Po co komu inne telewizje skoro ma TVN24? Po co komu inne gazety skoro jest GW ? Po co mieszać ludziom w głowach nadmiarem kanałów przekazu – w gruncie rzeczy treść przenoszona w misyjnej, tefauenowskiej i polsatowskiej wersji jest spójna i tożsama (różnice niewielkie, jeśli już - in plus dla firmy Solorza). Każdy psycholog powie, że podobna sytuacja sprzyja równowadze psychicznej odbiorcy (obywatela), natomiast konieczność przeprowadzenia wyboru, jakiegokolwiek wyboru, wpędza człowieka w konfuzję, stanowi dyskomfort i może być przyczyną wielu groźnych chorób.
Troska o zdrowie psychiczne wyborcy / odbiorcy / obywatela jest równoznaczna z serwowaniem przekazu jednolitego. Bardzo o niego dbano. Od zawsze. „Dziennikarze powinni ze swej strony dokładać starań, aby uzyskaną informację upowszechnić w sposób odpowiedzialny oraz nadawać jej jednoznaczną, zgodną z linią partii i rządu, wymowę polityczną i społeczną”. Kiedy nie dokładają należnych starań, a i tak bywa, władza jest niezadowolona („kto przestawił wajchę?”). Również i jednolitość odbioru zawsze była przedmiotem szczególnej troski: „Próby podważania jedności moralno – politycznej narodu, podejmowane [...] przez wewnętrznych wrogów naszego ustroju, godzą [...] w żywotne interesy Polski i Polaków.” Za poprawne odgadniecie źródeł cytatów nie przewiduje się znaczących nagród.
Jeśli chodzi o jednolitość przekazu w III RP, to jednak nieco inaczej (niż w przypadku TV) było z prasą; tu zawsze istniał wybór. Ale aż do ‘Uważam Rze’ bogactwo dotyczyło tytułów raczej niszowych, niskonakładowych; nie dość że nie wszędzie dostępnych, to jeszcze nie komunikujących się ze sobą wzajem. Od czasów kolorowych ‘Spotkań’ (Maciej Iłowiecki & co) po kraju krążyła fama, że porządny, wielkonakładowy tygodnik nielewacki o dużym zasięgu to jest to coś, czego ‘się nie da’. Grupa prowadzona przez Lisickiego najwyraźniej tego nie wiedziała. Sukces tygodnika był ewidentny, ale zabawa trwała krótko: do wiosny 2011 do jesieni 2012. Do odrębnego rozpoznania pozostają zagadnienia (‘problematy’), na ile w udanym starcie zaważył Smoleńsk oraz ile układ władający jest w stanie zainwestować, aby konkurencyjny przekaz zlikwidować / uniszowić. (Używam słowa ‘układ’ w odniesieniu do sieci nietajnych grup interesów, patrz: lista osobowa komitetu poparcia Bronisława – vel Władysława, jak chciał autorytet Chyra - Komorowskiego z 2010 r.).
Jesienią 2012 r. stał się cud, akcja Hajdarowicza zdała się psu na budę; wrogie przejęcie tytułu zamiast zniszczyć jedyne wielkonakładowe medium nie-prorządowe, urodziła dwa nowe. Osobiście uważam, że o jedno za dużo: zaraz minie mniej więcej rok od narodzin ‘W sieci’ i ‘Do rzeczy’ – czyli tyle ile wg mnie powinno wystarczyć na zwycięstwo któregoś i likwidację drugiego z tytułów. Jasne, fajnie było by mieć i tuzin takich pism, ale to po prostu dzisiaj jest niemożliwe. Powiem więcej, choć zęby świerzbią od takich sformułowań: obecna sytuacja jest po prostu szkodliwa. Takie pisowskie gadanie; tyle, że podział na Karnowskich i Lisickiego posiada przeniesienie na życie polityczne (partyjne) i wraca stamtąd do redakcji na zasadzie sprzężenia zwrotnego. To jeden z powodów radykalizowania się przekazów w obu pismach [patrz obrazek] – z miesiąca na miesiąc teksty wydają się coraz ostrzejsze, coraz bardziej bezwarunkowe. Drugim powodem radykalizacji jest zrozumiała, ale fatalna w skutkach, rywalizacja pomiędzy tytułami - o tyle bezwględna, że ‘target’ w zasadzie ten sam. Pisma są do siebie bliźniaczo podobne nawet w szacie graficznej, w układzie zawartości. Każdy ich czytelnik wie, że ‘W sieci’ to pisowski biuletyn, a „Do rzeczy” zaprzedało się obcemu kapitałowi i jest po prostu platformerską agenturach w szeregach ‘prawicy’. Zaczyna brakować przestrzeni na dyskurs.
Wszystko to odbywa się w mikroświecie – czytelnicy prasy to ułamek populacji, stąd tak ważnym wydaje się pojawienie TV Republika. Stacja ruszyła wiosną, od jakiegoś półrocza dostępna jest szeroko dzięki kablówce polsatowskiej. Już to samo w sobie jest ewenementem: Solorz postanowił nie iść drogą Mariusza Waltera, który zespawał się z jedną, jedyną opcją. Czy idzie o proste kalkulacje biznesowe, czy polityczny cynizm, wsio rawno – ja jestem zachwycony.
Oglądacz teleturniejów, szitkomów, blaskomiotnych szoł po kwadransie oglądania medium Wildsteina niechybnie zaśnie albo umrze z nudy. Same gadające głowy: długo, bez końca, na jakieś dziwne tematy (fińskie domki w centrum Warszawy, polityka zadrzewieniowa, umowa stowarzyszeniowa UE – Ukraina, itd.). Pan / pani prowadząca nie wiedzieć dlaczego nie przerywa gościom, nie tnie ripostą, nie ośmiesza ich, a daje pogadać, wypowiedzieć więcej niż dwuzdaniowy ‘przekaz dnia’. Niewiarygodne. I nagle okazuje się, że można i z sensem i ciekawie opowiedzieć o fińskich domkach, o polityce zadrzewieniowej, o umowie stowarzyszeniowej, itp. I że wszystko to posiada swoją wagę, że ma znaczenie, nie jest magmową ezoterią dla wariatów.
Szczególnie zwraca uwagę serwis informacyjny nowej telewizji, tak szalenie zawartością odmienny od tych wiodących: w sytuacji, kiedy połowa ‘Wiadomości’, ‘Informacji’, ‘Faktów’ to przebitki z wypadków drogowych, sal sądowych (obyczajówka), powodzi, pożarów albo huraganów, TV Republika jakby wraca do stanu pierwotnego dziennikarstwa. Pierwotnego, czyli rudymentarnego.
Tyle zachwytów, teraz zastrzeżenia. O niszowości medium wcale nie musi decydować brak kasy na reklamę, techniczne bajery albo miejsce na ‘platformie cyfrowej’. Równie skutecznie jak tzw. czynniki zewnętrzne zadziałać może samo medium zamykając się na cztery spusty w kręgu własnym. ‘Republika’ na razie sprawuje się tutaj raczej dobrze: nie dość, że gości u siebie np. polityków PO, SLD, to jeszcze daje im się wygadać. Zasada dotyczy zresztą szerszego spektrum: w stacji nie raz i nie dwa widziałem i słyszałem publicystów, socjologów, politologów, blogerów (etc.) absolutnie nie podejrzewanych o sympatię do ‘tej strony’ dyskursu politycznego. Przyjemnie jest widzieć, że dyżurny prowadzący nie dostaje piany na twarzy mając takich dyskutantów. Nie razi mnie nawet brak kompleksowego wachlarza politycznego: nie jest prawdą, że z każdym warto rozmawiać.
Dostrzegam jednak niebezpieczne zaczątki czegoś, co może się zaraz twórczo rozwinąć i sprawi, że TV Republika będzie niczym więcej nad lustrzane odbicie takiego TVN. Prowadzący (dziennikarze ?) np. mają tendencje do długaśnych wprowadzeń, całych wystąpień wręcz. Ja doceniam i szanuję fakt posiadania własnych poglądów, ale mnie – widza interesuje raczej ów gość, co to przyszedł, bo go zaprosili, a nie przemyślenia faceta zatrudnionego na etacie w telewizji. Niepokojąca jest też tendencja młodych prezenterów do bycia kolejnym wcieleniem ‘pana Jarka’: te kpinki, luźne żarciki, wbijanie szpil zawsze Wiadomo Komu, zawsze w jedną stronę.
Stacja ma swój profil, powiedzmy, ideowy (nie mylić z ideologicznym) i to nie jest nic złego, jeśli zachowa się kilka warunków. Primo, wszyscy wiedzą z jakich ‘pozycji’ mówi się to, co się mówi. Secundo, nie miesza się opinii z informacją. Tertio jest najważniejsze.
Należy bowiem dokonać wyboru: zostajemy we własnych bamboszach i zachwycamy się osobistą niezłomnością (oraz gardzimy całą nieoświeconą resztą). Albo ubieramy się jak człowiek, wychodzimy na zewnątrz gotowi do konfrontacji ze światem.
W pierwszym przypadku wybór musi prowadzić do niszowatej klikowatości, ale jest to wybór bezpieczny. Wpienionych na PO, GW i podobne literki jest na tyle wielu, że da się z tego wyżyć. W drugim wypadku podjąć należy zadanie powalczenia o ludzkie umysły, przekonywać do własnych racji, zmagać się z materią bierności nie patrząc na koszty, bez nadziei na szybkie przełamanie. Ale wtedy miarkować trzeba język, brać pod uwagę również tych niezdecydowanych, nie zrażać ich szarżami tak mile widzianymi w obrębie obozu już zebranego.
Bo o ile brak palikociarni na wizji to nie grzech, a zaleta, kompletnie niezrozumiała jest absencja np. środowiska ‘W sieci’. Mam w głębokim poważaniu personalne animozje pewnych pań i panów, bo tu o większe sprawy idzie.
A może nie ? A może to po prostu kolejny ‘zasób kadrowy’ zimujący na mediach w oczekiwaniu na polityczny przełom i stołki do wzięcia ?
Państwo się zdecydują, dobrze ?
Mariusz Korejwo
*tytuł jest, oczywiście, z Grzegorza Ciechowskiego. Nawet nie będąc jakimś specjalnym fanem jego twórczości, nie mogę nie doceniać tego co, a zwłaszcza jak pisał. Nie ma lepszego sprawdzianu dla człowieka pióra niż upływ czasu. Niektóre teksty Ciechowskiego przeżyły swoją epokę i wiercą w mózgu bardziej dzisiaj niż wtedy:
gdzie wszyscy moi przyjaciele [...]
schowali się
po różnych mrocznych instytucjach
pożarła ich
galopująca prostytucja
gdzie są moi przyjaciele
bojownicy z tamtych lat
[...]
co to za pan
tak kulturalnie opowiada
jak się stara ładnie siedzieć i wysławiać
ach co za ton co za ukłon
co za wiara w każdym zdaniu
i jakie mądre przekonania
[...]
oto są oto wszyscy są
przyjaciele moi z wielu stron
co za pochód co za piękny krok
maszerują ramię w ramię wprost
i w bamboszach, w garniturach
z pidżamami pod pachami
z posadami, podatkami i z białymi chorągwiami
idą tłumy ich
Skomentuj
Komentuj jako gość