O tym, że Armia Czerwona (od 1946 r. - Armia Radziecka) była wielka oraz zwycięska, nikogo przekonywać nie trzeba. W przeszłości wiele wysiłku włożono w udowodnienie, że była ona nadto bohaterska; w tym względzie istnieją jednak pewne wątpliwości.
Zasadniczy ciężar utrwalenia wiedzy o własnym wkładzie w dzieło obalenia faszystowskiej bestii przyjęli na siebie sami sowieci. To za ich przyczyną w każdym mieście, wsi, osadzie zdobytej przez krasnoarmiejsców, instalowano pomniki, obeliski albo przynajmniej tablice upamiętniające ów fakt. Wiele z nich istnieje do dzisiaj. Zadziwiające jednak, jak nieporadna okazała się ta sama maszyna propagandowa w rozpowszechnianiu wzorców osobowych personifikujących trud szlachetnych zdobywców. Z przyczyn dość oczywistych nie udało się zakorzenić kultu dwukrotnego bohatera Związku Sowieckiego, generała Iwana Czerniachowskiego, pomimo, że teoretycznie nadawał się do tego znakomicie. Był wszak dowódcą 3. Frontu Białoruskiego, tego samego, który „wyzwolił” Warmię i Mazury. Z przyczyn równie oczywistych wycofano się z próby budowania – późno i niekonsekwentnie – kultu generała Nikołaja Oslikowskiego, niesławnego zdobywcy Olsztyna. Znacznie dłużej podtrzymywano kult Piotra Diernowa. Tu wprawdzie niesłuszne okazały się podejrzenia, że jest on postacią mityczną, równocześnie jednak stało się jasne, że ów nieszczęsny szeregowiec niewiele miał wspólnego z czynami, za które przez dziesięciolecia trzeba go było czcić1.
Na tym tle dość interesująco prezentuje się pewne archiwalne znalezisko. Starannie wykonany, ręcznie wypełniony album oraz garść fotografii poświęconych osobie sowieckiego lotnika, dwukrotnego bohatera ZSRS, który w marcu 1945 r. zginął zestrzelony gdzieś pod Kandytami2. Nie udało się, niestety, ustalić datacji dokumentu, podobnie jak tajemnicą pozostają przyczyny, dla których tak świetnie opracowany materiał nie stał się zaczynem kolejnej akcji propagandowej: Georgij Połujanow jest nieobecny w historiografii, nie ma go w monografiach lokalnych, ani starych, ani nowych.
Poniżej przytoczony tekst pochodzi z tego albumu. Jego prezentacja nie ma na celu drwiny z ofiary; nie jest kpiną ze śmierci. Jest próbą przypomnienia propagandowej poetyki epoki komunizmu, łże - patosu uwłaczającego zdrowemu rozsądkowi, prawdzie, a najbardziej człowiekowi, którym się posłużono.
„Georgij Połujanow bohater Związku Radzieckiego
Urodził się 14 X 1922 r. w rodzinie biednego chłopa Pawła Andriejewicza we wsi Niżnyje Nierawienki obok Tuły. Od dzieciństwa przeszedł twardą szkołę życia. Wcześnie zmarłą mu matka, toteż sam musiał łatać ubranie i naprawiać buty. W domu się nie przelewało. Po ukończeniu szkoły w rodzinnej wis rozpoczyna życie samodzielne. Wyjeżdża do Dońska do Zasadniczej Szkoły Przemysłowej. Stypendium nie wystarcza mu na życie, toteż często zarabia przy rozładunku wagonów. Nie boi się pracy. W tym czasie kształtują się zainteresowania Griszy. Wstępuje do aeroklubu, gdzie spędza wszystkie wolne chwile. W 1940 r. ukończył szkołę i kurs aeroklubu. W Europie szaleje wojna. Pożoga wojenna nie szczędzi Kraju Rad. Ojczyzna potrzebuje obrońców. Komsomolec Połujanow ochotniczo wstępuje w szeregi Armii Czerwonej. Zostaje skierowany do wojskowej szkoły pilotów, którą kończy w 1942 r. Zostaje prymusem i idzie na roczny kurs pilotów myśliwskich. Tu poznaje tajniki doskonałych samolotów Ił. Wczesną wiosną 1944 r. trafia do 136 Gwardyjskiego Szturmowego Pułku Lotnictwa, w którym przeżyje ostatni, krótki, ale bohaterski okres życia.
Zdjęcie wykonane przez G. Połujanowa podczas ataku w dniu 7 marca 1945 r.
Połujanow na froncie w ciągu jednego roku dokonał 110 nalotów, przeprowadził 15 poważnych, zwycięskich walk powietrznych, zniszczył 38 ciężkich czołgów Tygrys, 7 samolotów, ponad 100 dział, spalił 4 wojskowe pociągi z czołgami i materiałami pędnymi, rozbił 150 samochodów, zatopił w morzu dwa olbrzymie transporty wojskowe.
Ileż męstwa kryje się za tymi suchymi liczbami.
Podczas walk o polskie Mazury, nazwisko Połujanowa nie schodziło z kart rozkazów wojennych komunikatów. Zwłoki jego spoczywają w surowej, żołnierskiej mogile z numerem 34 na cmentarzu żołnierzy radzieckich w Giżycku3 . Ta niepozorna mogiła kryje w sobie bohaterski spis czynów jednego z tych, którzy oddali życie za wolność narodów Europy, którzy na zawsze winni pozostać w pamięci żywych”
„Ostatni dzień, 18 III 1945 r.
Był marzec 1945 r. W powietrzu czuć było wiosną. 36. gwardyjski pułk lotniczy przebywał na lotnisku w pobliżu Kętrzyna. W tym dniu Georgij wstał wcześnie. Chciał przed pobudką wyprasować ubranie i napisać list do swoich. Wykonał ćwiczenia gimnastyczne, natarł ciało śniegiem, umył się szybko i ubrał. Rozległa się pobudka. Lotnicy otworzyli okna, z ulicy wpadł marcowy chłód, na wschodzie różowiało poranne słońce. Jego zachód nie był sądzony Połujanowi zobaczyć. Grupa Połujanowa miała zniszczyć stanowisko zenitówek4 na południe od Chaligenhail [tj. Św. Siekierka / Heiligenbeil / Mamonowo].
Kiedy szturmowcy doszli pod cel, z ziemi huknęła salwa zenitówek. Wokół samolotów tryskały różnokolorowe, liczne pociski. Na przodzie [sic] utworzyła się nieprzebyta ściana wybuchów. Połujanow gwałtownie zaczął nurkować. Za jego przykładem poszli inni, na pozycję wroga posypały się bomby. Część zenitówek zamilkła, lecz reszta strzelała zaciekle. Nabrawszy wysokości, lotnicy znowu i znowu nurkowali pozostawiając za sobą ślady ognia i dymu. Bomby i pociski rwały na kawałki zenitówki, ale pozostałe stawiały opór. Wtem całkowicie blisko rozległ się silny wybuch. Samolot Połujanowa odrzuciło, posypały się kawałki metalu. Lotnik poczuł tępy ból w nogach. Silnik przestał pracować. Kabina napełniła się gryzącym dymem. Objęty płomieniem Ił tracił wysokość.
– Wychodzę z walki. I[szą] grupę z powrotem poprowadzi Wiertow i... - przekazał przez radio ostatni rozkaz. Nikt nie wiedział, co się stało z jego załogą.
Kiedy lotnicy wrócili do Kętrzyna, dowódca zasięgnął informacji w sąsiednich lotniskach, ale nikt nie znał losu Połujanowa. Czy wróci? pytali lotnicy i długo patrzyli na pochmurne niebo Mazur, lecz Połujanow nie wracał. Minęło parę dni. Wrócił do pułku strzelec powietrzny z załogi Połujanowa. Udało mu się uciec z niewoli i przyniósł smutną nowinę.
– ... gdy nasz samolot wyszedł z walki, objęły go płomienie, pocisk trafił w silnik, ogień lizał maskę silnika i wdzierał się do kabiny pilota. Było oczywistym, że nie dociągniemy do linii naszych wojsk. Samolot musiał rozerwać się w powietrzu albo lądować na ziemi... Skakać na spadochronie nie mogliśmy. Tracąc przytomność, Połujanow resztkami sił lądował na małej polanie. Wyskoczyłem szybko z kabiny i zakryłem oczy. Żar buchał w twarz. Rzuciłem się na pomoc dowódcy. Z nóg buchał mu ogień. Zrozumiałem, że jest ranny i stracił przytomność. Schwyciłem go za ramiona i wywlokłem z kabiny. Nie zdążyłem przebyć 100 metrów. Poczułem silne uderzenie w tył głowy, upadliśmy na ziemię. Oprzytomniałem i zobaczyłem grupę hitlerowców. Jeden z nich rozpiął kurtkę Połujanowa i pokazał odznaczenia wiszące na piersi lotnika. Ten leżał nieruchomo, na nim tlił się kombinezon. Faszyści nie gasili ognia. Z uśmiechem patrzyli na pękającą skórę ciała. Chciałem zgasić ogień, ale silny cios zwalił mnie z nóg. Połujanow odzyskał przytomność, ogień sprawiał mu straszny ból, ale zobaczywszy faszystów śledzących jego męki, mężnie znosił ból.
– Tyś mocny i odważny lotnik – przemówił jeden z [niemieckich] oficerów – takich dowódców my cenimy. Jeżeli będziesz rozsądny, darujemy ci życie. Połujanow milczał.
– Z jakiej jesteś dywizji? Ile samolotów? Gdzie one stoją ? Kto dowodzi ? Mów szybko i nie męcz siebie, a my zgasimy ogień na twoim ciele.
– Za wiele chcesz wiedzieć faszysto! – odpowiedział Połujanow – rosyjski oficer nie sprzedaje się, a śmierci się nie boi. Strzelaj bydlaku i patrz, jak trzeba umierać! – Połujanow splunął w twarz faszyście. Ten wyciągnął pistolet i strzelił w skroń Połujanowa.
Gdy [strzelec] skończył opowiadanie, natychmiast wysłano grupę oficerów na poszukiwanie Georgija. Na północ od Kandyt znaleziono na wpół spalone zwłoki Połujanowa, a w odległości od niego 100 metrów spalone szczątki jego samolotu. Tylko włosy pod hełmem [sic] ocalały od ognia. Towarzysze broni rozpoznali swego ulubieńca. Leżał na wznak z odrzuconymi na bok rękami, jak gdyby po raz ostatni chciał objąć niebo.”
Mariusz T. Korejwo
Dr historii, pracownik Archiwum Państwowego w Olsztynie
1. Patrz: T. Gliniecki, Personalizacja bohaterstwa żołnierzy Armii Czerwonej podczas walk o Olsztyn w styczniu 1945 roku. Przypadek szeregowca Piotra Diernowa, „Echa Przeszłości” t. XVIII, 2017, s. 281-299.
2. APO, sygn. 1141/3899; 1141/4083.
3. Na cmentarzu wojskowym w Giżycku pochowano ponad 1,7 tys. żołnierzy sowieckich.
4. „Zenitówka” – działo p. lotnicze z możliwością ustawienia lufy pod kątem prostym do powierzchni ziemi.
Skomentuj
Komentuj jako gość