Benedykt Zientara: „ [...] w 732 r. silny oddział arabski dotarł aż pod Poitiers, został przez Karola Młota pokonany i zmuszony do odwrotu”. Tadeusz Manteuffel: „Zwycięstwo Karola Młota [pod Poitiers] zostało przez historiografię zachodnią uznane jako punkt zwrotny w ekspansji arabskiej na terenie Galii”.
Obaj ww. panowie historycy zgodnie uznali, że znaczenie Poitiers zostało zdecydowane przeszacowane. Arabów bowiem nie złamało; musieli z nimi walczyć jeszcze następcy Karola Młota. Gwoli przypomnienia dodam, że moment wygnania nie tyle Arabów, co rządów arabskich z Zachodniej Europy jest jedną z dat orientacyjnych, stosowanych dla określenia końca epoki Średniowiecza. A więc momentem raczej istotnym. Wymienione fakty łączy spójnia, jaką jest niezaprzeczalna prawda: Europejczyk na próby inwazji z kontynentów sąsiednich odpowiadał przemocą. Bronił się ile wlezie, a daty spuszczenia łomotu przybyszom uznawał za słupy milowe dziejów własnych.
Stefan Kisielewski, opisujący Paryż już ponad ćwierć wieku temu, zauważył jak bardzo zmieniły się niektóre dzielnice stolicy Francji. Nie sposób było przeoczyć, że tu i ówdzie – w całych kwartałach miasta - Murzyni i Azjaci stanowili co najmniej połowę mieszkańców. Wszyscy oni czuli się świetnie zadomowieni: wprowadzali własny, niepowtarzalny i szalenie pociągający wielobarwnością klimat. Było egzotycznie, ale wcale nie niebezpiecznie, bo: „najbardziej nawet goły i zbuntowany Marokanin, Algierczyk czy Tunezyjczyk [...] łyskając nawet zbuntowanymi oczami jak ostrzem noża wie, że w tym dziwnym, starym, a nowoczesnym mieście korzysta z Wielkiej Pracy Białych Ludzi i że, chcąc nadal korzystać, musi szanować święte prawa obojętnej tutejszej gościnności.”
Nawet jeśli tak było, to nie jest. Dzisiaj dzieci i wnuki tamtych „najbardziej nawet gołych” łupią i palą stolicę Europy regularnie w ugruntowanym przekonaniu, że tak trzeba, że im wolno. I żaden policjant, nawet czarny („a czarnych policjantów też na St. Denis nie brak”) nie pomoże. Bo jazgot dzieci i wnuków Białych Ludzi, którzy wykonali ową Wielką Pracę, odezwie się nie w obronie niszczonych sklepów, palonych aut, czy atakowanych policjantów, ale w obronie biednych i sponiewieranych bandytów i chuliganów.
Reportaż współczesny z wielkiej jak miasto, szarej i bardzo byle jakiej dzielnicy Londynu. Relacja spoza kamery: w przeciągu pół pokolenia kwartał, z typowo białej, podmiejskiej, przeciętnej dzielnicy, stał się kolonią „zamorską”. Żywioł przybyszy zmajoryzował miejscowych, tak bardzo, że ci ostatni zginęli w kolorowym tłumie, stając się nic nie znaczącą mniejszością. Scena kolejna: na kanapie siedzi człowiek, raczej ‘w sile wieku’ niż ‘starszy’. Opowiada o dzielnicy, w której się urodził, wychował i nadal mieszka. Próbując opowiedzieć o zmianach, których był i jest świadkiem, memła coś w zębach nie mogąc znaleźć właściwych słów. W końcu, absolutnie bez złości czy wyrzutu, z rezygnacją po prostu, mówi: „ja wiem, że o tym mówić nie wolno, ale przybyło sporo obcych...”
W centrum (cywilizacyjnym) Europy, pośrodku ery rozbuchanej demokracji, wykwitu praw wszelakich, jest oto sobie zwyczajny człowiek, który na własne oczy widzi jak obcy demolują jego świat, boi się o tym mówić. Czego on się boi? Przecież nie sankcji karnych ze strony wszechwładnego Państwa (a może ?), przecież nie ulicznych bojówek ani świętej inkwizycji (a może ?). On się boi, że zostanie okrzyczany rasistą, szowinistą, nazistowską świnią. Że będzie ciemnogrodem, potomkiem krwiożerczych kolonistów, wnukiem handlarzy niewolników, kuzynem Corteza i ogólnie rzecz biorąc, nieludzkim bydlakiem.
Przez kilka dni z rzędu płonęło (płonie jeszcze ?) przedmieście Sztokholmu. W Londynie, w biały dzień, ucięto przechodniowi głowę maczetą. Kij na drogę (i wyszukiwarkę internetową) każdemu, kto chciałby zrozumieć z ‘Polsatu’ albo ‘TVN’, CO SIĘ STAŁO ?, KIM SĄ NAPASTNICY ?, CO ZAWINIŁY OFIARY ?
Ot, ‘agresywni, młodzi ludzie’.
Mariusz Korejwo
Skomentuj
Komentuj jako gość