PiS w najbliższych miesiącach musi spróbować pogodzić ogień z wodą, prowadzić politykę zdecydowaną, ale przy pomocy łagodnego języka i rzeczowej krytyki.
Dzięki wyborom prezydenckim Jarosław Kaczyński zyskał czas potrzebny jemu i PiS-owi na zorganizowanie partii po tragedii smoleńskiej. Niespodziewanie doby wynik byłego premiera umocnił jego pozycję na scenie politycznej, pokazał również, że nikt inny nie ma szans prowadzić partii i wytyczać jej kierunków działania. To bardzo ważny sygnał dla młodych działaczy PiS-u, którzy w kilka miesięcy przed katastrofą tupolewa zaczęli zdradzać przejawy politycznej frustracji. Słowa Adama Hofmana o możliwej koalicji z SLD były symptomem zmęczenia polityków pracą w opozycji. Zapędy Hofmana studził mocno Jarosław Kaczyński, jednak na dłuższą metę mógłby sobie nie poradzić z partyjnymi kolegami coraz gorzej znoszącymi perspektywę pozostawania w opozycji przez następne lata. Obecnie, dzięki wynikowi, prezes PiS podreperował psujące się morale polityków swojej partii. Środowisko PiS-u znów stało się atrakcyjne dla wyborców, udało się przełamać obraz, jaki o partii szerzyły media. To pozwoli na scementowanie działaczy partyjnych, którzy poczuli, że wygrana w wyborach parlamentarnych jest w zasięgu ręki. Dobre nastroje przedłużają sondaże poparcia politycznego, które dają partii Kaczyńskiego aż około 40-procentowe poparcie. Dzięki wierze, że powrót do władzy jest możliwy, Jarosław Kaczyński do czasu wyborów w 2011 roku może być spokojny o jedność Prawa i Sprawiedliwości oraz mieć pewność, że żaden z partyjnych działaczy nie będzie podważał jego wiodącej roli w partii.
Te kilkanaście miesięcy względnego wewnętrznego spokoju ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego musi wykorzystać na zabliźnienie się ran, powstałych po tragedii smoleńskiej. W jej wyniku zginęło nie tylko wielu parlamentarzystów PiS, ale także urzędników, którzy tworzyli zaplecze ekspercko-kadrowe środowiska Prawa i Sprawiedliwości, czy osób związanych z myślą konserwatywną, które przez lata współtworzyły program polityczny partii. Brak tych ludzi może odbić się na PiS-ie podczas kampanii wyborczej i formowania listy kandydatów w wyborach parlamentarnych. Ugrupowanie musi zatem przystąpić do wyłaniania nowych liderów w regionach, z których wywodzili się tragicznie zmarli działacze. Nie będzie to zadaniem łatwym, ponieważ posłowie, którzy lecieli do Smoleńska, byli bardzo popularnymi i aktywnymi parlamentarzystami. PiS przez ten rok musi znaleźć ich godnych następców. Tylko to sprawi, że brak tragicznie zmarłych nie odbije się na wynikach ugrupowania, a partii uda się utrzymać na tym samym poziomie merytorycznego przygotowania do rządzenia.
Nowi liderzy
Wyzwaniem dla Jarosława Kaczyńskiego powinno stać się również przygotowanie partii do zmiany formuły jej organizacji. Silna dominacja prezesa sprawiła, że po śmierci Lecha Kaczyńskiego był on naturalnym kandydatem PiS na prezydenta. Jednak okazał się on również jedynym kandydatem, który miał jakiekolwiek szanse na dobry wynik wyborczy. Silna dominacja prezesa mogła mieć dla partii bardzo negatywne skutki. Jeśli bowiem Kaczyński wygrałby wybory, partia pozostałaby bez jakiegokolwiek przywództwa i polityka liczącego się na tyle, by poprowadzić dalej PiS. Skazałoby to ugrupowanie na walkę o władzę i mogło doprowadzić do poważnych podziałów. Refleksja ta powinna skłonić Kaczyńskiego do decentralizacji swojej partii i próby powrócenia do formuły PiS-u z roku 2005, który był ugrupowaniem kilku, a nie jednego, liderów. Dobrym więc rozwiązaniem są rozmowy polityczne z działaczami Polski Plus, którzy nie wykluczają swojego powrotu do PiS-u. Prezes Kaczyński powinien również zwrócić się do środowiska katolickiej prawicy, skupionej wokół Prawicy Rzeczypospolitej Marka Jurka i spróbować przekonać go do rozpoczęcia współpracy. Na środowisku PR tym bardziej powinno zależeć partii Kaczyńskiego, że zaczyna w niej być coraz silniejsza część liberalno-lewicowa, składająca się z takich polityków jak Joanna Kluzik-Rostkowska. Powrót środowiska Marka Jurka tę dominację by zniwelował i doprowadził do wzmocnienia chadeckiego skrzydła.
Zmiana formuły partii prędzej czy później i tak będzie musiała nastąpić. W końcu Jarosław Kaczyński jest już politykiem starszego pokolenia. W chwili zakończenia następnej kadencji Sejmu będzie miał 67 lat. Powinien więc już zacząć myśleć o przygotowaniu partii na swoje usunięcie się w polityczny cień. By to zrobić, w chwili obecnej prezes powinien podjąć działania, dzięki którym ugrupowanie nie będzie się opierało na autorytecie jednego polityka. PiS ma czas do wyborów parlamentarnych, by stworzyć grupę liderów, którzy w najbliższych latach będą promować partię i zdobywać dla niej elektorat, a w przyszłości pokierują ugrupowaniem po odejściu Jarosława Kaczyńskiego z czynnej polityki.
Programowe poprawki
Zmiany personalne to nie jedyne zadanie stojące przed PiS-em. Dużo trudniejsza może być zmiana języka i przeformułowanie priorytetów programowych partii. Kampania prezydencka była dla Prawa i Sprawiedliwości nietypowa. Po raz pierwszy od 2005 roku partia Jarosława Kaczyńskiego szła do wyborów nie mając przeciwko sobie zaciekle atakujących ją mediów. Zdarzały się i owszem ataki, ale w porównaniu z rokiem 2007 media były bardzo spokojne. To powinno dać do myślenia politykom PiS-u i skłonić ich do zmiany retoryki i niektórych akcentów w swoim programie. Jest to szczególnie ważne w sytuacji przejęcia mediów publicznych przez środowisko Platformy Obywatelskiej. Wraz z nim powstanie jednolity przekaz w polskich mediach, negatywny dla Prawa i Sprawiedliwości. Media będą chętnie atakowały partię Kaczyńskiego, wytykały jej błędy i wmawiały agresywny sposób prowadzenia polityki. PiS musi więc mieć się na baczności i w bardzo przemyślany sposób sformułować swój polityczny przekaz dla wyborców.
Popularność ugrupowania Kaczyńskiego wyrosła na gruncie sprzeciwu wobec afery Rywina, która pokazała patologiczne układy rządzące polską polityką. To walka z zakulisowymi siłami, lustracja i dekomunizacja przez wiele lat były najgłośniejszymi projektami partii braci Kaczyńskich. To one również doprowadziły do otwartej wojny, jaką środowiska byłych służb PRL wypowiedziały ugrupowaniu Jarosława Kaczyńskiego. To właśnie przez konsekwentne poparcie dla projektów oczyszczania Polski z PRL-owskich korzeni PiS zaczął być przedstawiany jako kwintesencja oszołomstwa, zacietrzewienia i szukania spiskowych teorii. Prawo i Sprawiedliwość, by wytrącić z ręki środowisk byłych służb PRL najprostsze argumenty, powinno obecnie zmienić akcenty i skupić się nie na rozliczeniu z Polską Ludową, tylko na budowie silnej polskiej gospodarki i wzmacnianiu suwerenności kraju. Oczywiście PiS nie może i nie powinien przekreślić swojego projektu rozliczania czasów komunistycznych, ale jego działania powinny iść raczej w kierunku wspierania działalności edukacyjnej IPN i nie popierania środowisk związanych z komunistycznym establishmentem po dojściu do władzy. PiS, żeby rządzić, musi wzmocnić swój przekaz dotyczący planów gospodarczych, wizji Polski na świecie i bieżącej sytuacji w kraju. Lustrację i dekomunizację powinien zacząć traktować w sposób bardziej marginalny. Choć nadal są one Polsce potrzebne, możliwości ich przeprowadzenia już nie ma. Dekomunizacja nie może się udać, ponieważ środowiska byłych służb są na tyle silne, że władzy nie dadzą się osłabić. Rozliczania ważnej części świata służb PRL-owskich, czyli służb wojskowych, w Polsce w ogóle nie rozpoczęto. Próby takie są zresztą skazane na niepowodzenie, ponieważ ich funkcjonariusze dawno załatwili sobie nietykalność. Dekomunizacja w dzisiejszej Polsce może więc oznaczać co najwyżej likwidację komunistycznych nazw ulic istniejących jeszcze w polskich miastach. Również na lustrację jest już za późno. Była ona bowiem pomysłem na rozliczenie polityków mających kontakty z byłymi służbami PRL. Pokazać społeczeństwu, kto był TW w czasach komuny i zostawić wyborcom oczyszczenie polityki z takich ludzi – taki zamysł mieli autorzy lustracji. Jednak w dzisiejszym społeczeństwie, ogłupionym propagandą środowisk sprzyjających PRL-owskim czasom, ten mechanizm zupełnie nie działa. Wyborcom już nie przeszkadza zaangażowanie polityków w świat służb komunistycznej Polski.
Konieczność przeformułowania programu partii zdaje się zauważać Jarosław Kaczyński. Jego słowa o zamianie słowa postkomunizm na lewica oraz stwierdzenie, że Józef Oleksy jest politykiem lewicowym, średniego pokolenia, wywołały zdziwienie wszystkich komentatorów. Mogły być one jednak zapowiedzią przeformułowania priorytetów programu Prawa i Sprawiedliwości.
Język na wodzy
By ta zmiana przyniosła zamierzony efekt, musi iść w parze ze wstrzemięźliwością językową działaczy PiS, obecną w kampanii wyborczej. Prezes i politycy nie mogą dawać się wciągać w polityczne hucpy inicjowane przez przeciwników. Tak można rozumieć m.in. rozpoczęcie debaty o krzyżu przed Pałacem Prezydenckim. PiS w tej sprawie dał się wciągnąć w polityczną walkę, co bardzo szybko wykorzystali przychylni rządowi dziennikarze podsycając nastroje polityczne. To oraz zaostrzenie języka Jarosława Kaczyńskiego czy innych polityków PiS już kilka dni po wyborach, było komentowane przez media jako powrót do starej retoryki PiS-owskiej. Media chcą wtłoczyć partię Kaczyńskiego w ten sam stereotyp, który o PiS-ie udało się wytworzyć w społeczeństwie. Niestety, politycy Prawa i Sprawiedliwości sami się mediom podkładają, wypowiadając się zbyt emocjonalnie i w sposób nieprzemyślany krytykując rząd. Stwierdzeniami podobnymi do słów o „ruskich trumnach” działacze PiS mogą sobie tylko zaszkodzić. Błędem marketingowym było także powołanie Antoniego Macierewicza na szefa zespołu badającego katastrofę smoleńską. Choć ma on wszelkie kompetencje, żeby takiemu zespołowi szefować, w mediach przedstawiany jest jako nieodpowiedzialny oszołom, szukający wszędzie spisków. Od tej łatki posłowi nie uda się już prawdopodobnie uciec. Decyzja posłów PiS-u spowodowała, że uwaga mediów skupiona została nie na ich pracy, tylko na osobie byłego likwidatora WSI. To skutecznie osłabia siłę i przekaz zespołu działającego w Sejmie.
Prawo i Sprawiedliwość musi wytykać błędy rządzącym, musi jasno i twardo pokazywać swój program i swoje rozwiązania dla Polski, czy krytykować zaniedbania rządu. Jednak ugrupowanie powinno to robić w sposób maksymalnie merytoryczny i pozbawiony nadmiernej emocjonalności. Dzięki temu media nie będą mogły pokazywać partii jako awanturników i oszołomów. PiS, żeby skutecznie walczyć o wyborców, musi więc połączyć styl uprawiania polityki z czasów kampanii wyborczej w 2010 roku z merytoryczną krytyką rządzących. Jeśli to się uda, partia ma szansę na dogonienie Platformy Obywatelskiej w sondażach i zdobycie bardzo dobrego wyniku wyborczego w nadchodzących wyborach parlamentarnych. Dużą nadzieję na to politykom PiS-u dają nie tylko wyniki poparcia, ale również coraz głośniejsze pozytywne opinie o reformach rządu Kaczyńskiego wypowiadane z ust ekonomistów. Świat biznesu zaczyna mówić, że Kaczyński dobrze orientuje się w mechanizmach rynkowych i w miarę nieźle je rozumie. Przedwyborcze sondaże poparcia Kaczyńskiego i Komorowskiego wśród młodych ludzi pokazują z kolei, że młodzież w większości może zagłosować na Prawo i Sprawiedliwość w nadchodzących wyborach. Zarówno przedsiębiorcy jak i młodzi ludzie to grupy, na których PiS-owi powinno szczególnie zależeć. Ich poparcie dla partii Kaczyńskiego na pewno wzmocni się po zmianie retoryki oraz retuszu założeń programowych. Ugrupowanie będzie wtedy atrakcyjniejsze dla świata biznesu i młodzieży.
W PiS-ie najbliższe miesiące będą bardzo pracowite i wymagające. Musi się on pozbierać po katastrofie smoleńskiej i rozpocząć próby odbudowywania ugrupowania po stracie, jaką ona spowodowała. Musi jednak również spróbować pogodzić ogień z wodą, prowadzić politykę zdecydowaną i twardą, ale przy pomocy łagodnego języka i rzeczowej krytyki. Jeśli się to PiS-owi uda, już wkrótce partia może wrócić do władzy. Fiasko tych prób będzie oznaczało, że PiS prawdopodobnie zostanie zakrzyczany przez media i znów sprowadzony do roli miłośnika politycznych awantur.
Skomentuj
Komentuj jako gość