Szermierze etykiety ‘faszystowskiej’ nie pamiętają nawet skąd ona się wzięła i kto ją wyprodukował: a byli to bolszewicy, którzy wykorzystali nomenklaturę miałkiego (w porówaniu z niemieckim) ruchu italiańskiego z obawy przed użyciem formuły zasadniczej – termin „narodowy socjalizm” (‘nazizm’) kiepsko się kojarzył. Paranoja: kuglarstwo propagandowe morderców jako oręż irracjonalnego pijaru dzisiaj. Typowe dla bałwanów posługujących się słowami, których znaczenia nie są w stanie pojąć.
W zasadzie powinienem być zachwycony. Pan Premier oraz Pan Prezydent (w takiej właśnie kolejności) ogłosili właśnie bojkot warszawskiego referendum. Czyli zasadniczo zbliżyli się do postawy, którą reprezentuję osobiście od paru ładnych lat: chodząc na wszystkie możliwe wybory, oddaję wyłącznie głos nieważny, upierając się, że jest w tym sens. To, rzecz jasna, postawa niekonsekwentna i bojaźliwa, ale też gdzie mi tam do takich gierojów jak Tusk i Komorowski, którzy odrzucając nie tylko wąsy, ale w ogóle wszelkie półśrodki (z półprzewodnikami włącznie) odmawiają sensu wyborom w ogóle. Trudno o bardziej racjonalną postawę czołowych osobistości politycznych kraju, pozostającego uporczywie od dwóch dekad w ustroju demokracji reprezentacyjnej.
Przy pomocy niezawodnej argumentacji, obaj ww. przedstawiciele siły przewodniej uzasadniają, że jeżeli Platforma jest ugrupowaniem narodowej elity (etycznej, intelektualnej oraz estetycznej) – a to nie ulega chyba wątpliwości (patrz: Sławomir Nowak) - to próby wyeliminowania skądkolwiek jakiegokolwiek jej przedstawiciela stanowią aberrację umysłową, stratę pieniędzy oraz pospolite awanturnictwo.
Stąd na straży nieodwołalności aparatu PO (z HGW na czele), stanąć powinny nie tylko wszelkie siły prawa i porządku, ale również każdy pojedynczy nosiciel etosu jako takiego. Natomiast namolne odwoływanie się do zasad prawa pisanego, tudzież konstytucyjnych rudymentów, jest barbarzyńskim przenoszeniem brutalnych walk politycznych na sielankowe łono samorządów lokalnych. Przypominanie faktu, że zarówno obecny Premier, jak i obecny Prezydent znajdowali się w gronie osób owo prawo (referendalne) ustanawiających to już faszyzm czystej wody.
Faszyzm w ogóle jest w natarciu: nie chce posyłać sześciolatków do szkół, bije Miecugowa i uważa, że chłop to chłop (a nie baba). Trudno nazwać przecież świństwem zwykłym wypominanie partii rządzącej, np. w jakim celu kiedyś ustanowiono tzw. progi ostrożnościowe. Rządzący przecież wiedzą, że jeśli można uchwalić, to można i odchwalić, o co cały ten szum ? Demokracja jest szalenie poręcznym narzędziem: przegłosować można wszystko. Okazji nie zabraknie: do wyborów wcale nie tak daleko, a przecież trzeba będzie jakoś kupić elektorat ‘się wahający’. Choćby po to, aby obronić rubieże: przy dobrej kalkulacji trzecią kadencję zapewni nawet drugi wynik wyborczy. Będą też więc i okazje do potępienia wszelakich faszystów, czyli takich którzy pamiętają co było, co kto mówił wczoraj i przedwczoraj.
Szermierze etykiety ‘faszystowskiej’ nie pamiętają nawet skąd ona się wzięła i kto ją wyprodukował: a byli to bolszewicy, którzy wykorzystali nomenklaturę miałkiego (w porówaniu z niemieckim) ruchu italiańskiego z obawy przed użyciem formuły zasadniczej – termin „narodowy socjalizm” (‘nazizm’) kiepsko się kojarzył. Paranoja: kuglarstwo propagandowe morderców jako oręż irracjonalnego pijaru dzisiaj. Typowe dla bałwanów posługujących się słowami, których znaczenia nie są w stanie pojąć.
Jakieś podwójne deja vu przeżywać musi też np. Gowin. Podwójne, bo po pierwsze, facet odsądzany jest od czci i wiary za (uwaga !) posiadanie poglądów. Własnych poglądów. To rzeczywiście niewybaczalne w ustroju panującego centralizmu demokratycznego (nie tylko w PO). Jego fundatorzy, ww. bolszewicy, wycinali w pień frakcjonistów i odchyleńców. Dziś krew się nie leje, ale zasada pozostaje: chuchać można wyłącznie w tą samą stronę co prezes / przewodniczący / ‘szef struktur’. Każde czknięcie nie w rytmie to zdrada, zaprzaństwo, awanturnictwo, rozbijactwo. I bolszewicka pozostaje zasada, że potępić muszą wszyscy (Mucha, Schetyna, Kidawa – Błońska, etc.), bo milczenie to nie tylko utrata punktów w dworackim wyścigu do przychylności tronu; to zgroza podejrzeń o sympatię z rozłamowcem, to blamaż braku gorliwości (dawniej: ‘czujność rewolucyjna’). Żeby nie było: doktryna obowiązuje również w PiS, tyle, że to nie ono rządzi.
Przy tym wszystkim Gowin wykonał numer najprostszy w świecie: przypomniał słowa Tuskowe sprzed nie tak znów wielu lat. Patrz pan / pani jaki pamiętliwy ! Bydle po prostu. Samym faktem posiadania pamięci ustawił się ‘poza Platformą’, nie rozumie chłopina mądrości etapu i za to zapłaci. Przy tym wszystkim mniej ważny jest Gowin, ten, czy inny pojedynczy numer partii władzy, ważniejsza jest zasada: kto gada pod wiatr, tego cepem. Faszystę jednego.
Mariusz Korejwo
Skomentuj
Komentuj jako gość