"Obrońcy obecnego modelu kasowego przytaczają na ogół kilka, wciąż tych samych argumentów. Pierwszy z nich jest tak żenujący, że aż wstyd o nim pisać: że jak nie będzie wpływów państwowych, to będą wpływy lewe. Nie rozpisując się już o tym, że i tak są (wiem, wiem, nikomu nic nie udowodniono), to posługując się podobną logiką należałoby sprawić jakieś permanentne becikowe złodziejom, włamywaczom i innym szulerom w nadziei, że przestaną kraść, włamywać się i dokonywać kantów."
Dzięki posłance Kępie powraca temat finansowania partii politycznych. Jest to typowy wiatrak służący do mielenia powietrza, bo wiadomo, że w świecie realnym nic z tego nie będzie.
Jest to jednak też świetna okazja do poczynienia zabaw intelektualnych, szkoda, że tylko na poziomie krzyżówki panoramicznej. Można by np., przy okazji, spróbować dokonać ustaleń politologicznych w typie teorii niezbywalnych praw fizycznych.
Definicja taka brzmiałaby następująco: partia pobierająca bez sensu środki budżetowe zawsze opowiada się przeciwko utracie możliwości pobierania środków budżetowych. Partia nie pobierająca środków budżetowych zawsze opowiada się przeciwko pobieraniu środków budżetowych. Uważam, że teza jest genialna: prosta, logiczna i sprawdzająca się w każdych warunkach termostatycznych (cokolwiek by to nie znaczyło).
Inna definicja obejmowałaby wieczystą prawidłowość, zgodnie z którą, im dalej od władzy, tym lepsze pomysły (popatrzcie na platformerskie hasła sprzed 2007 r.). Teorię umieściłbym w dziale psychokinetycznym wiedzy ogólnej (zgodnie z nią, ładniejsze są te nieosiągalne dziewczyny i dobrze jest, gdzie nas nie ma).
Teoria sprawdza się w obydwie strony: znać, że posłanka Kępa jest lata świetlne od dzierżenia jakiejkolwiek władzy.
Bo idea jest, za przeproszeniem, słuszna.
Nie zabierałbym pieniędzy budżetowych partiom politycznym tylko dlatego, że ich nie lubię, a sam mechanizm finansowania stronnictw uważam za bandycki. Fakt: nie lubię parti, ale nie oto teraz idzie.
Obrońcy obecnego modelu kasowego przytaczają na ogół kilka, wciąż tych samych argumentów. Pierwszy z nich jest tak żenujący, że aż wstyd o nim pisać: że jak nie będzie wpływów państwowych, to będą wpływy lewe. Nie rozpisując się już o tym, że i tak są (wiem, wiem, nikomu nic nie udowodniono), to posługując się podobną logiką należałoby sprawić jakieś permanentne becikowe złodziejom, włamywaczom i innym szulerom w nadziei, że przestaną kraść, włamywać się i dokonywać kantów.
Po drugie, nawet legalnie wydawane środki budzą poważne wątpliwości, co do słuszności i celowości (nie mówiąc już o rzetelności i gospodarności – patrz: ustawa o NIK). Czy naprawdę periodyczne zaśmiecanie kraju ulotkami, plakatami, bannerami, służy dobru powszechnemu ? Jaki interes społeczny leży w utrzymywaniu typów pokroju Ostachowicza, czy Tymochowicza ?
Kolejny argument: partie polityczne są elementem ustroju państwa i jako takie, winny być systemowo przez owe państwo zasilane. Niby słusznie. Tyle, że co najmnej równie istotne dla utrzymania ustroju są np. związki obywatelskie charakteru niepolitycznego. Będziemy dotować stowarzyszenia ? Które ?
Dalej: czy facet, który zakłada fabryczkę i zatrudnia ludzi, nie podtrzymuje demokracji ? A prywaciarz, łożący na lokalną gazetę ? A kolega, który opiekuje się bezdomnymi zwierzakami ? A lekarz diagnozujący za darmo ? A Rafał Będkowski ? Przecież człowiek dbający o pamięć zbiorową buduje tkankę społeczną dużo lepiej, niż facet wykrzykujący głupawe hasełka na wyborczym wiecu.
Uznajmy wreszcie – OK, partie polityczne są ważne i bardzo ważne. Tyle, że Państwo posiada również inne, ważne cele. I tu można dyskutować o priorytetach i kryteriach: czy gmina robiąca bokami, koniecznie musi utrzymywać teatr i, czy w każdym powiecie musi być aquapark (albo termy).
Ale państwo, które likwiduje szkoły, komisariaty policji, połączenia kolejowe i autobusowe, które nie buduje żłobków i przedszkoli, państwo wciąż bankrutujących szpitali, itp., itd. – to samo państwo wykłada kasę na facetów w garniturach, Bóg Jeden wie, czym się zajmujących.
Ja nie twierdzę, że te 190 mln zł coś tu zmienią, ja nie pytam nawet o etykę, ja pytam o kryteria, wg których to państwo jest budowane.
Mariusz Korejwo
Skomentuj
Komentuj jako gość