara.
Atakuje go ponoć przedsiębiorca, właściciel tego miejsca, który zamierza wybudować restaurację z browarem. Obrońcą jest stowarzyszenie Święta Warmia, które z sukcesem zablokowało swego czasu przejęcie budynku tartaku nad Łyną, w innej części miasta, przez stowarzyszenie twórców nieprofesjonalnych. Urzędy pełnią swoją powinność, a rozjemcą jest opinia publiczna wyrażająca się i wyrażana przez media. Przeszedłbym nad tym do porządku dziennego, bo sprawa ma niewiele wspólnego z ochroną zabytków bądź troską o dziedzictwo kulturowe, ale... z drugiej strony właśnie dlatego każe się przyjrzeć raz działaniom, po wtóre zaniechaniom, różnego autoramentu ochroniarzy. Myśl odkładam, przy stosownej okazji publicznie do niej powrócę.
Rację ma wojewódzki konserwator zabytków, imiennie Barbara Zalewska, że „nawet obiekty z XIX i XX wieku mogą być interesujące i są wpisywane do rejestru zabytków”. Rzeczywiście „mogą”, że wspomnę olsztyński śp. Dukat. Ale dlaczego red. Tomasz Kurs w tytule materiału prasowego (do którego tutaj nawiązuję) pisze o ratowaniu „młyna” skoro chodzi li tylko o kupę cegieł i kamieni? Jak wielu historyków – i którzy? będę się z nimi spierał – jest przekonanych, „że są tam znacznie starsze obiekty [jakie obiekty; co w tym wypadku znaczy słowo „obiekt”?] niż wynika ze wstępnych badań”? Jak mi wiadomo – badania archeologiczne nie są wstępne, czekamy jedynie na interpretację wyników; wypowiedział się również specjalista w dziedzinie techniki i technologii budownictwa ceglanego. Przedmiotem badań architektonicznych będzie to co odsłonili archeolodzy. Poszukiwaczy sensacji odsyłam na pobliski Targ Rybny, gdzie ponoć odnaleziono – jak swego czasu odtrąbili znalazcy – relikty średniowiecznej zabudowy. Tylko gdzie one? Co się z nimi stało, czemuż nie uczytelniono ich w jakikolwiek sposób w budynkach lub nawierzchni?
Niech tamta historia będzie przestrogą dla zaklinaczy rzeczywistości. Na koniec proszę, aby posługiwać się językiem nie tylko dosadnym i obrazowym, ale również precyzyjnym. Gdzie Rzym, gdzie Krym, a gdzie młyn?...
Andrzej Rzempołuch
W odpowiedzi na list otwarty.
Pan Andrzej Rzempołuch w opublikowanym powyżej liście otwartym dość stanowczo potępia złowrogie poczynania, jak on to określił „różnego autoramentu ochroniarzy” broniących nieistniejących podobno pozostałości nieistniejącego młyna zamkowego. Przyznam, że zaskoczyły mnie w tym liście dwie rzeczy. Pierwsza to ładunek emocji w nim zawarty. Czym jest spowodowany nie mam pojęcia. Nie jestem psychologiem ale wygląda mi to na jakąś skrywaną urazę lub może kompleksy. Druga sprawa to dość, że tak powiem, swobodny stosunek do prawdy. Rozumiem, że Pan Rzempołuch uznaje istnienie tylko tych zabytków, o których przeczytał w swojej książce. W końcu nie jest kretem i w ziemi nie nurkuje co mnie o tyle nie dziwi, że jest historykiem sztuki i jakohistoryk sztuki nie powinien się w zasadzie o takich rzeczach, jak fundamenty wypowiadać. Tu żadnej "sztuki" nie ma. Poza sztuką murarską, inżynieryjną i młynarską. A co o tym wie? Naszemu stowarzyszeniu przygania, że fantazjujemy, lecz jeśli sam jest rzetelny i poważnie traktuje swój zawód, to nie powinien wypowiadać się, zanim murów nie przebada i nie wyda swej opinii fachowiec. Rzecz w tym, że inni, lepiej przygotowani merytorycznie jednak w ziemi grzebią. Robią to pewnie dlatego, że W ramach robót budowlanych odkryto pozostałości kamiennych fundamentów budowli, młyna jak sądzę. Różnią się one dość wyraźnie od narysu fundamentów późniejszych, dziewiętnastowiecznych budowli. A i z badaniami archeologicznymi jest niezupełnie tak jak pisze. Owszem, były prowadzone ale, co jest zupełnie zrozumiałe, tylko do głębokości posadowienia planowanego budynku, do celów inwestycji. W tej chwili jest świetna okazja i poważny powód by kopać głębiej, w niektórych miejscach aż do spodu odkrytych fundamentów, by wydatować odkryte mury. Zresztą, nie będę tu rozpisywał się na ten temat, poniżej załączam treść wniosku o wpis do rejestru zabytków. Tam jest opisane obszernie dlaczego stowarzyszenie uważa tak a nie inaczej.
Wobec zawartych tam argumentów sądzę, że powód napisania listu jest niemerytoryczny i musimy wrócić do tego co podejrzewałem na początku mojej odpowiedzi.
Pan Rzempołuch najwyraźniej nie lubi Stowarzyszenia „Święta Warmia”, które posądza o niecne uczynki. Niektóre z nich nawet wymienia. Opisuje np. jak to „Święta Warmia” w swoim nieświętym działaniu zablokowała kiedyś przejęcie budynku tartaku nad Łyną przez twórców nieprofesjonalnych. Chodzi o tartak Raphaelsonów, który niszczał, czego wtedy pan Rzempołuch jakoś zupełnie wtedy nie dostrzegał, a który wspólnym staraniem grupy stowarzyszeń udało się przywrócić do świadomości społecznej. Udało się też zaszczepić ideę utworzenia muzeum techniki i rozwoju regionalnego w tym tartaku. Ktoś chciał tam się dokleić z kolejną cepelią co nie wyszło i tyle. Udział „Świętej Warmii” w ratowaniu tartaku był znaczący ale nie jedyny. Wielkie zasługi położyły również inne stowarzyszenia np. Stowarzyszenie SADYBA z nieocenionym Krzysztofem Worobcem na czele, znanym dobrze Panu Rzempołuchowi. W końcu razem pisują w Gazecie Wyborczej a tryskający energią i pomysłami Krzysztof Worobiec nie jest człowiekiem, którego można nie zauważyć.
Nasz (piszę jako członek stowarzyszenia) stosunek do przedsiębiorcy chcącego zbudować w tym miejscu restauracje nie jest nieprzyjazny. Cenimy sobie wysoko ludzi, którzy inwestując własne pieniądze dają innym pracę, sobie dochód, państwu i miastu podatki a klientom smacznie zjeść. Inwestor ma jednak pecha budując na niezbadanym wcześniej miejscu. O jego historii i mogących się tu jeszcze kryć niespodziankach dwa lata temu pisała „DEBATA”. Jak wiemy z treścią artykułów zapoznali się wtedy inwestor i projektant. Sądzę, że po dokładnym przebadaniu i w uzgodnieniach z konserwatorem dalej będzie można budować. To w jakiej formie zależy od tego co ostatecznie się okaże.
I jeszcze jedno. Zżera mnie ciekawość jakie to zaniedbania ma na swoim koncie „Święta Warmia”? Z niecierpliwością czekam na publikację obnażającą ich bezmiar.
Na koniec odpowiem na dramatyczne pytanie geograficzne zawarte w ostatnim zdaniu listu otwartego. Żeby dowiedzieć się gdzie leży Rzym a gdzie Krym, wystarczy zajrzeć do atlasu lub wyguglować w internecie. Natomiast młyn zamkowy, a raczej jego fundamenty, można znaleźć obok zamku, nad Łyną, przy ulicy Nowowiejskiego.
Adam Kowalczyk – członek Stowarzyszenia ”Święta Warmia”
Skomentuj
Komentuj jako gość