"Jednak nawoływanie Ministra Spraw Zagranicznych RP w stolicy obcej potęgi, aby ta nie wahała się objęcia Europy silną ręką; jednak wyciszanie katastrofy smoleńskiej w imię „nie nadszarpywania stosunków”; jednak zbywanie niepokojów i wątpliwości frazą „bo tak każe Bruksela” – czy nie jest to składanie priorytetów własnych do niższej szuflady?"- pisze Mariusz Korejwo
Historyk, nawet tak bardzo niezawodowy jak niżej podpisany, ma swoje zadania edukacyjne. Czasem więc wypada pobawić się, na przykład, rolą żywego kalendarza.
Czy wiedzą Państwo, że obchodzimy właśnie sześćdziesięciolecie dowodu osobistego ? Czy Państwo wiedzą, że ten ostatni jest rówieśnikiem PRL ? Czy wielu z nas kojarzy, że ożywiony (na skutek antyplatformerskich złośliwostek) FJN – poprzednik niesławnego PRON’u – też ma w roku bieżącym swój okrągły - fakt, że pośmiertny – jubileusz ?
A kto kojarzy, że równo trzydzieści lat temu pochowano „tow. Wiesława” ? I, że w związku z tym (krótko, ale jednak), jedna z ulic Olsztyna nosiła jego imię?
Badanie historii ma tylko tyle sensu, o ile pomaga zrozumieć współczesność. W innym przypadku staje się zajęciem hobbystycznym, równie istotnym jak „chów i hodowla” skalarów. Historyk niekoniecznie musi wiedzieć, „ile koni uczestniczyło w bitwie pod Azicourt” (autentyczne pytanie egzaminacyjne), powinien chyba jednak umieć wskazywać linki łączące przeszłość z teraźniejszością.
Pochowany trzy dekady temu Gomułka, jego życiorys, jest dla nas dziś cenniejszy, niż na przykład, o wiele bardziej oczywiste biografie Bermana, Minca, czy Bieruta. Tamci stanowili agenturę wprost, bez niedomówień i wątpliwości; często bardziej stalinowscy niż sam Stalin, byli moskiewskimi namiestnikami i już. Gomułka natomiast, sieje zamęt i niepokój niejednoznaczności, bo zawsze znajdą się tacy, którzy różnicując poziomy zła, wezmą go w obronę.
Moja teza jest taka, że źródłem wybieleń nie jest wcale (łże) tradycja „małej stabilizacji”, Willy Brandt klęczący u stóp pomnika Ofiar Warszawskiego Getta, czy entuzjazm Października’56. Bo i do tego można się przyczepić: „mała stabilizacja” lat ’60-tych to gnojenie wolnej literatury (wyroki skazujące za posiadanie książek !), to kilkadziesiąt (każdego roku !) tłamszonych strajków robotniczych, to otwarta wojna z Kościołem (i np. aresztowania poświęconego obrazu), to kara śmierci za przestępstwa gospodarcze. Październik ??? Warto przypomnieć, że sławetny, półmilionowy wiec na pl. Defilad, Gomułka zakończył okrzykiem: dość wiecowania !!!
I chyba wcale nie chodzi o niepamięć dziejową, bo tow. Wiesław władający Partią, a więc Polską Ludową, w jej pierwszych latach, był co najmniej współodpowiedzialny za wszystko, co wówczas działo się najgorszego: od wyrzynania oponentów, po grube fałszerstwa wyborcze.
Chodzi natomiast o nieszczęsne „odchylenie prawicowo - nacjonalistyczne”, które zmiotło Gomułkę na chwilę z areny politycznej, przydając mu jednocześnie w narodzie legendy. Bo jeśli wraża władza oskarżała kogoś o „nacjonalizm”, to tak jakby awansowała go na patriotę.
Sprawa była równie absurdalna jak wywody I Sekretarza, który na przykładzie koszuli przekonywał młodzież, że dzieje jej się dwa razy lepiej niż działo się młodzieży przed wojną. Bo przed wojną to on, Gomułka, miał dwie koszule, a za władzy ludowej ma ich już cztery.
Kłopot z tow. Sekretarzem jest taki, że on sam był równie kostyczny, dogmatyczny, co nieskazitelnie uczciwy. Najlepszy przykład no to, że sama uczciwość to za mało.
Ten człowiek - przypomnijmy, że nie został zabity przez Rosjan tylko dlatego, że wredna Sanacja zamknęła go w więzieniu – miał od początku do końca klarowną wiedzę, że cały ruch komunistyczny w Polsce funkcjonował tylko i wyłącznie w ramach nakazów moskiewskich. Że bez wiedzy Międzynarodówki (wydział KPZR) „nie można było zmienić nawet przecinka”; doskonale wiedział, który z towarzyszy KC PPR/PZPR jest agentem NKWD; wiedział (i mówił o tym głośno), że bez sowieckich bagnetów Partia w Polsce nie ostanie się ani chwili, bo oparcia społecznego nie ma żadnego. Krótko mówiąc, wiedział, że wkracza na ziemie polskie w roli marionetki obcego państwa, żeby zaprowadzić w tejże Polsce kompletnie niechciane porządki.
A pomimo tego wszystkiego, przynajmniej w połowie pisarstwa historycznego funkcjonuje jako patriota ! Co więcej, sam siebie tak właśnie widzi: jako wielkiego polskiego patriotę, który ratuje Ojczyznę z opresji dziejowych.
Gomułka pisał o Katyniu: „Osobiście nie miałem najmniejszych wątpliwości, iż oficerów polskich […] wymordowali Niemcy” ale, pisze dalej, nawet gdybym wówczas wiedział jak było naprawdę, „również z całą pewnością” popierałbym wersję radziecką.
To tylko exemplum obrazujące postawę tow. Wiesława, bo identyczną formułę wybierał za każdym razem, gdy w grę wchodziło „stanowisko Moskwy”. I za każdym razem Gomułka zamyka swoją postawę patriotycznym gestem. „Bywają sytuacje, kiedy w imię najżywotniejszych interesów narodu nawet brutalne kłamstwo należy przybierać w szaty prawdy.”
To, że polityk kłamie to banał. To, że kłamstwo przydaje się w sprawowaniu władzy jest oczywiste. Więcej, cynizm może być pożyteczny (i nie chodzi tylko o Sowiety, i nie tylko o komunistów). Jednak fakt, że polityk rządzący państwem rozpatruje jego priorytety przez pryzmat racji stanu obcej potęgi, jest przynajmniej pierwszym krokiem ku renegactwu.
Ja nie twierdzę, że istnieje tu analogia do rządu Tuska. Jestem też mile świetlne od oskarżania dzisiejszych decydentów o świadome działanie na szkodę kraju. Jednak nawoływanie Ministra Spraw Zagranicznych RP w stolicy obcej potęgi, aby ta nie wahała się objęcia Europy silną ręką; jednak wyciszanie katastrofy smoleńskiej w imię „nie nadszarpywania stosunków”; jednak zbywanie niepokojów i wątpliwości frazą „bo tak każe Bruksela” – czy nie jest to składanie priorytetów własnych do niższej szuflady ?
Gomułce wszystko się pomyliło. Abstrakcyjny dogmat realizował najgorszym z możliwych narzędzi. Jego doprowadziło to strzałów na Wybrzeżu. A was, panowie ?
Mariusz Korejwo
Skomentuj
Komentuj jako gość