Jeśli nie podejmiemy tej walki z ideologią gender stracimy tożsamość i będziemy łatwo manipulowanymi przedmiotami w rękach manipulatorów, w dodatku za pieniądze pochodzące z naszych własnych kieszeni - mówi ks. prof. Paweł Bortkiewicz w rozmowie z Bożeną Ulewicz.
PYTANIA O GENDER
Bożena Ulewicz: – Tajemnicze słowo gender, które w niektórych słownikach języka angielskiego ma tylko jedno znaczenie: „rodzaj", w ostatnich miesiącach nie tylko jest odmieniane w Polsce przez wszystkie przypadki, ale stało się również źródłem burzliwej, a momentami brutalnej debaty publicznej. Większość społeczeństwa ma niepełną wiedzę na ten temat, a często wręcz żadną, bo cóż można dowiedzieć się z pobieżnych informacji medialnych, najczęściej reprezentujących jedną opcję. Jak w kilku zdaniach można by scharakteryzować to, co przez jednych nazywane jest filozofią, a przez innych ideologią lub doktryną?
Ks. prof. Paweł Bortkiewicz: - Gender jest słowem bardzo niejednoznacznym, na dodatek zaciemnianym przez odpowiednie działania polityczne. Mówi się, że gender to jest płeć kulturowa, która oznacza pewne role, sposoby zachowania, które są kształtowane przez kulturę. Gender tak określone pozostaje w bliżej nie sprecyzowanej relacji do płci biologicznej (zwanej sex). Dla jednych gender interpretuje sex, dla innych zupełnie płeć biologiczną ignoruje (słynne zdanie de Beauvoir: nie rodzimy się kobietami, stajemy się nimi). W tym kontekście zauważa się (tak czynią to propagatorzy gender) istniejące nierówności. A więc, kobieta zarabia mniej, jest niedoceniona w sferze edukacji (w jednym z podręczników – raportów na temat edukacji ubolewa się, że uczeń w szkole mało dowiaduje się na temat takich świetlanych postaci jak antypolska Róża Luksemburg, fanatyczna komunistka Wanda Wasilewska, czy stalinowska grafomanka Wisława Szymborska). I w tym momencie gender, niezależnie już od jakości opisu sytuacji społecznej i kulturowej staje się narzędziem politycznej walki – postulatem wyzwolenia politycznego z istniejącego stanu rzeczy.
W czym tkwi prawdziwe niebezpieczeństwo? Jak należy rozumieć, że płeć biologiczna nie ma znaczenia społecznego? I czy w ogóle istnieje coś takiego jak płeć kulturowa, którą można dowolnie modelować? List biskupów polskich czytany z kościołach w Niedzielę Świętej Rodziny przez wielu katolików został przyjęty z lekceważeniem, a nawet wręcz wrogo. Czy był to przejaw niezrozumienia, czy zaawansowanej indoktrynacji prowadzonej przez media promujące doktrynę, której propagatorką jest chociażby Magdalena Środa?
Interesujący jest kolejny etap owego wyzwolenia w stylu gender. Istnieją nierówności, za które odpowiada płeć kulturowa – mówią genderyści. Zatem zmieńmy kulturę? Nie do końca. Genderyści postulują zmianę orientacji seksualnej i tożsamości płciowej. Dlaczego mamy się ograniczać do prostego układu binarnego: kobieta – mężczyzna? Już samo takie określenie tożsamości w kategoriach biologicznych trąci rasizmem, dyskryminacją, jest opresyjne. Lepiej i wygodniej określać siebie w kategoriach hetero-, homo-, czy biseksualnych. Pozwolę sobie zacytować jedno zdanie z podręcznika „Edukacja bez tabu": „Najczęściej mówi się o tożsamościach: heteroseksualnej, biseksualnej i homoseksualnej, jednak każda osoba może określić swoją tożsamość seksualną w całkowicie niepowtarzalny sposób, zupełnie wyjątkowym określeniem". Co to znaczy? Odpowiedź można znaleźć w amerykańskiej wersji facebooka, gdzie przy logowaniu można wybrać jedną z 56 (tak!) opcji płci. Rozwalenie tożsamości osoby ludzkiej – oto projekt wyzwolenia w stylu gender. A takie rozwalenie ma swoje konsekwencje – społeczne, prawne, cywilizacyjne. Bo kolejnym krokiem – staje się obdarzenie tych „płynnych tożsamości" podmiotowością prawną – na przykład przyznanie im praw do zawierania związków, cynicznie zwanych małżeństwem. Zadaniem Kościoła jest myślenie profetyczne, a ono oznacza między innymi zdolność do długomyślności. Dlatego Kościół nie tylko w Polsce reaguje na gender, bo obawia się o przyszłość społeczeństwa, rodziny ludzkiej. Ale cnota długomyślności nie jest dzisiaj popularna – o życiu myślimy krótkoterminowo. Do tego dochodzi nasz sposób odczytywania świata, lansowany przez media (większość z nich). List Episkopatu zderzył się z taką atmosferą, ale Bogu dzięki, że ten list się ukazał.
Czy presja na zmiany obyczajowe to powód do zaniepokojenia dla ogółu społeczeństwa, czy tylko katolików? Zwolennicy ideologii gender przeciwstawiają ją nauczaniu Kościoła i promują swoje poglądy jako przejaw nowoczesności i postępu, ludzi o innych poglądach ogłaszając oszołomami i hamulcowymi postępu; w tych słowach pobrzmiewa dobrze znana fraza z miniowej epoki. Czy w Polsce ruszyła nowa rewolucja, a proces przemian kulturowych będzie tym razem nadzorowany z Brukseli, tej samej, która niedawno w swoim ustawodawstwie przyjęła eutanazję dzieci?
Ideologia gender jest aempiryczna. Godzi w elementarne dane na temat płci w jej wymiarze biologicznym, od wymiaru genetycznego poczynając, a kończąc na wymiarze neurobiologicznym. Nauka pokazuje nam zróżnicowanie biologiczne człowieka – kobiety i mężczyzny, pokazując, jak ta różnorodność jest cenna i ubogacająca, tworząc znakomitą komplementarność. Dlatego ideologia gender godzi w racjonalność człowieka, zatem ten, kto czuje się istotą myślącą – winien czuć się zaniepokojony. Wprowadzanie gender do życia społecznego może mieć swoje konsekwencje, niezależnie od przynależności do Kościoła, czy braku tej przynależności. Jednak to, że postrzega się w tej wojnie cywilizacyjnej Kościół jako wyraźną stronę konfliktu ma swoje znaczenie. Pośrednio pokazuje to, że to właśnie Kościół angażuje się najbardziej dogłębnie w sprawy człowieka, że to Kościół jest adwokatem sprawy ludzkiej wobec ideologii. Istotą Kościoła, o czym warto przypominać nie jest i nie może być wierność duchowi czasu, istotą Kościoła jest wierność Duchowi Prawdy. Dlatego Kościół będzie bronił prawdy o człowieku, o jego godności, która nie jest mierzona wielością opcji seksualnych, ale miarą miłości osobowej. Oczywiście, Kościół jest świadom włączenia się w walkę cywilizacyjną. Bardzo słusznie wskazuje Pani na ten pozornie odległy związek – gender i cywilizacji śmierci – on jest istotnie bardzo bliski i bardzo konkretny: zabijając w człowieku miłość i sprowadzając go do istoty kierowanej mętnym popędem seksualnym (a nawet instynktem), zabija się wrażliwość na życie.
Pod płaszczykiem konwencji o zapobieganiu przemocy – rząd właśnie kończy prace nad jej ratyfikacją - nasz kraj zaczną obowiązywać zasady łamania stereotypów płciowych m.in. w edukacji - wypływających z kultury, tradycji, religii. To gender w czystej postaci. Grożą nam reguły prawne przyzwalające na legalizację związków jednopłciowych, promocję homo - i transeksualizmu, oraz na adopcję dzieci przez pary o różnych formach ekspresji seksualnej jak to jest zapisane chociażby w projekcie ustawy ( druk 1051 ). Czyżby wszystko już było przesądzone? Czy list biskupów nie był zatem spóźniony?
Kościół bardzo mocno i zdecydowanie wypowiadał się w roku 2012, kiedy dość cicho i spokojnie, rząd prezentował konwencję o zapobieganiu przemocy w rodzinie. Opór Kościoła był traktowany jako kuriozalny – dlaczego Kościół broni przemocy? Niewielu krytyków czytało tę konwencję, a jej schemat był równie prosty, co cyniczny i urągający rozsądkowi. Konwencja wskazuje na pandemię przemocy w rodzinach (co samo w sobie, niezależnie od realnych dramatów, jest ewidentnym przekłamaniem co do skali zjawiska). Za ten stan rzeczy obarcza tradycyjne małżeństwo – patriarchalne, heteroseksualne, monogamiczne, osadzone na tradycyjnych wzorcach religijnych i kulturowych (wiadomo, że nie konfucjańskich). I co proponuje? Proponuje zamianę tego modelu tradycyjnego małżeństwa na polimorficzność – związków partnerskich. Stąd sprzeciw Kościoła. Stąd sprzeciw niektórych organizacji i stowarzyszeń. Teraz ta ustawa jest przedmiotem obrad sejmowych. Wciąż jest czas, by protestować przeciw tej konwencji. Wciąż musimy brać odpowiedzialność za życie publiczne, nie tylko w czasie wyborów.
W Regionalnych Programach Operacyjnych na nowy okres finansowania pojawiły się enigmatyczne zapisy, które po zapoznaniu się z Wytycznymi dotyczącymi zasady równości szans płci w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego w latach 2014-2020 i art. 7 Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady UE Nr 1303/2013 z dnia 17 grudnia 2013 r. nie pozostawiają cienia wątpliwości, że Bruksela szantażuje przyszłych beneficjentów uzależniając wsparcie finansowe od akceptowania obcych nam kulturowo zachowań i postaw. Jak powinniśmy się zachować? Podpisywać umowy, brać pieniądze i realizować inwestycje uwarunkowane akceptacją i promocją zasad gender?
14 stycznia br ukazał się komunikat Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego na temat gender. (jako klucza do tzw. polityki równościowej) Ministerstwo stwierdza w nim m.in.: „MNiSW będzie wspierać wszystkie elementy polityki równości płci, do których odwołują się europejskie programy operacyjne i nowy program ramowy Horyzont 2020. Zasady polityki równościowej stanowią istotne ogniwo tych programów, a ich odrzucenie eliminowałoby polskich uczonych z możliwości korzystania ze środków unijnych, które są znaczące. W samym tylko Horyzoncie 2020 fundusze dla bloku tematycznego poświęconego wyzwaniom społecznym sięgają 30 mld euro". 30 miliardów to dużo, ale to wielokrotność 30 srebrników, za które sprzedaje się rozum, godność, przyszłość narodu. Trzeba to mieć na uwadze. Myślę wszakże, że skoro Unii, Ministerstwu, rządowi zależy tak bardzo na programach równościowych, na walce z dyskryminacją – warto dokonać sondy, czy takie środki mogą być przyznane na problemy związane z dyskryminacją religijną, dyskryminacją osób niepełnosprawnych, dyskryminacją matek ubiegających się o pracę, dyskryminacją samotnych ojców ubiegających się o prawo do wychowania dziecka...
Rozważmy scenariusz pesymistyczny – Polska w pełni wciela w życie zalecenia unijne dotyczące gender. Wychowanie seksualne zaczyna się już w przedszkolach, które wzięły z Brukseli pieniądze na ten cel, to samo, tylko na jeszcze szerszą skalę dzieje się w szkołach, rodzice przestają mieć jakikolwiek wpływ na te programy i tracą kontrolę nad dziećmi. Parlament sankcjonuje tzw. małżeństwa homoseksualne oraz adopcję dzieci przez takie pary. Przedsiębiorcy, różne instytucje nie dostają ani euro jeśli nie podpiszą się za lansowaniem LGBT. Feministki wprowadzają zasadę aborcji na życzenie. Jakim krajem staje się Polska? Czy jest to droga do wolności i równości, którymi to hasłami maskowane są liczne ustawy?
To bardzo ponury scenariusz, tym bardziej budzący grozę, że realny. Ale chrześcijanin jest człowiekiem powołanym do walki i do zwycięstwa. Dlatego musimy walczyć. Najpierw modlitwą o kształt miłości w nas, o trwałość małżeństw i rodzin. Niedawno, jeden z tabloidów poprosił mnie o napisanie modlitwy przeciw gender. Odmówiłem, bo wyczuwałem w tej propozycji coś na kształt zaproponowania amuletu. Nie ma potrzeby układania modlitwy jak egzorcyzmu, ale jest potrzeba tego, byśmy się modlili. O wybawienie nas od zła, o przyszłość narodu, o to, byśmy poznali i uwierzyli miłości. Dalej, potrzebny jest aktywny sprzeciw – wobec legalizacji związków partnerskich, bo one dewastują instytucję małżeństwa i rodziny. Wobec aborcji jako prawa reprodukcyjnego kobiety (która chce się wyzwolić od swojej biologii), bo aborcja jest zabójstwem człowieka niewinnego. Wobec reprodukcji in vitro jako także prawa reprodukcyjnego kobiety (która chce panować nad swoim ciałem i rozrodczością), bo taki zabieg jest manipulacją i traktowaniem człowieka jako produktu z taśmy. Wobec edukacji seksualnej, która ma uczyć dziecko liberalnego stosunku do własnej seksualności, bo uczenie dziecka od 4 roku życia masturbacji jest dewiacją. Wreszcie wobec edukacji w stylu gender od przedszkola po uniwersytet, bo to godzi w powagę każdej ze szkół. Jeśli nie podejmiemy tej walki stracimy tożsamość i będziemy łatwo manipulowanymi przedmiotami w rękach manipulatorów, w dodatku za pieniądze pochodzące z naszych własnych kieszeni.
Dziękuję za rozmowę
Rozmawiała Bożena Ulewicz
Ks. prof. Paweł Bortkiewicz miał wykład w Instytucie Kultury Chrześcijańskiej w Olsztynie 13 lutego 2014r.
Skomentuj
Komentuj jako gość