Po co mierzyć się z twardą materią rzeczywistości, przekonywać do siebie programem, studiować analizy; lepiej rąbnąć małpkę na Krakowskim Przedmieściu. Nowy dekalog już istnieje; święci triumfy i co dzień dostarcza kolejnych przykładów swojej użyteczności. Nie pojmuję jakim cudem ten stary w ogóle jeszcze miota się po kątach i czy jedynym jego celem nie jest przeczenie samemu sobie- pisze Mariusz Korejwo
Myślę, myślę, i nic. Cóż, zdarza się.
No, bo jest tak: przepełniona „jedynka” na Redykajny. Na przystanku włazi klasyczny żul. Pal licho podła szata i wypchane Bóg wie czym torby, ale ta woń ! Tył autobusu wyludnia się błyskawicznie; pan zajmuje cztery siedzenia i jeszcze trochę, dość miejsca na wyciągnięcie nóg i swobodną drzemkę. Oczywiście, mowy nie ma o kasowaniu biletów. Reszta tłoczy się w niemiłosiernym upale. Wóz buja się rytmicznie na Bałtyckiej. Tak ma być.
Albo pewna niedziela. Pociąg relacji Olsztyn – Toruń. Zajmujemy miejsca w kowbojkach. Tu i ówdzie wolne siedzisko. Czekamy na odjazd. Nagle do wagonu wpada pododdział policji. Z wyglądu, ciut nie robocop. Hełmy z przesłoną, wielgachne tarcze, pancerz na całym ciele, z goleniami włącznie. Grzecznie uprzedzają: proszę przejść na przód pociągu, tu będzie niebezpiecznie. Po chwili większość składu zajmuje rozwrzeszczane stado. Kibice, jadą z meczu. Cywile stłoczeni w jednym wagonie, z biletami w zębach. Reszta pociągu – oni. Za przejazd, rzecz jasna nie płacą. Na peronie, lekko licząc, pluton policji. Nikt niczego nie gwarantuje, jedziemy na własną odpowiedzialność. Godzina opóźnienia, oni wyją swoje hymny, my – w lęku aż do Iławy.
Albo jest tak: gładki politruk, mimoza, twarz wielkich reform, z których każda jest klęską, ale naród daje mu w cuglach mandat europejski, obdarza w koreańskich procentach liczonym zaufaniem, a system powierza mu fotel, pełen glorii i chwały. I pokaźną sakiewkę.
Pajac za „kaczkę smoleńską” dostaje łup parlamentarny, sławę medialną i trzeci wynik w wyścigu wyborczym. Źle uczesana pani, wulgarne kłamstwa i doszczętnie spapraną ustawę, wieńczy stanowiskiem drugiej persony państwa. Mąż stanu, wyprowadzający czołgi na własnych obywateli, jest bohaterem narodowym, fetuje go i poważa prezydent wolnego kraju.
No więc, myślę i myślę, i nadal nic. Podobnie jak podmiotowi lirycznemu z „Vademecum skauta” (Lady Pank), mi też za cholerę nie wychodzi, że uczciwość, kindersztuba, samokontrola, wzgląd na bliźnich, itp. cokolwiek są warte. Grzeczność na drodze ? Ty stoisz w korku, on już dawno je w domu zupę. Idziesz na swoje i zakładasz warzywniak ? Lepiej postawić pół hektara blaszaka, państwo cię zwolni od podatku. Piszesz w pocie czoła swoją magisterkę ? Inny sklei gotowce ściągnięte z sieci i pójdzie na piwo. Dbasz o środowisko i jeździsz rowerem ? Pan w landcruiserze zajedzie ci drogę i na osłodę pokaże palec. Środkowy
Leniwy konował wystawi leki na „oko”, arogancki sędzia wyda wyrok przed rozprawą – obydwa przypadki są prawdziwe, pochodzą z ostatnich tygodni, i obydwa zdemolowały życie innych ludzi. W obydwu istniały, czarno na białym zapisane, powody aby postąpić zgoła odmiennie, niż to miało miejsce. Obydwaj panowie są nienaruszalni, mają dobre samopoczucie i odebrali wynagrodzenie identyczne, jak to, które dostaliby za solidnie wykonaną robotę. Więc po co się starać ?
Po co uczyć dzieci w domach grzeczności, nakłaniać do nauki, świecić przykładem ? Lepiej wysłać na jukandans & co. Sukces to kasa, foto na okładce, ochy dziwadeł za stołem jury.
Po co prawić po kościołach o wierności ? Wierność to nuda i popelina. Przyjemniej używać życia, szukać nowości, no i nie być zdradzonym pierwszemu.
Po co mierzyć się z twardą materią rzeczywistości, przekonywać do siebie programem, studiować analizy; lepiej rąbnąć małpkę na Krakowskim Przedmieściu. Naród dostrzeże, doceni, aparat wspomoże. A potem bendem prezydentem.
Nowy dekalog już istnieje; święci triumfy i co dzień dostarcza kolejnych przykładów swojej użyteczności. Nie pojmuję jakim cudem ten stary w ogóle jeszcze miota się po kątach i czy jedynym jego celem nie jest przeczenie samemu sobie.
Nie od rzeczy będzie przypomnieć, że sfera polityki nie jest wolna od ocen etycznych. Dobre rządzenie jest powinnością moralną, ergo rządzenie złe jest równoznaczne z czynieniem zła. I wcale nie konieczne jest do tego łamanie prawa. Zasada obowiązuje również opozycję: w systemie parlamentarnym ma ona bowiem identyczny wpływ na jakość systemu jaki ci, którzy aktualnie formują rząd.
Człowiek i pies od Pawłowa tyle ze sobą mają wspólnego, że wolą nagrody od kar. Wybór zestawu odruchów, czynów i postaw człowieka sukcesu jest prosty – niezależnie od tego, czy ma miejsce w autobusie, czy gabinecie ministerialnym.
Skomentuj
Komentuj jako gość