W 1989 r. przegrał komunizm, ale nie ludzie, którzy mu służyli. Nasze osiągnięcia po 25 latach są poniżej marzeń, które mieliśmy walcząc o wolną Polskę - oceniła socjolog prof. Jadwiga Staniszkis dla PAP. Zamieszczamy fragment tego wywiadu.
- Moim zdaniem w 1989 roku przegrał komunizm, ale na pewno nie przegrali ludzie, którzy służyli tamtemu systemowi. Rok przed upadkiem komunizmu było ponad 100 tys. ludzi związanych z aparatem, czyli wielokrotnie więcej niż, gdy tworzyła się tak zwana władza ludowa po wojnie. I postkomuniści, ludzie dawnych służb czy "kapitaliści polityczni" są może dziś mniej widoczni, ale wciąż tworzą wspierające się sieci. Nie tylko w stolicy i dużych miastach, ale w mniejszych miejscowościach.
Nie są to ani profesjonaliści, ani inteligenci, ale ludzie, którzy kierują się nie racjonalnością, a resentymentem. Zbyt długo musieli znosić nasz patos zwycięstwa 1989 roku. Czują, że może nie wygrali, ale podnoszą głowę, i każdy na swoim odcinku stara się pokazać, kto tu naprawdę rządzi. Dlatego warto się zastanowić, czy w ostatnich 25 latach nie popełniliśmy poważnych błędów, bo wydaje się, że to, co mamy teraz, jest znacznie poniżej marzeń, jakie mieliśmy.
Ale często słyszymy teraz, że w dziejach Polski, nie tylko od czasu szarego komunizmu, ale od setek lat nie było tak dobrego okresu pod względem dobrobytu czy pozycji międzynarodowej.
- Nie byłabym tak zachwycona. W Polsce wśród najmniej zarabiających ok. 20 proc. ma wynagrodzenie na poziomie ok. 1200 zł. To jest znacznie poniżej płacy minimalnej, a do tego dochodzą mechanizmy, które nie dają szans wyjścia z tej sytuacji. To są te wszystkie formuły zatrudnienia, które z jednej strony zwalniają pracodawców z szeregu kosztów, ale z drugiej strony odbierają pracownikom podstawowe prawa.
Proszę też pamiętać, że w zastraszającym tempie rośnie w Polsce luka między wydajnością a płacami, co wśród ludzi wywołuje poczucie niesprawiedliwości. Fatalna jest również struktura dochodów, bo okazuje się, że najwyższe dochody są w administracji rządowej, potem gospodarce, a na końcu w sferze nauki, kultury. To pokazuje, że Polska realizuje jakiś trzecioświatowy model rozwoju kraju.
Do tego dochodzi głęboki kryzys inteligencji. Tu już nie chodzi nawet o jakąś pauperyzację niektórych naukowców, ale dotyczy całych środowisk naukowych, głównie humanistów. W innych krajach głos w sprawach publicznych zabierają eksperci, a u nas ich brakuje, bo jest zbyt niski poziom szkolnictwa wyższego. Zniszczono inteligentów, a w ich miejsce pojawili się wyrobnicy, ilościowi wyrobnicy. Mamy niewielu wybitnych ekspertów, nielicznych intelektualistów, czyli tych, co śledzą tok własnego myślenia. I coraz mniej środowisk inteligenckich. Trochę pretensjonalnych kiedyś, ale przenoszących ten ideał wolności jako zadania.
W tym wszystkim jedynym światełkiem jest to, że Polacy odkryli w sobie zdolność przetrwania i stali się polegającymi na sobie indywidualistami. Wierzą, że dadzą sobie radę, ciężko pracując lub emigrując. To jest jednak połączone z obojętnością wobec państwa i z przekonaniem, że jego jakość w gruncie rzeczy nie jest ważna dla ich życia.
- Dużo jeżdżę po Polsce z wykładami i niedawno w Płocku miejscowi inteligenci, dawni działacze Solidarności opowiadali mi, że zostali ukarani za upamiętnienie żołnierzy powojennego antykomunistycznego podziemia. 1 marca w dniu pamięci o żołnierzach wyklętych wywiesili gdzieś między blokami biało-czerwone sztandary i otrzymali karę administracyjną, finansową 5 tys. złotych.
To pokazuje, że choć w Warszawie są uroczyste obchody, wyklętych upamiętnia prezydent, o tyle w małych miastach tak już nie jest. To pokazuje, że i dzisiaj bycie wolnym wymaga odwagi. W Polsce odwaga wcale nie potaniała, dalej wymaga dużego wysiłku. Widać, że rządzącym, także władzom administracyjnym, często brakuje wyobraźni i brakuje oddechu wolności. Ta presja jest oczywiście inna niż w czasach komunizmu, ale jest zauważalna i dokuczliwa.
Skomentuj
Komentuj jako gość