Bo nie widzę powodów, aby poprzestawać na małym. Idźmy na całość, w końcu stać nas na to. Jesteśmy co najmniej zieloną wyspą, tak jak byliśmy co najmniej siódmą (ósmą, dziewiątą – przepraszam, różnice w źródłach) potęgą gospodarczą w świecie. Przepraszam: Potęgą Gospodarczą w Świecie.
Więcej, jest sensowniej obchodzić rocznicę śmierci wielkiego i zasłużonego człowieka, niż rocznicę urodzin wielkiego i zasłużonego człowieka. No, bo co tam urodziny – jak ktoś się rodzi, to jeszcze nie wiadomo, czy będzie wielki i zasłużony (nie dotyczy Kim Ir Sena, Kim Dzong Ila i innych Kimów), a jak już umarł, to w zasadzie wiadomo wszystko. Tymczasem ostatnią z okrągłych rocznic zgonu Edwarda Jeżowłosego Lewica Postępowa [cyt. dalej: LP] haniebnie przespała. Nadrabianie tego jubileuszem powicia ciągnie popeliną. Ta sama LP przecież wiedziała, że czcić należy moment zgonu Gabriela Narutowicza, pies z kulawą nogą nie świętował dnia narodzin pierwszego z prezydentów RP (wszystko do nadrobienia, zwłaszcza, że to chyba będzie identycznie z konstytucją marcową, którą tak hołubili dziadowie dzisiejszej LP).
A zasługi ? Co tam coca cola, gierkówka, ubezpieczenia społeczne dla rolników, „Studio 2”, sukcesy futbolistów i odbudowa Zamku Królewskiego ! Stalin dał nam granice, o których nie śmieli marzyć Sikorski z Sosnowskim, Mackiewicz z Giedroyciem, czy Rydz z Beckiem. Nie tylko dał (przeciw czemu byli nie tylko Niemcy ale i Anglosasi) ale i utrzymał, zachował, polskiej racji bronił. Stalin nie uczynił z Polski republiki radzieckiej. A mógł. Patrzcie, co spotkało Litwinów, Łotyszy... A my mieliśmy armię pod narodowymi barwami (drugą w obozie !). Że orzełek bez korony – Boże mój, legiony Piłsudskiego też go nie miały.
I w ogóle, nie ma co się czepiać, że Sekretarz Edward, tak nowoczesny (technokrata !), tak od Gomułki różny, tak odmienny ze swoją Stachą od średniej estetycznej partyjno – rządowej, już za Bieruta obecny był u samych szczytów władzy (członek KC od ’54 r.), już za Ochaba w jej najściślejszej elicie (Biuro Polityczne od lata 1956 r.), a wredny tow. Wiesław nadał mu najwyższe z PRL-owskich odznaczeń (Budowniczy Polski Ludowej).
Nie wolno być małostkowym i wypominać sympatycznemu górnikowi, że skutecznie jak nikt przed nim, reanimował politykę ujednolicenia i monolityzacji, ufundowaną jeszcze w drugiej połowie lat ’40-tych. To, co się rozsypało w Październiku, Gierek zbierał. Próba wskrzeszenia ZMP urodziła najpierw FSZMP, a potem ZSMP. Na każdym szczeblu państwowej administracji wprowadzono unię personalną pomiędzy I-szym sekretarzem komitetu PZPR a stanowiskiem przewodniczącego rady narodowej. Jakub Karpiński zwracał uwagę, że to w dekadzie gierkowskiej do wszelkich możliwych i niemożliwych nazw włączano przymiotnik ‘socjalistyczny’. To za Gierka prawdziwego impetu nabrała ofensywa świeckiego ceremoniału: świeckie, państwowe, a de facto socjalistyczne w treści i scenografii (zawsze pompatyczne i oficjalne) miały być uroczystości już nie tylko ślubne i pogrzebowe, ale również te związane z chrztem, pasowaniem na ucznia, nabyciem praw obywatelskich, podjęciem pierwszej pracy, powołaniem do wojska, itd.
Tak jak podstawowym orężem władzy w latach ’40-tych i ’50-tych były służby bezpieczeństwa, a w latach ’80-tych wojsko, tak za Gierka były nim kadry partyjne. To postęp przecież, lepszy zawsze aparat w cywilu, niż służby w mundurze. Stąd i szacunek dla nomenklatury: „to za jego [Edwarda Gierka] rządów w latach 70-tych nieopublikowane Rozporządzenie Rady Ministrów dawało dzieciom członków najwyższego kierownictwa partyjnego i państwowego – obecnego, przeszłego i przyszłego – specjalne przywileje, czyli, m.in. dożywotnie uprawnienia do korzystania z rządowej służby zdrowia, a także zabezpieczenie przed zwolnieniem z pracy i przed wszelkimi innymi niedogodnościami życiowymi” [J. Rolicki, „Edward Gierek. Życie i narodziny legendy”].
To Gierek wprowadził do konstytucji zapis o PZPR jako przewodniej sile narodu, czyniąc z partii komunistycznej filar ustrojowy państwa. To jego zamysłem było wprowadzenie lojalistycznej formułki wieczystego sojuszu z Wielkim Bratem. Na wieki. No, ale to też mały problem – kogo obchodzi, co tam się bazgrze w Dzienniku Urzędowym ?
Nie ma też, co się czepiać gigantycznych długów, które nam I Sekretarz narobił. Nie tacy jak on pożyczali i nie oddawali. Myśmy w końcu oddali, więc w ogóle nie ma o czym mówić.
A kartki na żywność ? Ich powrót do gospodarczego krwioobiegu po ćwierćwieczu, to tylko objaw zamiłowania do tradycji, co winno cieszyć konserwatywną część społeczeństwa. Kartki zresztą mieli i bogaci Anglicy, a sama święta „Solidarność” upominała się o nie, widząc w kartkach realizację umowy społecznej. Gierek jedynie antycypował żądania ludu.
Słusznie też tłukł radomskich wandali; co to jest 2,5 tysiąca skatowanych (szacunek J.J. Lipskiego) wobec spokoju państwa ? A naród go poparł, co można było zobaczyć w telewizorze, co widać na licznych fotografiach i dziś. Należy za to docenić, że nie zabijał, jak Sekretarze przed nim i Sekretarz po nim. Jeden, czy dwóch księży (Brożyna, Kotlarz), nie powinno tu psuć obrazu, tym bardziej, że zejścia dokonały się w okolicznościach niewyjaśnionych. Pyjas natomiast po pijaku spadł ze schodów, a ten jego kumpel z wodowstrętem utopił się w wodzie do kostek.
Wszystko zatem jest jasne i klarowne, zawodowe marudy nie zepsują nam świetnej narodowej imprezy (co najmniej na miarę EURO-2012). Zdumiewa jedynie brak rozmachu projektantów jubileuszu – dlaczego tylko rok ? Bawmy się lat dziesięć, okrągłą dekadę. Niesłusznie przerwaną.
Mariusz Korejwo
Skomentuj
Komentuj jako gość