"Gra nie idzie o swobodną Ukrainę, ale o wolną Polskę" – napisał w swoim tekście Mariusz Korejwo, który jest głosem polemicznym do tekstu Adama Kowalczyka pt. „Subiektywy przegląd osiągnięć polskiej polityki zagranicznej"
Oto tekst Mariusza Korejwo:
Kierunek: Wschód
Niewielki jest dorobek czegoś, co byśmy mogli określić jako polska myśl polityczna XX w., zwłaszcza drugiej połowy tego stulecia. Komunistyczne miazmaty oparcia się o Wielkiego Brata, chociaż kształtowały w praktyce nasz byt przez większość tego okresu, skończyły się klapą tak dokumentną, że zasadna pozostaje teza o klarowności diamentowej: o niesuwerenności tak kształtowanego państwa.
Kute od drugiej połowy lat '70-tych teorie finladyzacji Polski zdały się na nic, choć propagowane były nie tylko przez autorytety postrewizjonistów z KOR-u, ale i osoby o krystalicznym genotypie politycznym, takie jak Stefan Kisielewski. Z kolei zrealizowana i święcąca triumfy w III RP koncepcja negocjacyjnego sposobu przemiany ustrojowej, jakkolwiek wywiedziona z pobudek szlachetnych (niedopuszczenie do przelewu krwi), kona od ćwierćwiecza w bagnie permisywizmu, procedurze grzechów odpuszczenia bez elementu pokuty oraz procederze heroizacji niegdysiejszych namiestników Imperium i towarzyszącego im personelu aparatu przemocy. Do ostania się w historii bez poważniejszych zastrzeżeń typowałbym tzw. etos solidarności (również tej z dużej litery pisany), bo w istocie samoorganizacja się społeczeństwa po 36 latach totalitarnej tresury jest czymś bez precedensu. Niestety, już kojarzący się również z panną „S" paradygmat non-violence, zgnił w wolnej Polsce jako substytut niesądzenia i nieosądzania.
Zlokalizowane w wolnym świecie ośrodki emigracyjne wcale nie wypadają tu lepiej: nigdzie nie powstała koncepcja polityczna zdolna przygotować Polski do suwerenności. Wyjątkiem jest spersonalizowane w osobie Jerzego Giedroycia środowisko paryskiej „Kultury". Rdzeniem myśli tworzonej w jego ramach niemalże od zarania był kształt stosunku Polaków do ludów sąsiadujących z nami od wschodu. Punktem wyjścia pozostawała teza o nieodwracalności dziejowej takiego oto faktu, że już nie tylko Litwini, ale i Białorusini oraz Ukraińcy zdołali wykształcić u siebie samoświadomość narodową. Ewentualne więc tendencje rewizjonistyczne żywione przez Polaków wobec ziem zza Buga mają charakter zabójczy i samobójczy. Jednocześnie immanentnym atrybutem geopolitycznym pozostaje Moskwa, jej niekwestionowalna potęga i niezaprzeczalnie zaborczy charakter. Giedroyć z takiego układu wyciągał wniosek zasadniczy: jest w interesie Polski, jej suwerenności, popieranie każdego odruchu niezależności zrodzonego na ziemiach buforujących kraj od sowieckiej satrapii.
Nie ma ani jednego powodu, aby tak zarysowane tory myślenia o polityce zewnętrznej uznać dzisiaj za niebyłe. Można wyśmiewać Kwaśniewskiego na Majdanie 2004, Kaczyńskiego w Tibilisi 2008, rzeszę polskich Polityków na Majdanie 2013/14. Można (nawet trzeba) zżymać się na antypolską politykę Wilna, hołubienie Bandery, małoduszność elit postsowieckich republik, które dzisiaj są formalnie niezależnymi państwami. W ogóle, można nie lubić, obrażać się i obrócić plecami.
Problem w tym, że takie zachowanie w niczym nie zmieni układu politycznego ani geografii. Nie o to chodzi, że popierać Ukraińców z miłości. Chodzi o to, żeby ich popierać skutecznie. Gra nie idzie o swobodną Ukrainę, ale o wolną Polskę.
Mariusz Korejwo
Skomentuj
Komentuj jako gość